play 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PRZEPRASZAM JESTEM OKROPNA W TYCH SCENACH!
WYBACZCIE! I PROSZĘ! PRZECZYTAJCIE KOLEJNY POST + ŁASKAWIE BŁAGAM O OPINIE PO TYM ROZDZIALE !


Dziękuje za 1,8k wyświetleń i coś koło 290 gwiazdek! Jesteście super!

ENDŻOJ! + przepraszam za brak rozdziału w tamtym tygodniu...więcej o tym za chwilę


____________________


W tym pocałunku było wszystko. Lata tęsknoty. Tajemnice. Kłamstwa. Ból. Wszystko. Trzymał mocno moją twarz, podczas kiedy ja jedną dłoń wplątałem w jego włosy, a w drugiej nadal spoczywał mój glock. Całowaliśmy się, jakby tych ludzi tutaj nie było. Jakbyśmy byli sami. Ciągnąłem jego długie loki, niszcząc cudowną fryzurę. Nie rozumiałem i chyba nie chcę rozumieć, postępowania mężczyzny mojego życia. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Harold milczał, uważnie studiując moją twarz. Czyżbym był brudny? Mam nadzieję, że nie, bo byłby przypał. Odwróciłem głowę w stronę skulonego na ziemi mężczyzny. Martin zawsze miał niską tolerancję bólu, no cóż, taką ma gnój urodę. Uniosłem broń, żeby jeszcze mu coś przestrzelić, jednak duża dłoń spoczęła na moim małym słonku.
-Lou, zostaw. Nie jest tego wart-wyszeptał Harry do mojego ucha. Prychnąłem, ściskając jego palce w miażdżącym uścisku. Młodszy prowadził nas do wyjścia, nikt nas nie zatrzymywał. Nikt nie śmiał. Bez słowa wsiedliśmy do podstawionego samochodu. Wtedy się zaczęło. Nie było jednak to to, czego się spodziewałem. Harry rzucił mną o siedzenie tylko po to, żeby samemu zająć miejsce koło mnie i wciągnąć moje chude ciałko na jego kolana. Chwycił moją twarz w dłonie, po czym mocno pocałował. Oddałem pieszczotę, chwytając jego loki w mocnym uścisku. Harry trzymał mnie wręcz desperacko. Po kilku chwilach oderwaliśmy się od siebie, głośno dysząc.
-Haz...-zacząłem, na co on pokręcił głową, całując moją szyję-Wiesz...ah...że musimy porozmawiać?-przytaknął, ssąc czerwony punkt na mojej szyi.
-Mhm...-mruknął, nadal mnie znacząc. Już miałem kontynuować, kiedy wielka dłoń wylądowała na moim pośladku. Oho, chyba wiem do czego on dąży. Nie ma tak łatwo...nagle pisnąłem miało męsko. Długie palce zaciskały się na moim tyłku. Odchyliłem głowę do tyłu. Kurde Harry wiedział, że lubię, kiedy bawi się moimi pośladkami. Głupek. Ciepłe usta całowały moje gardło, zostawiając tam co chwilę mniejsze, lub większe, ciemne plamki. Pociągnąłem mocno za przydługie loki. Harry mruknął w aprobacie na moje działania. Czyli dobrze zapamiętałem. Nadal to lubi. Dłonie przeniosły się z mojego tyłka na nagą skórę brzucha. Nawet nie zauważyłem, kiedy moja koszulka została uniesiona. Odciągnąłem usta Harryego od mojej szyi. Spojrzeliśmy sobie w oczy i świat znowu zamarł. Pomiędzy nami było tyle emocji, tyle nie wypowiedzianych słów, tyle tajemnic, jak również niesamowita tęsknota. Nasze usta spotkały się w połowie drogi. Języki pierwsze się odnalazły, łącząc się w namiętnym tańcu. Całowaliśmy się jak szaleńcy, którymi byliśmy. Obydwoje byliśmy obłąkani, nie tylko własnymi demonami. Szaleni z miłości. Jak tandetnie. Silne dłonie głaskały moją pokrytą tatuażami skórę. Musiały wykrywać większe blizny, ponieważ to właśnie one posiadały najwięcej uwagi palców loczka. W jednym momencie moja marynarka znajdowała się na ziemi, tak samo jak ta Harryego, po chwili do niej dołączyła moja koszulka. Oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając. Patrzyłem na jego idealne ciało, podczas kiedy on pochylił się do moich obojczyków. W tym momencie ciepły język zaczął zwiedzać moją pierś. Wzdychałem w jego ramię. Sam nie wiem, co mnie tak podnieciło. Głośny jęk uciekł z moich ust, kiedy Harry potarł mojego penisa przez spodnie. W zamian za to ugryzłem go w ramię. Co z tego, że przez koszulę? Liczy się. Długie ramiona przyciągnęły mnie bliżej, tak, że moja naga pierś spotkała tą odzianą w koszulę. Kolejny jęk uciekł spomiędzy moich ust, kiedy otarłem się o twardego kutasa mężczyzny pode mną. Harry syknął, wracając do ściskania moich sutków i robienia tysięcznej malinki na szyi. O nie...nie ma tak łatwo! Moje biodra zaczęły powolny taniec na jego wygodnych udach, podczas kiedy jęczałem na cały samochód. Boże. Co on ma za palce?! Moje dłonie powędrowały do rozburzonej fryzury Harryego, ciągnąc go za miękkie loki. Spojrzałem w dół i....o kurwa. Zielone oczy patrzyły na mnie z wysokości mojej piersi. Harry zapamiętale ssał mój sutek, który już trochę bolał. Jednak to mało istotne! Oderwałem jego głowę od jakże fascynującego zajęcia, tylko po to, żeby go znowu pocałować. Byliśmy tak zajęci całowaniem się, że nie zauważyliśmy, że jesteśmy na miejscu. Nagły huk otrzeźwił mnie na tyle, żebym spojrzał za okno. Okazało się, iż to nie huk, tylko Niall stukający w przyciemnioną szybę. Uśmiechnąłem się słodko do nachmurzonego Harry'ego, po czym uniosłem się z niego. Zanim wysiadłem, poprawiłem co nie co.
-Musimy porozmawiać. Później może coś się wydarzy...-schyliłem się, żeby skraść mu mały pocałunek-...albo i nie. To zależy od tego, czy będziesz grzeczny...-kolejny skradziony buziak-...tatusiu-wyszeptałem naprzeciw jego malinowych ust. Zanim zdążył mnie złapać, wysiadałem z pojazdu wprost w ramiona blond kupki szczęścia. Niall tulił mnie cholernie mocno, co chwilę coś mamrocząc pod nosem.
-Ty chory, nieodpowiedzialny, nierozważny, idiotyczny, głupi, sukowaty, z wielkim tyłkiem chujku! Ty idioto! Jak mogłeś tak zniknąć, nie dając znaku życia przez kilka dni?! Jest końcówka listopada! Co by było, jakbyś gdzieś zamarzł?! Albo lepiej! Miał wypadek! Myśl czasem Louis!-krzyczał Niall, potrząsając mną jak szmacianą lalką. Patrzyłem na niego z głupim uśmiecham na twarzy. Coś ciepłego rozlało się w moim wnętrzu...i to nie była sperma. Zaśmiałem się cicho, po czym przytuliłem mocno rozemocjonowanego Irlandczyka. Kołysaliśmy się na boki zatopieni w czułym uścisku. Zaśmiałem się w jego szyję, sam nie wiem z czego się śmiałem.
-W ogóle Louis, co ty masz na sobie? I czemu byłeś z Harrym? Przecież on był na....O mój boże! Coś tam robił?! Masz mi wszystko wyśpiewać!-krzyczy, ciągnąc mnie do domu. Niewyobrażające szczęście ściska moje serce. Czy tak właśnie wygląda dom? Jest pełen ciepła? Czułości? Miłości? Oglądam się na loczka, który rozmawia o czymś z Zaynem. Mój Harry. Tak to na pewno jest dom. Wpadamy do wielkiej willi. Po chwili moje kolana są otoczone przez drobne rączki Emmy. Mocno przytulam dziewczynkę do siebie. Później dostaję mocny uścisk od Sally i Stan'a. Marie oraz pozostali też mnie witają z uśmiechami. Czuje się tak cudownie. Jakbym latał. Chcą mnie zaciągnąć do salonu, jednak udaje mi się czmychnąć do góry. Pędzę do swojego pokoju, cały czas się uśmiechając. Chwytam za duży, miękki sweter i luźne dresy. W ekspresowym tempie zrzucam z siebie brudne ubrania. Nagle moją uwagę przyciąga czerwona plamka na białej koszulce. Krew. Nie moja. Krew. Spoglądam na bok swojej ręki. Jest tam kilka plam szkarłatnej cieczy. Podchodzę do lustra, nadal spoglądając na czerwień. Dotykam jednej z plamek kciukiem. Kiedy jestem pewien, iż na moim palcu pozostało trochę szkarłatu, podnoszę głowę. Patrzę w swoje oczy, kiedy mój kciuk przejeżdża po moim policzku. Zostawia po sobie wściekle czerwoną linię, która po chwili znika. Ślad ciągnie się od kości policzkowej aż do żuchwy. Przechodzi przez znak Stylesa. Patrzę na siebie i nie widzę siebie. Nagle przede mną stoi chłopak cały w brudnej krwi. Jego ubrania są nią przesiąknięte. Dłonie poranione. Policzki zadrapane. Nos cały w krwi. Włosy opadają na twarz. Rubinowe krople zostawiają artystyczne smugi na twarzy młodego chłopaka przede mną. Całe jego ciało drży. W trzęsącej się dłoni trzyma on glocka. Wygląda krucho. Wygląda jak potwór. Wtem chłopak unosi na mnie swoje spojrzenie. Krzyczę. Krzyczę głośno, zamachując się na lustro. Szklana powłoka pęka, raniąc moje knykcie. Cofam się, przewracając wszystko na swojej drodze. Opieram się o ścianę. Osuwam się na ziemię, drżąc. Mój żołądek zwija się w poczwórne chińskie osiem. Jest mi niedobrze.
Niebieskie. Puste. Szare. Zniszczone. Zbrukane. Oczy mordercy. Moje oczy.
Kręcę głową. Nie, nie...to nie byłem ja. Nie. Nie. NIE! Chce krzyczeć, jednak żaden dźwięk nie ucieka z moich ust. Ciepła krew kapie na czarną posadzkę. Patrzę na krople tworzące się na ziemi. Patrzę na nie jak zahipnotyzowany. Nie tylko kolor oczu Harryego jest piękny. Czerwień jest zaraz po zieleni. Biorę głębokie oddechy, zanim podnoszę się z ziemi. Szybko sprzątam łazienkę, znaczy staram się. z jedną ręką to jednak ciężka sprawa. Rezygnuję z prysznica na koszt opatrunku. Ze sprawnością, o jaką bym się nie podejrzewał, zakładam odpowiedni opatrunek na dłoń. Szybko zakładam sweter i dres, a do tego jeszcze puchate skarpety. Z lekkim uśmiechem wychodzę z łazienki. Idę do mojego pięknego loczka.
To były moje oczy i jestem tego świadom.






Na parterze przywitały mnie wesołe śmiechy i rozmowy. Zatrzymałem się w przejściu, przypatrując się mojej rodzinie. To była rodzina. Rodzina to miłość, szacunek, szczerość, przyjaźń, czułość, zrozumienie. To chęć bycia z kimś. Chęć dzielenia się szczęściem. Chęć bycia blisko. Z uśmiechem przypatrywałem się ludziom, oglądającym film na wielkim telewizorze. Rozglądałem się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu mojego loczka. Muszę z nim pomówić. Nie było go tutaj. Nie ma. Na palcach podszedłem do Irlandczyka, który tulił swojego chłopaka.
-Niall- zastukałem palcami w jego ramię.
-Hmm?-mruknął, spoglądając na mnie.
-Gdzie jest Harold?-szepnąłem, kucając przy kanapie.
-U siebie w gabinecie. Powiedział, żebyś do niego przyszedł-kiwnąłem głową i już miałem, kiedy...-Tylko bądźcie cicho, Louis! Tutaj są dzieci!-zaśmiał się Niall. Pokręciłem głową, po czym ruszyłem znajomym korytarzem. Szedłem powoli, nie myśląc o niczym szczególnym. No dobra, myślałem o czymś, albo o kimś. Tak, to był mój loczek. On zawsze mnie wypełnia...Zapukałem, po czym odczekałem chwilkę. Wszedłem, kiedy z głębi pokoju doszedł mnie głęboki głos.
-Wejdź-Harry leżał na kanapie w samych spodniach i odpiętej koszuli. Uśmiechnąłem się bokiem twarzy. Zamknąłem drzwi, żeby nikt nam nie przeszkadzał w rozmowie. Usiadłem na mu na biodrach, na co podniósł ramię, którym zasłaniał oczy. Na jego przystojnej twarzy zagościł leniwy uśmieszek. Długie palce pogłaskały moje biodro. Czy on ma jakiś GPS, że wie gdzie znajdują się wszystkie moje kości? Posłałem mu drobny uśmiech. Przesunąłem się trochę w dół. Harold nabrał gwałtownie powietrza. Mój chichot był doskonale słyszalny w pustym pomieszczeniu. Oparłem dłonie na jego torsie. Kiedy one zjeżdżały w dół, ja pochylałem się w przód. Wtem moje usta zderzyły się z ustami Hazzy. Moja pierś dotknęła nagiej skóry na torsie ozdobionym tuszem. Palce, tak samo jak dłonie, zatrzymały się na biodrach mojej gigantycznej miłości. No co? Nie powiem, że jest mały bo to kłamstwo, no ludzie, proszę was. Wielkie dłonie spoczęły na moim tyłku, a kolano Harry'ego znalazło się miedzy moimi nogami. Przesunąłem dłonie z jego torsu na ramiona, po drodze zahaczając o sterczące sutki. Pomasowałem spięte mięśnie, cały czas całując malinowe usta. Harry miętosił moje zgrabne pośladkami, podczas kiedy ja robiłem to samo z jego loczkami tuż przy karku. Po chwili oderwaliśmy się. Wziąłem krótki oddech, spoglądając w zielone tunele. Przepadłem. Znowu moje wargi spotkały te pasujące do nich. Nigdy nie będę miał dość. Nigdy. Gorąca dłoń spoczęła na dole moich pleców. Wtem głośny jęk uciekł z moich ust. Przerwałem pocałunek opierając czoło o nos loczka. Długi palec pocierał moje wejście, na co w moim brzuchu rodził się rój motyli. Dodam, że te motyle produkują masę ciepła. Kolejny jęk i kolejne podrażnienie mojej dziurki. Jaki z niego dręczyciel. Nie, żebym nie miał jak się mu odwdzięczyć. Pomimo przyjemnego tarcia chciałem dać coś od siebie Harryemu. Zacząłem kręcić biodrami tuż przy jego pół twardym penisie. O tak. Sapałem w jego usta, chociaż nawet poprawnie mnie nie dotknął. Boże, nie uprawiałem seksu od trzech lat! O cholera! Jednak, żeby nie było Harry też sapał w moje usta, co chwile je przygryzając. Nagle wręcz parząca przy dotyku dłoń znalazła się pod moim dresami. Mogłem jednak ubrać te bokserki w żółty ser. Długie palce przesunęły się po moim pośladku, głaszcząc go wręcz z namaszczeniem. W między czasie wgryzłem się w szczękę Harolda, na co on sapnął. Hehehe, teraz nie tylko ja będę naznaczony. Oderwałem się od niego w momencie, kiedy suchy opuszek palca przejechał po moim wejściu. Moja głowa ponownie opadła na twarz Harryego, tyle, że tym razem na brodę. Cały czas poruszałem biodrami. Pot spływał mi po skroni. Kurwa. Moja kondycja to dno. Dno, muł i wodorosty.
-Lou...kochanie...-uniosłem wzrok na prawie czarne oczy mojego Harry'ego. Naraz stało się kilka rzeczy. Zostałem cudem, mówię wam, pieprzowym cudem, przewrócony na plecy, a Harry wisiał nade mną. W tym samym momencie czubek długiego palca z sygnetami znalazł się we mnie, a nocne niebo przeszyła błyskawica. Grzmot zagłuszył mój jęk. Harry patrzył na mnie z takimi uczuciami...boże, moje serce. Uśmiechnąłem się, głośno dysząc. Druga dłonie Harolda wkroczyła do gry, obciągając...moje spodnie w dół, dzięki czemu mój nagi penis wyskoczył na zewnątrz, krzycząc „W końcu wolność!". Nie mam pojęcia jak on tego dokonał, ale po chwili byłem nagi od pasa w dół. Czarodziej Harold. Nagle palec wewnątrz mnie wszedł głębiej, na sucho. Kurwa. Syknąłem, jednak kurde, lubię to. Sięgnąłem do jego dresów, które szybko znalazły się na poziomie jego kolan. Przełknąłem ślinę patrząc na tego giganta. O szlag. Urósł. Posłałem mu mały uśmiech, chwytając twardego jak skała penisa. Cichy jęk uciekł z jego opuchniętych ust.
-Harry...-mruknąłem, przyciągając go bliżej. Palec zagłębił się coraz bardziej we mnie, podczas kiedy moje usta były całowane, a dłoń pieściła wielkiego kutasa. Wtem Harry przysunął się bliżej. Przejechał swoją gorącą jak piekło dłonią przez moją pierś do sterczącego penisa. Chwycił go w mocnym uścisku. Mocniej ścisnąłem jego włosy, przyciągając go do siebie. Bliżej. Kochaj mnie. Błagam. Nie zostawiaj mnie. Jęczałem w jego usta, sprawnie mu obciągając. On nie był mi dłużny. Porzucił moje usta na rzecz mojej czystej szyi. Motyle w brzuchu stały się irytująco gorące. Wręcz palące.
-Ha...arry...-wystękałem, zanim doszedłem w jego dłoń. Zobaczyłem pieprzone gwiazdy, jebnięte galaktyki i tysiące kolorów. Dawno tak nie doszedłem. Długi palec cały czas poruszał się wewnątrz mnie, a Harry nadal nie doszedł-Przestań...daj mi...-chyba zrozumiał, ponieważ palec opuścił mnie, a ja miałem ochotę płakać. To było takie dobre. Wyślizgnąłem się spod mojego pana. Harry usiadł na sofie i rozstawił szeroko nogi, zapraszając mnie. Oh skarbie. Nie trzeba było mnie dwa razy zapraszać. Szybko znalazłem się przed jego czerwonym penisem. Chwyciłem go w dłoń. Był idealny. Polizałem całą długość. Tak kilka razy. Harry miał głowę odrzuconą do tyłu, z jego ust uciekały co chwilę ciche sapnięcia i jęki. Po kilku sekundach takiej zabawy wziąłem go głęboko w usta, tak jak lubi. Przejechałem zębami po delikatnej skórze. Oczywiście delikatnie, nie miałem zamiaru mu go odgryźć. A w życiu! Otworzyłem szeroko usta i rozluźniłem je, pozwalając mu się pieprzyć. To było cudowne. Wbijał się we mnie bez przerwy, stałym rytmem. Kocham to. Nagle jego dłoń mocno ścisnęła moje włosy, na co zassałem się trzy razy mocniej.
Doszedł.
Przełknąłem wszystko co mi dał. Chyba jadł więcej owoców. To bardzo dobrze. Oparłem czoło o jego udo. Uspokajałem oddech. Boże. Przecież nie po to tutaj przeszedłem. Kiedy leniwe pocałunki stały się tym? Podniosłem głowę, czując na sobie intensywne spojrzenie. Posłałem Harryemu mały uśmiech. Podciągnąłem jego spodnie, po czym wpakowałem się na jego kolana. Ciepłe ramiona przyciągnęły mnie do piersi. Trwaliśmy tak dobrą chwilę, mając gdzieś to, iż nadal jestem w swojej spermie. W ogóle, kogo ona obchodzi? Nie mnie.
-Harry...
-Louis...-zaśmialiśmy się na naszą zgodność. Spojrzałem w jego piękne oczy, kiedy się do mnie uśmiecha.
-Mów pierwszy Lou-mówi, całując mnie w czoło. Mruczę na takie traktowanie.
-Musimy porozmawiać. Poważnie porozmawiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro