play 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Hej! Co tam u was?
Dzisiaj rozdział normalnie- czyli koniec piątku, bliżej północy- mam nadzieję, że się cieszycie :D
W sumie to sobie tak patrze na statystyki i...więcej niż 20 osób to czyta! Strasznie mnie to cieszy!

Powiem wam, że lubię ten rozdział. Bardzo lubię :D

Jeszcze jedno mini ogłoszenie:
ZA TYDZIEŃ ZAMIAST ROZDZIAŁU POJAWI SIĘ PIERWSZA CZĘŚĆ SHOTA O MUKE!

Ostatnio nie mam czasu pisać i to boli ;-; poza tym moja koleżanka jeździ po 1D...cały czas *szloch*
Koniec żali, ok.

ENDŻOJ! LICZĘ NA KOMENTARZE ;DD + przepraszam za błędy

_______________________________________________________

Patrzyłem zły na wystrojonego Nialla który chyba za bardzo nie czuł mojego spojrzenia mordercy pluszowych misiów, a to szkoda. Pewnie teraz leżałby martwy na podłodze. Przekląłem i usiadłem na łóżku. Nie łapałem czemu on szedł z Zaynem a ja z Harry'm nie mogłem. Nie żebym chciał z nim iść! Co to, to nie! Po prostu...wytłumaczenie które podali mi cała trójką było wręcz głupie. Nie mogę iść bo ''śmietanka'' towarzyska Londynu mnie nie zna. Prychnąłem patrząc na blond kłaki Irlandczyka. Czemu miałem wrażenie, że on lubi te bankiety tylko dlatego ze Zayneer pieprzy go w kiblu i jeszcze dlatego ze jego narzeczony zakłada graniak. Chwila oni są zaręczeni czy nie? Bo w sumie nie pytałem. Przyjrzałem się uważniej dłoni która gładziła materiał białej koszuli. Poza wielkim siniakiem na nadgarstku nie zauważyłem żadnego świecidełka.

-Niall kim ty tak właściwie jesteś dla Zayna?-zapytałem kładąc się płasko na łóżku blondi. Chłopak westchnął w odpowiedzi po czym usiadł obok mnie. Spojrzałem na niego naglącym wzrokiem.

-Wiesz Louis...ja sam do końca nie wiem.-Uniosłem brew zdziwiony. Jak to nie wie? Przecież widać że się kochają...w każdym razie widać że Ni kocham tego faceta.-Chodzi o to...że czasem mam wrażenie, że mu przeszkadzam wiesz? Że Zayn wolałby pójść do klubu zamiast siedzieć ze mną przed telewizorem oglądając jakiś serial. On zawsze wolał imprezy wiesz?-Spytał patrząc na mnie z małym uśmiechem jakby przypomniał sobie coś miłego. Wyglądał zupełnie inaczej kiedy mówił o Mulacie. Jego oczy świeciły niczym świeczki na torcie dla ośmiolatki a policzki przybierały odcień jasnego różu. Uniosłem się do pionu tak ze teraz mogłem patrzeć prosto w niebieskie oczy Nialla.-Jednak później pojawiłem się ja. Spodobałem się mu ale na początku nie mógl mnie mieć. Nie byłem jego własnością.-Jak to? Zmarszczyłem czoło tak ze powstała na nim mała zmarszczka. Blondyn zachichotał i puknął mnie w czoło palcem wskazującym.-Nie marszcz się tak, bo ci zmarszczki zostaną. Ale wracając....wcześniej byłem własnością Harry'ego. Zayn strasznie o mnie zabiegał na początku myślałem ze Harry jest na niego to zły ale było wręcz przeciwnie. On się bawił wyśmienicie moim i jego kosztem. Czasem miałem wrażenie że brakuje mu popcornu wraz z cola. W końcu oddał mnie Zaynowi mówiąc 'miej z niego dobry pożytek' i w sumie miał i ma ze mnie pożytek. Od ponad roku z nim jestem Louis, to są najlepsze miesiące mojego życia wiesz?-Kiwnąłem głowa na znak że go słucham.-Zakochałem się w nim. Cholernie mocno. Żałuje tego uczucia.-wyrzucił na wdechu, patrząc na mnie smutnymi oczkami po czym rzucił się na mnie mocno tuląc. W tym momencie ktoś otworzył drzwi, chciałem sprawdzić kto nam przerywa jednak z racji siły zwanej grawitacją spadłem na ziemię wraz z blondi. Zanotować 'nigdy nie siadać na krawędzi łóżka podczas rozmowy z Niallem'. Jęknąłem cicho kiedy uderzyłem plecami o ziemię. Moje żeberka dały o sobie znać.

-Co wy robicie?-Zapytał uśmiechnięty Malik w tym swoim idealnym garniturze. Teraz już rozumiem czemu Ni się w nim zakochał. Gdyby miał jaśniejszą skórę, dłuższe, falowane włosy, zielone oczy i dołeczki w policzkach mógłbym na niego polecieć.

.

.

.

Chwila co? Zachłysnąłem się powietrzem w momencie kiedy Zayn ściągał ze mnie małą kulkę szczęścia, a przed chwilą był przecież...bardziej przybity? Chłopak wtulił się w swoją drugą polówkę a ja poczułem się zapomniany. Przekręciłem się na brzuch podparłem się o miękkie łóżko i wstałem. Sukces!

-Będziemy już spadać Lewis.-Rzucił Zayneer ruszając do drzwi. Oj nie będziemy się tak bawić! Pewnym krokiem wyszedłem za nimi. Muszę w końcu odprowadzić mojego Ha...pana. Zszedłem na dół czego natychmiast pożałowałem. Coś przekręciło się w moim biednym żołądku po przejścia, w wątrobie i sercu wybuchł strajk robotników a cała krew uciekła z twarzy pomagać w zamieszkach na tle uczuciowym. Mój oddech stał się cięższy niż kilka chwil temu. Czemu tak reaguje? Przecież ja nic do niego nie czuje. Czemu to mnie tak piecze w okolicy serca? Czemu czuje się tak cholernie źle z tym że to nie moje usta całują te malinowe wargi? Zacisnąłem dłonie w pieści. Patrzyłem bez wyrazu na to jak Harry całuje tą sukę. Jakimś cudem przybrałem maskę obojętności chociaż w środku czułem ze zaraz wybuchnę. Strajk przerodził się w wojnę która przeniosła się do żołądka. Znałem to uczucie. Jestem zazdrosny o tą jebaną Berenikę. Nigdy nie miałem aż takiej ochoty żeby coś rozwalić. Ciche chrząkniecie wyrwało mnie z zamyślenia. Odwróciłem wzrok patrząc na piękna waniliową ścianę na której były zaschnięte plamy po jakimś alkoholu. W sumie....co ja mogę? Jestem nikim. Ta myśl uderzył we mnie w momencie kiedy Harry podszedł dość blisko i położył swoją ciepłą dłoń na bolącej części mojej twarzy. Spojrzałem w jego zjawiskowe oczy.

-Baw się dobrze.-wykrztusiłem z wielkim trudem przez zaciśnięte gardło. Nie czekając na jakąkolwiek reakcje z strony Loczka, pospiesznie udałem się do pokoju. Wyciągnąłem z szafy za dużą starą, czarną bluzę. Zamieniłem spodnie na takie bardziej znoszone, ubrałem stare, brudne trapery i rozwaliłem całkowicie fryzurę którą układał mi Niall. Sięgnąłem po opatrunek żeby zakryć znak Styes'a. Założyłem jeszcze czapkę zanim zszedłem po cichu na dół. Wyjrzałem przez okno w przedpokoju czy dwa czarne Audi już pojechały. Na szczęście tak. Chyłkiem wymknąłem się z domu postrachu Londynu. Po kilku krokach zacząłem biec w kierunku jedynego przystanku autobusowego. Usiadłem na zimnej ławce patrząc czy nic nie nadjeżdża.

Harry mnie zajebie.

Po kilku minutach zobaczyłem stary rozpadający się różowy autobus. Nie powiem, gustownie. Pojazd zatrzymał się na moim przystanku. Drzwi się otworzyły a mnie przywitały miłe spojrzenia trzech staruszek. Każda z nich miała różne kolory włosów. Ta która kierowała miała wściekle różowe włosy, druga niebieskie a trzecia chyba liliowe ale się na tym nie znam.

-Podwiesić cię kochaniutki?-zagruchała staruszka ciągnąc za mój zdrowy polik.

- T-Tak poproszę?-odparłem niepewnie.

-Usiądź koło Michaela i zapnij pas.-poinstruowała mnie niebiesko włosa. Co? Jakiego Michael'a? Nagle zobaczyłem że chłopka o zabójczo czerwonych włosach uśmiecha się do mnie machając przy tym dłonią. Usiadłem koło niego.

-Louis.-Przedstawiłem się podając mu dłoń. Myślałem ze chłopak zaraz umrze że szczęścia i ogólnej euforii.

-Michael. Ale to pewnie już wiesz co nie? Te szalone baby ci powiedziały co nie? Ale to nic. Lubie moje imię gorzej z nazwiskiem. A ty masz jakieś? Ja miałem kiedyś Clifford jednak Luke mnie przygarnął i teraz noszę jego nazwisko. Luke to mój narzeczony.-mówił wymachują żywo rękami a ja się do niego uśmiechałem. Był jak Niall, tak wyglądał jakby się naćpał ale z drugiej strony lubiłem jak ktoś coś opowiadał. Nagle przed moja twarzą wylądowała dłoń Michaela n której była skromna, srebrna obrączka zaręczynowa. Była śliczna. Uśmiechnąłem się do niego.-Oświadczył mi się miesiąc temu. Jest idealny. Musisz go poznać Louis. W ogóle gdzie mieszkasz?! Muszę to wiedzieć. Wydajesz się spoko. Masz ładną twarz i z oczu ci nieźle patrzy. Będę do ciebie wpadał kiedy moje kochanie będzie jeździło na te głupie bankiety. Nienawidzę ich wiesz?-zapytał chociaż pewnie nie spodziewał się odpowiedzi. Już otwierał usta żeby zacząć kolejny słowotok jednak tym razem go ubiegłem! Ha!

-Tak wiem. Też nich nienawidzę. Mieszkam niedaleko tego przystanka. Chenie poznam twoją drugą połówkę Mike.-zaśmiałem się z cicho z wyrazu jego twarzy.

-Ty...? Ty tez do kogoś naważysz?-zapytał najwyraźniej nie wierząc w moje słowa. Pokiwałem twierdząco głową. Co by mu tu pokazać...odchyliłem głowę w bok tak żeby chłopak mógł zobaczyć moją pogryziona skórę na szyi. Mike wydal z siebie dziwny dźwięk ni to pisk, ni to krzyk.

-Ty jesteś od Styles'a?-Zapytał z szerokim uśmiechem.-O ja pierdziele. Jesteś przystojniejszy niż myślałem.-zaśmiał się a ja wraz z nim. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym chociaż jak Michael zaczął opowiadać historię swojego życia to nie powiem...było śmiesznie. No bo kto normalny potyka się o skórkę od banana uciekając przed zbirami? Do tego ląduje na jakimś facecie zamiast na ziemi? Dodajmy jeszcze że w dłoni niósł jakąś dziwną miksturę która wylądowała na koszuli tego gościa? No nie da się. Jakby tego było mało do Michael gestykulował niczym mała dziewczynka. Cały czas się śmiałem. Dzięki temu zapomniałem o tym co się teraz dzieje w moim życiu. Mike był w porządku. Miło się z nim gadało. Nawet po tym jak opuściliśmy pojazd to ten poszedł ze mną coś zjeść żeby nie było, miałem swoje pieniądze. Kiedy usiedliśmy na ławce przyglądając się fontannie i rozmawiając o bananach przypomniało mi się że miałem iść do Mardocka pogadać.

-Kurwa.-zakląłem szpetnie przerywając czerwonowłosemu w połowie zdania.

-Co jest Louis?-Zagadnął z do połowy zjedzonym bananem w dłoni.

-Miałem iść do kumpla pogadać...-w tym momencie mnie olśniło niczym Newtona. Nie mam pojęcia gdzie oni mogą być.-Tylko mam problemik...nie mam zielonego pojęcie gdzie on się teraz znajduje.
Oczy Michaela nagle zrobiły się większe z podekscytowania. Chłopak gwałtownie wstał i chwycił mnie za rękę.

-Czyli...będziemy przygodować?!-krzyknął szczęśliwy, a ja coraz bardziej skłaniam się ku opcji że mój szanowny towarzysz się naćpał powietrzem. Także tego...właśnie to robiliśmy całą noc. Przygodowaliśmy. Byliśmy chyba wszędzie. W każdej z dzielnic choć powiem że najlepiej się czułem wśród artystów jednak nikt ze mną nie gadał ani mnie nie dotykał. Czemu? Styles. Tyle wystarczy. Bawiłem się klawo. Kompletnie się zapomniałem przy czerwonowłosym ćpunie powietrza. Zapomniałem o Harry'm, zapomniałem o tej suce, zapomniałem o bólu niewiedzy. W końcu czułem się wolny. To uczucie było tak silne że to aż niemożliwe żeby powstało w przeciągu półtora miesiąca. Czułem jak promienieje ono z mojego serca poprzez żyły aż do opuszków palców. To było cudowne uczucie jednak gdzieś tam pomiędzy tą całą euforią był brak czegoś...a raczej kogoś. Nie miałem pojęcie kogo pragnie moje serce. W ogóle...czy ja cokolwiek wiedziałem? Ostatnio coraz częściej mam wrażenie że nic nie wiem.

@

Wdech, wydech.

Gałąź. Wdech, wydech. Balkonowa podłoga. Odetchnąłem z ulgą siadając na zimnej podłodze. Z uśmiechem patrzyłem na wschód słońca. Padam na twarz po całonocnej wyprawie. Spojrzałem na kawałek serwetki który podarował mi Michael żeby móc się ze mną kontaktować. Z przyjemnością udałem się pod prysznic. O dziwo w spokoju umyłem się. To było niecodzienne. Harry nigdy nie przegapiłby szansy podziwiania mojego ciała. ah...Berenika. Ciekawe czy ją pieprzył? Szampon który trzymałem w dłoni wysunął się z niej i spadł na dno brodzika. Kurwa. Czemu boli mnie sama myśl o tym że oni....nie myśl o tym! Szybko założyłem siwe dresy. Niczym błyskawica wypadłem z pokoju. Pieprzyć zmęczenie! Pieprzyć to że nie umiem gotować! Po prostu pieprzyć! Ale nie mnie. Poza tym kto by mnie chciał?

Harold?
Wpadłem do salonu i aż przystanąłem zauroczony. Na kanapie leżał Niall, a na nim Zayn który tulił blondyna do siebie coś mamrocząc pod nosem. Jako ze moje drugie imię to ciekawość to...podszedłem bliżej.

-....Kocham cię...tak bardzo cię kocham...przepraszam ze nie umiem tego okazać...-mamrotał Mulat, a ja słuchałem z uśmiechem na twarzy który zaraz zamarł.-...nie jestem wart ciebie....nie jestem wart...jesteś taki niewinny....taki czysty...nie masz na sobie krwi tylu niewinnych osób....nie jesteś potworem....tak cholernie cię kocham Niall...wybacz mi...-mężczyzna gadał bez ładu i składu, załamanym głosem. Gapiłem się na niego z szeroko otwartymi ustami. Mój mózg zrobił 'Yo motherfucker!' i uciekł z czaszki żeby popodziwiać okolice pokazując mi przy tym fuck'a. Cichaczem wycofałem się z pomieszczenia. Tysiąc istnień...zgładzili tysiąc istnień...pierwszy stopień. Czemu ich zabili? Kolejny stopień. Czemu Malik żałował? Kolejny próg. Czemu przepraszał? Otworzyłem drzwi do pokoju. Czemu był taki smutny mówiąc, że kocha Niall'a? Ściągnąłem z siebie dresy, w samej koszulce i bokserkach wpakowałem się do wielkiego łóżka.

O co tu chodzi? Sen nadszedł szybciej niż się spodziewałem. Moja kołdra poruszyła się przytulając się do moich pleców, a ja uznałem to za normę. Przecież każda kołdra się porusza i pachnie tak pięknie jak świeża mięta do tego jest taka ciepła, co nie?

@

Pisnąłem niczym mała dziewczynka widząc burze czekoladowych loków nade mną. Patrzyłem urzeczony na uśmiechniętą twarz Harolda. Okej...co się tu odpierdala?! Co, jak, kiedy, czy jest na sali lekarz?! Bezwiednie przejechałem spojrzeniem po odkrytym torsie i aż się zachłysnąłem powietrzem. Boże toż to ideał! Po prostu rzeźba Michała Aniołka czy jak mu tam było. Perfekcyjnie wyćwiczony brzuch, na który były atramentowe rysunki, do tego kusząca linia 'v'. O kuźwa. Przełknąłem ślinę patrząc na brązową ścieżkę. Szlag by to. Jeszcze raz przejechałem wzrokiem po odkrytej piersi loczka aż w końcu wróciłem spojrzeniem na jego uśmiechnięta twarz. Czy to...czy to dołeczki? Na serio! I need a dooooooctor!! muszę się ogarnąć. Jednak ktoś mi to uniemożliwia. Miękkie wargi całują moje całkiem suche odpowiedniczki. Boże błagam niech nie wyczuje ode mnie bananów które jadłem z Michaelem! Język loczka zmysłowo polizał moją górną wargę na co sapnąłem pozwalając ciekawskiemu organowi odwiedzić migdałki. Harold uśmiechałem się jakoś za szeroko jak na mój gust...oddałem pocałunek zaczynając zabawę z jego językiem. Pieprzyć to że brakuje mi tlenu! Wplątałem palce w miękkie włosy na głowie mojego boczka. Mówiłem ze je uwielbiam? Nie? To właśnie to mówię. Pociągnąłem za nie, przekrzywiając delikatnie głowę w lewo żeby pogłębić pocałunek. Ręce kędzierzawego boga znalazły się na mojej szyi skąd powoli przesuwały się ku górze. Kciuki głaskały moje policzki wręcz czule. Coś wtedy wybuchło w moim żołądku. Podejrzewam, że to te dziesięć bananów które zjadłem w nocy...bo to na pewno nie motylki. Nie i kropka. Jęknąłem w opuchnięte usta chłopaka nade mną. Potrzebuje powietrza! Oderwałem się od niego opierając głowę o jego nagie ramię.

-Dzień Dobry, Lou.-zmysłowy szept otulił mnie całego na co zadrżałem. Harry ma taki głęboki głos zaraz z rana. Uśmiechnąłem się do niego próbując wsiąść głębszy oddech.

-Siemanson. Jak się spało?-Harold zachichotał na moje przywitanie. Gdzie jest mój Harry? Bo to na pewno nie jest on choć całują tak samo dobrze...mój Harry nie chichota...wtf od kiedy on jest mój?

-Spało się cudownie. Szczególnie wtedy kiedy ktoś wpakował się mi do łóżka.-patrzył na mnie z uśmiechem cały czas głaszcząc moją twarz. Kiedy on zdarzył usiąść na moich biodrach? On musi być magikiem!-Czyżbyś miał zły sen Louise?-zapytał pochylając się niżej tak że jego zimny nos musnął mój znak na poliku.

Kłamać czy nie kłamać. Kłamać czy nie kłamać. Kłamać czy nie kłamać. Sex czy obciąganie.

-Chciało mi się pić. W drodze powrotnej zabłądziłem. W sumie nie mam pojęcia jakim cudem się tutaj znalazłem.-Przyznałem szczerze. Połowa prawdy lepsza niż nic, jednak Harry nie musi o tym wiedzieć.-Jak twój cudny bankiet?-Zapytałem bez cienia sarkazmu...tia. Chłopak pokręcił głową po czym wgryzł się w skórę na szyi.
-Było jak zwykle. Poza tym, ze taki jeden podły chuj wkurwiał mnie bardziej niż zazwyczaj. A tak w ogóle to nudy. Wszędzie gdzie nie ma ciebie jest nudno.-uniósł się do pionu po czym ze mnie zszedł. Co się dzieje? Serio ludzie kto mi zajebał mo...Harry'ego?! Zostałem wzięty na ręce niczym księżniczka i zaniesiony do łazienki. Mojej łazienki. Aha! I wszystko jasne. Przeszedłem swoje drzwi. Takim sposobem wylądowałem u Styles'a, a nie u siebie. Prysznic minął nam na śmianiu się, małych wygłupach oraz...dwóch rozwalonych szafkach. To nie moja wina że nie były w stanie mnie utrzymać! Ten Harry był inny...taki radosny. Z wielkimi uśmiechami zeszliśmy na dół, jak się okazało, jako pierwsi. Z przyjemnością usiadłem obok loczka który właśnie opowiadał mi jedna z historii z jego dzieciństwa.

Domownic dziwnie na nas patrzyli jednak tez się uśmiechali widząc Harolda z wielkim bananem na twarzy. Nagle do kuchni wszedł Nick. Wszystko się w mnie zagotowało kiedy się tylko odezwał.

-Wiec co Harry? W końcu wypieprzyłeś swoja dziwkę?-uśmiechnął się obrzydliwie i usiadł koło loczka. Zrobiło mi się niedobrze. Twarz mojego wcześniejszego rozmówcy nic nie wyrażała.

-Zamknij mordę Nick.-Warknął tylko zabierając się za jedzenie. W jednym momencie dobra atmosfera prysnęła.

I tak było za każdym razem. Przez bite trzy tygodnie. Zawsze tak samo. Kiedy zaczynam się dogadywać z Harrym, kiedy zaczynam myśleć że jest z niego całkiem spoko facet pojawia się Nick który mi uświadamia że jestem przecież dziwką. Za każdym pieprzonym razem! Jestem tak zły, wkurwiony, zły, smutny że nawet nie chce mi się myśleć. Stoję sobie samotnie przy wejściu do jadalni od strony kuchni i gapie się na ósmy cud świata. Wzdycham cichutko. Na dźwięk dzwonka do drzwi wszyscy się uciszają. Słyszę jak jeden z ochroniarzy Hazzy gada z kimś po czym mężczyzna pojawia się w drugim wejściu do jadalnio-salonu.

-Ktoś do Pana, Panie Styles.-mówi, Harry podnosi się z zmarszczonymi brwiami. Z automatu wykonuj ten sam ruch co on. Ciekawe kto to?

-Czekaj!-krzyk mężczyzny o imieniu Tom, jeżeli się nie mylę, słychać chyba w całym domu. Nagle do pokoju wpada zapłakany bałagan z wściekle czerwonymi włosami. Patrzę w szoku na chłopka który rozgląda się po wszystkich spanikowany. Wtem dostrzega mnie.

-Louis!!-krzyczy zanosząc się głośniejszym płaczem. Wręcz rzuca się na moja skromna osobę tuląc się niczym małpka. Czerwony kubek uderza z hukiem o podłogę. Panuje idealna cisza przerywana tylko stłumionym płaczem. Michael płacze w mój kochany sweter a ja? Ja po prostu stoję. Nie patrzę na nikogo. Nie patrzę na zdumioną Sally, zaszokowanego Nialla i Zayna. Nie spoglądam na innych. Nie śmiem nawet patrzeć na Harry'ego. Wypuszczam z świstem powietrze. Klepie po przyjacielsku plecy chłopaka.

-Hej Mikey...ciii nie płacz.-szepcze uspokajająco. Przeraża mnie to ze mój szept jest doskonale słyszany pośród tej ciszy. Głaskam go po plecach dopóki się nie uspokoi na tyle żeby się nie trząść jak osika. Z ciężkim sercem podnoszę wzrok na Hazze i zamieram. Zielone tęczówki patrzą tylko na mnie. Wypalają dziurę w mojej piersi. Patrzę na niego z taka samą intensywnością. Nie wiem co chce mu tym przekazać jednak chyba się udaje bo jego spojrzenie nieco łagodnieje. Posyłam mu cień uśmiechu, jednak oblicze szanownego Harry'ego się nie zmienia. Nadal patrzy na nas z rządzą mordu. Czemu się tak złości?

Cichy pisk Michaela otrząsa mnie z tego transu. Czerwowowłosy chowa się za mną patrząc ze strachem na Styles'a. Kręcę głową na poczynania Michael'a.

-Nie bój się go stary, on już ma taką twarz.-mówię do niego na co prawa brew Harry'ego wystrzeliwuje w górę.-no dobra przesadziłem czasem jest przystojniejszy.-puściłem oczko do mężczyzny o niesamowitym uśmiechu.

-Myślę że twój przyjaciel...-Wręcz wypluł to słowo. What the hell?-... ma się czego obawiać Lewis.-uśmiechnąłem się na dźwięk jego głosu. Mrrr jest taki seksowny. Louis u idiot. Przestań, myśl o Micheal'u.

-Oh Harold ależ nie ma się czego bać. No może poza tym że jesteś najbardziej nieprzewidywalnym facetem na świecie i aktualnie myślisz o tym jak nas zajebać.-żachnąłem się choć mnie samego zamurowały te słowa.-A teraz pozwolisz kochanie zajmę się swoim gościem jak na dobrą żonę przystało.-chwyciłem Michael'a za ramie i ruszyłem do wyjścia. W połowie drogi się rozmyśliłem. Puściłem chłopaka, wykonałem zwrot o 180 stopni. Szybkim krokiem podszedłem do Harry'ego który się na mnie gapił, a konkretniej na moja dupę. Stanąłem na palcach po czym chwyciłem w pięść miękkie loki zmuszając żeby się delikatnie schylił.

-Harreh...potrzebuje telefonu.-szepnąłem w jego usta zanim wręcz wpiłem się w nie. Nagle uderzyła we mnie potrzeba zaznaczenia czyj był ten mężczyzna. Chociaż na pewno nie był mój ale co mnie to obchodzi? Nasz pocałunek był pełen języka i zębów. O to chodziło. Na sam koniec ugryzłem mocno malinową wargę na co Harry warknął w moje usta lecz zanim zdążył chwycić choćby rąbek koszulki która miałem na sobie odskoczyłem od niego. Na sam koniec tego ''przedstawienia'' pokazem mu język. Chwyciłem dłoń Michael'a ciągnąc go do pokoju gościnnego.

Muszę się dowiedzieć co doprowadziło do tego, że mój mały powietrzny ćpun płakał.

Muszę.

Pomimo tego ,że już jesteśmy poza zasięgiem wzroku zielonych zwierciadeł to nadal czuje tą intensywność spojrzenia kiedy uciekaliśmy.

Mam przejebane co nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro