Zakątek, Puszka i Laptop

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło parę dni, zanim znów natknąłem się na pechowego studenta z zielonymi oczami. Tej nocy udało mi się ustrzelić moje drugie ulubione miejsce do nauki, które było schowane za regałami na tyłach budynku. Technicznie mogły tam zasiąść dwie osoby, lecz zwykle nikt nie śmiał zakłócać spokoju persony, która wyraźnie nie życzyła sobie towarzystwa, skoro wybierała taką, a nie inną lokalizację.

Notatki szły mi wyśmienicie. Tak jak się spodziewałem, bez rozpraszających hałasów wokół pracowałem o wiele lepiej. Byłem już przy końcu opracowywanego przeze mnie tematu, gdy nagle szmer poderwał moją głowę w kierunku wyjścia z zakątka.

- O, to ty. – Znajomy głos doszedł do moich uszu. – Sorki, że przeszkadzam. Nie będę tu długo, także nie przerywaj sobie.

Czarna czupryna podskoczyła zabawnie, gdy mężczyzna usiadł przy złączeniu regałów. Od razu położył plecak na swoich udach i zaczął w nim czegoś szukać. Nie było mowy, żebym na powrót mógł się skupić po tak brutalnym przerwaniu mojego toku myślowego, więc skorzystałem z okazji, aby przyjrzeć się intruzowi. Miał na sobie ubrania, które jeszcze parę lat temu od razu skreśliłyby go z listy moich potencjalnych znajomych – za duża bluza z krzykliwą grafiką, luźne spodnie z większą ilością kieszeni, niż było to potrzebne oraz sportowe, znoszone buty, których podeszwy krzyczały o oderwanie się od materiału. Ale to, co najbardziej przykuło moją uwagę, to był kolczyk. Jeden niewielki kolczyk w lewym uchu, który dyndał agresywnie przy każdym ruchu głowy jego właściciela.

Postanowiłem powrócić do nauki, mimo nowego źródła słuchowego rozproszenia. Szło mi nawet nieźle, dopóki do moich nozdrzy nie doszedł zapach jedzenia. Uniosłem wzrok znad komputera i posłałem mężczyźnie niezadowolone spojrzenie. Ten jednak nie był w stanie nawet tego zauważyć, gdyż z pasją wgryzał się w kanapkę, przeglądając coś na telefonie.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jest to biblioteka, nie kantyna – rzuciłem kąśliwie, nie spuszczając z niego wzroku.

W końcu złączył ze mną swoje spojrzenie i wywrócił oczami.

- Nie jadłem niczego od rana, człowieku. Daj żyć – mruknął z pełnymi ustami, na co skrzywiłem się wyraźnie. Zero manier.

- Możesz przynajmniej wyjść na zewnątrz. To nie jest tak daleko – zaproponowałem z wyraźną chęcią pozbycia się go z mojego otoczenia.

- Pada – odparł jedynie brunet i jak gdyby nigdy nic wziął kolejnego gryza kanapki.

Chciałem jeszcze coś powiedzieć, lecz postanowiłem nie marnować oddechu na takiego gamonia. Co będę sobie ryja strzępił, jak pewnie i tak nie wziąłby żadnych moich słów do serca. Wróciłem więc do patrzenia w ekran. Starałem się przeczytać końcówkę moich notatek w nadziei, że zgubiona myśl powróci, lecz bezskutecznie. Cholerny niezdarny student bez manier.

- Co z twoim laptopem?

To pytanie padło z moich ust na wpół świadomie. Skoro już zdołał okupować moje myśli bardziej, niż materiał na sesję, można było trochę pogadać. Dopiero od niedawna wychodziłem z taką inicjatywą. Jak można się domyśleć, była to sprawka mojego drogiego przyjaciela Blaise'a. Byłem przyzwyczajony, że przez całe życie to ludzie ze mną chcieli się zapoznać, nie na odwrót. Rzeczywisty świat nie do końca tak jednak działał i niekiedy to ja musiałem postawić pierwszy krok. A ta sytuacja była perfekcyjną do przećwiczenia niedawno zdobytej przeze mnie umiejętności zapoznawania się. Nie, żebym miał wtedy na celu zdobycie kolejnej znajomości. Po prostu jakimś cudem wpadliśmy na siebie po raz kolejny, więc kulturalnym było zaczęcie jakiejś bardziej sensownej rozmowy.

- Jest w naprawie – odpowiedział mężczyzna, nie unosząc wzroku znad telefonu. Kolejny brak manier.

- Rodzice nie nauczyli cię, żeby patrzeć na swojego rozmówcę, gdy się mu odpowiada? – Złośliwy komentarz przecisnął się przez moje usta aż zbyt naturalnie. Coś w tym mężczyźnie sprawiało, że moje wnętrzności zwijały się w zirytowany kłębek, nad którym nie potrafiłem zapanować.

Palce studenta na chwilę się zatrzymały, zanim znów zaczęły jeździć po ekranie. Jego brwi również ściągnęły się wyraźnie. Uparcie nadal patrzył w telefon.

- A twoi może nie wspomnieli, że bycie czepialskim nie zjedna tobie ludzi? – parsknął, wyraźnie mnie przedrzeźniając. Aż się we mnie zagotowało. Westchnąłem głęboko i policzyłem w duchu do dziesięciu. Po raz kolejny nie dałem dojść do głosu moim myślom i powróciłem do przerwanej czynności. I nici z sensownej rozmowy.

Kolejne minuty zleciały w ciszy. Napięta atmosfera wisiała nikle w powietrzu między nami, lecz żaden nie zrobił nic, aby ją rozluźnić. Skończyłem w końcu dział, który miałem zaplanowany na ten wieczór i spojrzałem na zegar. Dopiero północ? Mogłem posiedzieć przynajmniej jeszcze ze dwie godziny, aby być z materiałem do przodu. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Tak rzuciłem się w wir pracy, że nawet zapomniałem o istnieniu intruza, który nadal siedział na podłodze w złączeniu regałów pełnych książek. On jednak nie mógł pozwolić mi o sobie zapomnieć.

- Hej, mogę skorzystać z twojego lapka? – spytał nagle, w końcu na mnie spoglądając. Zacząłem się zastanawiać – być miłym i pozwolić, czy może iść w parze z kotłującą się we mnie złośliwością? Spojrzałem na napój, który widniał w jego dłoni. Uniosłem jedną brew.

- Jeśli mi go zalejesz... - zacząłem z insynuacją do sytuacji, która ostatnio miała miejsce.

Ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna zaśmiał się cicho na tę uwagę. Myślałem, że znów się przyczepi, a tu proszę. Odłożył swoje picie na półkę i uniósł jedną dłoń, podczas gdy drugą położył w okolicy swojego serca.

- Obiecuję, że nic się nie stanie. Internet w telefonie mi padł, a muszę tylko szybko sprawdzić studenckiego maila.

Z wahaniem skinąłem głową i odsunąłem krzesło na tyle, aby zrobić dla niego miejsce obok mnie. Skorzystał z mojego przyzwolenia niezwłocznie, jak gdybym miał się zaraz rozmyśleć. Często słyszałem, że wyraz mojej twarzy jest raczej nieprzenikniony, więc nic dziwnego, jeśli doszedł do takich wniosków. Cóż mogę rzec – lata praktyki.

Od razu zaczął wpisywać właściwą domenę w kartę, którą mu otworzyłem. Kiedy był skupiony na znalezieniu właściwego maila, ja miałem kolejną okazję, aby się mu przyjrzeć. Kolczyk znajdował się po mojej stronie, więc moje oczy naturalnie poszły w jego stronę. Okazał się on być małą, srebrną, czterolistną koniczyną z pięknymi detalami. Pośrodku miała wygrawerowaną niewielką drabinę z jednym szczeblem. Dalej moje spojrzenie przesunęło się na twarz mężczyzny. Z tej odległości byłem w stanie zobaczyć, jak ładnie smukła była jego szczęka. Nie była co prawda tak wąska, jak moja, lecz nie była również zbyt szeroka. Nazwałbym ją idealnie proporcjonalną. Znajdował się na niej też parodniowy zarost, który nie należał do tych przyjemnych dla oka – raczej pojawił się tam z niechlujności. Delikatnie zaczął nawet obejmować pełne, popękane usta studenta. Nos był w miarę prosty, acz lekkie jego zmarszczenie nie pozwalało na pewną tego obserwację. Nad zielonymi jak las oczami widniały gęste, czarne brwi, które aż prosiły się o wyregulowanie. A nad nimi, pod gęstą czupryną włosów... Właśnie, co to było? Wydawało mi się, że coś zobaczyłem, lecz czarna grzywka dobrze chowała to przed niepożądaną atencją. Celowe? Na takie wyglądało.

- Dzięki. – Głos bruneta rozległ się tak nagle, że aż zamrugałem parę razy, wyrwany ze swojego stanu zadumania (wpatrzenia). Mruknąłem ciche „nie ma za co" i ustawiłem laptopa tak, aby znów znajdował się w najwygodniejszej dla mnie pozycji. – To ja lecę. Miłej nauki, panie studencie medycyny.

Jak on...? Wtedy spojrzałem na swoje pootwierane karty. No tak. Z takimi tematami nie trudno było się domyśleć, czego dotyczyły moje studia.

- Teraz to na pewno będzie miła, panie studencie nie-wiadomo-czego – rzuciłem, spodziewając się może jakiejś potyczki słownej.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Brunet zarzucił plecak na jedno ramię, wziął puszkę z piciem w rękę i na odchodne posłał mi jedynie uśmieszek.

Przyznam szczerze, że nieco żałowałem wtedy, iż nie spytałem go o imię. Pierwszy raz w moim życiu miałem taki konflikt wewnętrzny w stosunku do jakiejś osoby. Mimo, iż budził we mnie raczej tę gorszą do przyswojenia część charakteru, pojawiała się wraz z nią dziwna ciekawość. I prawdopodobnie to na nią powinienem zwalić winę za to, co stało się później. A może powinienem jej jednak podziękować?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro