2. Różany ogród

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Różowe Róże...

Za każdym razem, kiedy Augusto spoglądał na różowe róże w swoim wielkim ogrodzie, mimowolnie się uśmiechał. Choć wśród zieleni rosły także inne kwiaty, takie jak fiołki, niezapominajki czy narcyzy, tylko ten jeden, szczególny rodzaj rośliny zyskał u niego ogromną aprobatę i uwielbienie. Nieustannie od trzech lat przystojny Hiszpan wsuwał ukradkiem do butonierki zasuszony pączek z ulubionego krzewu rosnącego w samym środku botaniku. Nieważne czy wylatywał w delegację, czy szedł na wytworny bankiet, niewielki kwiatuszek o cudownej barwie zawsze spoczywał blisko jego serca.

Zbliżało się południe. Słońce zdawało się nie oszczędzać nikogo, lejąc z nieba niewyobrażalny żar na mieszkańców Barcelony, skrytych pod parasolami lub wielkimi kapeluszami. W takich chwilach każdy marzył o zimnym lodzie lub szklaneczce lemoniady. Mało kto spacerował po rozgrzanych uliczkach. Jedynie na plaży ruch turystów był taki sam jak zwykle, a wręcz jeszcze bardziej wzmożony. Dzieci kąpały się w morzu, dorośli pokrywali grubymi warstwami kremu z filtrem. Mimo to, każdy zdawał się być senny i zmęczony przez ogromny upał, a atmosfera przypominała gęstą, gorącą zupę.

W cieniu drzew, na hamaku rozwieszonym pomiędzy dwoma dorodnymi figowcami leżał Augusto. Mężczyzna czytał książkę, bujając się leniwie co jakiś czas. Obok głowy spoczywał jego telefon. Zawsze nosił go przy sobie. Musiał być gotowy na ewentualne skoki i spadki na giełdzie, a także połączenia od firm zainteresowanych współpracą. Dawniej miał od tego sekretarki, jednak gdy trzecia z rzędu blondynka pracująca przy prywatnej infolinii próbowała go uwieść i zmusić do seksu na biurku, Hiszpan postanowił zrezygnować z wynajmowania kolejnych panienek.

Wbrew temu, co myślały tamte kobiety, wcale nie zależało mu na ich wdziękach, a faktycznej i rzetelnej pracy. Mimo to, stereotyp tego niechlubnego zawodu przyświecał chyba każdej kolejnej kandydatce. Prawie każda heteroseksualna przedstawicielka płci pięknej oddałaby wszystko za chociażby minetkę zrobioną ustami boskiego multimiliardera, a co dopiero noc spędzoną z nim w jednym łóżku. Ilość listów i maili od fanek przekraczała ludzkie pojęcie, a z miesiąca na miesiąc przybywało ich coraz więcej.

Po godzinie leniwego odpoczynku w cieniu drzew miliarder odłożył książkę, by wrócić do obowiązków. Niechętnie wziął do ręki zalany powiadomieniami telefon, jednak zamiast sprawdzić notowania na giełdzie, zalogował się na Facebooka. Cały czas łudził się, że któregoś dnia trafi na profil tajemniczego Wiktora o różowo-fioletowych oczach i tęczowych włosach. Hipnotyzujące spojrzenie nastolatka nie chciało ulecieć z jego pamięci, a niewinnie wyglądająca twarz skutecznie topiła serce mężczyzny.

Augusto znów rozmarzył się o chłopcu, któremu lata temu pomógł znaleźć okulary. To przypadkowe spotkanie, choć zdarzyło się już dawno, ciągle budziło w nim silne emocje. Z zamyślenia wyrwał go dopiero nadchodzący Jonathan, wierny przyjaciel, a zarazem były opiekun. Stukającą o kamienistą dróżkę prowadzącą do serca ogrodu laskę słychać było w promieniu kilku metrów. Charakterystyczny dźwięk przedmiotu zdawał się wyprzedzać swojego właściciela, zwiastując jego nadejście niczym fanfary.

Młody Hiszpan wyprostował się na hamaku. Schował telefon, ponownie chwytając książkę, jakby chciał ukryć to, co robił przed zbliżającym się w jego stronę człowiekiem. Choć kochał Jonathana jak ojca, nie lubił, kiedy ten wtykał nos w nie swoje sprawy. A zdarzało mu się to nazbyt często i bywał przez to bardziej irytujący od opryskliwych staruszków.

– No no, widzę, że znów się lenisz – rzucił starszy mężczyzna, kiedy znalazł się w pobliżu hamaka. Oparł plecy o drzewo figowe i spojrzał na trzymany przez swojego podopiecznego wolumin. – Co czytasz? Znowu gejowskie romanse?

– Nie twoja sprawa, Jon – odburknął Augusto, odkładając teatralnie tomik na ziemię.

– Ależ moja. Znowu karmisz się tą nierealną wizją szczęśliwego związku, fantazjując o różowo-fioletowych oczach tamtego chłopca?

Mężczyzna z laską pochylił się z jękiem i podniósł książkę. Przewertował ją, po czym skierował wzrok na multimiliardera. W piwnych oczach przystojnego Hiszpana malował się wstyd pomieszany z rozgoryczeniem. Jonathan znów go rozgryzł i przejrzał na wylot. Doskonale znał słabość swojego byłego wychowanka, którą stał się tajemniczy nieznajomy poznany trzy lata temu na molo. Przy każdej możliwej okazji dogryzał mu w tej kwestii. Nie negował homoseksualnej natury Augusto, jednak trudno było mu uwierzyć w infantylną bajeczkę o tym, że pewnego dnia ci dwoje się spotkają i będą żyli długo i szczęśliwie. Zbyt dużo czasu z nim spędził, by łudzić się, że tym razem skończy się to inaczej niż kilkumiesięcznym związkiem i jednorazową przygodą w łóżku.

Poza tym, skoro od trzech lat nikt nie natknął się na ślady Wiktora w sieci, istniało prawdopodobieństwo, że taki ktoś po prostu nie istniał bądź był świrniętym przebierańcem, jakich pełno plątało się po ulicach Barcelony. W końcu kupno soczewek i peruki nie należało do zbyt trudnych czynności i praktycznie każdy człowiek mógłby się tak ucharakteryzować. Wyszukanie kogoś tylko na podstawie jego wyglądu i imienia graniczyło z cudem, zwłaszcza że nie dało się zawęzić pola poszukiwań do jednego konkretnego kraju. Wschodni akcent mógł wskazywać zarówno na Rosjanina, jak i Czecha, a nawet biorąc pod uwagę same kraje słowiańskie, dalej było to szukanie igły w stogu siana.

– Dobra, masz mnie, znów czytam o gejach, fantazjując o tamtym chłopaku i jego oczach – przyznał Augusto opryskliwym tonem po dłuższej chwili milczenia. – Zadowolony? Lepiej powiedz, co chciałeś, bo na pewno nie przyszedłeś się tylko nade mną poznęcać. Nie fatygowałbyś się aż tutaj ze swoimi chorymi nogami.

Jonathan tylko się zaśmiał tajemniczo i ruszył w stronę różanej oazy, znajdującej się w dalszej części cudownego ogrodu. Po krótkiej chwili dołączył do niego także młodszy mężczyzna. Oboje szli w milczeniu, podziwiając cudowne, wielobarwne kwiaty, zarówno te pospolite, jak i egzotyczne. Choć rośliny mieszały się gatunkami i kolorami, wśród nich nie było róż. Różane krzewy miały własną część ogrodu, a dokładniej: sanktuarium.

Trudno było przegapić wejście do mistycznej świątyni różanej. Od razu w oczy rzucały się ogromne krzewy białych i czarnych róż, ułożone w kunsztowne kombinacje. Najlepsi ogrodnicy z całego świata spędzali godziny na pielęgnacji i układaniu zjawiskowych wzorów z tychże kwiatów. Najwięcej problemów sprawiały najciemniejsze kwiaty tego gatunku, które wymagały niekiedy specjalnego taktowania. Tak naprawdę czarne róże nie były roślinami o naturalnie uzyskanej barwie, lecz barwionymi różami białymi. Wielu opłacanych przez Augusto naukowców pracowało nad modyfikacją genetyczną, by uzyskać taki efekt chociażby sztucznie, lecz każda próba kończyła się albo klapą, albo częściowym powodzeniem – najczęściej takich róż nie dało się poprawnie rozmnażać.

W dalszej części różanego sanktuarium można było spotkać krzewy z każdym możliwym kolorem tych kwiatów, od żółtych, przez czerwone, aż do fioletowych i wiele innych wariacji hodowlanych. Wszystkie sadzone w niesamowitych układach, wzorach. Kolczaste rośliny tworzyły swego rodzaju ścianę lub też mur. Nie bez powodu zostały ułożone w taki sposób. Ich zadaniem była ochrona najważniejszych cudów natury, ulokowanych w samym środku oazy. Różowych róż.

Różowe róże nie rosły obok innych kwiatów swojego gatunku, zdawały się od nich odcięte. Wyróżniały się wielkością, a także sposobem zasadzenia. To one pierwsze rzucały się w oczy, po wejściu na ten teren. Niektóre spływały z wysokich kwietników niczym gałęzie wierzby płaczącej, inne dumne wyrastały prosto z ziemi, tworząc ogromne, przepiękne kule liści, kolców i pączków. Gdzieniegdzie kwiaty te sprytnie ułożono we wzory serc lub gwiazd, które dało się ujrzeć dopiero z lotu ptaka. Każda roślina miała w sobie coś wyjątkowego i hipnotyzującego.

Jednak największą uwagę skupiał na sobie niewielki krzew w samym środku zarówno sanktuarium, jak i całego ogrodu. Mimo swoich bardzo małych rozmiarów, z każdej odnogi wyrastało wiele cudownych pąków o intensywnej barwie, przywodzącej na myśl oczy, a dokładniej kolor jednej tęczówki, spotkanego trzy lata temu chłopca. Choć zrodzone z tego krzewu różyczki różniły się rozmiarem od reszty przedstawicieli swojego gatunku, były zdecydowanie najpiękniejszymi ze wszystkich kwiatów znajdujących się w tym mistycznym ogrodzie.

To właśnie przy tej roślinie zatrzymali się Augusto i Jonathan. Mężczyźni często przychodzili tu podziwiać piękno botaniku, choć zazwyczaj nie robili tego wspólnie, lecz osobno. Oboje kochali przyrodę. Wśród zieleni czuli się wolni od natłoku codzienności. Zapracowany biznesmen tym bardziej cenił sobie ten prywatny azyl, gdyż ogród szybko stał się jedynym miejscem, w którym mógł być sobą tak naprawdę, bez udawania, bez masek i bez sztucznego uśmiechu.

– Znów o tobie piszą – odezwał się nagle Jon, stukając laską o żwir.

– Piszą? Co takiego?

– Że jesteś gejem. I nie piszą tego aktywiści LGBT, a homofobiczne instytucje.

– Dlaczego mi to mówisz? – żachnął się Augusto. – I co to niby zmienia? Załatwię kogoś, kto zajmie się tym, by te plotki ucichły raz na zawsze.

– Myślę, że czas, byś się wreszcie przyznał, młody – powiedział dawny opiekun, patrząc w horyzont. – Skoro wolisz mężczyzn, czemu nie powiesz tego otwarcie? Lepiej, żeby wyszło to z twoich ust niż z plotkarskich portali, które uwielbiają podkoloryzować prawdę. Mało jest celebrytów gejów czy lesbijek? Chyba już czas na comming out. Za długo tkwisz w tej otoczce. Ludzie i tak widzą, że nie chwalisz się partnerkami. Czemu by się więc nie przyznać?

– Skąd ty w ogóle znasz takie słowa jak comming out? – zdziwił się Augusto, jakby na siłę próbując odciągnąć uwagę od głównej myśli słów Jonathana. – Nie sądziłem, że jesteś taki postępowy.

– Wbrew pozorom ja też czytam dużo literatury o gejach. Choć w nieco innym celu niż ty, mój drogi.

– Tak? To ciekawe. Może sam jesteś homosiem, co? – zażartował.

– Gdyby Marie żyła, zdzieliłaby cię po głowie ścierką za takie herezje. Nigdy w życiu nie pokochałbym kogoś innego od niej, zarówno damy, jak i dżentelmena. Ach, moja żonka była niezłą kobitą – mężczyzna rozmarzył się, opierając na swojej lasce. Spojrzał w stronę różanego krzewu, błogo się uśmiechając. – Też kochała róże, pamiętasz?

– Pamiętam. – Augusto także się uśmiechnął. – Zawsze mi powtarzała, że aby zdobyć serce kobiety, trzeba dać jej bukiet składający się z dziewięćdziesięciu dziewięciu żywych róż i jednej sztucznej...

– Aby ta miłość trwała dopóty, dopóki ostatni kwiat nie zwiędnie – dokończył starszy. – Kiedy się jej oświadczałem, zamiast pierścionka wręczyłem Marie bukiet czerwonych róż z tymi słowami. Pamiętam do dziś jej zawód w oczach, kiedy zorientowała się, że to wszystko, że nie dostanie biżuterii. Dopiero kiedy wszystkie róże zwiędły i uschły, zauważyła, że wśród ich łodyg ukryłem śliczny pierścionek, o którym zawsze marzyła. Przywiązałem go tasiemką do sztucznego kwiatu w taki sposób, aby nie dała rady go wcześniej zobaczyć. Można by powiedzieć, że oświadczyłem się przez to podwójnie. Jej radość była wprost nie do opisania, a dzięki temu zaczęła nalegać na ślub coraz bardziej, wręcz chciała to zrobić już w tamtym dniu.

Młody de la Noche uśmiechnął się ciepło na opowieść swojego byłego opiekuna. Choć doskonale ją znał, zarówno w wersji mężczyzny, jak i zasłyszaną z ust jego świętej pamięci żony, zawsze fascynował go motyw pierścionka ukrytego wśród ogromnego bukietu. Poprzysiągł sobie, że kiedy postanowi się oświadczyć, zrobi to w taki sam sposób, jak Jonathan przed laty. Problem tkwił jednak w tym, że młody biznesmen dalej nie miał osoby, którą mógłby w ten sposób uhonorować. A także nie chciał przyznać się przed światem, że woli płeć męską.

– Myślę, że powinieneś wreszcie się ujawnić – powiedział po chwili Jon, ponownie podejmując ciężki temat. – Byłoby ci łatwiej.

– Nie chcę. Wiesz, jak się to skończy – fuknął młody multimiliarder.

– Niby jak? Media cię kochają. A jedna informacja nie zmieniłaby prawie nic. Co najwyżej złamała serca beznadziejnie zakochanych w tobie kobiet, twoich fanek.

– I tego chcę uniknąć.

Jonathan spojrzał na niego z miną wyrażającą niezrozumienie.

– Nie chcesz urazić uczuć kobiet tym, że jesteś gejem?

– Tak. Jak najbardziej.

– Przecież nie powinno ci na nich aż tak zależeć.

– Nie mów mi, co powinienem a co nie! – zezłościł się młodszy mężczyzna. Ściągnął brwi i popatrzył na dawnego opiekuna wzrokiem pełnym nienawiści.

– Masz rację – odpowiedział Jonathan po chwili milczenia. – Nie powinienem cię do niczego zmuszać. Ale uważam, że powinieneś w końcu to zrobić. Świat jest coraz bardziej tolerancyjny, ludzie by zrozumieli.

– A niby co cię tak nagle wzięło na wypominanie mi mojej orientacji, co? – Augusto dalej był bardzo zły. Nie cierpiał, gdy ktokolwiek przypominał mu o jego homoseksualnej naturze. Z jednej strony zawsze powtarzał, że nie wstydzi się tego, kim jest, ale z drugiej... Zdawał się być wrażliwy na jej punkcie. Zbyt wrażliwy.

– Kolejna parka gejów ogłosiła w mediach, że biorą w tym roku ślub. Po prostu... Czasem chciałbym, żebyś to był ty i twój parter. Naprawdę zależy mi na twoim szczęściu, młody. Nieważne z kim, bylebyś go kochał.

De la Noche nic nie odpowiedział, trawiąc w myślach słowa starszego. Jon westchnął i zapatrzył się na cudowny krzew różowej róży. Kochał swojego podopiecznego całym sercem, więc bardzo chciał dla niego jak najlepiej. Mimo to, nie był w stanie zmienić mentalności Hiszpana. Jeśli on sam nie chciał poczynić pierwszego kroku, wpychanie go w czyjeś ramiona na siłę nie przyniosłoby zamierzonego skutku. Młodszy mężczyzna bardzo często narzekał na to, że jest sam, jednocześnie nie robiąc nic, by przerwać ten stan.

Najbardziej jednak Jonathan bał się sytuacji, w której teoretycznie udałoby się odnaleźć Wiktora, a ten nie rozkochałby w sobie wybrednego biznesmena. Choć piwnooki wspominał o nim z wielką pasją i uczuciem, istniała szansa, że chłopak wcale nie jest wart pochwał, a także nie pasuje do jego wygórowanych upodobań. W przypadku takiego scenariusza, serce Augusto zamknęłoby się na bardzo długo. Pomimo tego, że już od dawna przypominało kamień czy bryłę lodu w stosunku do potencjalnych partnerów, to właśnie wspomnienie różowo-fioletowych oczu szybko je topiło.

Ale oczy, choć mówi się, że są obrazem duszy, nie stanowią jedynej części człowieka. Oczy nie zatuszują paskudnego charakteru czy cielesnych blizn, a także nie dadzą rady utrzymać związku, gdy między dwoma osobami nie ma uczucia. I tego właśnie bał się Jonathan – że jego podopieczny, zakochany jedynie w niespotykanych nigdy wcześniej tęczówkach, niechcący rozczaruje się osobowością lub resztą wyglądu nastolatka. W końcu trzy lata to dość duży skok czasu, w ciągu których wiele mogło się pozmieniać.

– Pójdę już – rzucił po chwili. – Przemyśl sobie moje słowa jeszcze raz, na spokojnie. Nie chcę ci nic narzucać, ale myślę, że to dobra decyzja.

Augusto odburknął coś niezrozumiałego pod nosem, unikając kontaktu wzrokowego. Jon westchnął i obróciwszy się na pięcie, ruszył w stronę wielkiej willi, którą młody odziedziczył po rodzicach. Christian de la Noche, ojciec biznesmena, dorobił się kariery za granicą, Postanowił zamieszkać we Florencji, do której zawsze go ciągnęło, tym samym zostawiając cudowną posiadłość na użytek jedynego syna. Warunek był jeden: on, Jonathan, miał zostać w Barcelonie i zamieszać razem z latoroślą sławnego niegdyś modela, by doradzać mu w sprawach zarówno prywatnych, jak i zawodowych. Dzięki temu, że spędził większą część życia u boku wielkiego fashionisty, miał duże doświadczenie, a dzielenie się nim dawało mu dużą satysfakcję.

Sam Augusto bardzo cenił sobie pomoc dawnego opiekuna, jednak czasami zrzędzenie i docinanie starszego mężczyzny wyprowadzało go z równowagi. Bywało nawet, że podczas zwykłej rozmowy często się sprzeczali. Różnica pokoleń dawała o sobie znać, jednak pomimo tego, że Jon był w wieku jego ojca, to on i tak tytułował go swoim najlepszym przyjacielem.

Dlatego też Hiszpanowi zrobiło się po chwili przykro. Ruszył za mężczyzną wspierającym się laską, jednak zanim zdążył do niego dojść, drogę zagrodził mu jeden z zaufanych pracowników. Wydawał się czymś niezwykle przejęty i podekscytowany. Prawdopodobnie musiał biec, gdyż nie mógł złapać oddechu.

– Marco? O co chodzi? – spytał piwnooki, kiedy informatyk wreszcie zaczerpnął powietrza.

– Nie uwierzy pan, co się stało! – wykrzyknął pracownik, podsuwając swój telefon z włączoną stroną Facebooka prosto przed oczy swojego pracodawcy.

– Nie rozumiem...

– Niech pan spojrzy dokładniej. Widzi pan? – Marco był bardzo rozentuzjazmowany.

– Co to za hasały? – spytał Jonathan, podchodząc do mężczyzn.

– To profil tego nastolatka, Wiktora! Widzicie? Wszystko się zgadza! Ma tęczowe włosy, niespotykaną barwę oczu i okulary! – wykrzyknął informatyk, prawie się zapowietrzając.

– Niemożliwe... – mruknął Augusto, przyglądając się bliżej zdjęciu profilowemu. Po szybkiej analizie rys twarzy rozpoznał w nim nastolatka na molo. – To on...!

Jonathan również chwycił telefon.

– Wiktor Milek – zaczął czytać. – Mieszka w Krakow? Co to jest ''Krakow''? – zdziwił się.

– Przepuściłem te informacje w przez tłumacza. Okazało się, że jest to pisane po polsku – powiedział z nieukrywana dumą Marco. – A Kraków to miasto. Pewnie tam mieszka.

– Ach, a więc to Polak...

Augusto uśmiechnął się. Przypomniał sobie swoją pierwszą wizytę w Polsce, w Warszawie. Miasto jak każde inne, ale pamiętał, że zachwyciła go tradycyjna polska kuchnia i Muzeum Powstania Warszawskiego, które dane mu było odwiedzić. Ale Kraków? Choć słyszał o tym miejscu, nigdy się nim nie interesował. Jednak teraz pokochał je całym sercem, bowiem to właśnie mury tego miasta skrywały w sobie jego pożądaną od trzech lat perełkę.

– Wreszcie cię znaleźliśmy, Wiktor – szepnął do siebie. – Teraz nam już nie uciekniesz.

_______

Jeżeli rozdział się podobał, proszę o rozważnie kliknięcia gwiazdki. Dla Was to tylko jeden mały klik, a dla mnie duża satysfakcja i motywacja, by pisać coraz lepiej i częściej ❤

Wonsz

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro