3. Hipokryzja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minął ponad tydzień, odkąd Marco po raz pierwszy natrafił na ślady Wiktora Miłka w Internecie. Dzięki swojemu odkryciu udało mu się awansować dwa stanowiska wyżej, a nawet zyskać specjalne względy u swojego pracodawcy. Niestety większość kolegów po fachu szybko się od niego odwróciła. Zazdrościli młodemu programiście, a także nie szczędzili docinek, że obijał się w pracy, przeglądając Facebooka, a wyszedł na tym korzystnie. Tak naprawdę każdy z nich miał nadzieję, iż okaże się szczęśliwcem, któremu dane będzie odnaleźć tajemniczego nastolatka, tym bardziej że wiązało się to właśnie z obiecanymi ze strony Augusto premiami.

Głównym obowiązkiem młodego Latynosa stało się wyszukiwanie artykułów poświęconych kolejnym dokonaniom nastolatka o niezwykłych oczach, zwłaszcza w dziedzinie technologii i fizyki. Marco dość szybko odkrył, że chłopak miał ponadprzeciętne umiejętności i predyspozycje do pracy w branży komputerowej. Jednak pomimo swoich sukcesów, nazwisko ''Miłek'' nie było znane w całej Polsce, jedynie w regionie, w którym mieszkał. Zupełnie tak, jakby coś blokowało go na tyle, że nie mógł się dzielić talentem ze światem, a tym samym zostać szerzej odkrytym.

Szybko okazało się także, dlaczego trzyletnie poszukiwania tak długo okazywały się bezowocne. Dopiero kilkanaście dni temu młody Polak odważył się wstawić profilowe ze swoją twarzą. Choć samo jego konto na portalu społecznościowym istniało ponad sześć lat, wcześniej zamiast zdjęć chłopaka ustawione były awatary z gier lub memy. Nie ulegało jednak wątpliwości, że to właśnie ten Wiktor jest poszukiwanym od wielu lat oczkiem w głowie Augusto.

Tak jak opisywał multimiliarder, nastolatek ze zdjęcia posiadał niezwykle hipnotyzujące oczy o niespotykanych barwach fioletu i różu, które skrywały się za okularami w czarnych oprawkach. Jego włosy przywodziły na myśl tęczę utrzymaną w pastelowych odcieniach, a usta prawdopodobnie muśnięte zostały nabłyszczającą szminką w kolorze wiśni. Zdjęcie wykadrowano w ten sposób, że oprócz twarzy i włosów widoczna była jeszcze szyja z jasnoróżowym chokerem zwieńczonym srebrną klamrą w kształcie serca. Wyglądał naprawdę sympatycznie.

Marco odsunął się od komputera i przeciągnął na krześle. Wyjrzał przez okno pracowni wychodzące na park, po którym spacerowali lub biegali ludzie. Wśród nich znalazł się także Augusto. Mężczyzna solidnie zabrał się za swoją formę. Motywowała go wizja fiołkowo-różanych tęczówek, które być może już niedługo będzie dane mu ujrzeć. Codziennie wychodził na krótką przebieżkę, a w wolnej chwili odwiedzał dodatkowo prywatną siłownię. Według niego to właśnie zjawiskowy wygląd gwarantował dobre pierwsze wrażenie. Ktoś, kto kompletnie o siebie nie dba lub ma kilka kilo nadwagi, nie może się pozytywnie prezentować.

Przez dłuższą chwilę programista obserwował swojego pracodawcę. Pamiętał czasy, kiedy on sam zadurzył się w przystojnym multimiliarderze. Im dłużej jednak z nim przebywał, tym bardziej odkrywał prawdziwą naturę biznesmena, skrywaną za maską uśmiechu i czarnym garniturem. Augusto był prawdziwą bestią. I to nie tylko w sferze seksualnej.

Jak co dzień po krótkim treningu de la Noche wrócił do willi na zimny prysznic i pospieszne, lecz pełnowartościowe śniadanie przygotowane uprzednio przez ulubioną kucharkę. Jego grafik prawie w całości wypełniony był pracą. Na dziś zaplanowaną miał między innymi sesję zdjęciową promującą jego nowy, ekskluzywny sprzęt i spotkanie biznesowe w wykwintnej restauracji z francuskim producentem prestiżowych perfum. Co prawda wolałby ten czas poświęcić na podróż do Polski, jednak musiał zaufać swoim agentom, którym zlecił odnalezienie Wiktora Miłka, gdy tylko Marco dokopie się do jakiegokolwiek adresu, naprowadzającego na dokładniejszy trop tajemniczego chłopaka.

Z zamyślenia wyrwał go dopiero znajomy dźwięk. Do nowocześnie urządzonej kuchni wszedł Jonathan, jak zwykle stukając laską o kafelki. Oparł się o blat, przy którym jego podopieczny kończył właśnie posiłek i chrząknął ostentacyjnie, aby młody zwrócił na niego uwagę.

– Spóźnisz się – rzucił.

– Mam czas – odpowiedział Augusto, popijając sok z mango. – Jest dziesiąta. Sesja zaczyna się dopiero o jedenastej, a do agencji dojedziemy w mniej niż pół godziny. Poza tym trening podnosi moje walory. To umięśnione ciało musi się jakoś rozwijać.

Jon prychnął cicho i pokręcił głową.

– Wykapany ojciec. Piękniś, modniś i czarujący łamacz serc – zakpił. – Czekam w limuzynie, pospiesz się.

Ale multimiliarder wcale się nie spieszył. Na parking przyszedł równo o wpół do jedenastej, co oczywiście zostało skrytykowane przez zrzędliwego Jonathana, po czym całą trójką, wraz z szoferem, ruszyli w stronę agencji fotograficznej, której chcąc nie chcąc byli częstymi bywalcami. Tak jak obiecywał mężczyzna, dojechali kilka minut przed wyznaczonym czasem. De la Noche i jego dawny opiekun wysiedli z auta i ruszyli w stronę oszklonych drzwi znajomego budynku. Jednak po wejściu do przestrzennego holu w oczy Augusto rzuciła się pewna postać, której nigdy wcześniej tu nie widział, choć znał całą kadrę i większość pracowników agencji.

Był to uśmiechnięty na oko dwudziestoparolatek ubrany w koszulkę z jakąś postacią z anime. Miał długie włosy związane w kucyka, elegancko zapuszczoną bródkę i pozytywny błysk w oczach. W rękach trzymał aparat, co wskazywało na to, że jest albo dopiero co zatrudniony, albo przyszedł tutaj na praktykę, by się podszkolić w branży.

Niestety tym, co najbardziej zwróciło uwagę młodego biznesmena, stała się tusza fotografa. Doskonale widoczne kilkanaście kilo nadwagi i grube palce skutecznie zniesmaczyły wrażliwego na piękno Augusto. Masywna szyja i powiększony obwód w talii przywodziły mu na myśl zapaśników sumo, którymi brzydził się od wczesnego dzieciństwa. Gdyby tylko mógł, najchętniej zmusiłby wszystkich grubasów do obowiązkowej diety odchudzającej.

– Pan de la Noche, witamy! – Uwagę mężczyzny odwrócił dyrektor agencji, w jak zwykle szampańskim nastroju. Podszedł do przybyłych i uścisnął im ręce.

– Pan Samuel Garcia, miło mi – odpowiedział z uśmiechem Augusto, potrząsając dłonią wspólnika. – Widzę, że humorek dopisuje. Czyżbym o czymś nie wiedział?

– Och, dopisuje, dopisuje. Mój syn właśnie się dzisiaj oświadczył.

– Ależ gratulacje! – wtrącił się Jonathan, który wprost uwielbiał śluby. – Kim jest jego wybranka?

– Laura Maestas. Niesamowicie się cieszę! Przynajmniej jeden syn wybrał normalną drogę życiową.

– Normalną? – zdziwił się Jonathan, podpierając na lasce. – Nicolas też się chyba już ustatkował. Dalej mieszka z Diego?

Dyrektor Garcia ściągnął brwi i przybrał dość wrogi wyraz twarzy. Kiedy jego najstarszy syn wyjawił mu, że jest gejem, długo nie mógł przyjąć tego do wiadomości. Nie potrafił zaakceptować natury swojego dziecka, a tym bardziej jego partnera, samozwańczego, wytatuowanego motocyklisty Diego Alcatraz, którego już samo nazwisko nasuwało na myśl głównie negatywne skojarzenia.

– Nicolas będzie smażyć się w piekle za to, co zrobił – odburknął. – To chore. Prawda, Augusto?

– Jak najbardziej. Tych gejów powinno się poddać jakiejś terapii lub zamknąć w więzieniach – przytaknął posłusznie, a w jego głosie nie zabrzmiała ani nutka zawahania.

Jonathana aż zamurowało. Po jego plecach przeszedł zimny dreszcz, a trzymana w dłoniach laska zaczęła się niebezpiecznie wyślizgiwać. Choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego podopiecznemu zdarzało się, i to dość często, tuszować swoją orientację oraz pociąg do mężczyzn, nigdy nie podejrzewałby go o taki pokaz hipokryzji. On, który otwarcie w mediach popierał środowiska LGBT+, a tym samym legalizację małżeństw jednopłciowych w całej Europie właśnie powiedział, że homoseksualistów powinno się poddać terapii lub zamknąć w więzieniach.

Być może zanegowanie zdania pana Garcii odbiłoby się negatywnie na ich stosunkach, jednak istniał cień szansy, że właśnie ktoś taki jak Augusto mógłby przegadać mu do rozumu, a tym samym zachęcić do odnowienia kontaktów z odrzuconym synem. Choć sam nie doczekał się dzieci z powodu bezpłodności żony, zawsze kierował się w życiu ideą, że rodzic powinien kochać swoje pociechy bez względu na wszystko. A zwłaszcza bez względu na orientację seksualną czy wybór partnera.

– Jon, idziesz? – Z osłupienia wyrwał go beznamiętny głos młodego de la Noche, zbierającego się na sesję. Chcąc nie chcąc, on także ruszył w stronę studio. Zawsze był obecny przy swoim dawnym podopiecznym, tym bardziej, kiedy w grę wchodziły sprawy związane z wizerunkiem multimiliardera lub promocją jego firmy. Przynajmniej mógł wtedy bezkarnie krytykować wszystko, co się mu nie podobało i bardzo często fotografowie jeszcze za to dziękowali. Starszy mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, poprawił w dłoniach laskę, po czym dumnie ruszył w stronę pomieszczenia pełnego reflektorów, aby i tym razem soczyście ponarzekać na oświetlenie, ustawienie aparatu oraz niekompetencję ''profesjonalistów''.

– A więc? Któż będzie dzisiaj mistrzem ceremonii? – spytał Jonathan, wchodząc na salę zdjęciową i zacierając ręce. Spojrzał po zgromadzonych.

– Gael Miramontez – przedstawił się fotograf. – To zaszczyt móc z państwem współpracować.

Był to uśmiechnięty mężczyzna przy kości, którego widzieli przy wejściu w holu. Biła od niego niesamowita chęć do działania. Roztaczał wokół siebie pozytywną aurę, której niewątpliwie uległ pan Garcia, ale która niekoniecznie wpłynęła na sztywnego Augusto. Bez trudu dało się ujrzeć rysujący się na jego twarzy grymas obrzydzenia.

– Gael to nasz nowy pracownik. – Pospieszył z wyjaśnieniem dyrektor Samuel. – Ma ogromny talent, pracował między innymi nad trzema zdjęciami dla ''Vouge'', a także wygrał międzynarodowy konkurs fotograficzny powiązany z modelingiem. Po prostu perełka! – zachwalał.

Gael uśmiechnął się ciepło, a jego policzki spłonęły różowym rumieńcem, który starał się ukryć, patrząc w bok. Kątem oka zerkał nieco speszony na przystojnego biznesmena o chłodnym spojrzeniu, który to z kolei zręcznie unikał kontaktu wzrokowego z otyłym fotografem. Niezbyt uśmiechało mu się współpracowanie z kimś takim.

– Dlaczego to właśnie on będzie robił mi zdjęcia? Czy Sarah nie może? Przecież była świetna. Jej fotografie robią wielką furorę wśród krytyków – wysyczał chłodno Augusto.

– Ależ masz rację. Ale gwarantuję ci, że praca Gaela jest jeszcze lepsza. W końcu ktoś taki jak ty musi się prezentować od jak najlepszej strony. Zwłaszcza na materiałach promocyjnych

Jednak pomimo słodzenia ze strony dyrektora de la Noche dalej czuł się urażony. Niechętnie współpracował z nowym fotografem, wręcz utrudniając mu zadanie. Mimo to Gael dawał radę, wykazując się naprawdę fachowym podejściem. Nawet Jonathan nie krył zdziwienia, gdyż umiejętności młodzieńca okazały się wprost powyżej oczekiwań i trudno było mu krytykować cokolwiek z tego, co robił. Dlatego pozostało mu poganianie biednych oświetleniowców i charakteryzatorów, modlących się w duchu, by choć tym razem im odpuścił.

– Szybciej się uwijajcie! – krzyczał. – No przecież widać, że prawy policzek się szkli, za dużo brokatu! Zostawcie ten reflektor w spokoju i zajmijcie się tamtym po prawej, światło pada nienaturalnie!

– Panie Velasquez, robimy co w naszej mocy! – jęczały charakteryzatorki, zmęczone ciągłymi uwagami.

– Nie jojczeć, tylko poprawiać. W końcu to sam Augusto de la Noche. Powinien wyglądać idealnie... Słodki Jezu, nie, nie! Nie ten reflektor, ten drugi z prawej! Jak grochem o ścianę, no jak grochem o ścianę z nimi!

Mówiąc to, poszedł samodzielnie poprawiać oświetlenie, tym samym zdzielając po głowie swoją laską kilka krnąbrnych osób od makijażu. Nie po to pracował prawie dwadzieścia lat w branży modelingu, by teraz pozwalać małolatom na takie niechlujne podejście do swoich obowiązków. Dla niego była to wręcz swoista profanacja i pogwałcenie praw mody.

Po skończonej sesji zdjęciowej, kiedy Augusto i Jonathan zbierali się do wyjścia, niespodziewanie podszedł do nich Gael. Tym razem nie miał już przy sobie aparatu, za to w rękach ściskał kartkę i długopis. Wydawał się bardzo zdenerwowany.

– M-mogę zająć chwilę? – spytał niepewnie, jąkając się nieznacznie.

– O co chodzi? – odburknął niemiło multimiliarder, przystając i zerkając na niego z góry.

– Jeśli to nie problem, chciałbym prosić o autograf... Prywatnie jestem pana wielkim fanem, uwielbiam pańską firmę i śledzę wszystkie nowinki... Śledzę prawie każde pana wystąpienia publiczne. To byłby dla mnie wielki zaszczyt móc otrzymać takie wyróżnienie.

Augusto spojrzał na jego drżące pulchne ręce, podsuwające mu niepewnie trzymane przedmioty, a także na pełne nadziei niebieskie oczy. Jednak zamiast podpisać się na kartce, a tym samym spełnić marzenie fana, rzucił tylko dwa ostre zdania.

– Najpierw schudnij, a dopiero potem śliń się do sławnych osób, obleśny grubasie. Czuję obrzydzenie do takich jak ty i mam szczerą nadzieję, że spotykamy się już ostatni raz.

De la Noche wyszedł z budynku, zostawiając mężczyznę w ogromnym szoku. Długopis wypadł z ręki Gaela, a do oczu napłynęły mu niewidoczne łzy. Poczuł, jak serce łamie mu się na pół. Czyli to wszystko to tylko przykrywka? Te pozytywne wypowiedzi o kobiecych modelkach plus size to zwykłe fałszerstwo i część kampanii reklamowej, z którą Augusto nawet się nie zgadza? W jednym momencie wieloletni idol stracił w jego oczach swoje dobre imię i renomę.

Jon, będący świadkiem całego zajścia, także nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą ujrzał. Rzucił fotografowi spojrzenie pełne szczerego współczucia, po czym wybiegł w ślad za swoim dawnym podopiecznym na tyle szybko, na ile pozwalały mu schorowane nogi. Dopadł go przed limuzyną i momentalnie przycisnął do drzwi pojazdu. Przysunął głowę blisko jego podbródka.

– Co to miało być? – wysyczał.

– Powiedziałem mu tylko prawdę. Jest obleśnym grubasem.

– Obraziłeś niewinnego człowieka!

– Niewinnego? Jego tusza to jego wina. Mógł tyle nie żreć. Widziałeś jego ręce? Nie wiem jakim cudem udawało mu się trafiać w te małe przyciski na aparacie.

Jonathan wepchnął Augusto do auta i nakazał szoferowi jechać w stronę umówionego spotkania z francuskim producentem perfum. Dalej był wściekły.

– Co w ciebie dzisiaj wstąpiło, co? – ryknął po krótkiej chwili. – Najpierw mówisz, że homoseksualistów powinno zamykać się w więzieniach, choć sam jesteś jednym z nich, potem obrażasz swojego fana, bo ten ma kilka kilo nadwagi... O co chodzi? Gorzej się czujesz czy jak?

– Czuję się absolutnie świetnie – powiedział, wyciągając z kieszeni telefon. Odblokował go, zupełnie ignorując zezłoszczonego Jona, po czym od niechcenia wszedł na Facebooka.

– I nawet cię to nie rusza... – Starszy mężczyzna pokręcił głową. Westchnął zrezygnowany i odwrócił wzrok w stronę okna. – A jeśli Wiktor okazałby się przy kości?

– Nie okaże. Widziałem go. Był szczupły, piękny i miał niesamowite oczy.

– Ludzie się zmieniają. Zarówno z charakteru, jak i z wyglądu. Najszczuplejsza osoba może przytyć, a najładniejsza zbrzydnąć – zauważył. – Nie możesz traktować ludzi w ten sposób. To podłe.

W rogu ekranu telefonu multimiliardera wyskoczył dymek chatu z komunikatora. Augusto wszedł w niego, olewając wcześniejsze słowa swojego towarzysza. Przeleciał wzrokiem po wiadomości i odpisał krótkie podziękowania.

– Marco właśnie przesłał mi potencjalny adres szkoły Wiktora – zmienił nagle temat, dalej patrząc w mały ekran. – Jutro wyślę tam ludzi, aby dowiedzieli się nieco więcej.

– A co zrobisz, kiedy już go znajdą?

– No jak to, co zrobię... Ochroniarze zabiorą go do mnie – odpowiedział, wzruszając ramionami.

– Czyli go porwiesz? – zakpił Jonathan, kręcąc głową z niedowierzania. – Porwiesz, uwięzisz, rozkochasz swoimi wdziękami i upojoną nocą, a potem wyrzucisz na bruk, bo przestanie cię interesować? Człowiek to nie lalka. Nie możesz go zmusić do tego, by cię pokochał lub chociażby chciał z tobą przebywać. To chore.

– Przecież go kocham. Na pewno nie wyrzucę go na pastwę losu.

Jonathan zaśmiał się kpiąco i ponownie pokręcił głową.

– A jeśli ON nie pokocha ciebie? To co wtedy?

– Na pewno mnie pokocha. Wszyscy mnie uwielbiają – prychnął de la Noche. – Mam miliony fanów na całym świecie. Jest spora szansa, że Wiktor jest jednym z nich i wprost marzy o tym, żebym go porwał, a może nawet zniewolił.

Choć na usta Jonathana cisnęło się wiele logicznych kontrargumentów i przekleństw, postanowił przemilczeć ostatnią wypowiedź swojego dawnego podopiecznego. Nie podobało mu się to, co planował, jednak Augusto był już dorosły. Tym samym władza Jona ograniczała się jedynie do dobrych rad, których młody biznesmen wcale nie musiał słuchać. Niezdrowa fascynacja nastolatkiem o fiołkowo-różanych oczach stawała się obiektem wielu kontrowersji i odmiennych zdań między nimi. Zwłaszcza teraz, kiedy spotkanie z chłopakiem wydawało się tak bardzo realne i bliskie.

Przecież porwanie to przestępstwo, które niesie za sobą konsekwencje prawne. Z jednej strony mężczyzna łudził się, że spotkanie z Wiktorem będzie polegało na stopniowym zaprzyjaźnianiu się, chociażby przez Internet (czyli tak, jak postępują normalni ludzie), jednak w głębi duszy już od samego początku tej sprawy przeczuwał, że Hiszpan będzie próbował uprowadzić dzieciaka lub coś w tym stylu. Nie pochwalał tego, lecz znał Augusto od małego i wiedział, że ten bywał zdolny do wszystkiego, by osiągnąć swój cel.

Jonathan zapatrzył się w okno, obserwując piękne widoki ukochanego miasta, w którym dorastał, wciąż rozmyślając o tym, czego stał się dzisiaj świadkiem. Po prawie godzinie monotonnej i usypiającej jazdy znaleźli się na miejscu przed restauracją. Starszy mężczyzna niechętnie wysiadł z limuzyny i rzucił swojemu towarzyszowi błagalne spojrzenie.

– No co? - żachnął się Augusto.

– Tylko tym razem się pilnuj, dobrze? – stęknął Jon, opierając się na lasce. – To wpływowa szycha francuskiego rynku, ale nie oznacza to, że musisz się zgadzać z każdym jego zdaniem, zwłaszcza takim, które nie ma podłoża biznesowego – pouczył go.

– Jasne, jasne – odburknął de la Noche, po czym uśmiechnął się zawadiacko. – A co jak zamówi sobie żabie udka do jedzenia?

– To wtedy masz pełne prawo wyjść oburzony z restauracji – zaśmiał się Jon, któremu humor nieco się poprawił. Pokręcił jeszcze głową, jakby chciał otrzepać ją z negatywnych myśli. Chwycił swojego towarzysza za ramię i oboje weszli do budynku, gotowi podbijać francuski rynek bez względu na wszystko. 

_______________________

Jak Wam się podoba ten festiwal hipokryzji, którego maestro stał się nasz ukochany Augusto? Mam nadzieję, że dobrze udało mi się ująć jego podwójne standardy i wyśmiać formę porwań jako genialnego środka na rozkochanie kobiety czy mężczyzny, bo podkreślam, że w tym przypadku tak nie będzie. Za to z pewnością więcej będzie przejawów tejże hipokryzji, ale od czegoś trzeba zacząć. 

Także do następnego rozdziału, który, pozwolę sobie zdradzić, będzie skupiał się trochę bardziej na Wiktorze i Marcelu. Mam nadzieję, że również on okaże się ciekawy. 

Wonsz

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro