Sekret ósmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Od ilu miesięcy planowałaś swoją ucieczkę, Alice?

To pytanie zadałbym jej dziś jako pierwsze. Spojrzałbym jej w oczy, nie mając zamiaru krzyczeć. Żądałbym wyjaśnień, bo uważam, że na nie zasłużyłem. Chociaż na tyle. Nie prosiłbym o przeprosiny. Nie chciałbym drugiej szansy. Nie chciałbym też usprawiedliwienia moich czynów albo zdjęcia poczucia winy z barków. Lubię tę ciężkość, która mnie nie opuszcza. Lubię ten stan paniki na dźwięk jej nazwiska albo wspomnienia dziewczyny, którą przygniotły marzenia.

Alice zniknęła ze swojego domu w Nowy Rok i ku mojemu zaskoczeniu, to jej mama to zauważyła. To była jedna z jej wielkich chwil. Wpadła do nas z rozmazanym makijażem, nieułożonymi włosami i paniką w oczach, którą szybko podzieliłem. Co jeśli ktoś ją porwał i ukradł samochód? Błogosławiony w swojej nieświadomości nie wiedziałem o liście, który znalazłem po dwóch dniach od jej zaginięcia.

Szukała jej policja, szukaliśmy i my. Jako pierwsze odnalazło się auto. Porzuciła go na stacji benzynowej, skąd został odholowany po kilku godzinach. Żadnych śladów włamania. Właśnie wtedy przyszła do mnie Sarah i choć na początku nie chciałem jej słuchać, to nie mogłem dłużej szukać wymówek do ucieczki.

– Ona nie żyje – powiedziała Sarah, spoglądając na mnie z prawdziwą rozpaczą.

Właściwie ona sama wyglądała jak czarna rozpacz. Pamiętałem ją z początku liceum. Włosy w odcieniu truskawkowego blondu, nieco krzywe zęby i piegi na nosie. Śmiała się najgłośniej na stołówce. Później jej brat umarł i stała się cieniem dawnej siebie. Teraz ten cień stawał przede mną w stanowczo zbyt długiej brązowej spódnicy i przefarbowanych na czarno włosach.

I ten cień śmiał wmawiać mi, że Alice nie żyła.

Wyśmiałem ją dwukrotnie, gdy próbowała mi się zwierzyć. Udało jej się zasiać jednak ziarno zwątpienia i pewnego wieczoru trafiłem do sypialni Alice. Wierzyłem, że gdy wróci, wyjaśnimy sobie pewne sprawy. Wcale nie uważałem tego za naruszenia jej prywatności. To był... niezbędny zabieg, który miał pomóc mi ją odzyskać.

Moja osobista misja? Sprowadzić Alice. Do siebie. Do domu. Poszedłbym za nią gdziekolwiek. Nie obchodził mnie college i przyszłość, bo liczyła się tylko ona.

Widząc książki na jej szafce nocnej, czułem ścisk w żołądku. Ona nie mogła uciec. Uciekinierzy nie zostawiają wszystkiego, jakby mieli tu wrócić. Coś powinno zginąć. „Wichrowe wzgórza" spoglądały na mnie oskarżycielsko. Gdyby miała uciec, zabrałaby je ze sobą. Podniosłem książkę, otwierając ją na pierwszej stronie. Przekartowałem powieść i zamarłem, znajdując w niej kopertę ze swoim imieniem. Usiadłem na łóżku, zastanawiając się, co to ma wszystko znaczyć. Trzęsły mi się ręce, a serce waliło w piersi.

Nie mogłem nie rozpoznać jej pisma. Było staranne z tymi swoimi wywijasami, których jej zazdrościłem. Zapewne przepisywała list kilkanaście razy, by dokładnie odzwierciedlał, co czuła i myślała, dając upust swojemu perfekcjonizmowi.

Mój drogi Loganie,

pisząc to, wypowiadałam to jedno zdanie kilkanaście razy. Czy powinnam nazywać Cię moim? Czy powinnam nazwać Cię drogim? Czy powinnam zwrócić się do Ciebie imieniem? Czy mam prawo do jakiejkolwiek z tych rzeczy? Serce wali mi w piersi jak przed pierwszym meczem. Czuję adrenalinę. Czuję niepokój. Od tej pory nie będę miała możliwości nazywania Cię moim drogim Loganem. Robię to po raz ostatni i sama myśl o tym sprawia mi ból. Nie chcę być ckliwa, chociaż i tak jestem. Sprawiłeś, że stałam się kimś lepszym. Sprawiłeś, że... zaczęłam żyć.

Myślałam, że to wystarczy. Byłam pewna, że to wystarczy.

A później... A później wybiła północ i świat się skończył. Ja się skończyłam.

Kim jest dziewczyna od tenisa, jeśli zabierze się jej tenis?

Nikim.

Odetchnąłem głęboko, czując się źle. Nie chciałem czytać tego listu. Nie chciałem wiedzieć, co ma mi do powiedzenia.

Mój drogi, Loganie. Żegnam się z Tobą. Żegnam się z Twoją mamą. Żegnam się z Agathą. Żegnam się z Robertem, Rosalie, Sarah, Jasonem i Rebeccą. Żegnam się z samą sobą.

Ten list to jedno wielkie pożegnanie. Moje życie to jeden wielki pogrzeb.

Widzisz... Zaczęłam grać w wieku pięciu lat i początkowo nienawidziłam tenisa. Mój ojciec sprawił, że go pokochałam. To nas łączyło. Gdy odszedł, został mi tylko tenis. Sprawił, że trenowałam ciężej i myślałam tylko o tym. Powinnam być najlepsza. Wtedy byłby ze mnie dumny. Wtedy byłabym dumna z siebie. Na korcie nie czułam się samotna, bo miałam wrażenie, jakby przy mnie był. Pojawiłeś się też Ty. Ktoś, kto sprawił, że zaczęłam się uśmiechać. Ktoś, kto sprawił, że mój dom ożył. Ktoś kto skradł mi serce i odbierał oddech zwykłym słowem.

To byłoby o wiele łatwiejsze, gdybym Cię nienawidziła, ale chyba już Ci o tym mówiłam. Z każdym dniem czuję się gorzej. Czuję się... niewystarczająca. Patrząc w lustro, widzę porażkę. Nie zasługuję na szczęście, więc go nie odczuwam. Nie potrafię zasnąć w nocy, a gdy już mi się to uda, to rano nie mam ochoty wstawać z łóżka. Nie mam ochoty się znowu rozczarować i czuć tego lęku, który dopada mnie na każdym kroku.

Jesteś moją ostatnią miłością.

Pierwszą był tata, drugą tenis... Obie straciłam. Wiem, że pewnego dnia przyjdzie kolej na Ciebie. W końcu Ty też uznasz, że jestem niewystarczająca. Rozstania są nieuniknione. Ludzie nie są pisani sobie na wieczność. Czym jest wieczność? Czy coś takiego w ogóle istnieje? Małżeństwa się rozpadają. Ktoś umiera. Ktoś cierpi.

Nie jestem w stanie już cierpieć. Jestem zbyt zmęczona na cierpienie.

Jesteś moją ostatnią miłością, Loganie. Nie mogę Cię stracić, ale jestem w stanie zrobić coś lepszego. Uwalniam siebie, uwalniając Ciebie.

Bo masz rację. Zasługujesz na kogoś normalnego. Zasługujesz na kogoś, kto będzie mówił ci codziennie, co czuje. Zasługujesz na kogoś, kto jest Ciebie wart, a ja, jak się zapewne domyślasz, tą osobą nie jestem. Pociągnę cię ze sobą na dno, odbierając najlepsze lata życie. W końcu mnie znienawidzisz. Każdy w końcu mnie nienawidzi. Nie mogę Cię zniszczyć. Wystarczy, że sama sobą gardzę.

Chciałabym móc spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć to wszystko. Chciałabym powiedzieć Ci, że cały ten ból był wart Twojego uśmiechu. Że każdego dnia wstawałam z łóżka nie z poczucia obowiązku wobec Agathy, ale dla Ciebie. Ty sprawiałeś, że walczyłam, choć było to wyjątkowo egoistyczne z mojej strony. Nie chcę skazywać Cię na współczucie i żałość. Nie pozwolę, żebyś oglądał mnie w stanie gorszym, niż jestem. Przeszedłeś wystarczająco wiele. Chciałabym powiedzieć Ci to wszystko, ale wiem, jaka będzie Twoja reakcja. Zrobisz coś, co mnie przekona. Uwierzę, że da się mnie naprawić. Uwierzę, że damy radę. We dwoje. Ty i ja kontra cały świat.

Kocham Cię i jeśli Ty kochasz mnie, pozwolisz mi odejść. Znajdziesz sobie przyzwoitą dziewczynę, pójdziesz na studia i zaczniesz korzystać z życia. Zobaczysz świat. Założysz rodzinę i uczynisz swoją żonę najszczęśliwszą kobietą na świecie. Chciałabym, żebyś za mną nie rozpaczał, ale po cichu też na to liczę. Chciałabym... żeby ktoś o mnie pamiętał, więc pomyśl o tym wszystkim, co razem przeżyliśmy. Opowiedz swoim wnukom o Alice Blake, tej świrusce od tenisa, która zachwycała się znienawidzonymi przez Ciebie „Wichrowymi wzgórzami".

Chyba ze wszystkich sił staram się przeciągnąć ten list, ale oto nadchodzi ten moment, kiedy powinnam postawić kropkę. Oto kropka ostateczna. Nasze pożegnanie. Koniec wszystkiego.

Na zawsze Twoja,

Alice

PS. Zaopiekuj się Archimedesem.

Musiałem przeczytać ten list trzy razy, by zrozumieć, co właściwie się stało. Alice zostawiła wszystkie rzeczy, ponieważ nie były jej dłużej potrzebne. Ona nie miała zamiaru tu wrócić. Wybiegłem od Blake'ów, kierując się do Sarah. Musiała mi to wszystko wyjaśnić. Czemu uważała, że Alice miała zamiar się zabić? Gdy dobiegłem do jej domu, byłem cały spocony i zasypany. Spojrzała na mnie ze zbolałym wyrazem twarzy i opuchniętymi oczami.

Byłem gotowy, po raz pierwszy od zniknięcia Alice, jej wysłuchać.

– Miała depresję – powiedziała mi Sarah nad trzecią szklanką wody. – Wiem, bo sama na nią cierpię. Zauważyłam, że bierzemy te same leki, gdy raz u niej byłam i mi się do tego przyznała.

– Zauważyłbym to – odpowiedziałem ze złością.

Na kogo ja się wtedy złościłem? Na świat? Na Alice? Na Sarah? Na Agathę?

– Uwierz mi, depresja ma wiele objawów, a ty nie byłeś z nią przez cały czas. Skąd wiesz, jak czuła się, gdy zostawała sama?

Patrzyłem na Sarah, czując się tak, jakbym widział ją po raz pierwszy w swoim życiu.

Skąd mogłem wiedzieć, jak czuła się Alice, gdy zostawała sama? Nie mogłem wiedzieć. Nie powiedziałaby mi o tym. Nie powiedziała mi o tym, co czuła, gdy niszczyła rakiety tenisowe i nigdy do tego tematu nie wróciliśmy, bo nie wypadało mi naciskać.

– Czasami rozmawiałyśmy o tym, jak się zabić – wyznała mi wreszcie Sarah. – Na początku to nie było nic takiego, musisz mi uwierzyć i nigdy nie brałam tego na poważnie.

– Jak możesz tak mówić? – zapytałem zaskoczony szałem, w który wpadłem – Rozmawiałyście o tym, jak chcecie popełnić samobójstwo, a ty nie brałaś tego na poważnie?! Czy ty się słyszysz?! Jeśli ona nie żyje, to...

– To moja wina – dokończyła Sarah ze łzami w oczach.

Odetchnąłem głęboko, czując się winny. Nie powinienem był wyładowywać się na niej. To nie było w porządku, ale jednak... gdybym wiedział wcześniej, mógłbym z nią rozmawiać. Mógłbym powiedzieć Agathcie. Mógłbym ją uratować.

– Musimy zadzwonić do jej mamy. Musisz jej o tym wszystkim opowiedzieć. Może uda się ją jeszcze znaleźć.

W ciągu następnej doby spałem niewiele. Przeszedłem w tryb robota, czatując w domu pani Blake na choćby najmniejszą wiadomość od policji. Dzięki informacjom od Sarah udało się. Odnaleziono Alice. W chwili, gdy o tym usłyszałem, poczułem, jak kamień spada mi z serca. Zagnieździł się tam ponownie na dźwięk kondolencji i słowa „ciało".

Alice, zgodnie z wyznaniem Sarah, chciała zminimalizować ryzyko uratowania jej. Na miejsce swojego samobójstwa wybrała las. Nie połknęła trucizny, nie przedawkowała leków, choć sekcja wykazała, że najprawdopodobniej próbowała i tego. Nie skoczyła z mostu i nie próbowała podciąć sobie żył.

Powiesiła się.

To była dla mnie najbardziej nie pasująca do niej śmierć i przez najbliższe miesiące nie mogłem przestać sobie wyobrażać liny, która zaciskała się na jej szyi. Widziałem, jak jej nogi powoli drgały, aż wreszcie znieruchomiały, a ona wisiała na konarze bezwiednie.

Początkowo byłem zły na panią Blake, gdy ta nie zgodziła się, bym towarzyszył jej w kostnicy. Teraz jednak jestem jej za to wdzięczny. Dzięki temu... dzięki temu każde jej wspomnienie nie zostało zbrukane widokiem jej zwłok.

Nie poszedłem na pogrzeb. Nie byłem w stanie. Zamiast tego pozwoliłem upić się Robertowi i następnego dnia wymiotowałem w jego łazience, czując się bardziej żałośnie niż kiedykolwiek.

Alice umarła.

Przez najbliższe tygodnie przyłapywałem się na spoglądaniu w okna jej domu. Przyłapywałem się na podświetlaniu ekranu telefonu, oczekując wiadomości. Chciałem z nią porozmawiać. Chciałem wykrzyczeć jej w twarz wszystko, co czułem, bo decyzja którą podjęła, nie powinna należeć tylko do niej.

Nie chciałem nikogo normalnego. Nie chciałem nikogo poza nią.

Gdybym wiedział, skończyłoby się to inaczej. Gdyby tylko ktoś mi powiedział. Gdyby Agatha wspomniała cokolwiek o depresji, gdyby Sarah zdobyła się wcześniej na swoje wyznanie... Byłaby przy mnie.

Gdy etap obwiniania wszystkich minął, nadszedł ten, którego najbardziej się obawiałem. Uświadomienie prawdy. Bo to nie była wina tylko Agathy albo Sarah.

Ja również byłem winny. Tyle mówiłem o swojej miłości do niej, o tym jak mi na niej zależy, a nie dostrzegłem, że miała pieprzoną depresję. Byłem ślepy i kiedy patrzyłem na jej pustą szafkę, uświadamiałem to sobie coraz bardziej.

Zabiłem ją.

Dakota była jedną z niewielu osób, których nie nienawidziłem. Być może wiązało się to z faktem, iż nie posyłała mi tych pełnych współczucia spojrzeń i nie namawiała do wizyt u psychologa. Kiedy w pewien marcowy poranek pojawiła się przed moim domem, myślałem, że chciała mnie pocieszyć.

– Ale jesteśmy posrani.

– Fakt – przytaknąłem jej, siadając na chodniku.

– Wiesz... Ja... – przerwała niezdolna do zakończenia zdania. – Alice pożyczyła mi mnóstwo rzeczy przez ostatnich kilka tygodni. Ubrań, książek, płyt... Rozmawiałam z Rosalie i uznałyśmy, że ona zwyczajnie się ich pozbywała. W święta powiedziała mi... – Spojrzałem na nią, nienawidząc tego, że nie potrafiłem powstrzymać jej łez. – Powiedziała mi, żebym się tobą opiekowała, Logan. Powinnam się domyślić, że ta terapia, na którą chodziła po tenisie, nie dotyczyła tylko kontuzji... Powinnam była zrobić coś więcej...

– Wszyscy powinniśmy.

Tego dnia po raz pierwszy również żałowałem poznania sekretu Alice.

Wszyscy ciężko przeżyliśmy jej odejście. Dakota zrezygnowała na jakiś czas z pływania, Rosalie i Robert zajęli się kampanią na temat depresji wśród młodzieży, a Sarah musiała wznowić terapię. Oddaliłem się od mamy i zacząłem palić. Unikaliśmy jej tematu, ale każdy z nas dusił w sobie pytania. Dlaczego nam nie powiedziała? Dlaczego nie pozwoliła spróbować?

Agatha Blake wkrótce wyprowadziła się z San Diego, pozwalając mi zabrać kilka rzeczy swojej córki. Jej zdrowie też uległo pogorszeniu. Patrząc na nią, czułem za każdym razem żal. Kochała ją. Nie okazywała jej tego, ale bez wątpienia kochała Alice. Strata dziecka nie jest dla matki czymś łatwym. To gorzka pigułka to przełknięcia i nie wyobrażałem sobie, jakie to uczucie pochować istotę, którą przez dziewięć miesięcy nosiło się pod swoim sercem.

Moja mama, która w przeciwieństwie do mnie była na pogrzebie Alice, powiedziała, że nigdy nie widziała jej tak wyłączonej. Coś w tym było, bo przez te tygodnie, kiedy czasami się z nią mijałem, wydawała się być otumaniona. Rozumiałem to uczucie lepiej niż ktokolwiek.

Archimedes również nie miał się zbyt dobrze. Nie byłem kocim psychologiem, ale czasami jedno spojrzenie w jego oczy mówiło mi, że wiedział, co się stało. Nie był już tym wojowniczym kocurem, który drapał mnie po dłoniach i próbował ugryźć. Snuł się z kąta w kąt po domu, co nawet moja mama uważała za niepokojące. Później miauczał całymi nocami, wpatrując się w księżyc, aż ku ironii w Walentynki znalazłem go martwego w swoim pokoju. Przygotowałem mu trumnę i urządziłem pogrzeb. Właśnie wtedy tama pękła. Straciłem ostatnią linię, ostatnią rzecz, która nas łączyła.

Alice nie wiedziała, że odchodząc, zabierze ze sobą moje serce. Była wszędzie, dokąd się udałem. Każdym kogo zobaczyłem. Czytałem ten list, jej ostatnią wolę, śmiejąc się z własnej głupoty. Chciałem ją zapytać, czy żałuje, czy się bała, czy bolało, czy zrobiłaby cokolwiek inaczej... Czy wybaczy mi to, że nie potrafiłem jej uratować. Za każdym razem kończyłem, mając łzy w oczach nawet przy tym bzdurnym post scriptum.

W pierwszą rocznicę jej śmierci dopadłem się do jej największego skarbu. Do tego egzemplarza Wichrowych wzgórz, który zabrałem z jej pokoju. Przeczytałem tę upiorną książkę, czując irracjonalną złość na autorkę. Czy to ta historia skrzywiła obraz miłości dla Alice, czy może stało się to już ze śmiercią jej ojca?

Na to pytanie nigdy nie poznałem odpowiedzi. 

***

Zwykle uważam, że tekst powinien się bronić sam, ale w tym wypadku należy Wam się kilka słów wyjaśnienia.

Wiem, że wiele osób podejrzewało to od początku. I wiem, że jeszcze więcej osób jest z tego powodu niezadowolonych. Mimo to Alice się zabiła i nie miało to żadnego związku z szałem na 13 powodów, bądź jak kto woli, 13 reasons why. A teraz zapewne zastanowicie się, jak to udowodnię. Wierzcie lub nie, ale pomysł na fabułę powstał jeszcze długo przed premierą serialu, jeśli dobrze pamiętam to bodajże w grudniu. Wierzę, że mogło być inaczej i zapewne na prędko mogłabym to zmienić. Nie robię tego, bo chciałam od początku do końca być wierna pomysłowi i koncepcji. Być może również samej Alice. Jej postać została wykreowana dosyć specyficznie i czuję, że w tej sytuacji postąpiłaby właśnie w taki sposób.

Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tej notatki, a także tego "niezbędnego zabiegu fabularnego". Możecie śmiało skoczyć do epilogu. ;)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro