87

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Thomasa:

Lekko zmęczony i spięty zacisnąłem oczy czując lekkie szarpnięcie w prawo. Byłem słaby i nie mogąc uzyskać kontroli nad własnym ciałem, poczułem jak lecę w bok. Myślałem, że za chwilę uderzę w coś z ogromną siłą, jednak ku mojemu zadowoleniu tak się nie stało. Po niespełna sekundzie, czyjaś dłoń ułożyła się na moim ramieniu i delikatnie pociągnęła w drugą stronę. Moje lewe ramię i lewy policzek spoczęły na czymś miękkim, a z moich ust wydobyło się ciche jęknięcie

- Tommy- usłyszałem przestraszony głos Dylana

- Obudził się?- kontynuował mój ojciec, a w tym samym momencie znów szarpnęło moim ciałem

Znów jęknąłem, po czym delikatnie uchyliłem oczy. Pierwsze co dostrzegłem to to iż znajdowaliśmy się w aucie. Całe wnętrze było urządzone w jasnych kremowych barwach co strasznie raziło mnie w oczy. Pomrugałem parę razy oczami, po czym z trudem odsunąłem się od czyjegoś ramienia o który się opierałem. Następne co przykuło moją uwagę był fakt iż jechaliśmy z ogromną szybkością. Z niedowierzaniem zmarszczyłem brwi, po czym zacząłem rozglądać się po aucie. Za kierownicą siedział mój ojciec, był zdenerwowany i przestraszony jednocześnie. Blondyn zaciskał dłoń na kierownicy, a jego barki były nieco uniesione co świadczyło o tym iż był cholernie spięty. Przeniosłem swój wzrok na siedzenie pasażera, które teraz przypominało prowizoryczny leżak, a to co tam dostrzegłem jeszcze bardziej mnie zdezorientowało.

Zdezorientowało i przywróciło wspomnienia sprzed omdlenia

- Paul- powiedziałem w stronę nieprzytomnego chłopaka. Chciałem się ruszyć w jego stronę, jednak w tym samym momencie autem ponownie zarzuciło, a ja bezwiednie opadłem na lewo

Moje ciało znów spotkało się z czyimś ramieniem, a z moich ust wydobyło się ciche jęknięcie. Spojrzałem na osobę po mojej lewej stronie, a mój wzrok od razu padł na te piwne tęczówki.

- Już dobrze- powiedział obejmując mnie ramieniem

I może zawsze ten gest mnie uspokajał jednak w tej chwili zdenerwowanie i rozkojarzenie zabrało nade mną górę. Przełknąłem nerwowo ślinę po czym znów spojrzałem przed siebie

- Gdzie jedziemy- zapytałem chcąc się czegoś dowiedzieć

- Do ludzi którzy pomogą Paulowi- wyjaśnił mój ojciec w bardzo dużym skrócie

- Nie powinniśmy pojechać z nim do szpitala?- zapytałem ściskając dłoń na przedramieniu Dylana. Po moich słowach mój ojciec spiął się jeszcze bardziej i nie ukrywam bardzo mnie to zdziwiło

- Byliśmy- mruknął Dylan, a ja spojrzałem z szokiem na jego profil. Szatyn westchnął, po czym spojrzał na mnie z góry- lekarze powiedzieli, że nie mogą mu pomóc

- Jak to nie mogą!- wydarłem się- przecież wystarczy my przetoczyć krew, którą wyssał mu Janson. Na pewno się tym już zajmowali, musimy tam wracać i to

- Thomas!- warknął mój ojciec a mnie zmroziło- On się staje hybrydą!

Po jego słowach automatycznie zamilkłem. Z lekko uchylonymi ustami wpatrywałem się w zdenerwowany profil mojego ojca, a serce zabiło mi mocniej. To nie może być prawda...myślałem, że Janson wysysa mu krew i przez to ciało Paula tak reagowało. Myślałem, że to jego instynkt obronny przejął nad nim władze i za wszelką cenę chciał się bronić. Jeśli to co powiedział mój ojciec jest prawdą to Paul jest w poważnym niebezpieczeństwie. Jad wampira zabija wilkołaki niszcząc ich organizm od środka. Po kolei atakuje kolejne komórki wyniszczając je, aż w końcu ofiara umiera.

- Więc co my teraz zrobimy?- zapytałem drżącym głosem. Nie ukrywałem mojego przerażenia

- Na świecie istnieje już jedna hybryda- powiedział na pozór spokojnym głosem mój ojciec. Mięśnie Dylana spięły się, a ja od razu zrozumiałem do kogo jedziemy

- Chodzi ci o tą hybrydę?- wyszeptałem- o tą która

- Która powstała z mojego ugryzienia- dokończył mój ojciec

Moje mięśnie spięły się jeszcze bardziej, a mój wzrok spoczął na nieprzytomnym chłopaku. Czy jest szansa na to iż pomoże Paulowi nie zważając na to kto poprosił o pomoc? Przecież mój ojciec ma teraz stanąć przed hybrydą której wyrządził tyle krzywd...to będzie cud jeśli się zgodzi

Pokręciłem zrezygnowany głową, po czym wtuliłem się mocniej w tors szatyna. Dylan od razu objął mnie szczelniej ramionami, a ja zacząłem jeździć dłonią po jego plecach. Robiłem to automatycznie i czasem instynktownie jednak w tym momencie coś zaczęło mi doskwierać. Poczułem ból na przedramieniu więc lekko zdezorientowany zmarszczyłem brwi. Dopiero po chwili wszystko zaczęło do mnie docierać, a gdy przypomniałem o ugryzieniu Paula momentalnie wciągnąłem powietrze. Oczywiście nie umknęło to uwadze Dylana, bo ten niemal automatycznie spojrzał na mnie z góry

- A ty chcesz jechać do szpitala?- zapytał zmartwiony. Zapewne przez ten cały chaos nie zauważył mojego ugryzienia, które zakryłem rękawem

Spuściłem wzrok na mój rękaw i ku mojemu zadowoleniu nie dostrzegłem plam krwi. Dyskretnie podwinąłem go do góry odsłaniając kawałek przedramienia, a moim oczom ukazała się zaschnięta rana. Czy powinienem z tym jechać do szpitala? Przecież to tylko ugryzienie. Jasne że powinienem się tym przejąć bo przecież ugryzł mnie wilkołak, jednak coś mnie blokuje. Wydaje mi się, że to tylko drobną rana i nie muszę się nią przejmować. Przecież nie było pełni, a to tylko podczas niej wilkołaki mogą zamieniać ludzi

- Nie- powiedziałem spoglądając w piwne oczy Dylana- Tylko straciłem przytomność. Czuję się dobrze

Dylan kiwnął mi głową, a ja znów oparłem policzek o jego tors. Resztę drogi nikt się nie odezwał. Siedzieliśmy w ciszy i tylko co jakiś czas mój ojciec przeklinał na starych dziadków, którzy jechali przepisowo. Następnym wyjątkiem przerwania ciszy była moja ciekawość. Zapytałem ojca czemu nie stworzy portalu, a ten szybko mi wyjaśnił, że miejsce do którego jedziemy i w którym już się znajdujemy jest objęte magią immortales, która uniemożliwia mu stworzenie portalu

Tak... znajdowaliśmy się na terenie wolnym od mojego ojca. Na ten teren miał zakaz wstępu, bo najzwyczajniej w świecie należało do pierwszej watahy wilków.

- Jesteśmy- powiedział mój ojciec

Podniosłem się odrywając od torsu Dylana, po czy zacząłem się rozglądać. Po obu stronach znajdował się las, jechaliśmy szeroką ścieżką, i chodź na dworze robiło się już ciemno spokojnie mogłem dostrzec tą chmura dymu za naszym atutem. W końcu wjechaliśmy na małą polane na której stał niewielki piętrowy dom. Ojciec podjechał bliżej budynku, po czym gwałtownie zachował. Całe szczęście Dylan ma dobry refleks i zdążył mnie złapać w porę inaczej poleciał bym na dotykową deskę rozdzielczą ojca

Blondyn jak poparzony opuścił auto, po czym podbiegł do drzwi Paula. My też postanowiliśmy opuścić pojazd. Nie myśląc długo ruszyłem w stronę ojca, aby mu pomóc, jednak ten był szybszy. Nim się zorientowałem blondyn podnieś Paula w stylu panny młodej i z trzęsącymi dłońmi ruszył w stronę domu. Spojrzałem zdezorientowany na Dylana, a widząc jego uśmiech uspokoiłem się lekko

- Myślisz, że nam pomogą?

- Miejmy taką nadzieję- odparł kładąc dłoń na moich plecach co znaczyło aby ruszył za ojcem- Paul jest wilkołakiem...a wilkołaki nie zostawiają swoich w potrzebie

Kiwnąłem mu głową, po czym usatysfakcjonowany jego odpowiedzią ruszyłem za ojcem. Stanęliśmy obok blondyna, który raz po raz wciskał dzwonek, walił w drzwi, bądź ciągnął za klamkę, która ani drgnęła

- Co jeśli nikogo nie ma?- zapytałem zdenerwowany

- Są- wypalił nagle Dylan- czuję ich

- Ich?- dopytałem spoglądając na szatyna

Dylan również spojrzał w moją stronę, po czym rozchylił usta aby mi coś powiedzieć. Niestety nie było mu dane zacząć, bo w tym samym czasie usłyszałem jak ktoś przekręca klucz w zamku. Wszyscy od razu spojrzeliśmy w tamtą stronę, a moje serce przyspieszyło, gdy drzwi zaczęły się powoli otwierać. W progu stanął wysoki mężczyzna, ubrany był w białą luźną bluzkę, oraz czarne jeansowe spodnie. Na jego twarz gościła dezorientacja, a swój wzrok utkwił w przerażonej twarzy mojego ojca. Po chwili zjechał zjechał wzrokiem w dół, a gdy zobaczył bladego Paula wciągnął gwałtownie powietrze w płuca. Znów wrócił swoimi zielonymi oczami na twarzy Davida, a jego ciało spięło się lekko

- Co tu robisz? Co robisz na tym terenie? Miałeś się już niegdy nie pokazywać- warknął, a jego jeden brązowy loczek opadł na czoło

- Potrzebuje pomocy- wyszeptał mój ojciec drżącym głosem. Mężczyzna uniósł głowę, po czym posłał mu kpiący uśmiech

- Najpierw wbijasz nam nóż w plecy, a później prosisz o pomoc? Czy ja ci wyglądam na kogoś z syndromem sztokholmskim- powiedział z obrzydzeniem

- Harry tu nie chodzi o mnie!- krzyknął

Mój ojciec wydawał się opanowany, jednak w jego głosie wyczułem nutkę strachu...strachu i łez, które tak bardzo próbował ukryć

- Proszę- powiedział ze skruchą, po czym spojrzał na chłopaka w swoich rękach - pomóż jemu, on niczym nie zawinił- wyszeptał, a mężczyzna zabrał większy wdech

Po jego minie mogłem stwierdzić, że jest bardzo zdziwiony postawą Davida. Na sto procent nie wiedział co dzieje się za Paulem, jednak byłem pewny iż zdawał sobie sprawę z tego iż ów brunet na rękach Davida jest wilkołakiem. A przecież Davida znał z tej złej strony... przecież to on zaczął wojnę z wilkołakami, więc czemu teraz przychodzi i prosi o pomoc...o pomoc dla jednego z nich

- Co tu się dzieje- usłyszałem kolejny męski głos

Nim się spostrzegłem obok Harry'ego w drzwiach stanął następny mężczyzna. Jego wzrok od razu spojrzał na moim ojcu, a jego reakcja była taka sama jak bruneta. Z tą różnicą, że złość na jego twarzy zaczęła malować się szybciej. Momentalnie odsunął bruneta od drzwi jakby chciał go bronić, a jego oczy zaczęły się mienić. Nie na złoto jak u każdego wilka. U niego mieniły się na złoto i czerwono. To on był hybrydą

- Jeśli ty i twoi towarzysze nie chcecie rozlewu krwi, to opuścicie to miejsce- warknął- Miałeś nigdy nie wracać. Miałeś zniknąć z naszego życia

- Wiem...wiem co wam obiecałem- zaczął mój ojciec kompletnie nie wzruszony tym iż jego przeciwnik jest wstanie się na niego rzucić- i obiecuje trzymać się tych zasad...potrzebuje tylko pomocy. Nie! Nie ja- znów spojrzał na Paula- potrzebuje pomocy dla niego. On się przemienia w hybrydę- wyszeptał

Po słowach mojego ojca Harry przyłożył dłoń do ust. Mężczyzna mimo iż miał styczność z hybrydą wydawał się bardzo zszokowany. Mój ojciec znów uniósł głowę i z lekko szklistymi oczami spojrzał na szatyna przed sobą

- Louis, proszę pomóż

Mężczyzna spiął się na wydźwięk swojego imienia, a jego głowa uniosła się w górę. Z wyższością obserwował Davida, a jego jeden kącik ust uniósł się w górę. Widziałem w jego oczach coś czego w obecnej sytuacji nie chciałem zobaczyć. Jego oczy dosłownie krzyczały "karma wraca"

- Powiem ci to co powiedziałeś mi wiele lat temu- zaczął, a na jego twarzy zagościł zwycięski uśmiech- Przykro mi, radź sobie sam

I z tym kpiącym i jadowitym uśmiechem cofnął się o krok. Z uniesioną głową obserwował Davida który teraz zastygł w bezruchu. Mężczyzna zaczął zamykać drzwi, a po moim ciele przeszły dreszcze, gdy zorientowałem się, że jedyna nadzieję na uratowanie Paula przepadła

- Louis nie

Moje serce zatrzymało się na ten miękki i przejęty głos. Głos który wyrażał skruchę i troskę o Paula. Automatycznie spojrzałem na przedmówcę i z tego co zauważyłem, każdy spoglądał na niego z niedowierzaniem.

- Harry co ty?- zaczął Louis spoglądając na chłopaka, który zacisnął dłoń na krawędzi drzwi

- Wejdźcie- dodał brunet w kręconych włosach

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Louis

Nie lubię patrzeć na Louis'a bo mój wujek wygląda identycznie


Harry

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro