91

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Thomasa:

- Spokojnie, to jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina- zapewnił mnie Dylan- Raz spróbujesz, a później pójdzie już z górki.

Nic nie odpowiedziałem, a zamiast tego z irytacją przewróciłem oczami.

- Tylko problem jest w tym, że ja nie potrafię zrobić pierwszego kroku!- wrzasnąłem wyrzucając dłonie w górę, bo od pieprzonych trzech godzin próbuje przejść pierwszą przemianę- Nie wiem na czym się skupić! I do tego siedzę nago na dywanie, przykryty jedynie kocem!- dodałem zakrywając się szczelniej bordowym materiałem.

- Mi tam to nie przeszkadza- odparł z cwanym uśmiechem. Strzeliłem mu wrogie spojrzenie na ten mało zabawny żart, a on od razu uniósł dłonie w geście obronnym- oj nie denerwuj się już. Dobrze rozumiesz czemu musisz być bez ubrać. Wilcze ciało jest większe od ludzkiego. Rozerwał byś wszystko na strzępy- wyjaśnił co było zrozumiałe nawet dla mnie

Przewróciłem oczami spoglądając gdzieś w bok, a mój wzrok spoczął na biurku Dylana. Znajdowały się na nim zeszyty, pojemnik na długopisy i parę kartek. Niby normalne biurko, jednak w tamtym momencie coś przykuło moją uwagę. Niewielka prostokątna ramka, w której za szkłem znajdowało się zdjęcie rodzinne. Nie jestem w stanie powiedzieć jak dawno fotografia została zrobiona, jednak ich stroje wskazywały na to, że było to zrobione gdzieś pomiędzy czerwcem a wrześniem. Dylan trzymał na rękach dużo młodszą Julię, po ich prawej stronie znajdował się ojciec, a po lewej ich mama. Wszyscy byli uśmiechnięci, a w tle znajdował się Mount Rushmore. Uśmiechnąłem się z lekką czułością, po czym wzdychając oderwałem wzrok od fotografii i przeniosłem go na dłonie.

- A ty- zacząłem spoglądając na szatyna przede mną. On też siedział na ziemi, jednak z tą różnicą, że on miał na sobie ubrania. To trochę krępujące, bo przed całkowitą nagością chronił mnie jedynie koc - też miałeś problem z pierwszą przemianą?

Szatyn uniósł brew, po czym z widocznym zamyśleniem spojrzał gdzieś na sufitu, jakby chciał sobie przypomnieć ten moment.

- Przykro mi, ale nie odpowiem ci na to pytanie- rzuciły krzyżując ze mną spojrzenie- Niestety nie pamiętam swojej pierwszej przemiany. My robimy to instynktownie- wyjaśnił na co kiwnąłem głową

Zrezygnowany i wyprany z jakichkolwiek chęci do dalszej próby, odchyliłem się w tył, a już po chwili moje plecy opadły na miękki dywan typu shaggy. Poprawiłem koc, aby zakrywał to co trzeba, po czym wyprostowałem nogi, które stały się już lekko zdrętwiałe. Naprawdę nie mam już sił i może wydaje się to absurdalne, bo przecież tylko siedzę, ale to naprawdę męczy. Mój umysł to totalny chaos, a jedyne co na razie potrafię to zmienić barwę oczu. Szczególnie wtedy gdy Dylan ciska jakimś wkurzającym żartem...albo gdy później chce mnie przeprosić w bardzo przyjemny sposób i

Thomas stop!

Przymknąłem oczy odrzucając od siebie brudne myśli, bo w obecnej sytuacji nie o to chodziło. Teraz muszę skupić się na przemianie i nad opanowaniem swojego wilka. Westchnąłem, po czym położyłem dłonie na brzuchu, chcąc się trochę odprężyć. Muszę oczyścić umysł odkupić się na jednej rzeczy.

Mój oddech stał się powolny i równomierny, a ja powoli czułem jak całe napięcie ze mnie schodzi. Chciałem odpłynąć i może na chwilę się zdrzemnąć, bo obecna sytuacja sprawia, iż czuję się spięty. Niestety mój spokój i harmonia zostały mi szybko odebrane w momencie, gdy poczułem ciepły oddech na policzku. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co chodzi, po czym powolnie uchyliłem prawe oko. Mój wzrok od razu spotkał się z piwnymi tęczówkami szatyna, w których błyszczała wesoła iskra.

Westchnąłem czując, że ten głupkowaty wilk zaraz z czymś wyleci, po czym uchyliłem drugie oko. Pomrugałem znudzony patrząc bezuczuciowo na jego rozweseloną twarz, a szatyn w tym samym momencie poprawił swoje dłonie, które spoczywały po obu stronach mojej głowy.

- No dalej. Powiedz to, bo widzę, że nie możesz się powstrzymać- rzuciłem znudzony jednak mały uśmiech i tak zagościł na moich ustach

Dylan odchrzaknąłem, a na jego usta wpłynął cwany uśmiech. O nie...zaczyna się.

- Jeśli chcesz się odprężyć, to ja znam fajny sposób, jak rozluźnić twoje ciało- rzucił kolejny raz tego mroźnego popołudnia.

Brwi Dylana teatralnie podskoczyły, a ja jak za każdym wcześniejszym razem przewróciłem oczami.

- Tobie się to nie znudzi co?- zapytałem krzyżując dłonie na piersi, a moja głowa uniosła się lekko w górę

- Nigdy- zapewnił niemalże od razu. Przewróciłem rozbawiony oczami, po czym bez najmniejszego zawachania uniosłem dłonie kładąc je na szyi chłopaka. Zacząłem bawić się jego kosmykami na co ten mruknął, a na jego usta wpłynął zawadiacki uśmiech- Mówisz nie, a robisz co innego

- Nie za dużo sobie wyobrażasz?- zapytałem nosząc jedną brew

- A co mam sobie wyobrażać, gdy szmyrasz mnie po karku, będąc kompletnie nagi

Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co chodzi, jednak powaga całej sytuacji szybko do mnie dotarła, gdy zdałem sobie z czegoś sprawę. Podczas gdy ja, jak gdyby nigdy nic położyłem dłonie na jego karku, koc który mnie okrywał zsunął się z mojego ciała. Spojrzałem przestraszony w dół, a moje usta jak i oczy lekko się rozszerzyły. Na szczęście to co miało być zasłonięte było zasłonięte.

Spojrzałem lekko zawstydzony na Dylana, a gdy zobaczyłem jego zadowolony uśmiech moje policzki lekko zaszczypały. Speszyłem się, jednak moja duma nie pozwoliła mi tego pokazać. Dlatego jak gdyby nigdy nic wywróciłem oczami, po czym zabierając dłonie z jego karku okryłem się szczelniej kocem

- Opanuj swojego wilka- zaproponowałem unosząc jedną brew

Ułożyłem płasko dłoń na jego twarzy, po czym odsunąłem go lekko od siebie. Chłopak bez najmniejszego oporu wykonał moje polecenie, opadając plecami na dywan po mojej prawej. Ułożył się w tej samej pozycji co ja, po czym obrócił głowę w lewo. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a na moje usta wkradł się lekki uśmiech.

- Umiem nad nim panować- odparł marszcząc groźnie brwi, jednak ja dobrze go znam i zdaje sobie sprawę z tego, że złość to ostatnie uczucie, które może do mnie żywić.

- Ta...yhym- złączyłem usta w wąską linię, po czym pokiwałem lekko głową- widziałem w szpitalu- przypomniałem unosząc brew. Dylan przewrócił oczami, jednak na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.

Sytuacja po moim przebudzeniu była dość.... zabawna? Tak, chyba tak mogę to nazwać. Gdy obudziłem się ze śpiączki, każdy się cieszył. Znajdowali się tam prawie wszyscy, mama, tata, pani Emma, Harry i Louis. Ja byłem na początku w lekkim szoku i nie wiedziałem o co chodzi. Przecież przed chwilą walczyliśmy o życie Paula, a na końcu to ja wylądowałem w szpitalu. Gdy pan Zayn- który swoją drogą był znajomym Harry'ego i Louis'a- opowiedział mi jakie zmiany zaszły w moim ciele, nie wierzyłem. Nie mogłem uwierzyć w to, że zmieniłem się w wilkołaka. Z początku czułem się nie swojo, bo świadomość tego, że znów byłem "bestią" mnie przerażała. Mój strach na szczęście nie trwał długo, bo po telefonie Harry'ego do Dylana wszystkie moje zmartwienia powoli odchodziły w niepamięć. Z każdy minutą czułem się pewniej, jednak szczyt mojego spokoju zaczął się wtedy, gdy Dylan w postaci wilka wbiegł do mojej sali. I tutaj zaczyna się ta zabawna część

Nie wiem czemu, ale czułem, że jest zaniepokojony. Nie trwało to długo, bo gdy tylko jego tęczówki spotkały się z moimi, jego wilk stał się mnie spięty, a ja niemal czułem tryskająca z jego ciało radość. Dylan później nie potrafił opanować swojego wilka.

Nawet nie wiem kiedy wskoczył na moje łóżko i zaczął wtulać się we mnie swoim pyskiem. Po chwilowym szoku objąłem chłopaka ramionami, a w moim ciele rozlała się pewnego rodzaju ulga i spokój

Później było już zabawniej, bo Dylan nie chciał ode mnie odejść i cały czas leżał w moich nogach. Chciał przy mnie czuwać, a ja nie narzekałem, bo jego bliskość uspokajała mnie. Dylana chyba też...a nawet czasem za bardzo, bo gdy lekarz przyszedł i zakłócił nasz spokój, ten warczał na niego. Praktycznie nikomu nie pozwalał się do mnie zbliżyć, co czasem niektórych lekarzy irytowało, ale byli zbyt wystraszeni jego postawą by zwrócić mu uwagę.

I tak minął mi weekendowy pobyt w szpitalu, z którym powoli zaczynałem się zaprzyjaźniać. W poniedziałek wróciłem do domu...a raczej do miejsca spotkań reporterów. Tak, media znów o nas gadają, ale zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Po prostu jak gdyby nigdy nic podjechaliśmy pod dom. Ja zabrałem swoje rzeczy i w blasku fleszy powędrowałem do dom. To brzmi jak tania komedia.

Moje życie jest dziwne. Mój ojciec to król piekła, matka to najprawdziwszy anioł i była członkini immortales. Do tego mam macochę wampirzycę i ojczyma wilkołaka. Ja sam byłem wampirem, człowiekiem, a teraz jestem wilkołakiem. I z tych wszystkich tylko ten głupkowaty wilk, będący moim chłopakiem wydaje się normalny. A co najciekawsze nie ma tu ani jednej osoby hetero

Chryste! Osoba, która pisała scenariusz do mojego życia musiała być na niezłych prochach...lub być niesamowicie pierdolnięta

- Tommy- zmartwiony głos Dylana dotarł do moich uszu. Obróciłem głowę w prawo, a mój wzrok od razu skrzyżował się z tęczówkami szatyna- o czym tak rozmyślasz?- dopytał

Szatyn obrócił się w moją stronę, a ja obserwowałem jak podnosi się lekko w górę, podpierając głowę o dłoń. Drugą natomiast jak gdyby nigdy nic położył na moim brzuchu, a ja poczułem jak coś w środku skacze z radości. Czy to mój wilk?

Uśmiechnąłem się do szatyna, a gdy mój rozbiegany wzrok skanował jego oczy i usta, do mojej głowy zaczęły napływać wspomnienia. Wspomnienia początków naszej znajomości. To jak kłóciliśmy się o miejsce w klasie i zaproponowałem, że kupię mu ładną budę. Pamiętam to jak się wściekł i jeszcze tego samego dnia w moim plecaku znalazłem dorodny kiść główek czosnku. Poszarpaliśmy się wtedy nie na żarty, a po całej akcji trafiliśmy do dyrektora. Obiecywaliśmy wytedy Liam'owi, że to był ostatni raz i że już nigdy się nie pobijemy. No cóż, los chciał inaczej, a my zaczęliśmy cichą wojnę. Praktycznie na każdym kroku sobie dogryzaliśmy.

A wszystko zaczęło się od tego, że ten irytujący i nadęty szatyn, nazywany inaczej moim chłopakiem, wrzucił mi do szafki krzyż ścienny

- Nasza relacja jest dziwna- rzuciłem uśmiechając się lekko. Dylan zrobił zaciekawioną miną, po czym przysunął się lekko w moją stronę. Dalej podpierał głowę o dłoń, jednak nasze twarze były zdecydowanie bliżej niż parę sekund wcześniej

- Czemu?- zapytał, delikatnie gładząc kciukiem mój brzuch. Uniosłem ręce w górę, po czym na powrót skrzyżowałem je za karkiem szatyna.

- Na początku naszej znajomości nie pałaliśmy do siebie sympatią- zacząłem, na co ten zaśmiał się lekko- pamiętam jak w pierwszej klasie wrzuciłeś mi czosnek do plecaka

- To było po tym jak powiedziałeś, że kupisz mi ładną budę- przerwał mi i tym razem to ja się zaśmiałem

- Tak- kiwnąłem głową przez lekki śmiech- chyba mieliśmy sporo takich sytuacji

- Sporo to delikatnie powiedziane. Przecież jak Liam nas widział w swoim gabinecie to długopisy łamały mu się w dłoni- zauważył, co oczywiście było prawdą. Liam nie raz dostawał kurwicy, gdy tylko nasze osoby przekroczyły próg jego gabinetu

- Racja- kiwnąłem głową- Cóż... gdybyś nie wrzucił mi tego krzyża do szafki, prawdopodobnie nasza relacja wyglądała by teraz inaczej- zaśmiałem się przewracając oczami na to wspomnienie, po czym z lekkim uśmiechem spojrzałem w twarz szatyna.

I wszystko było by okey. Bo przecież to tylko wspomnienie, a nasza relacja obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. W końcu przeżyliśmy tyle zaskakujących a czasem przerażających chwil, które tylko podbudowały naszą znajomość. Jednak reakcja Dylana ma moje wspomnienie, była dość... zaskakująca? Tak, to chyba dobre słowo. Bo przecież powinien to pamiętać, więc czemu na jego twarzy gościło niezrozumienie.

- Tylko nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi- zacząłem poprawiając dłonie na jego karku- Słyszałem jak ta zołza od religii kazała ci wynieść stary krzyż bo zamówiła nowy. A później dziwnym trafem ten stary znalazł się w mojej szafce.

Dylan na moje słowa odchylił głowę lekko w tył, a jego brwi zmarszczyły się. Jego wzrok spoczął gdzieś w przestrzeni, jakby nad czymś myślał. Patrzyłem na niego z lekkim niezrozumieniem, jednasz szybko się ono zmieniło w dezorientacje, gdy z jego wyst wydobył się cichy śmiech

- Aż tak cię to bawi?- zapytałem patrząc na jego rozbawioną twarz. Dylan w końcu opanował śmiech, po czym odchrząkając spojrzał z lekkim uśmiechem w moje oczy.

- Po prostu przez moje niezauważenie doprowadziłem do naszej wojny- odparł co jeszcze bardziej mnie zdziwiło, więc posłałem mu pytające spojrzenie- gdy zaniosłem ten krzyż do sekretariatu, kobiety dały mi uniwersalny klucz do szafek. Kazały mi go zanieść do szafki obok kantorka, a woźny później miał go z stamtąd zabrać. I może było to proste zadanie tylko po dotarciu na miejsce nie wiedziałem go której szafki mam go włożyć. Do górnej czy do dolnej. Wybrałem dolną w której swoją drogą nic nie było, od razu uznałem, że to o tą chodziło, więc z automatu wpakowałem tam krzyż i oddałem klucz. Nie wiedziałem, że ta szafka należy do ciebie- wyjaśnił, po czym na powrót zaczął się śmiać

Z niedowierzaniem patrzyłem na rozbawioną twarz chłopaka, a moje dłonie z bezsilności zsunęły się z jego karku, na mój brzuch. Chłopak zaczął się głośniej śmiać i chyba nic nie mogłem poradzić na to, że i na moich ustach pojawił się mały uśmiech. Parsknąłem śmiechem kładąc dłoń na czole, po czym z rozbawieniem pokręciłem głową.

- Nawet nie wiesz w jakim szoku byłem, gdy nagle przechodząc obok mnie powiedziałeś "kundel"- powiedział kręcąc z politowaniem głową

- Oj no skąd mogłem wiedzieć!- wrzasnąłem wyrzucając dłoń w górę, jednak uśmiech nie schodził z naszych twarzy.

- Trzeba było zapytać- zacmokał patrząc na mnie z lekkim rozczuleniem- no ale oczywiście wielki pan Thomas woli sam wszystko przeanalizować i wyciągnąć wnioski- dodał i nim zdążyłem odpowiedzieć ten zaczął mnie łaskotać.

Zacząłem się śmiać chcąc oderwać jego dłoń od mojego biodra, jednak bez skutecznie. Wierciłem się uważając na to aby koc nie zsunął się z mojego intymnego miejsca, niestety z sekundy na sekundę było to trudniejsze. Postanowiłem posłać Dylanowi wrogi spojrzenie, chodź zapewne go to nie ruszy. I tak było, szatyn nic sobie z tego nie zrobił, a nawet czułem tryskającą od niego satysfakcję. A skoro to nie działa, trzeba będzie podjąć ostateczne środki.

Jednym zwinnym ruchem uniosłem dłonie w górę lokując je na jego ciepłych policzkach. Szatyn momentalnie przestał się śmiać, a ja wykorzystując jego chwilową dezorientację, zbliżyłem jego twarz do swojej. Nasze wargi gwałtownie, jednak delikatnie złączyły się, a z ust Dylana wydobyło się gardłowe jęknięcie. Usatysfakcjonowała mnie jego reakcja, bo naprawdę lubiłem to gdy ten duży, pewny siebie wilk staje się przy mnie bezbronny.

Zacząłem powoli poruszać wargami, a moje dłonie przesunęły się w górę na jego kark. Przez moje ciało przeszły lekkie dreszcze, które tak bardzo uwielbiałem i których strasznie mi brakowało. Dylan zaczął oddawać pocałunek, a wszystko wokół zwolniło. Tak jakby czas był tylko iluzją.

Dłoń chłopaka spoczęły na moim brzuchu i w tym samym momencie nasz pocałunek pogłębił się. Całowaliśmy się zachłannie, a atmosfera wokół robiła się bardzo napięta. Mój oddech przyspieszył i z tego co słyszę Dylan miał ten sam problem. Oboje głośno oddychaliśmy całując się z coraz to większym pożądaniem. Nie myśląc długo przekręciłem się w jego stronę, a moja noga wylądowała na jego biodrze. Dylan zrozumiał aluzje, bo jego ręka automatycznie zacisnęła się na moim udzie. Delikatnie jeździł opuszkami palców po mojej skórze, a pocałunki przeniosł na szyję. Jęknąłem gdy mało delikatnie podgryzał skórę na obojczyku, jednak nie zaprotestowałem. Lubiłem tą małą agresję, a co najgorsze...chce więcej.

Niestety nic nie trwa wiecznie.

W momencie gdy moje ciało niemal drżało od pożądania, Dylan zaprzestał pocałunków. Wyprostował się, a ja dysząc spojrzałem głęboko w jego oczy. Spodziewałem się tego, że jego twarz będzie lekko czerwoną. Jednak nie dopuszczałem do siebie myśli, że będzie patrzył na mnie z rozbawieniem. Zdziwiło mnie to bardzo...i może lekko wkurzyło, no ale halo! Prowadzimy właśnie grę wstępną, a on z jawnym rozbawieniem ją przerwał.

- Ulubioną bajką mojej siostry jest Żabi król.

Co?

- Nie sądziłem, że twoją też.

Co?

Z jeszcze większą dezorientacją zmarszczyłem brwi nadal patrząc się w jego rozbawioną twarz. Nie rozumiałem o co mu chodzi i czemu nagle podczas gry wstępnej wylatuje mi z jakimiś bajkami.

Cóż....nie rozumiałem tylko do momentu, aż mój wzrok nie spoczął na moich dłoniach ulokowanych na jego ramionach. Właściwie nie dłoniach, a białych łapach.

Momentalnie zerwałem się, aby wstać, jednak przez moją niezdarność Dylan dostał w policzek. Z szokiem na chwiejnych nogach wstałem na cztery łapy i muszę przyznać, że nie jest to takie łatwe jak się wydaje. Normalnie gdy człowiek chodzi na czterech łapach wie, że musi zginąć nogi w kolanach, aby to sobie umożliwić. A tu? Tutaj tylnie nogi są do tego przystosowane i naprawdę dziwnie czuję się z tym faktem.

Dylan wstał zabierając bordowy koc, po czym rzucając go na fotel obrócił się w moją stronę

Nie wierzę. Udało mi się! Jestem w postaci wilka! Obróciłem głowę w bok, aby spojrzeć na siebie, a to co tam ujrzałem wprowadziło mnie w jeszcze większy zachwyt. Moja sierść była śnieżnobiała i tak samo jak sierść Dylana wydawała się być bardzo miękka. Poruszałem ogonem na prawo i lewo, a z tych całych emocji lekko podskoczyłem. Zadowolony z siebie obróciłem pysk w stronę Dylana, a moje łapy co chwilę odbijały się od paneli

- O Chryste- zaczął klękając przede mną. Złapałem kontakt wzrokowy z szatynem, a gdy zobaczyłem jego minę poczułem dziwne skrępowanie jak i szczęście. On patrzył na mnie z podziwem...jak na najcenniejszy skarb

Dylan skanował moją sierść, po czym wyciągnął dłonie w moją stronę, jak do dziecka, które dopiero zaczyna chodzić. Od razu zrozumiałem aluzje, więc nie czekając ani chwili dłużej próbowałem wykonać pierwszy krok. Nie było to proste, a gdy postawiłem łapę w przód, zachwiałem się. Moja łapa wykręciła się w bok, jednak dzięki zwinności Dylana, na zachwianiu się skończyło. Szatyn przytrzymał mnie, aby nie upadł, a ja kiwając pyskiem podziękowałem mu.

- Wow- zaczął błądząc wzrokiem po moim całym ciele- jesteś piękny- dodał z zachwytem

Pokręciłem rozbawiony pyskiem, po czym wykonując mało zgrabny ruch, ruszyłem w jego stronę. Dylan dalej klęczał, a ja spokojnie i bez pośpiechu uczyłem się chodzić

Chryste jak ja się cieszę!

*******

- Szybko ci to idzie- powiedział z dumą, patrząc jak coraz to zwinniej poruszam się w postaci wilka.

Ja też się tego nie spodziewałem. A co najciekawsze, zajęło mi to zaledwie niecałą godzinę. W międzyczasie zdążyłem rozwalić Dylanowi pół pokoju, ale kto by się teraz tym przejmował. No na pewno nie ja. Jestem, po prostu strasznie szczęśliwy, i nie mam czasu na przejmowanie się takimi błahostkami. Później go jakoś przeproszę.

Podbiegłem do Dylana, który siedział na fotelu, po czym ułożyłem łapy na jego kolanach. Szatyn od razu zrozumiał o co chodzi, więc po niespełna sekundzie znów poczułem to przyjemne uczucie. Drapanie za uchem serio jest przyjemne.

- Dobry piesek- skopiował tekst, który to częściej padał z moich ust niż z jego. Warknąłem chcąc brzmieć groźnie, jednak szatyn nijak się tym przejął- już się nie gniewaj- zaśmiał się.

Dylan zjechał dłońmi na mój pysk, po czym uniósł go lekko w górę. Jego twarz zbliżyła się do mojej, a już po chwili nasze czoła zetknęły się ze sobą. Pomiędzy nami nastała cisza, w której po prostu trwaliśmy. Nie była ona krępujące, a nawet śmiało mogę stwierdzić, że bardzo nam takiej ciszy brakowało. Ostatni czas nie należał do...normalnych. sporo się w naszym życiu wydarzyło, jednak tak czy siak nie zamienił bym tych chwil na żadne inne.

Obróciłem lekko pyskiem, aby przetrzeć się o jego twarz, a szatyn w tym samym czasie objął mnie ramionami. Poczułem jak fala ciepła rozpływa się po moim ciele, a mój wewnętrzny wilk skaczę z radości.

W końcu Dylan jest alfą stada.

- Dylan!- usłyszałem piskliwy głos dochodzący gdzieś z korytarza

Od razu oderwałem się od szatyna, a mój pysk obrócił się w lewo, aby spojrzeć na drzwi pokoju. Nie miałeś sekunda, a drewniane drzwi z mocą otworzyły się, o mało nie wylatując z zawiasów. Siła uderzenia drzwi o ścianę, była tak duża, że spokojnie obudziła by zmarłego. Skąd ta mała ma tyle siły?

- Braciszku wróciliśmy z zakupów- zaczęła siostra Dylana.

Dziewczynka przekroczyła próg pokoju z żelkami w dłoni, po czym otworzyła usta, aby zacząć kolejne zdanie. Niestety na uchyleniu ust się skończyło, bo gdy tylko jej wzrok spoczął na mnie, Julia zaniemówiła. Przez pierwsze sekundy po prostu stała wpatrując się we mnie swoimi dużymi piwnymi oczami. Nie wiedząc co zrobił obróciłem się w jej stronę, a mój ogon przejechał po panelach to w prawo, to w lewo. Na usta dziewczynki wpłynął szeroki uśmiech, a po niespełna sekundzie zrobiła coś czego bym się nie spodziewał. Ona zaczęła piszczeć ze szczęścia, skacząc z nogi na nogę.

Przestraszyło mnie to lekko, bo jakby nie patrzeć mój słuch jest teraz wyostrzony, więc takie piski mogą doprowadzić do bólu głowy. Dziewczynka na szczęście zlitowała się nade mną i w paru zwinnych krokach stanęła przede mną. Jej chude ręce owinęły mój kark i co jak co, ale ta dziewczynka jest cholernie silna. Czy ona chodzi na siłownię?

- Julia! Co się stało!?- przestraszony głos rodzicielki tej małej siłaczki dotarł do moich uszu, a już po chwili w drzwiach stanęły dwie następne osoby

Pani O'Brien i Pan O'Brien. Na ich twarzach malowało się przerażenie, ale nie dziwie im się. Po usłyszeniu takiego krzyku, włos staję dęba.

- Nic się nie stało- wtrącił Dylan, a Julia w tym samym momencie oderwała się ode mnie- po prostu Julia ucieszyła się, po zobaczeniu Tommy'ego w formie wilka - wyjaśnił po czym oparł się wygodniej na fotelu

Oboje spojrzeli na mnie z opóźnionym refleksem, a gdy zrozumieli, że jej córce nic nie grozi na ich usta wpłynął uśmiech. Po chwili przekroczyli próg pokoju, i dokładnie mi się przyglądając przyklękneli przed moim wilkiem

- Gratulacje!- powiedział ojciec Dylana klepiąc mnie po ramieniu. Bardzo mnie to uszczęśliwiło gdy usłyszałem jego spokojny ton- wiedziałem, że ci się uda jeszcze zanim wrócimy do domu

Kiwnąłem głową dziękując, a mój wzrok przeniósł się na mama szatyna. Kobieta nie mogła wyjść z podziwu i co jakiś czas przejeżdżała dłonią po mojej głowie.

- Masz białą sierść- powiedziała z szokiem co było dla mnie niezrozumiałe. Przecież mam blond włosy. To chyba normalne- jest taka legenda- kontynuowała przejeżdżając dłonią po mojej głowie- że tylko wilk natchnięty krwią anioła będzie posiadać śnieżnobiałą sierść

Zamarłem. Kompletnie nie wiedziałem co z sobą zrobić. Przecież ja jestem zrodzony z anioła. A jeśli ona połączy fakty. A jeśli zorientuje się, że zwykła śmiertelniczka nie może mieć dziecka z demonem. Co jeśli zacznie węszyć...mama prosiła aby zachować to w sekrecie.

Moje serce przyspieszyło, a po ciele przeszły nieprzyjemne dreszcze. Kobieta spojrzała w moje oczy i z lekkim zamyśleniem zmarszczyła brwi. Nosz kur...

- Ty i te twoje legendy- zaczął Dylan jak gdyby nigdy nic- jeśli ta legenda, miała by w sobie ziarno prawdy Thomas byłby czarnym wilkiem. Przecież w jego żyłach płynie krew króla piekła

- Racja- do rozmowy dołączył się ojciec Dylana

- Tylko mówię- zaśmiała się unosząc dłonie w geście obronnym, a moje ciało ogarnęła ulga- ale lubię czasem powierzyć w takie historie. Przecież w tym świecie jest tyle magi- dodała po czym ostatni raz przejeżdżając dłonią po mojej głowie, wstała na równe nogi- no nic- klasnęła w dłonie, po czym spojrzała na każdego z nas z osobna- idę uszykować kolację, a za pół godziny widzę was wszystkich na dole

Każdy przytaknął, a ja jedynie kiwnąłem głową. Ojciec Dylana wraz ze swoją żoną udali się w stronę wyjścia, a za nimi podążyła wesoła Julia, która krzyczała, że chce pomóc mamie. Kobieta chwyciła z klamkę drzwi, które jeszcze chwilę temu o mało nie wyleciały z zawiasów, po czym zamknęła je. A raczej tak mi się zdawało, bo gdy tylko miała je zamknąć znów je lekko uchyliła, po czym spojrzała na Dylana

- Przynieś mi tą piżamkę. Idę zaraz wyrzucić śmieci to ja wyniosą- poinformowała z małym uśmiechem

- Jaką piżamę?- zapytał lekko zdziwiony Dylan, a jego brwi zmarszczyły się

- No tą, którą dałam ci, aby Thomas założył do przemiany- wyjaśniła niczego nie świadoma kobieta- dałeś mu ją prawda?

Spojrzałem w prawo na Dylana, a moje oczy wyrażały jedno. Zabije cię

- Tak tak- pospieszył niczym nie wzruszony Dylan- zarz ci zniosę

Kobieta kiwnęła głową, po czym opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi. Czy byłem teraz zły? Nie...ja byłem wkurwiony do granic możliwości. Czy ten zboczony pies może być jeszcze bardziej zboczony i bezwzględny?

Patrzyłem na niewzruszoną twarz Dylana, a jego jedyną oznaką życia było to, iż jego klatka unosiła się i opadała. Chłopak przełknął ślina, a jego jabłko Adama poruszyło się

- Mocno mam przerąbane?- zapytał dalej na mnie nie zerkając

Och....takiego piekła co ja ci zrobię, to nawet sam ojciec mi pozazdrości

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Następny będzie epilog i będą w nim trzy perspektywy

Sorry za błędy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro