Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rose - pow

Wybiegłam stamtąd trzymając sie jedną dłonią za głowę. Rozbolała mnie do granic wytrzymałości, potrzebowałam powietrza, tlenu, przestrzeni, samotności...

Mijałam żołnierzy patrzących na mnie krzywo, ktoś zapytał, czy dobrze się czuję i nie potrzebuje pomocy, ale ja całkowicie go olałam i wciąż biegłam na przód, bez zatrzymywania się.

Dopiero na zewnątrz, gdy wdepnęłam w mokry, gładki śnieg, wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się na trzeźwo.

Wiedziałam, że nie powinnam się w to pakować! Tak się kończy przystanie na pomysł pani Hanji! Mogłam sobie przybić piątkę! Ile nerwów się najadłam, próbując przed nim udawać słodką idiotkę, płaszczyć się, by nie domyślił się, że Hanna podłożyła ten głupi, pieprzony dokument!

Serce szalało, ciężko było mi opanować drżenie nóg więc schyliłam się i zaczęłam powoli uspokajać oddech.

Byłam w samej bluzie i cienkich spodniach, do butów nasypał mi się śnieg, czułam jak robią mi sie mokre skarpetki i jak owiewa mnie chłód. Zatrzęsłam się, jednak ani mi się śni wracać.

Chciałam przypomnieć sobie ostatnią chwilę.

To, co powiedział. Wiedziałam, że się nie przesłyszałam. Sądząc po jego reakcji, nie chciał tego powiedzieć.
Kapitan Levi to mój przełożony. Postrach korpusu. Wart stu żołnierzy. Był tak dobry, jak głosiły plotki. Logiczne, że nie życzy nikomu śmierci na polu bitwy, i prowadzi swój zespół by odnieść jak najmniejsze straty. Ale dlaczego przejmuje się marnym życiem zwykłej kadetki?
Słowa Hanji nagle zadzwieczaly mi w uszach: "wysyła cię do Stohess z troski o ciebie..."
Czyli mam rozumieć wyprowadzkę do stohess za akt dobroci i pomocy?
Przezabawne.

Przecież sam chciał zginąć, nie powinnam go w ogóle obchodzić. Ani on mnie... Czy powinnam się nad tym zastanawiać?

Kapitan Levi nieraz zachowywał się jak palant, wskakując prosto w paszcze tytana i cudem unikając jego ostrych zębów. Nie chciał być ratowany. Nie chciał, aby ktokolwiek się nim przejmował, jednocześnie sam przejmował się.... mną.

Co za porąbany i skomplikowany typ.

Nie sądziłam, że wstępując tutaj, zastanę kogoś z takim charakterem.

Dużo przeszedł w życiu, ma córkę, która nie wie, że jest jego córką... W przeszłości coś łączyło go z generałem... Do tej pory nie odkryłam szczegółów z jego życia, przestałam się zagłębiać w to, co robił i kim był.

Sprzeczność. Raz mi pomagał, raz zadawał ból.

Upewniłam się, że jestem dla niego tylko pustym przedmiotem, pionkiem, którego nawet nie ma sensu wystawiać na pożarcie bo będę równie marną przekąską. Tymczasem nagle, przypadkowo dowiaduję się, że zrobił to z premedytacją, aby zapewnić mi inne, lepsze życie.... Aby uchronić mnie od wypraw za mury, od tytanów, wojska...

Pomimo tego, że moje dłonie całe były zaczerwienione, i zaczęły pojawiać mi się na nich fioletowe żyłki a z moich ust wydobywały się coraz większe obłoki pary, wciąż grzały mnie emocje.

Wstyd.

Poświęcałam się dla pani Hanji i Hanny.

Pomysł z wpisaniem na listę rezerwowych był głupi, ale tylko on przyniósł rezultat. Nie mogłam wymyślić nic lepszego i perfekcyjnie zagrałam swoją rolę, okłamując go.

Hanna niepostrzeżenie wtopiła się w tłum, zapożyczając mundur siostry i bez podejrzeń udało jej się złożyć upragniony podpis.

Udało się.

Tylko, że to nie tak miało wyglądać... Nie spodziewałam się takiego obrotu.
A może ja głupia i naiwna, źle to interpretuję i robię z igły widły?

Spacerując i drążąc ślady w śniegu dotarłam do małego zagajnika między choinkami. Tutaj wiatr mnie nie dosięgał.

Naprawdę było mi obojetne czy doprowadzę się do zapalenia płuc i anginy, czy nie.

Potrzebowałam wymarznąć.

Niestety nie dane było mi tu dłużej pomedytować.

Po moich śladach szedł ten zgorzkniały karzełek.

- Na mózg ci padło, idiotko? Wracaj bo dostaniesz gorączki- krzyknął do mnie.

Zrobiłam coś głupiego. Nie potrafiłam tego wyjaśnić. Kolejny porąbany pomysł.
Schowałam się za iglastymi drzewami, wchodząc w nową aleję drzew obtoczonych grubą pokrywą śniegu.

- Nie zachowuj się jak bachor, Rose, idę po twoich śladach - usłyszałam za sobą.

Nie spieszył sie, dobrze wiedział, że mnie dopadnie.

Ale ja nie byłam gotowa na konfrontacje.

Nie chciałam na niego patrzeć, słuchać go, widzieć... Mogłabym tu zamarznąć.

Uszłam jeszcze kawałek, robiąc slalom i przedzierając sie między wysokimi krzakami.

Chcąc odciągnąć gałęzie, poruszyłam nimi a na głowe spadła mi czapa śniegu. Dostałam dreszczy, gdy śnieg wpadł mi za bluzę natychmiast się topiąc na skórze. Szłam dalej i dalej, docierając do kolejnego zagajnika i rozmieszczenia drzew.

Słyszałam za sobą zbliżające sie kroki. Wszędzie było biało od śnieżnego puchu.

Znowu musiałam go wkurwić swoją ucieczką bo nagle znalazł sie przy mnie, mrożąc swoim ostrym, żelaznym wzrokiem.

- No i dlaczego pan za mną idzie? - spytałam trzęsącym głosem, który zabrzmiał trochę płaczliwie. Dygotałam z zimna.

Chwilę mu zajęlo nim podszedł, zdjął z siebie płaszcz i nałożył mi go na ramiona. Wdychając jego zapach znowu się zatrzęsłam. Czułam, że mam mokre włosy, skarpetki i generalnie cała byłam juz porządnie przemoczona.

- Jesteś głupia - usłyszałam. - I szalona.

Nie cofnął się. Stał tak blisko, że patrząc w dół, widziałam jego czarne buty. Gdybym podniosła głowę...

Usłyszałam nad sobą charakterystyczne westchnięcie. Mimo to wciąż łudziłam się, że zaraz sobie pójdzie, choć ciepły płaszcz z chęcią mógłby przynależeć już do mnie. Spodobał mi się ten gest. Tylko... Co z tego?

- Nie chcę, byś zmarzła - dodał, jakby usprawiedliwiając swój czyn.

Martwił się?

- Rose, powiedz coś...

- Co pan chce niby usłyszeć? - nie mogłam znieść tak małej odległości więc odsunęłam się. Za plecami nadzialam się na płot.

On również nie wiedział, jak się zachować. Milczeliśmy, mierząc się tylko nieśmiałymi spojrzeniami, z wiedzą, że to, co się dzieje nie powinno istnieć, tylko żadne z nas nie chciało się do tego przyznać nawet przed samym sobą.

Kapitan to skryty człowiek. Oddanie i założenie mi na ramiona swojego płaszcza przekroczyło jego osobistą granicę.

Jeszcze bardziej było mi przed nim głupio, że skłamałam prosto w oczy.
To było podłe. Nie tak wychowała mnie mama. Będąc małą dziewczynką nigdy nie sprawiłam jej przykrości ani kłopotów. Idealna grzeczna córka, zajmująca się rodzeństwem i domem. Żyłam w przeświadczeniu że świat jest taki, jak opowiada mi rodzicielka, a ja powinnam się podporządkowywać, ulegać... Dlatego mam takie problemy z przystosowaniem się do rzeczywiści. Nieraz ciekawiło mnie, co o moim wyborze korpusu pomyślałaby mama...

- Więc ja coś powiem.... - przerwał ciszę Kapitan. - Choć cała ta rozmowa jest idiotyczna a ja... czuję się idiotycznie, zasługujesz na wyjaśnienia.

Kiwnęłam głową, chowając podbródek za kołnierzem.

- Nigdy nie uważałem cię za słabego żołnierza... Broniłem cię przed Erwinem, namawiałem go, by zaliczył ci egzaminy, choć z góry zakładał, że zginiesz na pierwszej wyprawie. Wbrew temu co o tobie sądzili i co sądzisz sama, jakoś zawsze dawałaś sobie radę. Ale... Zaraz po tym jak wrociłas z miasta uświadomiłem sobie, że to nie są twoje umiejętności tylko cholerne szczęście. Zwiadowcy żyją krótko a ty nie jesteś osobą na tyle zdolną fizycznie i psychicznie, by stać się kimś więcej. Tu nie ma miejsce na szczęście. Wybacz, ale twoja służba dobiega końca. Nie mogę pozwolić ci dłużej brać udziału w tej rzezi. Świat zwiadowców jest bezlitosny. Nie podpisze na ciebie wyroku, sama wiesz jakie miałaś wyniki. Liczę że już rozumiesz powód mojej decyzji.

Starannie dobierał słowa. Nie zamierzałam się do nich odnosić, ot mężczyzna potwierdził tylko moje przypuszczenia, niczego nowego się nie dowiedziałam. Natomiast...

- Nurtuje mnie jedno pytanie, na które pan mi wcześniej nie odpowiedział.

Zadawałam mu je przynajmniej milion razy w swoich myślach. I nie tylko.

- Dlaczego tak daleko? - nie mogłam nic wykrakać na temat posady u pani pułkownik. Na dobrą sprawę nic jeszcze nie zostało załatwione. Musiałam milczeć.

Jego twarz zaróżowiła się z chłodu. Przestąpił z nogi na nogę.

- Dlaczego, chcesz wiedzieć? - powtórzył moje pytanie. Wyczekiwałam każdego słowa. - Żeby nie mieć z tobą nic wspólnego.

Tak myślałam. Ale nie o tę odpowiedź mi chodziło.

- Ponieważ? - drążyłam.

Nie byłby sobą, gdyby nie odpowiedział pytaniem na pytanie ze zmarszczonym, złośliwym wyrazem twarzy. Sprytne zagranie.

- Jesteś inteligentna, domyśl się, Rose. Wyglądasz jak zmokła kura, masz wrócić do środka.

- A jednak sam pan do mnie przyszedł - odgryzłam się.

- Dobrze zrobiłem, bo zaczynałaś przemieniać się w sopel lodu. Wracajmy.

Wiedziałam, że niewygodnym dla niego było sterczenie na tym mrozie. Teraz to on zamieniał się w sopel.

- Mówi pan, że mam się domyśleć? - uznałam, że to końcowe pytanie, pozostawione na szczególne rozważania. Po głowie już zaczynałam wysnuwać rozmaite teorie, jedne pozytywne drugie negatywne... Sądziłam, że może poda mi na zakończenie jakąś wskazówkę, ale się pomyliłam.

- Ta - mruknął jedynie.

Albo zimno dawało mu tak mocno w kość albo przerastał go ten dialog bo czerwień na jego policzkach stawała się bardziej intensywna. Korciło mnie, by popatrzeć dłużej w jego facjatę, która naprawdę pomimo wiecznego wyrazu obojętności była ciekawa. Kapitan sam wybrał taką fryzurę, takie ubrania, sam wyćwiczył swoje mięśnie pleców i ramion, ale twarz wyjątkowo lubił przykrywać maską. A ja lubiłam odgadywać emocje z jego oczu albo wpatrywać się tak długo, dopóki nie pozwoli sobie na kilku sekundowe gesty mimiczne świadczące o samopoczuciu, przemyśleniach. Czasami gdy czytał poruszał brwiami. Na treningach pozwalał sobie na świdrowanie kadetów spod przymrużonych powiek, przygrywając dolną wargę a gdy był zdenerwowany zaciskał usta albo wręcz przeciwnie, zagryzał policzek od środka. Zdecydowanie za rzadko się uśmiechał. Miał smutne oczy.

Wyszło na jego. Powoli wracaliśmy do budynku.

Po szybkiej analizie "odpowiedzi" i wyeliminowaniu tych najmniej prawdopodobnych, w głowie głowie pozostała mi już tylko jedna myśl. Rysowała się w pełen obraz, składała w całość.

Ale nie mogłam tego wypowiedzieć na głos.

Czy myśleliśmy o tym samym...?


Czy tylko mi się wydaje, czy trochę to zagmatwałam? :D

W mojej głowie ich rozmowa wygląda lepiej :D

Czekam z niecierpliwością na komentarze i odpowiadam: tak, już jutro pojawi się kolejny rozdział <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro