Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Walki były albo długie albo krótkie ale i wyczerpujące. Wszystkich było bardzo dużo i czasami nie dało się połapać co się aktualnie dzieje. Jak z kimś wygrasz to na miejsce przegranego staje następny wojownik gotowy do walki . To mogło wydawać się najbardziej denerwujące. Do tego dochodziło jak przedostać się na drugą stronę. Jak Mei zauważyła czego trudno było nie zobaczyć, to wspinali się po wielkim cielsku jakiegoś przerośniętego giganta. 

Trzasnęła nogą, a po jej lewej stronie pojawiła się ściana z wiśniowych płatków, która spowolniła przeciwnika. Otwartą dłoń machnęła przed siebie. Odepchnęła przeciwnika ścianą, która poruszyła się dzięki ruchu jej ręki. Tuż za jej plecami wyłoniła się większa zgraja. Wystrzeliła w ich stronę pociski stworzone z sakury. Szybko odnalazła wzrokiem brata dołączając w późniejszej chwili do niego atak dalekiego zasięgu prawie go dotyka gdyby nie odepchnięcie z strony Ivankowa. 

Drogę zajął im shichibukai. Nie kto inny jak aktualny najsilniejszy szermierz na świecie. Dracule Mihawk. Widać po nim, że nie miał zamiaru odpuszczać Swoim wielkim mieczem zamachnął się tworząc zielonkawą poświatę lecącą w ich stronę. Mei szybo stanęła przed bratem zasłaniając go i siebie kosą. Przyjęty atak, był silny. Aż tak, że dziewczyna szurała nogami na kilkadziesiąt metrów w tył. O tyle dobrze, że zachowała równowagę.

-Przerażającą broń dzierżysz. - Odezwał się patrząc na białowłosą. Nigdy nie spodziewał się by ktokolwiek zdołał trzymać tą broń w dłoniach. Każdy słyszał o jej prawdziwym wcieleniu.

-Jakoś tak wyszło. - Odpowiedziała atakując go bez ostrzeżenia skacząc na niego z góry. Z łatwością się obronił ponownie odpychając i próbując zranić przeciwnika. Mei chciała dać jak najwięcej czasu dla Luffy'ego. Obserwowała kątem oka jak biegnie przed siebie taranując marynarkę. 

Dracule dobiegł chcąc przeciąć na pół kobietę. Ta jedna w porę rozłożyła swoje ciało na płatki wiśni. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu stało się też to z kosą. Przecież to było niemożliwe, że broń razem z nią się rozłożyła. Nigdy czegoś takiego nie spotkał. Spojrzał na wroga. Z uśmieszkiem zawirowała kosą na około ciała. Od ostrza było czuć coś okropnego. A plotki były prawdziwe. Kosa nie tylko ją wybrała... Ale i się z nią połączyła...

Natarli na siebie ponownie. Było to wręcz widoczne, że shichibukai zdobywał natychmiastową przewagę. Mei była po prostu za słaba dla niego. Nie posiadała takiego doświadczenia jak on i ogólnie była żółtodziobem, które jeszcze nie wiedziało co to rzeczywistość. Na jej ciele pojawiało się coraz więcej ran czy zadrapań, a mężczyzna przed nią nie doznał żadnych obrażeń czy nawet nie wyglądał na zmęczonego. 

-Saku no sakuranbo no kaori. - Szepnęła okręcając dłonią. W kierunku szermierza teraz zmierzało wielkie tornado o różowawej barwie. Nie mogła już tu dłużej przebywać walcząc z nim. Musiała pomóc bratu. Kiedy przeciwnik starał się zaradzić przeciwko jej mocy ona w tedy pognała przed siebie. 

W duszy miała nadzieje, że zrezygnuję z dalszej wali gonienia jej. Mei i tam była już zmęczona. Jedyne co ją trzymało przy zmysłach do determinacja. Przecięła następną osobę. Krzyk ofiary rozniósł się gwałtownie po głowie dziewczyny zatrzymując ją gwałtownie. W jej głowie pojawiło się mnóstwo zrozpaczonych krzyków. Stanęła. Nogi się pod nią ugięły. W trakcie opadania na kolana złapała się za głowę a konkretniej zasłoniła uszy dociskając ręce do nich coraz mocniej. Chciała by to przestała. Uderzyła czołem o lodową podłogę. Głosy były nieustępliwe, kosa obok niej upadłą odbijając się raz od gruntu. Patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. 

W tłumie głosów krzyczących nieprzerwanie i przeraźliwe znalazła się jeden, który nie krzyczał, nawet nie mówił, a szeptał. Jednak był najgłośniejszy, wyraźny. Głos był bardzo niski. Powiedział jedno zdanie by potem wszystko ucichło. Myślała, że to trwa godzinami, a minęło zaledwie pięć sekund. Nabrała głębszego wdechu. Zaczynały do niej docierać czynniki zewnętrzne. Ponownie do jej uszu dotarły ocierające się o siebie metale, wystrzały z broni i opadające ciała. Tuż nad nią pojawił się większy cień. Bronił ją krzycząc jej imię i by się ogarnęła. Pokręciła głową patrząc na niebeską postać. 

-Jinbe. - Tylko tyle wyrwało jej się z ust. 

-Weź się w garść Mei! Rusz się! Inaczej nie pomożesz swojemu bratu! - Wykręciła głowę w inną stronę. Widziała wzrok Ace'a na sobie. Widział te wszystkie cholerne pięć sekund jej załamania. Zacisnęła pięści wstając równo na nogach. 

-Arigato Jinbe. - On jak i sama Mei chcieli by wiedzieć co jej się właśnie stało. Jednak jednego była pewna. Wielka legenda. Mroczna dusza zawarta w kosie, które się łączą... Przemówiła do niej.

-Zobaczymy czy zdołasz mnie sobie podporządkować... - zaśmiała się psychicznie wręcz szaleńczo, a jego śmiech uderzył o każdą ścianę w głowę białowłosej.


***

Marynarka dla ludzi była dobrem. Sprawiedliwością, która nie przegra. Do tego każdy wiedział, że oni nie używają obrzydliwych sztuczek do wygranej. Tu się pomylili. Marynarka cięgnie cywili za nos pokazując im to co chcą by zobaczyli. Tak było teraz. Nikt nie spodziewał się, że ktoś od Białobrodego zdradzi. Osoba o niego przebiła go na wylot swoim mieczem krzycząc, że to Shirohige wszystko ukartował z marynarką. Chciał tylko ocalić Ace'a a resztę dać na ofiarę. Wykrzyczał wszystko co się dowiedział... od jednego z admirałów. Sakazuki obrzydliwie okłamała tą osobę i powiedział wszystko tak wiarygodnie, że uwierzył mu. Wściekła się na swojego "ojca". Jednak jak to Białobrody. Nawet to go nie ruszy, a jego słowa były czyste i prawdziwe. Już nikt w to nie wątpił, a ten co przebił mieczem swojego ojca poczuł złość, żal, poczucie winy, gorycz i chęć pokuty. Był zły ale na siebie, że uwierzył takiemu idiocie. Czuł się okropnie za to co uczynił. 

Mei patrzyła na to oniemiała. Szczęka zacisnęła jej się uwydatniając mocno swoje kości policzkowe. Edward Newgate też nie wytrzymał i dołączył do walki wspierając siły swojej załogi. Poprawiło to znacznie morale piratów. Z dzikim krzykiem zaszarżowali na wrogów stojących przed nimi. Białowłosa dobiegła do brata szarpiąc nim do przodu. Dość szybko go dogoniła, a teraz oboje musieli ruszać i nie zatrzymywać się. 

Zmrużyła oczy kiedy sceneria się zmieniła. Marynarka zaczynała się wycofywać.

-Niedobrze... Luffy pośpieszmy się. Oni coś szykują. - Kiwnął szybko głową machając ramionami. Jednym oplótł siostrę w około ciała a drugą wyciągnął maksymalnie w tył. Kończyna rozciągnęła się do niemożliwych długości. Złamał wysoki mur który otaczał zatokę. Z góry z za chmurzonego na ciemne kolory nieba wylatywały jasne punkty. Do tego kiedy Luffy miał już się wciągać do góry  trąciły go metalowe mury, które nagle wysunęły się spod lodu krusząc go.  

Kiedy stanęli równo na nogach obok niech znalazło się coś gorącego. Nie zdołali tego uniknąć. Plecy Mei zostały oparzone. W haori zrobiła się dziura a część włosów opadło na lodową posadzkę. Upadła na zimie. Luffy trafił gorzej bo znowu wpadł do wody jednak widziała, że Jinbe już do niego płynie. Po tym ataku o tłumiona puściła broń, która przejechała kilkanaście metrów w bok. Syknęła. Do tego wszystkiego dochodziło to, że wielki przerośnięty gigant był nieprzytomny, a teraz podnosi się, jednak ledwo. 
Mei przeturlała się na plecy próbując nie krzyczeć. Plecy paliły, a coś przeczuwała, że oparzenie było rozległe i jak nic coś było usmażone. Zagryzła wargę starając się podnieść. Jednak lód na coś się jeszcze przydał. Kiedy wstała szybko wróciła po swoją kosę. Jinbe w tedy swoją umiejętnością pochłonął ją wodą jak i Słomianego kapelusza. Oboje przelecieli przez mur. I tak znaleźli się przed wielką trójką najsilniejszych w marynarce. Admirałowie.

A Mei nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Dopiero teraz zaczynała się prawdziwa walka. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro