Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


  Walka się skończyła. Smoker leżał nieprzytomny na ziemie, a jego serce biło w dłoniach Mei. Przyglądała mu się zaciekawiona. Ta technika Law nigdy jej się nie znudzi. Mimo, że serce było wycięte i poza zasięgiem właściciela dalej biło i wystukiwało swój własny rytm. To było niesamowite w jego mocy ope ope no mi. Tworzył swoją salę operacyjną, w której mógł robić co mu się żywnie podoba. Siekał ludzi na kawałki. Nie czuli bólu i do tego dalej żyli. Jednak minus był nie tylko taki, że traci dużo sił na używanie swojej umiejętności. Wynalazł jednak sposób jak zminimalizować tracenie energii na zbędne walki. 

Wstała na równe nogi prostując się i przekręcając stawami. Wygięła się w łuk wyciągając na maksymalną długość ciało. Ziewnęła. Kapitan spojrzał na nią na co ta tylko podała mu serce. Małe łezki pojawiły się w kącikach oka spływając po policzkach zamarzając. Szybko strzepnęła małe sopelki i udała się do środka laboratorium. Nie musiała się przejmować płotkami z G-5, bo i tak nie mają jak uciec ani jak się skontaktować się z bazą ponieważ na początku walki Law odebrał im den den mushi. Szatyn już miał za nią podążać ale jednak się nie ruszył, a Mei stanęła w przejściu. Ktoś biegł w ich stronę. Białowłosa pociągnęła nosem a różne emocje do niej dotarły. Najbardziej jednak w jej nozdrza uderzyła ciekawość i niepewność w jednym. Jedna osoba była z tej wyspy ale reszta to ktoś nieproszony. Ku zaskoczeniu obojgu na cielsku pół człowieka pół aligatora jechali osoby z Słomianych na czele z kapitanem. Brązowo brody, który tu służył był wykorzystany by tutaj przybiec. Dzięki umiejętności Trafalgara, jego nieistniejące nogi, które stracił stały się jaszczurkowatymi kończynami. 

-Trafek? - Nie zobaczyli jej ale lekarza  już tak. - Hisashiburi! - Luffy podbiegł do już nawet nie zaskoczonego mężczyzny. Wiatr mocniej zawiał poruszając biały puch. 

-Mugiwara-ya. - Mruknął mężczyzna patrząc na nowe osobniki, które zawitały na wyspę. Białowłosej na chwile zaschło w gardle na ton kapitana, ale w porę pokręciła głową o odetchnęła. 

W tym czasie pani szermierz będąca pod ręką Smokera przybiegła z reszta głupich idiotów. Zaszokowana podbiegła do swojego kapitana i bardzo logicznie stwierdziła, że nie żyje po tym jak nie zobaczyła serca w jego piersi. Luffy i załoga chciała uciekać prze marynarką ale przystanęli przyglądając się sytuacji. Dopiero teraz dotarło do nich w jakim stanie była okolica. Wyglądała jakby przeszedł przez nią huragan. Zoro, Robin, Ussop, Brook i Luffy nie spodziewali się ujrzeć czegoś takiego. Statek marynarki poszatkowany na kawałki i poskładany w jakąś cholerną wierzę, a do tego z ziemi wystawały kamienne szpikulce oraz ogólnie pobliski teren był przetyrany. 

Tashigi z złamanym mieczem i łzami w oczach rzuciła się na pirata. Zawsze wiedziała. Pirat zawsze pozostanie piratem i nie odstawały od tego żadne wyjątki nawet taki osobnik noszący słomiany kapelusz. Mei tylko pokręciła głową. Tamta kobieta śmierdziała negatywnymi emocjami. Do tego nie mogła odpuścić tego, że zaatakowała kapitana. Mimo wszystko dalej się go słuchała.

Wszyscy obserwowali jak Trafalgar nawet się nie ruszył kiedy dziewczyna z dziką szarżą skoczyła do niego. Myślała, że się uda, ale w jak wielkim błędzie była... Została po raz kolejny wdeptana w zimie. I ku zaskoczeniu obecnych nie była to wcale mężczyzna, na którego się rzuciła. Białe włosy zafalowały na wietrze a kilka wiśniowych płatków otoczyło kobietę. Noga Mei spoczęła na głowie Tashigi. Noga jak i głowa poleciały prosto do ziemi by po okolicy rozniósł się nieprzyjemny huk. Kobieta zakasłała krwią, a katana wypadła jej z rak. Osobniki z G-5 nie wiedziały co zrobić. Odór strachu był wyczuwalny na kilometr. Wiedzieli, że nic nie zdziałają, nie byli na tle silni. Skoro nie Smoker to oni tym bardziej nie widzieli przed oczami wygranej, a sromotną porażkę. Białowłosa stanęła na ciele marnej przeciwniczki. W końcu się zlitowała i przepchnęła ją do cielska jej "zmarłego" przełożonego. Law stworzył pokój i zmienił ich ciałami. 

-MEI! - Luffy widząc siostrę całą i zdrową pognał do niej rzucając jej się w ramiona. Zacisnął ramiona najszczelniej jak się da. W końcu znowu ją widzi! Szczerzył się i patrzył jakie zmiany wystąpiły w jej postawie. Na pewno włosy na dłuższe od czasu kiedy na wojnie była zmuszona je ściąć. Za to nie urosła ani trochę, ale w jakimś stopniu jej sylwetka się zmieniła. 

-Więc dotarłeś tutaj. - Sapnęła przytrzymując ciało brata by się nie wywalić. - Witam w Nowym Świecie Luffy. Widzę, że stałeś się silniejszy. - Pociągnęła nosem wyczuwając jego aurę. W  końcu stanęła prosto. Mięły dwa laty, a teraz mogła stwierdzić, że zmienił się z wyglądu. Na pewno trochę mięśni mu doszło, a teraz widziała w okazałości wielką bliznę zdobiącą jego klatkę piersiową. Czuła od niego siłę i radość. 

-Chyba kogoś zgubiliście. - Wtrącił się w rozmowę wysoki szatyn. - Twoi koledzy byli w laboratorium, ale patrząc na to gdzie biegli to wyjdą na tamtych tyłach. - Wskazał głową w odpowiednim kierunku.  - A teraz jeśli pozwolisz odejdziemy. Kiedy indziej sobie pogadacie. Oczywiście, że tą chwilę szczęścia, musiał przerwać z premedytacją. Jednak Mei zrozumiała, że to nie czas i miejsce na popijanie herbatki. W końcu byli tu po coś... Westchnęła. Wypełzła z pod ramiona brata i poklepała go łagodnie po głowię. 

-Ma rację. Muszę iść. Do zobaczenia. - Pomachała  bratu kierując się za Law. Spokój jaki wystąpił na jej twarzy by dla mężczyzny czymś rzadkim. Naprawdę, lubił kiedy ona wchodziła w ten stan. Była w nim skupiona i napawała mocną aurą, którą roztaczała na około siebie. Poklepał ją po głowie jak Mei wcześniej brata i ruszyli w głąb laboratorium. 

-Do zobaczenia! - Od krzyknął machając ręką i z wielkim bananem odwrócił się do kompani. - Pewnie stała się silna prze te dwa lata. - Zachichotał. - No nic czas znaleźć resztę załogi. 

-Jestem ciekaw jej siły. - Mruknął Roronoa patrząc na oddalające się sylwetki. 

-Muszą, w końcu są shichibukai. - Stwierdziła po chwili Robin uśmiechając się na swój sposób.

-He?! Obije są shichibukai?! - Wszystkim oczy nie licząc ciemnowłosej i Brązowobrodego wytrzeszczyli oczy. 

-Mhm. - Przymknęła oczy. - Dość głośno o tym trąbiło w gazetach.

-Ooo...

***


Mei wraz z Law stali przed wejściem do pomieszczenia gdzie najczęściej można było spotkać dwie osoby.  Caesar Clown szalony naukowiec, który jest drugim najlepszym na świecie zaraz po Vegapanku. Cena za jego głowę wynosi 300 milionów. Do tego jest jednym wielkim gazem. Posiada moc gazowca. Jest jego ucieleśnieniem po zjedzeniu diabelskiego owocu. W pomieszczeniu będzie znajdować się jeszcze jedna osoba. Monet - zielonowłosa kobieta przerobiona na harpię. Zawsze siedzi przy barze i coś czyta nie zwracając uwagi na otoczenie. Weszli do pomieszczenia, a na nich poleciały dwie pary oczu.

-Zająłeś się nimi? - Caesar patrzył podejrzliwym wzrokiem na ową dójkę. Nie spodziewał się przyjścia Mei, ponieważ ona miała co innego do roboty ale nie zwrócił już na to uwagi. Trafalgar rzuciła w prezencie serce Smokera. 

Usiedli na wolnej kanapie rozkładając się. Kiedy przybyli tu rok temu już w tedy robili pierwsze kroki do swojego planu. Teraz przybyła załoga Słomianych, niby komplikując tutejszą sytuację ale i oni też byli wzięci do tego planu chodź o tym nie wiedzą. Wracając od tego roku zawsze będąc tu szukali oznak jakiegoś podstępu i zdrady jednak każdy zawsze dobrze się krył i wytłumaczył. 

-Na wyspę przybyła załoga Słomianych Kapeluszy.  - Zaczęła Monet. - Z tego co wiem, Mei, ich kapitan to twój brat, prawda? - Uśmiechnęła się przebiegle.

-I co w związku z  tym? - Warknęła. Nigdy za tą babą nie przepadała. Cała jej osoba irytowała ją na każdym kroku. 

-Nic, nic. Po prostu tak myślę...

-Ty myślisz? - Parsknęła. Uniosła wyżej podbródek widząc jak monet zaciska szczęka by po chwili przybrać kamienną twarz.

-Skoro to twój brat to może się z nim łączyłaś i coś ciekawego mu powiedziałaś?

-Gdybym jeszcze wiedziała co się z nim działo przez tamte dwa lata. - Wywróciła do góry oczami pokazując jawną ignorancję zielonowłosą kobietą. Prychnęła zła i wróciła do czytania. 

-Nie przybyliśmy tu po to by kogoś powiadamiać. - Wtrącił się Trafalgar. Musiał zareagować, bo ich potyczka słowna nie zawsze dobrze się kończyła.  - Mamy swoje cele tutaj tak jak i wy. Takie twoje przemyślenia potem prowadzą do problemów, Monet. - Zakończył tą bezsensowną rozmowę twardym tonem. Clown przysłuchiwał się całej rozmowie analizując. 

Oni siebie nigdy nie zaufają i to jest pewne, ale oni brali korzyści z swoich obecności tutaj. Nie mógł na to narzekać, a szczególnie że był bardzo blisko takiej jednej kosy, do której zawsze chciał mieć dostęp, ale nie nic z tego. Chciał przeprowadzić z nią badania ale zawsze szlag trafiał jego plan kiedy Mei odmawiała. Zaśmiał się na głos w swój charakterystyczny sposób wstając. Zerknął na broń, która roztaczała aurę śmierci. Była fascynująca, ale nie śmiała jej tknąć, bo wiedział jakby się to dla niego skończyło. Nigdy nie dostanie pozwolenia na jej trzymanie. Raz kazał swojemu sługusowi ją wziąć, ale po niespełna 48 godzinach zmarł z przyczyn mu niewiadomych. Ta plotka okazała się prawdą. Kto tknie ta broń bez zezwolenia... Umiera. Jak do tego dochodziło? Nie wie do dziś.

-Wątpię by przeszkodzili nam w zrealizowaniu naszego planu, który jest naprawdę blisko do zrealizowania. Trzeba w końcu zając się przygotowaniami do jego wykonania. - Zakomunikował przez ślimakofon do swoich sługusów o rozpoczęciu planu. -  Ale jeśli będą problemy z nimi macie się nimi zając. - Spojrzał na dwójkę shichibukai.

-Oczywiście.  - Mruknęli. 
 
 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro