~~Rozdział 27~~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shigaraki siedział znudzony obok Kaminariego, udając, że słucha tego co kruczowłosy wychowawca ma do powiedzenia. W rzeczywistości rozmyślał nad tym, jak radzą sobie jego "podwładni" w tej trudnej i niebezpiecznej misji. Ale... Jakie zadanie od nich było w ogóle bezpieczne? Wszędzie istnieje ryzyko złapania, gdy stoisz po stronie "zła". 

Spojrzał na zegar wiszący na ścianie, kończąc rysowanie entej kreski na kartce. Przez myśl przeleciało mu to, że powinni byli właśnie wkroczyć na ten teren, ujawniając się w całej swej osobie i zrobić rozróbę. 

Skrycie miał nadzieję, że nic poważnego nie stanie się tym członkom, których akurat uważał za najbliższą rodzinę. Nie powiedziałby tego na głos, ale martwił się o nich bardziej niż o siebie. Mógł zostać wykryty, zauważony, zraniony, czy cokolwiek innego, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby któreś z jego porąbanej familii skończyło z trwałymi i niewyleczalnymi ranami, albo zabrano kogokolwiek gdzieś gdzie mógłby źle skończyć. 

Wzdychnął z cierpieniem, powracając całe swoje skupienie na nauczycieli przed nim, którzy tłumaczyli coś równie nudnego co niepotrzebnego w jego pracy przy boku najniebezpieczniejszego złoczyńcy tych jakże zacnych czasów.

W jednej chwili pojawiło się powiadomienie o tym, że ktoś nieautoryzowany wdarł się na teren ich obozu i sprawia wielkie problemy. Rzecz jasna była mowa o naszej wspaniałej Lidze Złoczyńców, którzy od razu przeszli do rzeczy, ponieważ co oni się będą pierdzielić z tym, prawda? 

- Vlad, zostawiam Ci ich tutaj, pójdę chronić resztę uczniów.- odparł z pewnością siebie Aizawa, wybiegając z sali, pozostawiając skazańców pod opieką drugiego z dorosłych, znajdujących się w tym pomieszczeniu. 

Powstało poruszenie, które ucichło dopiero po ostrej interwencji bohatera-nauczyciela. Cóż... Nie na co dzień wbijają Ci złoczyńcy na obóz treningowy, o którego położeniu wiedziało naprawdę mało osób. Z resztą... Uczniowie mogli się o nim dowiedzieć dopiero, gdy sami dotarli na wskazane tereny. 

- Czy to może być znowu Liga Złoczyńców?- zapytał Kirishima blondyna obok, zastanawiając się tak naprawdę na głos. Cóż... Można by było ująć, że właśnie ta organizacja ich prześladuje... Nie żebym zaprzeczała w tym temacie, czy coś, po prostu ujmuje w skrócie jakie wrażenie na jej temat miała co najmniej połowa uczniów z klasy 1A. 

Czerwonooki spojrzał za okno, nie widząc lepszej rzeczy, na której mógłby zatrzymać swój wzrok. Poczuł wibracje w telefonie, który po chwili otworzył, chcąc odpisać na wiadomość, która właśnie do niego przybyła

Spalony Dupek: Ale bym się napił wódki

Handyman: Serio? Tylko po to do mnie napisałeś?

Handyman: Jeb się

Spalony Dupek: Ach, no tak

Spalony Dupek: Nasz kochany Handyman nie może teraz pójść ze mną uchlać się w trzy dupy

Handyman: A żeby Cię ten alkohol zabił 

Spalony Dupek: Jak groźnie

Handyman: Żebym Ci zaraz tej brzydkiej spalonej mordy nie obił.

Spalony Dupek: Nawet nie dasz rady

Spalony Dupek: [Jakieś mocne przezwisko]

Handyman: Masz pięć minut.

Spalony Dupek: XD

Spalony Dupek: I co niby mi zrobisz?

Spalony Dupek: ...

Spalony Dupek: Oj, handyman

Spalony Dupek: Ale ty wiesz, że to były tylko żarty

Spalony Dupek: No przepraszam księżniczko!

Spalony Dupek: ... Fuck, mam przejebane.

Niebieskowłosy nastolatek uderzył telefonem w ławkę, niszcząc przy okazji część ekranu. Wstał z krzesła, zwalając je na ziemię, po czym pośpiesznie wyszedł z klasy ignorując wszelakie słowa, którymi Vlad starał się go zatrzymać. 

Użytkownik elektrycznej mocy z ciekawości spojrzał na rozwalone urządzenie. Chwycił je i włączył, aby przekonać się co sprawiło złość u jego "kolegi" z klasy. Na szczęście czerwonookiego narzędzie komunikacyjne, miało swój szyfr, którego nie znał żółtooki, przez co mógł co najwyżej popatrzeć sobie na ekran blokady. 

Pojawiły się pierwsze powiadomienia, którymi okazały się sms'y od niejakiego "Spalonego Dupka", który starał się najwyraźniej jakoś wybronić ze swojej słabej sytuacji. Jednak ostatecznie doszedł do wniosku, że nic go nie uratuje i zakończył to słowami, które nie powinno się wymawiać przy dzieciach, ponieważ to nie ładne i nie tak Was matka (czy tam ojciec) wychowała (wychował). 

- Uuuu, Spalony Dupek sobie nagrabił!- zaśmiał się blondyn, wyłączając wyświetlacz i odkładając telefon na wcześniejsze miejsce, nie chcąc samemu skończyć źle. 

Wróćmy jednak do naszego bohatera tego rozdziału. 

Shigaraki szedł przed siebie szybkim krokiem, planując już jak ukatrupić bliznowatego mężczyznę. Oj tak... Pomysłów miał masę, a co kolejny stawał się bardziej brutalny od wcześniejszego. Gdyby tylko jeszcze potrafił znaleźć swoją ofiarę, byłoby idealnie, ale nie. Niebieskooki uciekł, gdy tylko doszedł do tego, jak bardzo właśnie zaszedł swojemu szefowi pod skórę. 

Wyszedł z budynku, nie przejmując się niczym szczególnym i rozejrzał się wokół. Jego wzrok napotkał palący się las, a kroki od razu skierowały się w tamtą stronę. Przecież... Gdzie ogień tam Dabi, więc logicznym było, kierowanie się dokładnie w miejsce, gdzie kruczowłosy wykonywał swoją robotę.

Przeszedł obok drzew, nie śpiesząc się nadto, aby dojść do złoczyńcy, ponieważ jak nie teraz to za kilka godzin. Sposobów na jego tortury może mieć jeszcze więcej i w tedy wybór będzie niejako zabawny. 

Zeskoczył z korzenia, ominął jakąś korę, przeskoczył zwaloną roślinę.  Prosty wysiłek fizyczny, który doprowadzi go do celu, którym jest członek Ligii Złoczyńców. Nie można zaprzeczyć, że im bliżej podchodził swojego docelowego celu, coś mu w tyle głowy kazało tego nie robić, ponieważ coś złego jest w stanie się stać. 

Jednak to zignorował. Chęć pobicia Dabiego jest o wiele większa od jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa, co powinien wiedzieć każdy z nas. Tomura uwielbia być złym na niebieskookiego chłopaka, ponieważ zawsze jest to powiązane z ryzykiem, które w pewnym sensie lubił. 

Rzecz jasna skakanie z dziesiątego piętra to nie żadne ryzyko, a samobójstwo, czego Izuku nie rozumie i z czystą satysfakcją chwyta- za każdym razem- Tenko, aby i ten zaczerpnął tej niepotrzebnej adrenaliny, która może kończyć się śmiercią.

- Arschloch!- znajomy głos, słowo i akcent... Niebieskowłosy poderwał głowę i spojrzał się niemal od razu w stronę, z której on dobiegał. Zmówił w myślach wszystkie znane modlitwy i przypomniał sobie każde bóstwo, które przyszło mu do głowy, modląc się do nich, aby jednak się mylił. 

Jednak szczęścia on nie powinien zaznać, dlatego też jego koszmary spełniły się w jednym momencie i ujrzał zielonowłosego "młodszego brata", który najwyraźniej przed kimś uciekał. 

- Jak ja Cię kurwa nienawidzę...- mruknął czerwonooki, zapalając już trzymanego w ustach papierosa. Miał już taką nadzieję, że dzisiaj nic złego go nie spotka i nie będzie musiał używać drugiego daru, jaki zdobył, ale nie! Co mu autorka narysuje łatwiejszą drogę do przejścia, najlepiej dowalić ostrą górę z gwoździami i różami, aby ładnie wyglądało chociaż.

- Tak, też Cię kocham, a teraz weź mnie poratuj!- błagał niemal niski aktor, przebiegając obok anorektyka, wierząc w jego wielką miłość i coś tam jeszcze. Naiwny, ale nie całkowicie, ponieważ w rzeczywistości niebieskowłosy postanowił wspomóc niższego. 

Wypuścił ze swoich ust wielką chmurą dymu, z której od razu wyciągnął kij do baseballu i  ułożył go w odpowiedni sposób, będąc gotowym do uderzenia swojego celu. Co stało się nie całą sekundę po tym. 

Jednak na nic Wasze nadzieję, Lächeln odleciał tylko na pięć metrów, będąc całkowicie w porządku. Czego innego spodziewaliśmy się po złoczyńcy, który raz na jakiś czas ma starcie z Symbolem Pokoju? No właśnie.

- Ej! Co ty robisz?- zapytał zły złoczyńca, wskazując na Tomura'ę palcem, jakby oskarżając go o całe nieszczęście tego i tak niesprawiedliwego świata.- Goniłem go idioto!- oznajmił, rzucając się na czerwonookiego wybawiciela swojego rzeczywistego ciała, grającego w tym czasie ucznia UA. 

- Zabije podróbę Słomianego za to.- stwierdziła, głosem pewnym siebie nowa ofiara kapelusznika, odsuwając się szybko na bok, wydychając więcej dymu, aby móc na szybko stworzyć coś innego, jednak na nic jego próby, ponieważ jego materiał zdecydowanie za szybko rozrzedził się w powietrzu, nie dając nawet szansy niebieskowłosemu na zaczęcie tworzenia broni.

Zablokował nadchodzący atak nadchodzący od strony przeciwnika. Jednak siła ciosu popchnęła go prosto na Bogu winne drzewo, a jego ręka przypadkiem wypuściła wcześniej zrobione narzędzie, przez co stracił jedyne źródło obrony, które posiadał. 

Wypuścił ze swojego gardła kolejną porcję materiału, aby nie pozostać bezbronnym, ale zdążył stworzyć tylko niewielki nożyk, ponieważ w chwili gdy jego ręka dotknęła dymu, napastnik ponownie rzucił się na niego, zmuszając go do uniku, który wykonał w lewą stronę, ledwo zdążając na czas. 

Prychnął przygotowując się do kolejnego ataku przeciwnika, który mógł nadejść w każdym momencie. Przez jego głowę przeszedł pomysł ucieczki, ale jakby go wykonał, był niemal w stu procentach pewien, że Lächeln wznowiłby gonitwę za Izuku, który miał dodatkowy obciążnik w postaci bachora. 

Tak jak się spodziewał- złoczyńca ponownie postanowił wyprowadzić formę agresji na nim. Tym razem rzucił trzymanymi kartkami, które nie sposób było ominąć. Jednej jedynej zdążył zmienić tor lotu, a przed drugą zrobił unik, jednak to właśnie trzecia dopięła swojego celu przecinając głęboko policzek ofiary. 

Czerwonooki syknął pod nosem, starając się zignorować piekący ból, który mimo wszelakich oczekiwań nie dawał za wygraną. Nie mógł jednak na długo skupić się na tym problemie, ponieważ ta chwilowa utrata czujności, mogła już kosztować go życie. 

Ponownie skupił się na przeciwniku, będąc gotowym na zatrzymanie kolejnego ataku i ewentualnej ofensywy. Tak jak się ponownie spodziewał, niski wróg wykonał porządny zamach, starając się uderzyć niebieskowłosego, który rzucił gdzieś nożykiem, chwytając w swoje ręce nadgarstki atakującego, nie pozwalając mu wykonać na nim krzywdy. Nie powiodła mu się jednakże obrona, przed kopnięciem, które spowodowało puszczenie kończyn młodszego. 

Odsunął się na bezpieczną odległość, unikając kolejnego ciosu. Wypuścił z ust kolejną chmurę dymu, ale i tym razem jedyne co udało mu się wytworzyć, przed potrzebą uniknięcia kolejnego ataku to niewielki pistolet, który mimo wszystko nie był dobrą decyzją. W czasie gdy inni przeciwnicy może i trzymają się na dystans, Lächeln bez przeszkód jest zdecydowanie za blisko, co uniemożliwia wyprowadzenie strzału. 

Kim jednak byłby czerwonooki, aby nie wprowadzić w lot kulę, która przebiła udo złoczyńcy. Zamaskowany chłopak zachwiał się lekko, ale po chwili na nowo był gotów wyprowadzać ciosy i kopnięcia, ignorując własny narastający ból. 

Tak... Bez dwóch zdań Shigaraki natrafił na trudnego przeciwnika.

~~~

Licznik słów: 1598

Data napisania: 30.06.2021

Data publikacji: 30.06.2021

Notka:

Okej, dałam radę opisać tą kolejną walkę, jeszcze tylko opisać jej koniec w kolejnym rozdziale i można na nowo, spokojnie opisywać dalsze wydarzenia...

I na co sobie to robię, co? Równie dobrze mogłam napisać "Stoczona walka, jak można przewidywać, była jednostronna, choć niebieskowłosy nastolatek dalej bronił się przed napastnikiem. Jednak jak każdy zapewne się spodziewał, ostatecznie przegrał, zostając ciężko ranny." 

Ile to jest? Dwa zdania. DWA ZDANIA. Ale nie, Tsuki za bardzo nudzi się w życiu i będzie opisywać każdy możliwy atak, cios, kopnięcie, ofensywę i defensywę, wraz z myślami. Dlaczego by nie? Przedłużajmy to jeszcze bardziej! 

Wybaczcie, już zapodaje memy i się żegnam.

Nie zapomnijcie o Story Time, pytaniach, czy wszystkiemu innemu, ponieważ bez tego to już nie to samo, można (trzeba) zostawić jakiś znak==>

>Miłego Dnia
-Ciao!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro