~~Rozdział 28~~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zielonowłosy chłopak zatrzymał się dopiero przy budynku, w którym znajdowała się część jego klasy. Puścił kruczowłosego dzieciaka na ziemię, opierając swoje ręce na udach, starając się wziąć porządniejszy wdech. Kto by pomyślał, że ucieczka przed samym sobą może być tak męcząca?

- N-Nie goni nas?- zapytał kaszojad w czerwonej czapce, patrząc się za siebie w strachu. Przecież nie na co dzień goni Cię jeden z najgorszych złoczyńców w tych czasach w środku spokojnego obozu, prawda?

- Puki Tenko nie umrze to nie będzie.- odparł gumowy nastolatek, wycierając pot z czoła. Cóż... Nie czuł się źle z powodu pozostawienia anorektyka na śmierć... W sumie ze swoich rąk. Z tego co kojarzył listę, która została mu wysłana, to niebieskowłosy się na niej znajdował, czyli powinien zostać po prostu siłą uprowadzony do bazy Ligii, jak już.

Spojrzał się w stronę, z której dobiegł głos łamiących się drzew, dziwnie blisko miejsca, w którym zostawił swojego brata i klona. Pewnie dobrze się bawią i tyle, on na pewno nie będzie tym, który przerwie im tę wspaniałą potyczkę. 

- Idź do środka.- zarządził w stronę młodego, którego uratował najpierw od Musculara, a później od złoczyńcy w kapeluszu. Ten to ma przygody.- Jak napotkasz jakiegoś z pro herosów to powiedz, że dwójka uczniów popełnia właśnie podwójne samobójstwo, rzucając się na Lächelna.- stwierdził, popychając ciemnookiego do budynku, po czym zamknął drzwi, nie mając chęci na wysłuchiwanie jego pytań, czy czegoś. 

Mimo wszystko to jego wina, że Shimura naraża swoje życie- choć nie musi, jakby się uprzeć- aby on mógł bezpiecznie odstawić bachora, który tylko ograniczał jego ruchy. Nie żeby z tego powodu jego sumienie coś sobie robiło, ale chyba wypadałoby teraz i mu dupe poratować. 

W kilku dłuższych chwilach znalazł się na pobliskim drzewie, przyglądając się tej jakże cudownej walce. Nie żeby jakoś specjalnie reagował, niech jego braciak przekroczy granice, plus ultra, czy coś w tym stylu. Omijał lekcje, więc czeka go teraz właśnie zapłata z tego powodu. Nie będzie go od tak zostawiał, załatwiając im lepszą reputacje po złej stronie mocy i tego społeczeństwa. 

A skoro już o tym mowa... Może by tak spalić biuro jakiegoś bohatera? Ale takiego, w którym akurat znajdować się będą ludzie! O, to brzmi dobrze. Masowa śmierć, tak... Albo w sumie mógłby tak zrobić zamach na życie jakiegoś wyżej postawionego człowieka... Ostatnio w sumie zabijali zbiorowo. 

O! Tak. Zabije tego elektronicznego typa, który ma podobno zabezpieczenia w swoim domu na poziomie UA. Tym mógłby się zająć ich hacker, niezły jest gość w tym co robi, a do tego ma nowe informacje o nim z jego "cywilnego" wcielenia wraz z dowodami, więc szantażyk by był. 

- bewundernswert plan...- mruknął do siebie, zeskakując z drzewa prosto na nic nie spodziewającego się Lächelna. Jednak ten jakby go wyczuwając, odsunął się na bezpieczną odległość, omijając jednocześnie atak ze strony czerwonookiego.

- Co ty tu do cholery robisz?- zapytał człowiek, dla którego tak naprawdę przyszedł tu, aby uratować mu dupsko. Cóż... Nie chce być mu winny, ponieważ nigdy się to dobrze nie kończyło, nigdy przenigdy. 

- Odwdzięczam się za wcześniejszą możliwość ucieczki.- odparł, przesuwając się w prawo, popychając jednocześnie swojego brata w drugą stronę, dzięki czemu oboje ominęli ataku ze strony tego groźnego przestępcy.

- Izuku-chan! Jednak wróciłeś do mnie, guter Hunde, guter Hunde!- stwierdził napastnik, kierując się w stronę obiektu swoich jakże cudownych westchnień. Ach... Jak narcystycznie to trochę zabrzmiało... Zdarza się. 

Zielonowłosy cofnął się do tyłu, nie mając okazji, aby przygotować się na własny akt agresji, który niektórzy wzięliby jako samoobronę. Jednak dla jego szczęścia członek stojący po jego stronie wykonał celny strzał przebijając (mimo iż lekko) ramię złoczyńcy.

- A to nie powinno na niego... Nie działać?- zapytał były piegowaty, chcąc wykonać cios, który mimo wszystko został sprawnie ominięty i niemalże działający na jego niekorzyść. Guma jednak to dalej guma, przez co czerwonooki był w stanie chwycić dłoń młodszego i pociągnąć go w swoją stronę. 

- Ostry pocisk i Tobie zaszkodzi, idiot.- odparł niebieskowłosy, ledwo omijając poważniejszych ran, poprzez rzuconą kartę. Jakim cudem ta posiadała możliwość przecięcia jego skóry i ubrań? Nie wiem, ale z tym pierwszym to i tępy nóż nie miałby problemów, więc w tym przypadku nawet się nie odzywam już. 

- Halt dein Schnauze- Idioten!- krzyknął przestępca w kapeluszu, powalając w jednej chwili czerwonookiego na ziemię.- Zawadzasz Hurensohn.- odparł śmiertelnie poważnie, przykładając kartę do gardła wyższego, który starał się jedną ręką załadować broń. Nigdy nie był kimś dobrym w walce wręcz, więc jego jedyna nadzieja to właśnie ten jeden, prowizoryczny pistolet. 

Zielonowłosy chłopak nie czekał na zaproszenie i od razu wykonał uderzenie, które dotarło do celu, zrzucając swojego klona z własnego brata, co jednak nie obeszło się bez delikatnych strat. Może nie było to głębokie, ale w dalszym stopniu na szyi wyższego znajdowało się rozcięte, na ich szczęście nie na tyle głębokie, aby zabić go na miejscu. 

- Mógłbyś bardziej uważać...- stwierdził anorektyk, podnosząc się do siadu, starając się nie upuścić trzymanej broni z ręki, co mogło doprowadzić do zmniejszenia jego bezpieczeństwa, które w sumie nigdy nie miało większego znaczenia. 

- Podziękowałbyś za uratowanie życia, a nie.- odparł oburzony gumowy nastolatek, będąc gotowym do dalszej walki z przestępcą, który zwykł pracować z Ligą Złoczyńców. Nie zwrócił już uwagi na dalsze narzekania niebieskowłosego, a skupił się na trudnym przeciwniku, który posiadał ten niebezpieczny błysk w oku. Ajaj... Rozzłościł samego siebie, to źle, bardzo źle.

~~~

- Jakim cudem my jeszcze kurwa żyjemy?- zapytał czerwonooki młody dorosły, opierając się o ścianę budynku, który uznali za bezpieczny ze względu na znajdujących się wokół herosów, żywej klasy, związanych przestępców i pomocy medycznej, która właśnie przyjechała. 

- Jakim cudem ty jeszcze kurwa jesteś przytomny?- przedrzeźnił ton głosu wyższego zielonooki, siedząc na trawie, równie wykończony co jego brat. Cholera jasna... Za mocno wczuł się w rolę i masz. Ranny, jakby nigdy wcześniej z nikim się nie bił. No po prostu cudownie.

- Nie wierzysz w moje umiejętności... Nie grzeczny.- odparł patrząc w stronę niższego, posyłając w jego stronę przewiercające spojrzenie, jakby właśnie wypowiedziane przez niego (w pewnym sensie) zmartwione słowa, uraziły jego dumę.

Nie mogli jednak dłużej prowadzić tą jakże ciekawą rozmowę, ponieważ jeden z medyków podszedł do nich, pytając ich oboje, czy są w stanie przejść do karetki, ponieważ... No cóż... Ich obrażenia w żadnym stopniu nie przypominały zwykłych rozcięć, które zdobyli. Jak mam być szczera to wyglądali, jakby obeszli wszystkie kary piekielne i na dokładkę wrócili się tą samą drogą na ten świat. 

Chcąc, nie chcąc, zostali zmuszeni do tej jakże wspaniałej wycieczki do szpitala, tą pachnącą chemią karetką. Niemiłe wrażenie, siedzieć tak w białym pojeździe pod czujnym okiem typów w równie śnieżnych wdziankach. 

Czyli czeka ich cudowna przygoda wśród wszelakich odcieni bieli i najróżniejszych zapachów całej tablicy Mendelejewa. 

~~~

Licznik Słów: 1097

Data napisania: 05.07.2021

Data publikacji: ??.07.2021

Notka:

Jakby mi się chciało tak jak mi się nie chce. Początkowo chciałam, aby zabrali Tomura'ę, ale doszłam do wniosku, że za dużo pisania i po prostu spierdolił wraz  z Izuku... 

Serio jestem leniwa... Nieźle.

Wybaczcie za taką ilość słów, ale już za cholerę nie wiedziałam co tu jeszcze dopisać. Lepszy opis walki? W poprzednim rozdziale narzekałam, że równie dobrze mogłam umieścić to w dwóch zdaniach, więc mi się teraz nie chciało. 

Matko święta... We mnie ktoś walnij, bym ogarnęła dupę, bo jak tak dalej pójdzie to kolejny rozdział wyjdzie gorzej niż ten, a to byłoby pod poziomem morza. 

To jest Twoja chwila na wymyślenie mema do tego rozdziału, tutaj masz zdjęcie:

Nie zapomnij o Story Time, komentarzu, pytaniach, czy tam reszcie rzeczy, które chcesz przekazać==>

>Miłego Dnia
-Ciao!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro