take on the world - leyhe x geiger

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Stephan, będzie dobrze, obiecuję ci, nawet jeśli zerwałeś te cholerne więzadła, to wrócisz silniejszy, jestem tego pewien, jesteś najsilniejszą osobą jaką znam - rudowłosy chłopak siedział na szpitalnym stołku i ściskał rękę swojego kochanka. Szatyn za to wpatrywał się w niego z uśmiechem, choć z jego oczu dało się wyczytać wszystko. Ból i towarzysząca mu niepewność.

- Karl, przecież wszystko już dobrze, nie boli, poleżę jeszcze trochę w szpitalu, wrócę do domu i będę wegetował jakiś czas - wzruszył niby obojętnie ramionami. Geiger westchnął głęboko. To była jedyna rzecz, jakiej nie lubił w swoim partnerze. Ukrywanie wszystkich swoich smutków i problemów było największą wadą Stephana.

- Przecież widzę, że coś jest nie tak, Steph, proszę cię, bądź ze mną szczery, znam cię lepiej niż ty sam - Leyhe słysząc to niemal od razu odwrócił wzrok. Na jego policzki wpełzł delikatny rumieniec, rudzielec go przejrzał.

- Stephan? Powiedz mi prawdę, jak się czujesz? - zapytał i chwycił rękę swojego kochanka, mocno ją ścisnął. Tak cholernie żałował, że to akurat jemu przytafiła się ta pieprzona kontuzja. Zerwane więzadła krzyżowe, uszkodzona łąkotka. Dlaczego nie on? Przecież zniósł by to o wiele lepiej. Miałby przy sobie szczerze uśmiechającego się Stephana, przylepę, która dawałaby mu buziaki co kilka minut. Obaj wiedzieli, że młodszy by sobie poradził. A Leyhe? Nie był gotowy na to, aby doznać tak poważnego urazu właśnie w takim momencie.

- Czuję się okropnie, chcę wrócić jak najszybciej, ale i tak mi się nie uda, Karl, to wszystko się nie uda. Ja nie umiem walczyć, nie tak długo, nie wrócę, nie zrobię tego. Nie umiem - westchnął głęboko i zacisnął powieki. Geiger spojrzał na niego zmartwiony. Zbliżył się do niego i cmoknął czule jego skroń.

- Hej, mały, jestem z tobą. Nie będziesz radził sobie z kontuzją sam, jestem też ja, jeśli chcesz, to ogarnę jeszcze Andiego, pomoże ci, wie co z tobą się zrobi. Będę z tobą chodził na rehabilitację, sprawię, że nadal będziesz tym samym uśmiechniętym Stephanem. Zobaczysz, poradzimy sobie, ale tylko wtedy, kiedy będziesz nadal moim kochanym optymistą ze swoim najpiękniejszym uśmiechem na ustach, do tego Ruben będzie cię co chwila smyrał swoim ogonem, dobrze wiesz, że to kocisko uwielbia się do ciebie łasić, a do tego Alex na pewno jakoś pomoże tacie zająć się domem i drugim tatuśkiem - zaśmiał się cicho. Z wielką dumą zauważył, że w oczach Stephana rozbłysnęły radosne iskierki, a usta wygięły w tym najpiękniejszym uśmiechu.

- Kocham cię Karli, tego rudego kocura też, widać, że to ty wybierałeś, bo pod kolor czupryny - powiedział i poczochrał włosy młodszego Niemca, który pisnął głośno. Nie po to rano je układał, żeby teraz zostały niszczone, przez jego humorzastego narzeczonego.

- Jak dobrze, że Alexander nie jest takim leniuchem jak ty, teraz to będę miał roboty, jeszcze nie będę mógł ci odmówić!

- Mam nadzieję, że tam też nie będziesz mi odmawiał - gdy tylko Karl zauważył znaczący uśmieszek szatyna, oraz jego sugestywne poruszanie brwiami, zarumienił się mocno i pacnął go w czoło. Nie był dobry w rozmawianiu o sprawach łóżkowych, a Stephan zbyt często to wykorzystywał.

Rudowłosy zaczął zastanawiać się nad tym, jak odpowiedzieć swojemu partnerowi. Albo czy w ogóle odpowiadać, w końcu zbyt często rzucał do niego dwuznacznymi tekstami, a on tylko niepotrzebnie się zawstydzał. Gdy podniósł wzrok na Stephana, ten poklepał miejsce obok siebie. O dziwo szpitalne łóżko było wystarczająco duże, aby Karl wcisnął się na nie, nie sprawiając bólu narzeczonemu. Wtulił się w niego delikatnie, a starszy objął go ramieniem. Właśnie takiego go potrzebował. Uśmiechniętego, czułego, optymisty, którego nie opuszczał dobry humor.

- Kocham cię Steph, mówię ci, poradzimy sobie - wyszeptał Geiger i ukrył twarz w zagłębieniu szyi starszego.

- Ja ciebie też Karli, tylko nie każ Alexowi pomagać w kuchni, bo ostatnio, jak robiłem nam kolację na rocznicę, to obaj się pochlastaliśmy i pobrudziliśmy trochę kuchnię - zachichotał.

Tego właśnie brakowało młodemu Niemcowi. Teraz już wiedział, dadzą sobie radę, pomoże mu, a ich synek i kot tylko upewniali go w tym, że ich rodzina nadal będzie pełna radości i miłości. W końcu szczęśliwy, kontuzjowany Leyhe, był o wiele lepszą opcją na przyszłość, niż markotny i unieruchomiony Stephan.

no i takie coś mi wyszło

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro