Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Milczałem, sam do końca nie wiedząc co się ze mną działo. Miałem pojęcie tylko o tym, że zabijając, nie czułem żadnych wyrzutów sumienia ani nic w ten deseń.

— Lars, coś ty zrobił? — warknął czarnowłosy, gdy nie odpowiadałem już dłuższą chwilę. Zirytował się i to dość mocno.

— Zabiłem. — oznajmiłem, grając niewzruszonego. Uwolniłem Levi'a z lin, które były nieludzko, mocno zaciśnięte na ciele niższego. Zaraz potem podszedłem do Farlan'a, w międzyczasie zaczynając też mówić.

— Sam nie wiem jakim cudem byłem w stanie to zrobić, ale zabiłem. No mniejsza... — zbagatelizowałem to.

— Lars. Czy z Isabelle na pewno wszystko w porządku? — dopytywał mnie Farlan. Levi natomiast jedynie nieznacznie drgnął.

— Teraz raczej tak. Jednak kiedy wróciłem do domu i znalazłem ją w podartych ubraniach, całą zapłakaną. Ci goście prawdopodobnie chcieli ją zgwałcić. — wyznałem.

— Mogli też chcieć zabrać ją jako seksualną niewolniczkę. — mruknął Levi.

— Możliwe, że przez jakiś czas będzie miała traumę. — był zdenerwowany. Pomimo tego, że nie było tego po nim widać, roztaczał wokół siebie aurę wkurwienia.

— A tylko by spróbowali... — warknąłem pod nosem, rozcinając najgorszy do pozbycia się supeł na dłoniach blondyna.

— Powiedzmy, że wybaczam ci zabranie moich ubrań. — zaczął, patrząc na mnie. Jego wzrok bezsprzecznie mówił, że nie obejdzie się bez ochrzanu. — Wiesz może, czy ten szef ży... — nie dokończył.

— Zabili szefa! — nagły krzyk, natychmiast zwrócił naszą uwagę.

— Gdzie te skurwysyny!? — kolejny zawtórował, zaraz za poprzednim.

— Trzeba pomścić szefa!

— Zapierdole ich!! — darli się podwładni zabitego przeze mnie mężczyzny. Levi natomiast spojrzał na mnie bardziej dobitnie, marszcząc znacząco brwi.

— Nie pytaj. Opowiem kiedy indziej. Teraz musimy się stąd wydostać. — nakazał, patrząc na mnie z ukosa.

— Problem w tym, że ci goście prawdopodobnie rozbiegli się już po całym domu. — wypomniał nam Farlan, podchodząc do drzwi. Rozejrzał się i najciszej jak mógł, zamknął je.

— Trzeba się rozejrzeć tutaj i jak najszybciej wyjść. Nie wiemy, ilu ludzi jeszcze jest w tym budynku, a jeśli przypomną sobie o piwnicy, może być nieciekawie. — poinformował nas, miejąc w tym całkowitą rację. W praktyce byliśmy na straconej pozycji.

— Będę nasłuchiwał, a wy spróbujcie znaleźć jakiekolwiek wyjście. — zaproponował, na co odruchowo przystaliśmy.

Razem z czarnowłosym przeszukiwaliśmy całe pomieszczenie. Zaglądaliśmy za beczki i skrzynie, które w większości stały puste. Z desperacji popychałem nawet lekko wystające cegły, licząc na jakieś tajne przejścia. Gdy to jednak nie podziałało, skierowałem swój wzrok na sufit i ściany.

— Tam! — krzyknąłem, pokazując palcem na coś w rodzaju szyldu wentylacyjnego praktycznie pod samym sufitem. Można będzie się dostać do niego dzięki skrzyniom.

Kobaltowooki uprzedził mnie w tym jednak, wchodząc na skrzynie. Kiedy był jednak już przy kratach i wychylił się w ich stronę, nasza na nowo odzyskana nadzieja, wydawała się zgasnąć.

— Pusta uliczka. — oznajmił po dłuższej chwili.

— Lars. Sprawdź skrzynie, większość z nich była pusta, ale nie wszystkie były przez nas przeglądane. Może będzie tam broń. — od razu zmienił taktykę, posyłając w moim kierunku wyraźny rozkaz.

Ja natomiast kiwnąłem głową i gdy już miałem zacząć przeglądać resztę, Farlan przyłożył palec do swoich ust, na znak, byśmy zachowali ciszę.

— Zbliżają się. — szepnął wyraźnie.

Momentalnie stanąłem w miejscu, sięgając dłonią do tylnej kieszeni. Levi natomiast zaczął schodzić ze skrzyń, w międzyczasie wyciągając również i swój nóż.

— Ile? — spytałem szeptem, łapiąc za nóż, który wcześniej schowałem.

Church wystawił dwa palce, posyłając w naszą stronę znak, świadczący o ilości zbliżających się osób. Idealnie. Jeden dla mnie, jeden dla Levi'a.

— Zabiłeś już wcześniej. Ale czy dasz sobie radę? — szepnął Levi, stając obok mnie. Spojrzałem w jego stronę i tylko kiwnąłem głową. Nie mogłem się wahać. Nie, kiedy chodziło o moich przyjaciół.

Zza drzwi dochodziły coraz to głośniejsze kroki, jak i krzyki. Wszyscy w skupieniu, zgodnie oczekiwaliśmy najgorszego. Kiedy jednak po pomieszczeniu rozległo się walenie w drzwi i głośne krzyki, zacisnąłem mocniej nóż w mojej dłoni.

— Co jest kurwa!? — warknął jeden z nich — Zacięły się!?

Po tych słowach Levi dał Farlan'owi znak. Blondyn otworzył gwałtownie drzwi przez co, ujrzeliśmy gości, którzy na własne życzenie stracili życie z naszych rąk. Poczułem się dziwnie. Krew we mnie buzowała, oddech się uspokoił, a całe ciało było gotowe do dalszego działania. Można powiedzieć, że wołało do dalszego ruchu. Pragnęło więcej, a ja sam to czułem. Chęć mordu.

Podbiegłem do łysego mężczyzny w tym samym czasie co on do mnie. Bez zbędnych ceregieli wbiłem mu nóż w tętnicę szyjną, praktycznie przebijając na wylot kark nieszczęśnika. Martwy mężczyzna padł na ziemię, coraz bardziej się wykrwawiając, a na podłodze pojawiała się coraz to większa plama krwi. Spojrzałem na moich przyjaciół. Farlan opierał się już na szczęście o zamknięte drzwi, a Levi patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Wydawało mi się, czy był... w szoku?

— Tch. Od razu w tętnice, aby zapewnić szybką śmierć? Nieźle. — oznajmił, przecierając zakrwawiony nóż swoją szmatką.

Pod jego nogami leżał drugi przeciwnik. Mężczyzna miał głębokie rozcięcie zaczynające się na szyi a kończące na brzuchu. A więc to dlatego nie słyszałem jego krzyków...

— Lepiej się pośpieszmy z tym uciekaniem. — mruknął, chowając nóż. Zrobiłem to samo i podszedłem do skrzyń w kącie, za które miałem wcześniej się zabrać.

Kiedy jednak otworzyłem jedną z nich, w oczy rzucił mi się dość intrygujący i znany sprzęt.

— Ej! Tu jest sprzęt żandarmów. — powiedziałem, wyciągając ze skrzyni fragment, w którym były linki.

— Może jest sprawny? — zapytałem.

— Ile ich jest? — dopytał mnie blondyn, przez co automatycznie bardziej starałem się wypatrzeć w środku coś więcej.

— W tej skrzyni dwa.— mruknąłem w końcu, grzebiąc w niej głębiej.

— Sprawdź resztę. Możliwe, że będzie go więcej, a przy odrobinie szczęścia i praktyki z czasem nauczymy się z niego korzystać. — oznajmił. Nie mogłem się z nim nie zgodzić.

Faktem było, że umiejętność używania, a także posiadanie sprzętu żandarmów, ułatwiłoby nam wiele rzeczy.

~~~

Witam witam to znowu ja!
Umieram sobie dzisiaj z powodu bólu brzucha D:

A wy jak sie czujecie?
I jak myślicie, co stanie się dalej?

sanct__ kłania się nisko i pozdrawia wszystkich cieplutko!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro