Co dalej?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystko wróciło do normy: ponownie nawał zadań domowych i wypracowań. Nic szczególnego nie działo się prez następne kilka dni, poza jednym ewenementem.

- Słyszałyście, że ta ruda Weasley chodzi z Krukonem! - plotkowała Parkinson.
Po mnie to spłynęło, ale Dafne Greengrass mocno wstrząsnęła ta informacja:
- Przecież ona jest taka brzydka!
- No wiem!

Przewróciłam oczami i skierowałam się do pokoju wspólnego nie mogąc słuchać tych bzdur na temat mojej ulubionej Weasley'ówny.

Była niedziela, więc salon był przepełniony zakopanymi po uszy w zadaniach uczniach.

Zaciekawiła mnie grupka Ślizgów szepcąca coś sobie pod tablicą ogłoszeń. Wcisnęłam się między nich.
- Eee, uważaj jak chodzisz.
- Przepraszam.
Stanęłam na wprost nowego ogłoszenia:

Na polecenie
Wielkiego Inkwizytora Hogwartu

Niniejszym rozwiązuje się wszystkie drużyny, kluby i grupy.
Do założenia organizacji potrzebna jest pisemna zgoda Inkwizytora - Dolores Jane Umbrige -
Uczeń, który pogwałci regulamin i założy nielegalną organizację, drużynę lub grupę zostanie wysłany ze szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

Podpisano:
Dolores Jane Umbrige

Zachłysnęłam się powietrzem. Ona wie. To nie jest przypadek.

Od razu chciałam złapać Hermionę, aby poinformować ją o tych tragicznych wieściach.
Nikogo z przybyłych Pod Świńskim Łbem nie podejrzewałam o zdradę. W każdym razie nie będę teraz tego rozstrzygać.

Kiedy wpadłam do Sali, zauważyłam, że jeszcze parę innych osób, które wyrażały chęć nauki, kierują się teraz w stronę Harry'ego, ale Gryfonka kazała im usiąść na swoje miejsca.
Faktycznie wyglądałoby to podejrzanie.

- Hej, Jess - przywitał mnie całusem Draco.
- Hej - odpowiedziałam mu nieco nieobecna.
- Musimy się zgłosić do Umbrige o prośbę na wznowienie drużyny quidditcha - poinformował mnie.
- Co? To też rozwiązała?
- ... Jak to też?

Genialny ze mnie tajny towarzysz tajnej grupy.

- Klub książek mi rozwiązują - wymyśliłam na poczekaniu.
- Przecież ty nie jesteś w klubie książek?
- Ale chciałam być! - oznajmiłam z udawanym oburzeniem, chociaż uśmiech sam cisnął mi się na usta przez moją głupotę.
- Chodź, pospieszmy, Dolores będzie dzisiaj wizytować u Snape'a - powiedział blondyn.

Nooo... I to może być zabawne...


W sali było przerażająco cicho - dwie najgorsze zmory Hogwartu w jednym pomieszczeniu. Umbrige skrobała coś piórem w swoich notatkach, a Snape przemawiał do nas swoim codziennym, zjadliwym tonem:
- Dziś przygotujecie miksturę dodającą wigoru, jest to praca długoterminowa, gdyż eliksir powinien dojrzeć w ciągu paru dni.
Draco bez słowa, nawet przed zapisaniem na tablicy instrukcji, zabrał się do pracy, a ja wpatrywałam się w ten ciemny kąt, gdzie promieniowała swym zwykłym uśmiechem pani Inkwizytor.
- Jak długo uczy pan w Hogwarcie? - zapytała.
Nietrudno byłą ją usłyszeć, gdyż donośny miała swój głos, w przeciwieństwie do naszego nauczyciela, który odpowiedział jej gburowato-przytłumionym głosem:
- 14 lat.
- Starał się pan o stanowisko obrony przed czarną magią?
- Owszem.
- Niestety bez skutecznie - zapytała ropucha z ledwo wyczuwalną drwiną.
- Jak widać - wycedził Severus przez zaciśnięte zęby.
Uśmiechnęła się słodko, uradowana tym, że wyprowadziła kogoś z równowagi. Poszła wypytać w klasie uczniów o opinię. I w tym momencie cały czerwony od śmiechu Ron, dostał z książki w głowę od Snape'a.

Kolejne dni były bardzo burzliwe. Panosząca się po szkole różowa ropucha wprowadzała w życie swoje własne zasady traktując Hogwart jak więzienie, uczniów jak przestępców, a ona sama była szeryfem tego wariatkowa. Wysłała profesor Trelawney na przymusowe zwolnienie i wątpliwe było, żeby przyjęła ją z powrotem. Gryfoni nie dostali pozwolenia na kontynuacje treningów co spowodowało, że cały urok naszej między-domowej rywalizacji stracił jakikolwiek sens. Jedynym pozytywnym aspektem był fakt iż Hermiona kilka godzin temu stwierdziła, że znalazła idealne miejsce do ćwiczeń. Właśnie wybierałam się w wyznaczone przez nią miejsce.

Zatrzymałam się w pustym koryatrzu, do którego rzadko kiedy zaglądałam. Poinstruowano mnie co mam zrobić, ale jednocześnie czułam się trochę głupio. Zrobiłam parę kroków do przodu intensywnie myśląc o tym, że chciałabym zobaczyć teraz Harry'ego oraz resztę moich przyjaciół. Zawróciłam się teraz bardziej zastanawiając się czy to w ogóle działa. Poraz kolejny powtórzyłam czynność i... Bach. Przede mną z nikąd pojawiły się potężne, mosiężne drzwi, których pełno było w Hogwarcie, ale te jednak otaczała aureola tajemniczości.
Rozglądnęłam się czy nie ma dookoła nikogo i weszłam do środka.

28 par oczu wpatrywało się we mnie. Poczułam się nie swojo, gdyż wiem, że nie wszystkich ucieszył mój widok.
- Wejdź - zawołał mnie Ron, żeby dodać mi odwagi.
Posłałam mu uśmiech, który pewnie przypominał bardziej grymas.
Zajęłam ostatnią wolną poduszkę, zupełnie jakby ktoś wyliczył dla nas miejsc.
- No więc... - zaczęła Hermiona - jeśli jesteśmy już w komplecie, chciałabym uściślić pewne sprawy. Po pierwsze... spotkania będą odbywały się w tej sali, w poniedziałek i środe od 20.00. Kolejną rzeczą jest nazwanie naszej grupy... Macie jakieś propozycje?
- Może Ministerstwo Magii To Sami Kretyni? - zażartował George, ale Gryfonce zdecydowanie nie było do śmiechu.
- To musi się kojarzyć, że jesteśmy jednością - podkreśliła Hermiona.
- Kompania Potter'a? - rzucił ktoś.
Tutaj Harry zrobił nietęgą minę.
- Jak już to raczej Gwardia - poprawił Dean. - Bardziej chwytliwe.
- Może Dumbledore'a - zaproponował Harry, który wyraźnie czuł się nieswojo, słyszać, że ktoś nadaje nazwe grupie jego nazwiskiem.
- Dobre - stwierdziła Hermiona. - Gwardia Dumbledore'a!
Ludzie kiwali głową, podłapując jej entuzjazm.

- Jeśli już wszystko ustalone, możemy zabrać się do ćwiczeń - stwierdził Ron z zapałem.
- Yyy... Tak - potwierdził nieco zawstydzony Harry. - To... Dobierzcie się w pary.

Wszyscy bez protestów wypełnili jego polecenie.
- Zaczniemy od rzeczy podstawowych, ale bardzo ważnych. Zaklęcie rozbrajające.
Spojrzałam niepewnie na Neville'a. Stał na przeciwko mnie, skupiony patrzył w podłogę mrucząc coś, zapewne powtarzając sobie zaklęcie.
- Na trzy - oznajmił Harry.
Longbottom przebierał z nogi na nogę.
- Raz!
Spojrzał na mnie, strasznie zaciętym wzrokiem.
- Dwa!
Wycelował we mnie swoją różdżkę, kiedy ja nawet dobrze nie wyciągnęłam swojej.
- Trzy!
Dookoła mnie zaczęły świstać zaklęcia, ale z różdżki Neville'a jedyne co wystrzeliło to jedynie parę marnych promyczków, które zaraz szybko zgasły. Nie chciałam pokazywać Gryfonowi, że się nad nim lituje, więc niechętnie wycelowałam w niego i powiedziałam:
- Expellimellius!
Zadziałało jak trzeba, różdżka mojego partnera uniosła się pod sam sufit, a kiedy spadała wdzięcznie złapałam ją w powietrzu.
Rzuciłam ją chłopakowi, który wyraźnie stracił zapał i zawziętość.
- Spróbuj jeszcze raz, tylko nie stresuj się tak - poinstruowałam go.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Przełknął ślinę i wypowiedział powtórnie zaklęcie, kurczowo zaciskając przy tym powieki.
Sama byłam zaskoczona, gdy za sprawą magii wyrwano mi z rąk różdżkę. Neville był tak szczęśliwy, że zaczął skakać, krzycząc: "udało mi się". Harry podszedł do niego i osobiście mu pogratulował, a Dean poklepał go po plecach.

Skończyliśmy po godzinie i prawie każdy potrafił niemal perfekcyjnie rozbroić swojego przeciwnika.
Harry zaczął wypuszczać nas parami, upewniając się przez mapę Huncwotów, że każdy bezpiecznie dotarł do dormitorium. Wyszłam razem z Dean'em i Ginny, ale szybko się rozdzieliliśmy.
- Śmierciożerca - szepnęłam.
Otworzyło się przejście do lochów, w pokoju wspólnym nikogo nie było, więc po cichu przemknęłam do swojego pokoju.
- Gdzie byłaś? - usłyszałam za nim jeszcze przekroczyłam próg.
Draco wyglądał na rozgniewanego, siedział na moim łóżku, dziewczyn nie było, nie byłam pewna ile czekał.
- Z Gryfonami.
- Po co?
- Ja...
- Nie kłam.
Zmarszczyłam brwi. Prowokował mnie do wybuchu.
- O co ci chodzi.
- Mówiłem ci coś. Miałaś nie robić nic co rozwścieczy Umbrige.
- Nie boję się jej.
- To może powinnaś zacząć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro