J.W.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Plotki szybko się rozchodzą.
- Zdyskwalifikowano Weasley'ów i Potter'a - szeptano.
- Podobno wyrzucą ich dyscyplinarnie ze szkoły - mówili inni.
- Niby mają zakaz nawet na oglądanie meczów - chrząkali.
- D O Ż Y W O T N I O - chcichotali.
- Niesprawiedliwość - współczuli.
Chodziłam po szkole zasłaniając się całą objętością włosów. Wszyscy mówili, że to ja sprowokowałam Dracona, że chciałam tego, bo dzięki temu puchar jest nasz.
To prawda... jest, ale nie za taką cenę. Harry jest moim przyjacielem, wszyscy to wiedzieli, a teraz z premedytacją drążyli mi dziurę w brzuchu, mimo, że moje wrzuty sumienia ściskały mi wnętrzności tak bardzo, że co jakiś czas miewałam odruchy wymiotne.
- Wstyd! - zmarszczyła brwi na mój widok Gryfonka.
Westchnęłam ciężko, co tylko pogłębiło mój depresyjny stan.
Z kolei Draco został przywitany przez Ślizgonów jak bohater narodowy. Gdzie nie poszedł tam nasi domownicy wstawali, klaskali, brali na ręce i pozwolili, żeby tłum unosił go i wiwatował na jego cześć. Mimo, że przed nimi udawał pewnego siebie, zadowolonego to wiem, że w rzeczywistości było inaczej.

*Draco*

- Brawo stary - ktoś poklepał mnie po ramieniu, nawet się za nim nie obróciłem.
Wiem, że wygląda to inaczej niż wyszło, ale wcale nie do tego zmierzałem. Brzmi nienaturalnie, ale głupio mi było, gdy słyszałem te zachwyty nad sobą, nie miałem żadnego powodu do dumy. Wstyd mi było również przed Potter'em i Weasley'ami. Unikałem ich od tego czasu, Jess po części także.
Nie miałem do niej żalu, za to, że mnie uderzyła, dokładnie wiem, że zasłużyłem. Nie wiem po prostu jak wynagrodzić jej to co się stało.
Zapukałem do jej pokoju stojąc w progu otwartych drzwi.
Skuliła się jeszcze bardziej na łóżku.
Mimo braku zaproszenia wszedłem ostrożnie do środka.
- Hej - szepnąłem.
- Hej - szepnęła.
Usiadłem na krańcu łóżka, trochę bojąc się, że mnie zaraz przegoni, lecz ona była spokojna i milcząca.
Nie wiedziałem co powiedzieć więc także milczałem.
Cały ten dystans między nami tak mnie męczył. Chciałem ją dotknąć, pocieszyć, ale nie miałem odwagi. Najwidoczniej dostrzegła cień mojej ręki nad swoimi plecami, która zawisła w bezruchu.
Obróciła się twarzą do mnie, ale ten ruch jakoś dziwacznie mnie przestraszył, więc szybko cofnąłem rękę. Dostrzegła to.
Usiadła po turecku na łóżku, minę miała druzgocąco obojętną.
Patrzyliśmy sobie przez parę minut w oczy. Złapała mnie za ręce i zapytała:
- Wybaczysz mi?
Odetchnąłem z tak wielką ulgą, że przy wypuszczaniu powietrza czułem jakbym stracił 20 kilo ciężaru, który od tygodnia zwisał na moich barkach.
W końcu zobaczyłem na jej buzi jakieś emocje: początkowo strach, pomieszany ze wstydem, moje zwlekanie zapewniło dodatkową dawkę lęku.
- A ty wybaczysz mi ? - zapytałem.
Wtuliła się we mnie, trzymając mnie kurczowo, wykorzystując na to całą swoją energię życiową.
Położyliśmy się na łóżku spoglądając sobie w oczy, po chwili nawet zaczęła się śmiać. Poprawiałem kosmyki jej włosów słuchając streszczenia jakiejś mugolskiej książki.
- Powinienem ich przeprosić - wypaliłem nagle.
Umilkła. Spuściła wzrok.
Nie chciałem, żeby znów się smuciła.
Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem w czubek głowy.
- Jeszcze będziesz ze mnie dumna.

*Jessica*

Przysypiałam właśnie na historii magii, gdy poczułam dziwną wibrację w kieszeni. Zaniepokojona wyciągnęłam jej zawartość i zrozumiałam, że to sygnał Hermiony przekazywany przez złotego galeona o nowej dacie spotkania GD.
- Co robisz? - zapytał Draco widząc jak dokładnie oglądam monetę.
- Przypomniało mi się coś - szepnęłam.
Poczułam rosnącą gulę w brzuchu.
Od czasu tych wydarzeń po meczu nie kontaktowałam się jeszcze z moimi przyjaciółmi z Gryffindoru, nie miałam odwagi przeprosić ich za Dracona. Nie wiedziałam teraz, czy powinnam iść czy odpuścić sobie to spotkanie, mimo, że było ono ostatnim przed świętami.

Po lekcjach kręciłam się po korytarzu, gdzie znajdował się Pokój Życzeń. Za godzinę odbyć miał się nasz co tygodniowy trening. Spierałam się z myślami. Wypowiadałam dwa razy życzenie, milkłam, uciekałam na drugi koniec korytarza i wracałam.
Przyglądałam się poszarzałej ścianie, gdy usłyszałam głosy rozmowy dochodzące z początku korytarza. W panice trzy razy wypowiedziałam moje życzenie i przeszłam przez wielkie, mahoniowe drzwi. W zniecierpliwieniu czekałam aż nieznajomi przejdą dalej, a ja niezauważona wymknę się z sali, lecz ku mojemu zdziwieniu, drzwi otworzyły się. W progu, po zauważeniu mnie, jak jeden mąż zamarli Ron, Harry i Hermiona.
Ja także czułam się sparaliżowana, minę miałam nietęgą, nie wiedziałam co powiedzieć.
Ostatecznie cała trójka weszła i zamknęła za sobą drzwi.
- Nie sądziliśmy, że przyjdziesz - wyznała szczerze Hermiona.
- Ja... Wiem, nie powinnam... - jąkałam się.
- Nie, naprawdę cieszymy się, że jesteś - stwierdził Harry.
Uśmiechnęłam się lekko, nieśmiało.
- Muszę was przeprosić. To co powiedział Draco...
- Nie przepraszaj nas za niego, ty nic nie zrobiłaś.
Pierwsza przytuliła mnie Hermiona, później dołączył Harry, a na końcu Ron.
Naszą sielankę przerwał szargot otwieranych drzwi. Do pokoju wpadli Angelina, Fred, George, Alicja, Katie i Puchonka, z którą często mięli zajęcia.
Dziewczyny nie przyjęły mnie z wielkim entuzjazmem. Od razu przeszły do oskarżeń, argumentując się plotkami, które rozsiane były po całej szkole.
- Specjalnie sprowokowaliście chłopaków - krzyczały. - Przez ciebie wywalono ich z drużyny.
Przygotowana byłam na taką reakcję, więc ze spokojem wysłuchałam ich żali.
- Wybaczcie mi - powiedziałam tylko jak skończyły obrzucać mnie oskarżeniami.
- Dziewczyny, dajcie spokój - rzucił Fred. - Ona jest po naszej stronie.
Przyjęłam z ulgą, że bliźniacy zaakceptowali moje przeprosiny.

Przez całe spotkanie czułam się niezręcznie. Obrzucano mnie wzgardliwymi spojrzeniami, szeptano na mój temat lub prosto w twarz mi zarzucano zdradę.
Cieszyłam się, że Neville nadal chciał być moim partnerem w treningach i traktował mnie zupełnie normalnie, ale z drugiej strony, gdy musiałam rzucić na niego zaklęcie, a on nie zdążył go odbić i odlatywał na parę metrów uderzając o ścianę, rzucano mi mordercze spojrzenia.

Z racji tego, że musieliśmy wychodzić z pokoju parami, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń, usiedliśmy z Gryfonami w kącie i odpowiedzieli mi o wyprawie w góry Hagrida w poszukiwaniu sojuszników w postaci trolli oraz to jak tragicznie przebiegła misja.
- Więc Sami-Wiecie-Kto próbuje przeciągnąć trolle na swoją stronę? - szepnęłam przerażona.
- Już mu się to udało - stwierdził Harry.
Zasłoniłam usta ręką, żeby ukryć swój niepokój. Niedobrze się działo na świecie. Voldemort szykuje się do walki, a liczba jego wyznawców ciągle rośnie.

Harry'ego zaczepiła Cho, więc postanowiliśmy dać im trochę przestrzeni. Przede mną wyszli Hermiona, Ron i Neville, a ja zaraz po nich.
- Gdzie się tak spieszysz? - rzucił głos za mną.
Mimo, że trójka Gryfonów była dość daleko przede mną, też to usłyszała i obróciła się w naszą stronę.
- Okłamujesz mnie, Jess - oskarżał mnie Ślizgon - kombinujesz za moimi plecami.
- Porozmawiamy w dormitorium, wszystko ci wyjaśnię - broniłam się.
Kątem oka dostrzegłam jak Ron, Hermiona i Neville coraz szybszym krokiem do nas idą.
- Powiedz mi dziewczyno, jak ja mam cię chronić?

*Draco*

Kłamstwem kłamstwo pogania. "Muszę odpocząć"
"Muszę się pouczyć"
"Muszę się przejść" - mówiła i znikała.
Starałem się być wyrozumiały, dawać jej przestrzeń, byłem cierpliwy, ale ona specjalnie działała wbrew mnie.
- Czy ty musisz być taka...
Moją sentencje przerwał nieprawdopodobny ból, jakby ktoś próbował roztrzaskać mi głowę uderzając ją z całej siły o ziemię.
- Co ty jej robisz?! - usłyszałem przerażony krzyk Granger.
Upadłem na kolana i złapałem się za włosy, ciągnąc je z całej siły. Widziałem jak Jessica upada 3 metry przede mną, lecz nie mogłem się ruszyć i do niej podejść. Nasze przenikliwe, dzikie krzyki przecinały się nawzajem. Słyszałem jak Gryfoni podbiegają do niej. Wykrzesając z siebie resztki sił. Zerwałem z siebie łańcuszek z wygrawerowanym napisem J.W., który kupiłem u Borgina i Burkes'a w wakacje.
Ból ustał. Doczołgałem się do Jess, czując jak powraca mi zdarty głos i trzeźwy umysł.
- Nie dotykajcie jej - krzyknąłem, a Hermiona od razu puściła płaczącą, trzęsącą się w konwulsjach Jessicę.
Stali nad nami przez chwilę przerażeni, przyglądając się wykręcającej się z bólu i krzyczącej z rozpaczy Jess:
- Niee!!! Proszę, nie!!! Zostaw mnie!!!
Longbottom w końcu zebrał się w sobie i pobiegł po kogoś.
Ja sam czułem się taki bezradny, nie mogąc jej pomóc, ani nawet dotknąć, czując się taki słaby, że nie mogę podzielić z nią tego bólu.
- Ciii - szeptałem szlochając. - Obiecuję, że zaraz przejdzie, wszystko będzie dobrze. Nic ci nie grozi.
Widziałem, że to nie przechodzi, trzęsła się w konwulsjach, na zmianę wrzeszcząc i tracąc przytomność.
Ja sam do krwi gryzłem się w język, żeby do końca się całkiem nie rozpłakać.
Tak nagle jak przyszło, tak nagle przeszło.
Jess leżała nieprzytomna, nie wiedząc nawet czy żyje, oddycha wziąłem ją na ręce i biegłem do Skrzydła Szpitalnego, co jakiś czas wycierając niechlujnie twarz w jej szatę, by cokolwiek widzieć przez zaszklone oczy.

- To było bardzo niebezpieczne - przynał Dumbledore przyglądając się śpiącej dziewczynie.
Nie musiał mi tego mówić, byłem tam, sam to poczułem.
- Co ja mam robić? - zapytałem zdesperowany.
- Wciąż szukam odpowiedzi, Draconie - przyznał starzec.
- Co jeśli to znowu się wydarzy?
- Musisz być przy niej, opiekować się nią - spokojnie odpowiedział.
Nie dowiedziałem się nic nowego, on nie wiedział jak jej pomóc. Czułem narastającą panikę, jak miałem nad tym zapanować, jak jej upilnować, jak miałem powstrzymać JEGO przed robieniem jej krzywdy.
- Draco - usłyszałem słaby szept.
Zerwałem się na równe nogi i usiadłem obok jej łóżka w jednej ręce trzymając jej dłoń, a drugą głaszcząc ją po głowie.
- Jak się czujesz? - zapytałem czule.
- Niedobrze mi.
W ostatnim momencie podstawiłem jej miskę do której mogła swobodnie zwrócić.
- Przeszła wielki szok - wytłumaczyła pani Pomfrey - to normalny skutek - jej ton głosu był bardzo współczujący i równocześnie zaniepokojeny.
Usłyszałem jak szepcze do dyrektora:
- ... Mogła stracić rozum... Było silne... Nie obudzić się więcej...
Włosy na karku mi się zjeżyły, cały się spiąłem, a moje ciało przeszedł nieprzyjemny, chłodny dreszcz.
Poczułem uścisk dłoni na swoim ramieniu. Dyrektor nachylił się nade mną i powiedział:
- Znajdziemy jakieś rozwiązanie.

---------------------------------------------------------

Rozdziały będą pojawiać się co poniedziałek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro