Pierwsze zadanie cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczywiście przy porannej poczcie wpadł mi w ręce Prorok Codzienny i cała złość na Dracona, którą gromadziłam przez ostatnie dni, nagle uleciała. Po przeczytaniu kolejnego wywiadu, tym razem z Harrym, znów zaczęło się we mnie gotować, tym razem nie na moją kochaną fretkę, ale na Skeeter. Bardzo dobrze znam jej dziennikarskie zagrywki, moi rodzice nie raz przeprowadzali z nią rozmowy w kwestii wyjaśnienia poważnych niejasności jakie ukazywały się w jej wymyślnych artykułach. Ona szuka sensacji, nie faktów. Tylko kretyn mógłby uwierzyć w taką absurdalną wymianę zdań między sprytną oszustką, a 14-letnim wystraszonym chłopcem, który został zmuszony do udziału w niebezpiecznych, zagrażających życiu zawodach:
"Czy uważa pan, Panie Potter, że rodzice byli by dumni widząc gdzie pan się teraz znalazł?
Byli by niesamowicie dumni, wiem o tym. Zgłosiłem się, żeby pokazać im i każdemu innemu czarodziejowi, że zasługuje na miano Wybrańca, jak mnie nazywają. Wspominanie rodziców jest wciąż dla mnie bardzo bolesne, nie umiem powstrzymać łez..."
Prychnęłam w zdenerwowaniu.

Idąc korytarzem do sali, zaczepił mnie pewien przystojny blondyn.
- Gniewasz się jeszcze? - zapytał Draco, pociągając mnie lekko za rękę, żebym obróciła się w jego stronę.
- Może - uśmiechnęłam się lekko.
- Nie drażnij się ze mną w takich sprawach, nie odzywasz się do mnie od tygodnia - powiedział przyciągając mnie do siebie.
- Bo dzięki tobie moje ucho miało rozmiary rosłego psa?!
- Oj no przepraszam - mruknął w moje włosy.
Po kilku sekundach też się do niego przytuliłam.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

Kolejne dni mijał bardzo spokojnie, bez kłótni, kar i kłopotów. Coraz większymi krokami nadciągało pierwsze zadanie, z którym będzie musiał się zmierzyć Draco na turnieju. Nie tylko on.
Nie mogąc przebywać w towarzystwie Dracona lub niechcąc przebywać w towarzystwie Pansy zaczęłam więcej czasu poświęcać Gryfonom. Studiowałam z Harrym zaklęcia, których jeszcze nie opanował za dobrze. Był bardzo roztrzęsiony, każdy szydził z jego wywiadu, Ron nie odzywał się do niego odkąd Czara wypluła karteczkę z nazwiskiem "Harry Potter", a nie "Ronald Weasley", do tego odkąd wie, że pierwszym zadaniem będą smoki, ręce nie przestają mu się trząść.
Draco zareagował kompletnie inaczej gdy się dowiedział:
- Smok Smoka nie zabije, kochanie - zaśmiał się Ślizgon, a jego rozbawiony głos odbił się echem w rurach opuszczonej łazienki Marty.
- Draco, to nie jest zabawne! - zdenerwowałam się.
- Nie dąsaj się skarbie. Moja gra, sam sobie z nią poradzę - stwierdził.
- No i świetnie - prychnęłam.
- Dobrze wiesz dlaczego Czara mnie wybrała. Nie chcę, żebyś mi pomagała to moje zmartwienie. Twoje zadanie to umówić się ze mną na sam koniec - puścił mi oczko.
Zdenerwowana podniosłam się z ziemi i wychodząc, nawet się nie odwracając warknęłam:
- O ile na koniec będziesz w jednym kawałku.

Chciałam się jakkolwiek przydać. Jeśli nie Draco to chociaż Harry'emu, który chętnie przyjął moją pomoc. Razem szukaliśmy w bibliotece prostego zaklęcia do unieszkodliwienia smoka. W książkach znaleźliśmy dziesiątki przeróżnych, najdziwniejszych i totalnie bezużytecznych zaklęć, ale nie tego, którego tak zawzięcie szukaliśmy przez te parę godzin.
Z każdą kolejną lekturą zdenerwowanie Harrego narastało, dał nam to obu - mnie i Hermionie - mocno odczuć.
- Możecie się obie przymknąć? Chociaż na chwilę? - zapytał ostro Potter, kiedy z Gryfonką debatowałam czy transmutacja smoka w coś mniejszego jest z góry skazana na niepowodzenie.
Bardzo mnie zirytował swoim zachowaniem, lecz tylko głośno wciągnęłam powietrze. Hermiona także słowem się nie odezwała, ale nie wyglądała ani trochę na wyprowadzoną z równowagi, ani nawet urażoną.

Zbudziłam się rano z szerokim uśmiechem na ustach, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w szatę i z emanującym ode mnie optymizmem zaczęłam pakować książki.
- Jess... Co ty robisz? - zapytała lekko zdziwiona Dafne, która nawet nie raczyła ubrać się w szatę, w sumie paradowała rozbudzona w piżamie i nieokiełznaną burzą kołtunów na głowie.
- Ale w sensie...?
- Przecież lekcje są odwołane. Dzisiaj pierwsze zadanie.
Nagle całe moje szczęście spłynęło. Narodziło się podekscytowanie i strach.
Opadłam ciężko na łóżko i przeanalizowałam sytuację, ale jedyne co do mnie przemówiło to burczenie w brzuchu. W jednej sekundzie podniosłam się jakbym ducha zobaczyła, strasząc przy tym moje współlokatorki i samą siebie. Czułam się jak w amoku, wyszłam z pokoju i skierowałwałam się do dormitorium chłopców.
Draco i Blaise skakali po łóżkach śpiewając, najprawdopodobniej własną, wymyśloną piosenkę zatytułowaną "nie pokona mnie smoczy ogień" odgrywając przy tym dramatyczną scenkę jak Malfoy pokonuje Zabini'ego, który udawał smoka.
- Dobrze się bawicie? - warknęłam.
- Ooo, jest twoja księżniczka! Musisz ją sobie odebrać, Malfoy - Blaise wziął mnie na ręce i ponownie skoczył na łóżko uciekając przed Draconem, który próbował go dźgnąć nieistniejącym mieczem.
Z początku się denerwowałam i ich zwyzywałam, ale gdy mulat w biegu zaczął mnie gilgotać, nie mogłam przestać się śmiać.
W końcu Draco przebił smoka swoją wirtualną bronią i wziął mnie na barana ogłaszając swoje zwycięstwo.

Drzwi się otworzyły - weszli Crabbe i Goyle z górą jedzenia.
- Zostaniesz z nami? - zapytał Draco kucając, żebym bezpiecznie mogła zejść z jego ramion.
- Romantyczne śniadanie z Draconem Malfoyem i jego kumplami, kuszące, ale...
Nawet nie dał mi dokończyć, przeżucił mnie przez ramię i posadził na łóżku obok siebie.
W sumie skubnęłam tylko tosta, w sumie nie jednego, a trzy. Było całkiem miło, pośmiałam się sporo, do czasu gdy naszej sielanki nie przerwał Snape. Wpadł jak huragan do dormitorium i przemówił:
- Panie Malfoy, wszyscy na pana czekają. Ma się pan stawić na pierwsze... - jego wzrok zatrzymał się na mnie.
- Co panna Watson tu robi? - powiedział z cieniem mściwego uśmieszku na twarzy.
Nie powinno mnie tu być. To jasne. Teraz Snape będzie miał dogodny pretekst, żeby dać mi szlaban. Za nim zdążyłam powiedzieć cokolwiek na swoje usprawiedliwienie...:
- Ja ją tu zaprosiłem, profesorze, moja wina - przyznał się Draco.
- Nie czas na wygłupy, panie Malfoy - odrzekł sucho Severus. - Za mną proszę.
Za nim wyszedł ze Snape'm dostał ode mnie porządnego całusa w policzek i szybki przytulas, życzyłam mu jeszcze powodzenia i zniknął za drzwiami, a strach, który mnie opuścił na te parę godzin, które spędziłam w pokoju chłopaków wrócił teraz dwa razy silniejszy niż przedtem.

*Draco*

Potężny powiew wiatru, który mnie dopadł zaraz po wyjściu na błonia, sprawił, że cofnąłem się o krok, ale zaraz przyspieszyłem, żeby dotrzymać kroku opiekunowi mojego domu.
Zaprowadzono mnie do namiotu gdzie byli już wszyscy zawodnicy, wyglądali na przerażonych, przynajmniej Fleur i Potter, ale ogień to mój żywioł, ja nie spłone.

- Jest już pan, Panie Malfoy! - zawołał uradowany Ludo Bagman. - Więc zaraz dam wam torebkę - zwrócił się do wszystkich. - Będziecie mogli coś wylosować, każdy będzie miał inny gatunek... No ale do rzeczy, panie mają pierwszeństwo.
Podszedł do Fleur i otworzył przed nią purpurowy woreczek.
Ze łzami w oczach włożyła tam rękę. Wyciągnęła bardzo dokładną figurkę smoka - walijskiego zielonego z tabliczką na, której wygrawerowany był numer 2. Nie była zdziwiona, zdecydowanie przestraszona, ale na pewno nie zaskoczona. Musiała wiedzieć.
Kolejny był Krum. Mu przypadł chiński ogniomot o numerze 3, jego wyraz twarzy jakoś za bardzo się nie zmienił, więc trudno było odgadnąć jego uczucia, ale jestem pewien, że on też dokładnie wiedział co go czeka.
Diggory dostał szwedzkiego krótkopyskiego z numerem 1.

Moja kolej, już nie byłem taki pewny, chociaż czułem się z opcją walki ze smokiem o wiele lepiej niż każdy tu zebrany.
Poczułem dwa smoki, jeden miał kolce na grzbiecie, a drugi drugi miał gładkie ciało. Wiedziałem, że im groźniejszy smok tym większa sensacja mnie czeka, ale to już nie potrzebne ryzyko, i tak jestem już skazany na chwałę. Wyciągnąłem tego drugiego.
- Carski plujawy - powiedział dramatycznym szeptem Ludo.
Dźgnąłem w bok małe zielone smoczysko, które do zaostrzej pazurami łapki miał przywiązaną tabliczkę z numerem 5.
Potter'owi pozostał rogogon węgierski z numerem 4. Wydałem z siebie szydercze "uuuuu". Dobrze wiedziałem, że był on najniebezpieczniejszy ze wszystkich pięciu smoków.

- Waszym zadaniem jest zdobyć złote jajo, którego będzie strzegł każdy smok, jest ono niezbędne do drugiego zadania. Ruszaj więc, panie Cedric - pospieszył go Bagman.
Diggory wyszedł przeciwną stroną namiotu niż tą którą wchodził, gdy tylko zniknął za tkaniną rozległ się wrzask podekscytowanej widowni.
Nie mogliśmy obserwować poczynań tego tępego Puchona, nie będę miał okazji popatrzeć jak smoczysko podpala mu tyłek.
- Draco - słyszałem cichy głos mojej ukochanej. Tylko jej glowa wystawała w wejściu do namiotu.
- Jess... - podbiegłem do niej, wziąłem ją w ramiona i pocałowałem w czoło.
Tylko jedną nogą weszła do namiotu. Uśmiechnęła się przyjacielsko do pozostałych reprezentantów, którzy z uwagą i podejrzliwością nam się przyglądali.
- Twój ojciec jest na trybunach - oznajmiła. - Musisz na siebie uważać, obiecaj mi, że wrócisz cały - rzuciła mi się w ramiona, głos miała załamany. Nie rozumiem czemu robiła z igły widły.
- Już ci coś powiedziałem - próbowałem ją chodź trochę uspokoić, ale nie bardzo mi to wychodziło.
Wyswobodziła się z mojego uścisku i poleciała do Pottera. Przeczesała mu dłonią włosy i poprawiła okulary.
- Ty też na siebie uważaj - przytuliła go mocno.
W tym momencie oślepił nas flesz lampy. Rita Skeeter wkroczyła do akcji. Zaczęła wypytywać się mojej Jess od kiedy ukrywają swoją miłość! Jej i Pottera! Ona i okularnik! No genialnie!
Jak najszybciej wygoniłem ją z namiotu, a zmieszana Jess, nawet na mnie nie patrząc, wyszła zaraz za nią.
W tym samym czasie ryk widowni odwrócił uwagę Fluer i Kruma od tej jakże zabawnej scenki.
- Wspaniaaaleee! - ryknął Ludo do mikrofonu. - A teraz ocena sędziów!
Buzowała we mnie taka wściekłość, że przestałem zwracać uwage na smoki i cały turniej, nawet nie zauważyłam kiedy Delacur wyszła z namiotu.
Chodziłem nerwowo po namiocie rozmyślając o całej tej sytuacji.
Francuzka zdążyła zdobyć jajo, nawet Krum zdążył zniknąć za kotarom, a mi ani trochę nie przeszło.
Miałem ochotę rzucić się na Potter'a, ale po zastanowieniu doszłem do wniosku, że wolę, aby upokorzył się na oczach trzech szkół, niż został zdyskwalifikowany razem ze mną tuż przed pierwszym zadaniem.

----------------------------------------------------------

Tak ogólnie to nie obraziła bym się gdyby ktoś od czasu do czasu wspomniał mi na którym miejscu jest ff 😂💖 mój tell nie zawsze ogarnia 🙈☹

A no i jeszcze jedna ważna rzecz! Rozdział dedykuję młodej 😂😂💪 czytaj: eloszki15 za dochowanie tajemnicy 👌💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro