Pierwsze zadanie cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Potter'kowi najkrócej zajęło zdobycie jaja. Skubany. Z tego co wyczytałem, między komentarzami Bagmana, użył miotły. Sprytnie. Ja okażę siłę i okiełznanie, nie wolę ucieczki.

*Jessica*

Z trybun nie bardzo było go widać, a tym bardziej słychać. Tylko dzięki blond grzywce, która tak nieziemsko lśniła w blasku słońca, mogłam mieć pewność, że mój kochany nie podłożył zastępcy, który załatwił by za niego latającą bestię.
Nie, że nie wierzę w jego zdolności i przebiegłość, bo nie bez powodu trafił do Slytherin'u, ale bardziej wierzę w smoka, który ma kły i pazury.
A ten był wyjątkowo paskudny - zielonkawy, z gładką skórą, z oczami czerwonymi, tak wściekłymi, zahipnotyzowanymi w mojego Ślizgina, że trudno nie obstawiać bestii w tym zakładzie.
Mimo wszystko trzymałam jego stronę.

Draco przez chwilę jak natchniony wpatrywał się w smoka, ocknął się w momencie gdy bestia pujnęła ogniem, ukrył się za skałą unikając poparzenia robiąc przy tym widowiskowego fikołka.
Pisnęłam przerażona, ale tłum zagłuszył mnie swoim wrzaskiem. Wychylił się ze swojej kamiennej osłony i cisnął w bestię zaklęciem, najpierw jedynym, potem drugim, trzecim, wydawało się, że wszystko spłynęło po niej gładko. Dopiero z czasem zauważyłam, że potwór jest jakby zamglony i otumaniony, zionął bez żadnego celu ogniem i niepewnie stał na nogach. Wystarczyło jeszcze tylko jedne zaklęcie. Z różdżki Dracona wystrzeliła lina, która obwiązała nogi smoka, a gdy ten spróbował zrobić krok, legnął z hukiem na ziemię. Wściekły, zaczął ziać ogniem na wszystko dookoła, ale to już nie miało sensu - Draco zdobył złote jajo.

Spoglądałam na mojego ukochanego otoczonego tłumem fanów, był ich bohaterem, przywódcą i powodem do dumy. Pierwsze miejsce, w Tórnieju trójmagicznym, niesłychane! Ja byłam z niego dumna. Byłam. Do czasu gdy przeszedł obok mnie obojętnie gdy ja chciałam mu pogratulować, na dodatek trącił mnie barkiem i rzucił tylko "sorry".
Miał prawo być zły o tą akcję z Harrym, ale to nie była moja wina!

Dlatego właśnie ja "obiekt westchnień Dracona Malfoya" - jak mi zawsze wmawiał - stoję podparta o ścianę i tylko wystukując nogą rytm lecianej w tle piosenki, skanując wzrokiem MÓJ obiekt westchnień.
- Zatańczy księżniczka? - zapytał z udawaną powagą Blaise, wyciągając zachęcająco rękę w moją stronę.
- No jasne - rzuciłam mu najszczerszy uśmiech na jaki było mnie w tej sytuacji stać, czyli w sumie na zwykły grymas. Podałam mu rękę.
- Coś nie tak? - zapytał mnie, robiąc piruet, który całkiem zabawnie wyszedł w jego wykonaniu.
- Nie, wszystko okej...
- Gadałaś z Draco?
Spojrzałam na księcia Slytherin'u, który właśnie rozmawiał z młodszą o rok dziewczą, która na pewno by chciała mieć za chłopaka jednego z trzech reprezentantów szkoły, a jej figura mówiła sama za siebie, że ją na to stać.
- Nie, czemu pytasz? - zamaskowam jak najlepiej umiałam złość w swoim głosie.
- Tak tylko - odrzekł wymijająco.
Cisza między nami trwała do końca tego kawałka i następnego i kolejnego, tylko od czasu do czasu przerywana była moim śmiechem. Lubiłam taką ciszę, było mi z nią dobrze.

- Obijamy? - zapytał Blaise'a pewien zielonooki Ślizgon, z którym tylko raz miałam przyjemność porozmawiać i to w sumie o godzinie, bo chłopak zegarek zgubił. Był o rok ode mnie starszy, miał idealnie opalone ciało, pewnie wakacje spędził w jakimś egzotycznym miejscu, burza włosów układała się idealnie na jego twarzy, która, jak na Ślizgona, miała bardzo przyjazny wyraz.

Blaise tylko wzruszył ramionami i odstąpił miejsca starszemu koledze.
- Hej, nie wiem czy mnie pamiętasz, jestem...
- Zack. Pamiętam - uśmiechnęłam się przyjacielsko. - Jestem...
- Jessica. Też pamiętam - zaśmiał się.
Złapał moją rękę i obrócił mnie wokół własnej osi trzy razy. Lekko zakręciło mi się w głowie, ale to było przyjemne.
Staliśmy bardzo blisko siebie i poczułam kolosalną różnice wzrostu między nami. Ja z moim kochanymi 160 centymetrami, a on z mert osiemdziesiąt pięć.
Przetańczyliśmy jedną piosenkę, potem kolejną i jeszcze dwie, prowadząc ożywioną dyskusje, zaczęło się od zwykłego komentowania turnieju i jego uczestników, a skończyło na przepisie do babeczek z malinowym nadzieniem, a ile przy tym mięliśmy śmiechu! W międzyczasie podawał mi pącz i dbał, żebym nie zgłodniała, ale z parkietu nie zeszłam jeszcze przez kolejne kilka piosenek.
Parę osób przyglądało się nam zachłannie, komentując naszą świeżą znajomość. Ten chłopak jest w porządku, ale co jakiś czas tańcząc z nim przechodziła mi przez głowę pewna niesworna myśl: "czy Drao już nas zauważył?". Byłam bardzo dzielna i nie rozglądałam się w poszukiwaniu odpowiedzi na moje pytanie.
Ktoś zaserwował jedną z wolniejszych piosenek, ale nie był to typowy wolny, ani nawet w ogóle nie wolny.
Zack podszedł do mnie jeszcze bliżej, znacznie przekraczał granicę mojej przestrzeni osobistej, a jednak nic nie powiedziałam, chodź czułam się bardzo nieswojo, gdy kto inny niż Draco pozwalał sobie na tak dużo. Coraz mniej mi się to podobało, ale nie odsunęłam się, do czasu. Ręka Zacka zaczęła jeździć po moich plecach, nie byłam pewna jak mam odebrać jego gest, więc lekko się skrzywiła i ciut odsunęłam, lecz kiedy jego opalone łapsko ścisnęło mój pośladek to już nie było zabawnie!
Odepchnęłam go z całej siły, więc w sumie zrobił tylko krok do tyłu, ale nie musiałam się długo sama męczyć z natrętem. Draco z impetem wpadł pomiędzy nas i przywalił nowo poznanemu chłopakowi. Ten upadł na ziemię i wściekły otarł rozciętą wargę. Zack złapał Dacona za nogi, a ten upadł całym ciałem na przeciwnika. Zaczęła się bójka, starałam się ich rozdzielić, no ale ja mam tylko mert sześćdziesiąt!
Ten kopnął drugiego, tamten dostał z łokcia, temu podbił oko, a ludzie kibicowali - głównie Draconowi, który stanowił teraz dumę chwałę naszego domu. Ostatecznie rozwścieczonych chłopaków rozdzielił Blaise, Goyle, Nott i parę rozsądnych chłopaków ze starszych klas.
- Jeszcze się policzymy! - krzyknął wściekły Zack za blondynem.
- A co?! Jeszcze ci mało?! No to chodź tutaj! - Mój miły gotowy był już wrócić na ring, ale parę osób mocniej chwyciło go za zaciśnięte pięści. I chcąc nie chcąc musiał się uspokoić.

No i tym miłym akcentem zakończyliśmy zabawnę na cześć Dracona!

Jeszcze chwilę postałam bez celu na samym środku pokoju wspólnego, z wielką gulą wyrzutów sumienia utkwioną w gardle, którą próbowałam przełknąć, chociaż i tak nie za wiele by to dało, bo opadła by na dno mojego żołądka, a to tak samo nieprzyjemne uczucie.
Po jakimś czasie, nie widząc już celu w dalszym tkwienu w jednym miejscu ruszyłam do mojego dormitorium. Weszłam do środka, ale dziewczyn tam nie było, żadnej. I bardzo dobrze!
Z łazienki dochodził dźwięk odkręcanej wody, a jednak ktoś był, ale to nie dziewczyna, tylko Draco. Wyszedł z toalety przykładając sobie wilgotną szmatkę do zakrwawionego nosa.
Serce mnie zakuło. To gdzie te wyrzuty były? Miałam nadzieję, że zgubiłam je gdzieś w pokoju wspólnym, a jednak mnie odnalazły.
Podeszłam do niego by upewnić się, że z nosem wszystko okej i nie doznał innych obrażeń. Jednak on nie pozwolił się dotknąć. STRZELIŁ FOCHA.

- No przepraszam! - powtórzyłam poraz dziesiąty. - Ale poradziła bym sobie z nim. Naprawdę. Nie potrzebnie się wrącałeś - niczego mu nie zarzucałam, tylko przez to co się tam stało, czułam się bezbronna, zażenowana i bezwartościowa.
- Trzeba było z nim nie tańczyć! - żachnął się.
- Nie zwracałeś na mnie uwagi cały wieczór! Wolałeś się skupić na swoich fankach, niby co miałam robić?! - byłam na siebie zła, odpowiadałam krzykiem na krzyk, ale czułam się z tym jeszcze gorzej.
- Przecież kazałem Baise'owi się tobą zająć! I już nie odwracaj kota ogonem! Tylko przyjmowałem gratulacje! - warknął.
- Doprawdy? A ode mnie to już nie chciałeś! I nie jestem zabawką, żebyś dobierał mi towarzystwo i narzucał przyjacielowi moją osobę! - zdenerwowałam się.
- Bo ty wolałabyś gratulować Potter'owi! - prychnął wściekły.
- Dobrze wiesz, że tak wcale nie jest. Przez cały wieczór uganiały się za tobą jakieś dziewczyny. Wiesz jak ja się czułam?! - ciężko mi było się przyznać do zazdrości, ale kiedy to ze mnie wyleciało poczułam się lżej.
- A wiesz jak ja się czułem kiedy ten koleś złapał cię za tyłek?! - wrzasnął.
Poczułam jak poliki pieką mnie ze wstydu i zażenowania.
- Mówisz jakbym tego chciała! - cała płonęłam ze złości i wstydu.
- No ja już nie wiem czego ty chcesz! - zaśmiał się z desperacją.
Usiadłam pod ścianą i schowałam twarz za zasłoną włosów. Ugryzłam się w język, żeby nie zapłakać przy nim.
Zack był pierwszym chłopakiem, który potraktował mnie w tak beszczelny sposób, nie chciałam nigdy więcej być w takiej sytuacji. Draco poszedł do łazienki i znów usłyszałam szum wody. Wyszedł ze świeżą ścierką i włosami zwilżonymi kropelkami przezroczystej, chłodnej cieczy. Usiadł obok mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się, niepewnie, w jego bark, ale zaraz uspokoił mnie jego głos.
- No już dobrze. Przepraszam, kochanie. Po prostu... Byłem trochę zazdrosny.
Usiadłam mu na nogach i wtuliłam się w jego szyję, od czasu do czasu całując go delikatnie, chciałam go całować tak, żeby nie mógł nic poczuć, żeby nie wiedział, że jest całowany.
- Też byłam trochę zazdrosna - przyznałam niechętnie.
Pocałował mnie szybko w kącik ust. Potem w powieki, obie i zaczął swoją codzienną wędrówkę całusów po mojej twarzy, ale ust nie tknął, nie ośmielił się.
- Kocham cię, Draco.
- Ja ciebie też, kochanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro