Rozdział XVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od ataku Eggmana, który doszczętnie zniszczył warsztat Tails'a minął niespełna miesiąc. Podczas tych dwudziestu trzech dni życie przyjaciół diametralnie się zmieniło. Manic i Sonia postanowili na stałe zamieszkać z bratem, dowiedziawszy się o druzgocącej prawdzie odnośnie jego utraconego wzroku. Pozostali czuwali przy nim dzień i noc, wciąż nie tracąc nadziei na znalezienie odpowiedniego lekarstwa. Amy, bojąc się, iż Sonic nie odwzajemni jej uczuć, nadal nie wyznała mu swej miłości. O dziwo, poza drobnymi najazdami przez niekompetentnych Cubota i Orbota, w wiosce było nadzwyczaj spokojnie. Od ówczesnego pożaru, nie ujrzeli Eggmana choćby na chwilę, co oznaczało, iż stanowi to jedynie złudne poczucie bezpieczeństwa. W gruncie rzeczy, była to wyłącznie cisza przed burzą, która lada chwila mogła nadejść i zniszczyć wszystko... Oraz wszystkich...

***
Noc była piękna, a bezchmurne niebo ukazało miliony migocących gwiazd. Sonic siedział nad brzegiem morza, w żadnym wypadku nie chcąc poczuć zimnej, mokrej wody. Kiedyś lubił patrzeć w gwiazdy... Były piękne... Pozwalały się zrelaksować... Pozostało mu jedynie wsłuchiwać się w uspokajający szum morza, wspominając dawne, odległe czasy.

Sonic westchnął ciężko, przypominając sobie dzieje, gdy posiadał wzrok. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak to ważny zmysł, bez którego życie staje się o niebo trudniejsze. Dawno nie widział twarzy Amy. Tęsknił za tym. Ostatnimi czasy tęsknił również za nią samą. Sam nie był pewien z jakiego powodu. Ta myśl nie dawała mu spokoju.

— Sonic? — jeż usłyszał dobrze znany kobiecy głos.

—Amy— pomyślał, uśmiechając się delikatnie.

— Mogę się dosiąść? — spytała nieśmiało dziewczyna, na co chłopak skinął głową.

Jeżyca posłusznie usiadła obok niego, wpatrując się z troską w jego zamyśloną twarz. Czy to był odpowiedni moment, by wyznać swe uczucia? Czy starczy jej odwagi?

— Sonic... — szepnęła niepewnie, bawiąc się włosami.

— Tak? — spytał chłopak, odwracając głowę w jej stronę. — O co chodzi?

— Bo wiesz... Już od dłuższego czasu chciałam ci powiedzieć, że

— Sonia i Manic zniknęli! — oboje usłyszeli czyjś piskliwy głos, zdecydowanie należący do Sticks. Dziewczyna biegła ile sił w nogach w ich stronę, potykając się co chwilę i dysząc z braku sił.

Sonic w jednej chwili zerwał się na równe nogi i choć ubolewał nad miło spędzaną nocą, to los jego rodzeństwa był teraz dla niego najważniejszy.

— Jak to zniknęli?! — odezwał się zszokowany jeż.

— Eggman... — wydyszała ledwo słyszalnym głosem borsuczyca, po czym bezsilnie rzuciła się na zimny piasek.

Niebieskooki zacisnął pięści, starając się nie utracić nad sobą kontroli. Złość niszczyła go od środka, chcąc wydostać się na zewnątrz.

— I jeszcze... — Sticks próbowała złapać oddech. — Tails... I... Knuckles... Ich też nie ma... — szepnęła, ledwo podnosząc się z ziemi na uginających się od zmęczenia nogach.

Tego było już za wiele...
Sonic był wściekły. Wściekły jak nigdy dotąd. Pierwszy raz od bardzo dawna był o włos od wybuchu agresji. Jego rodzeństwo i najlepsi przyjaciele zostali porwani przez ich odwiecznego wroga. Kto wie, co mógł im zrobić.

Chłopak nie mógł już dłużej tego wytrzymać. Z jego ust wydobył się przeraźliwy, przeszywający duszę krzyk złości, połączony że skrywanym w głębi duszy smutkiem. Jeż rzucił się na kolana, uderzając pięściami o zimny piasek.

— To wszystko moja wina! — wrzasnął na całe gardło, nie mogąc się uspokoić. — Jaki ja byłem głupi! Gdybym tylko nie popisywał się na klifach, nic by się nie stało! Nie byłoby tego cholernego wypadku i porwania! — krzyczał w ataku furii, obwiniając się za wszystko.

— Sonic, ale to nie tak... — szepnęła troskliwie Amy, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Nie?! — warknął przeraźliwie wywołując na plecach dziewczyny nieprzyjemny dreszcz. — To jak, co?! — wyrwał się z jej uścisku, gwałtownie wstając. Pięści wciąż miał zaciśnięte i nie próbował nawet ukryć swoich emocji.

— Sonic, proszę... — wymamrotała cicho jeżyca, czując jak do oczu napływają jej łzy.

— Wybacz, ale są rzeczy ważne i ważniejsze. — rzekł ozięble, nie racząc nawet odwrócić się w jej stronę. — Sticks — rzucił zimnym tonem do stojącej nieopodal borsuczycy, która jak dotąd w milczeniu obserwowała całe zajście.

— Tak? — spytała nieco bardziej piskliwym niż zazwyczaj tonem.

— Zabierz Amy w bezpieczne miejsce. — odrzekł przywódczo, oddalając się w stronę miasteczka.

— A co z tobą? — odważyła się spytać zdezorientowana Amy.

— Idę ratować przyjaciół — oświadczył stanowczym i niezwykle zimnym tonem.

Nie wypowiedział ani słowa więcej. Nie zwracał nawet najmniejszej uwagi na rozpaczliwe wołania Amy za jego plecami. Szedł przed siebie i choć stracił wzrok, mogłoby się wydawać, iż doskonale wie, dokąd zmierza.

Dokąd?

Zniszczyć wroga. Raz na zawsze...

***
Dziewczyny w milczeniu, powolnym krokiem kierowały się w stronę domu jeżycy. Wciąż oszołomione zachowaniem przyjaciela, bały się wypowiedzieć jakiekolwiek słowo – tak więc ich podróż minęła w zupełnej ciszy. Dotarłszy do miejsca docelowego, zaniepokojone weszły do środka, próbując nie upaść na uginających się z nadmiaru przeżyć nogach. Obie usiadły na łóżku, tępo spoglądając w malującą się przed nimi pustą przestrzeń.

Otrząsnąwszy się nieco, rozejrzały się niepewnie po pokoju. Na niewielkim, drewnianym stoliku, umiejscowionym w samym rogu pomieszczenia leżała jakaś kartka. Amy, zauważywszy to, podeszła do niego, drżącymi dłońmi chwytając skrawek papieru.

Zamarła, widząc znajdujący się na nim napis. Przestraszona spojrzała w stronę towarzyszki, a gdy złapała z nią kontakt wzrokowy, przeczytała na głos przyciszonym, piskliwym, przestraszonym tonem:

— Będziesz następna...

***
NIESPODZIANKAAAAA! 😁
Cześć, Kochani!

Witam po napraaaaaawdę długiej przerwie! Mam nadzieję zostać z Wami już na stałe i częściej wstawiać rozdziały. 😊😉

Dobra, wracając. Co sądzicie? Jest git? Piszcie w kom! Jestem naprawdę ciekawa! 😁

Wiem, że może jest trochę krótki i nie wiem czy udało mi się odpowiednio przekazać towarzyszące postaciom emocje... Więc... Przepraszam 😅

Pozdrawiam serdecznie, jeżyki!
Julia-Paula

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro