CHAPTER 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było coraz później, więc na ulicach tłumy stopniowo malały. Camille szło się coraz trudniej w wysokich szpilkach. W końcu się poddała, zatrzymała i schyliła się, by zdjąć buty ze stóp. Chwyciła szpilki w rękę i wyminęła zdziwionego towarzysza.

-Czemu zakładasz buty, w których ci niewygodnie?- zmarszczył brwi- nigdy nie zrozumiem kobiet.

-Aż tak wiele od ciebie nie wymagam- burknęła.

-Co się musiało stać, że masz taki podły humor?- rzucił jej przelotne spojrzenie nie zwalniając kroku. 

-Mój chłopak przespał się z moją przyjaciółką- wyrzuciła z wściekłością ręce w górę. 

-Spodziewałem się po tobie większej powściągliwości.

-Po co to ukrywać? Ludzie to kurwy!- warknęła i przyspieszyła kroku. Andy rozpoczynając ten temat przypomniał jej o sytuacji, o której próbowała zapomnieć już od przeszło godziny. 

-Wyżal się, opowiedz co leży na wątrobie, może ci ulży. 

-Wątpię. 

-Dawaj, zżera mnie ciekawość- powiedział podekscytowany, co znów działało dziewczynie na nerwy. 

Pomyślała, że pewnie i tak już nigdy nie spotka tego przystojnego dziwaka, a kto wie, może faktycznie jej ulży, gdy się komuś wygada? A nuż może jej jeszcze coś doradzi? I tak nie miała nic do stracenia. Westchnęła. 

-Byłam na osiemnastce najlepszej przyjaciółki- zaczęła- i przyłapałam ją, na obściskiwaniu się z moim chłopakiem, który był wtedy półnagi. Najlepsze jest to, że oni tego nie żałują i zaczęli się przytulać na moich oczach- przygryzła wargę, by się trochę uspokoić. 

-O rany- wsadził rękę pod kaptur, by odgarnąć grzywkę z twarzy- jakimi ludźmi ty się otaczasz, dziewczynko?- spytał retorycznie. 

-Nie moja wina, że okazali się fałszywi!- burknęła urażona.

-I przez takich frajerów sobie teraz humor psujesz? Nie warto się zadręczać, mała. Skoro byli na tyle pokurwieni, żeby zrobić ci coś takiego, to nie są warci, ani ciebie, ani tego, żebyś po nich płakała- Cam była zaskoczona tym, ile racji miały jego słowa. Zawsze była silna, to tylko dzięki temu wciąż się jeszcze nie rozpłakała. 

-Teraz ty gadasz jak matka- wsadziła palec w kącik oka, by otrzeć nieistniejącą łzę. 

-Nic nie poradzę na to, że nie umiem pocieszać- wzruszył ramionami. Cam zauważyła, że ten gest powtarza się u niego dosyć często. 

-Wcale nie. Tym razem ci to nawet wyszło- uśmiechnęła się lekko- A ty? Jak to się stało, że zgubiłeś się tutaj jak ostatnia ciota i zaczepiasz obcych ludzi na ulicy? 

Usłyszała jak chłopak zachichotał i nastała cisza. Widocznie się nad czymś zastanawiał. 

-Widzisz- zaczął- przyjechałem tu z zespołem na koncert. Ogólnie, to w tajemnicy i wcześniej, żeby pozwiedzać i korzystać z plaży, ale fanki nas rozpoznały i zaczęły  napastować. Na początku nie było źle. Wiesz, uwielbiamy swoich fanów. Rozdaliśmy kilka autografów, zrobiliśmy parę zdjęć, ale potem zaczęły być nachalne i jakoś tak wyszło, że próbując uciec z tłumu, zgubiłem resztę i schowałem się w tamtym zaułku, żeby mnie już nie znalazły- cała ta historia wydała się Cam śmieszna. Miała uwierzyć, że właśnie obcuje z jakąś gwiazdą? 

-Jaki zespół? 

-Black Veil Brides. Jestem na wokalu- posłał jej dumny uśmiech. 

-Nigdy o was nie słyszałam- prychnęła, a on spojrzał na nią zaskoczony. 

-To czego ty słuchasz? 

-Tego co leci w radiu i wpadnie mi w ucho- tym razem  to ona wzruszyła ramionami- myślałam, że muzycy się lepiej ubierają, zawiodłeś mnie tą bluzą- zaśmiała się i dźgnęła go trzymaną w dłoni szpilką w bok. 

-To nie moja. Jakaś fanka nią we mnie rzuciła, a gdy uciekałem to okazała się bardzo przydatna, do ukrywania się. 

-Jakie to żałosne- jęknęła i oboje się cicho zaśmiali- już prawie jesteśmy. 

Po jakimś czasie, spomiędzy budynków zaczął się wyłaniać gmach hotelu. Parę minut, które spędzili w ciszy i już stali pod wysokim wieżowcem.  

-Wejdziesz? W pokoju mam kasę, to zapłacę ci tak jak obiecałem- powiedział zadowolony, a Cam zrobiła obrażoną minę.

-Mówiłam ci, że nie wezmę pieniędzy.

-A co? Wolisz w naturze?- odsłonił zęby w szerokim uśmiechu.

-Nie!- zaprotestowała szybko- chociaż w sumie...

Popatrzył na nią zszokowany. 

-To znaczy... Mógłbyś mnie pocałować?- w jego oczach odbiło się zaskoczenie.  

-Jasne- wzruszył ramionami- Nie odmawiam, gdy prosi ładna dziewczyna, ale czy naprawdę wierzysz, że skończy się tylko na pocałunku?- Cam irytowała jego nonszalancja.

-Nie o to mi chodzi. Zrobiłabym nam zdjęcie.  Po prostu... Chciałabym, żeby Stan i Taylor, ci frajerzy co mnie zranili, zobaczyli że szybko się pocieszyłam. Jeśli się okaże, że faktycznie jesteś tak znany jak mówisz i któreś z nich cię pozna, to jeszcze lepiej! Wiem, że to mega głupie... Po prostu tak jakoś...

-W sumie byłaby niezła drama... Ale jeśli jesteś gotowa zostać obiektem nienawiści wśród moich fanek gdy to zdjęcie wycieknie, to ja nie mam nic przeciwko. 

-Serio?- nie spodziewała się, że Andy się zgodzi. 

-Wyjmuj telefon- uśmiechnął się wesoło i zrzucił kaptur z głowy- albo czekaj, zdejmę to coś. Lepiej, żeby mnie świat nie musiał tak oglądać.

Zdjął  szybko bluzę przez głowę. Camille mogła podziwiać kolorowe tatuaże zdobiące jego ramiona i boki szyi, które wystawały  spod skąpego, czarnego podkoszulka. Widziała też teraz jego włosy. Czarne, średniej długości, z grzywką, która ciągle wpadała mu w oczy. Dziewczyna musiała przyznać, był bardzo przystojny. W sumie nie dziwiła się, że tamte nastolatki tak za nim szalały.

-Podoba ci się?- spytał z zadowoleniem widząc jak Cam nie może oderwać do niego wzroku. 

-Ujdziesz- mruknęła- tylko nie popadnij w samozachwyt.

Stali naprzeciw siebie w niezręcznej ciszy. W jednej ręce miała telefon, w drugiej szpilki, które po chwili założyła na nogi, żeby być przy nim choć trochę wyższą niż bez nich, ale to i tak nie dało zbyt wiele. 

-No chodź, nie gryzę- dopiero teraz zorientowała się, że trzyma się od niego na dystans i coraz bardziej się odsuwa. 

-Zobaczą skurwysyny, że wcale za nimi nie tęsknię- warknęła i szybko, tak by nie zdążyć się już rozmyślić, podeszła do Andy'ego i stanęła na palcach w jednej ręce trzymając komórkę, drugą kładąc mu na ramieniu. 

-Niech żałują- przyznał jej rację.

***

Zadowolona przekręcała klucz w zamku. Cicho, tak by nie obudzić domowników zamknęła drzwi frontowe i po pozbyciu się piekielnie niewygodnych butów poszła do swojego niewielkiego pokoju. Po umyciu się, przebraniu w piżamę i zmyciu makijażu wreszcie mogła rzucić się do swojego łóżka. 

Urodziny Taylor były dla niej fatalne, ale teraz, po kilku godzinach czuła, że nie ma tego złego.  Przynajmniej wiedziała, że nie trzyma przy sobie fałszywych bliskich i nie będzie za nimi płakać, nie będzie tęsknić. Teraz jedynym jej celem było sprawienie, żeby i oni w to uwierzyli. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro