Obiecany enduro i demony przeszłości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem wstałam wcześnie, nie kłamiąc jest to moja pewna rutyna, którą wypracowywałam latami.
Przez wszystkie dziecięce lata, gdy budzono mnie o 7:00, z czasem 6:00 i 5:00 nad ranem, bym później wykonała poranny trening, mój zegar biologiczny jakoś tak sam się dograł.
I mimo, że od wyczynowego sportu i wymagających treningów miałam przerwę około dwuletnią, nadal nic się nie zmieniło w kwestii wczesnego wstawania.
Teraz nawet w wakacje mój organizm wie, o której ma się budzić.
Wspaniale.
     Ubrałam zwykłe białe spodnie od dresu i czarny sportowy top.
Wychodząc z domu rozciągałam się trochę, a mijając bramę już biegłam swoim tempem. Wreszcie czułam, że mogę oddychać.

•••

Okolica była ładna. Nie muszę mówić, że nie przypominała w niczym zaśmieconych uliczek pełnych uchodźców, prostytutek i matek, które uciekły z dziećmi od ojca tyrana.
Miasto wydawało się ciche, co jakiś czas tylko, mijał mnie jakiś samochód, albo człowiek wracający z imprezy.
    Przebiegłam obok średniej wielkości budynku, z namalowanym wężem. Cobra Kai.
Hm, chciałabym poznać grafika.
Nie zostając długo w tym miejscu, pobiegłam przed siebie, chcąc zrobić jeszcze kilka kilometrów zanim żar zaleje ulice.

•••

Do domu wróciłam szczęśliwa, spocona i zmęczona. Nic nowego. Endorfinki uwolnione podczas wysiłku fizycznego, lepsze od bycia na haju.
Weszłam do łazienki, która była większa niż całe mieszkanie mojej matki na Florydzie. Była wyłożona czarnymi i granatowymi płytkami, w tych samych kolorach były półki, klasycznie biała wanna, biała wysuwana szuflada pod umywalką, lustro i kosz na pranie, uwaga niebieski!
Okej, czas zmyć z siebie pot i rozplątać siano na głowie.
Całość nie zajęła mi dłużej niż półtorej godzinki.
Przyznaję, uwielbiam marnować czas podczas kąpieli.
Wytarłam się już szybciej, puchowym ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
W pokoju przygotowałam ubrania, wybrałam czarne spodenki do kolan z nike, luźną koszulkę z napisem surfer i niebieskie trampki.
Po wysuszeniu włosów, zaplotłam je szybko w dwa warkocze.

Ubrana zeszłam do salonu, w którym czekał mój tata.
Pierwszy raz od dłuższego czasu widziałam go w garniaku.

— Mm wyglądasz hot.— zaśmiałam się i dodałam:— Idziesz gdzieś?

— Mam spotkanie z reżyserem, w sprawie kolejnego projektu.

— Skrócone wakacje?

— Nic z tych rzeczy, Greg wie, że zrezygnuję jeśli nagrywki zaczną zbyt szybko.

— No dobrze, w takim razie do zobaczenia?

— Sprawdź garaż, w wolnej chwili.

I wyszedł z domu, po tych słowach. Tak po prostu.
Wzruszyłam ramionami i postanowiłam pokręcić się po domu.
Okej, prawdę mówiąc to szukałam siłowni, o której dość enigmatycznie napomknął mi niedawno ojciec. Gdy już ją znajdę to równie dobrze będę mogła zmienić pokój. I on o tym wie.

•••

Jakiś czas później, gdy skończyłam ćwiczyć i zrobiłam jedzonko to zdałam sobie sprawę, że minęła połowa dnia. Za radą taty poszłam do garażu, który znajdował się na tyłach domu.
Otworzyłam pilotem wejście, a moim oczom ukazała się piękna, niesamowita, wspaniała, cudowna, niebieska yamaha ttr 230.
Czas ją wypróbować!

Na chwilę znów wróciłam na piętro by się przebrać w jakieś odpowiedniejsze ciuchy.
Założyłam czarne bojówki, trapery, koszulkę zostawiłam ale założyłam na nią niebieską skórzaną kurtkę, i czarne skórzane rękawice na dłonie.

Z pudeł ojca wyszperałam szybko jakiś kask i założyłam go, odpaliłam moto i ruszyłam w drogę.
Mijałam budynki w terenie zabudowanym aż udało mi się wyjechać na wolną przestrzeń, na której mogłabym swobodnie się rozpędzić i trochę poskakać.
Znajome uczucie serca w przełyku i adrenaliny palącej żyły, towarzyszyły mi gdy zwiększałam prędkość przed skokiem.
Faza lotu i uczucie wolności jest nie do opisania, a otrzeźwiające umysł uderzenie przy lądowaniu przypomina o pokorze z jaką trzeba podchodzić do jednośladu.

Pokory nabiera się ponoć po pierwszym upadku.
Bzdura.

RETROSOEKCJA
Dwójka przyjaciół pędzi przed siebie na crossach.
Idą łeb w łeb, nie zwalniając narzuconego przez siebie tempa.
Aż w końcu jeden z nich wyprzedza drugiego i skacze z jednego klifu na drugi. Nie spada w przepaść. Udało się.
Ale jednak niepokorna maszyna daje się we znaki.
Odwróciła się o 180° a tylne koło zjechało z urwiska.
Motocykl zsuwa się z klifu, a jeździec nie ma szans by go utrzymać.
Druga osoba dociera, na sekundy przed tragedią i próbuje chwycić kierownicę, mimo to jaskrawo zielony motocykl spada w przepaść wraz z młodym chłopakiem.
Ten drugi.
Ściąga kask.
Ta druga.
Krzyczy w niebo głosy i odrzuca kask. Jej krzyk zmienia się w szloch, po stracie swojego chłopaka, przyjaciela i brata.
KONIEC RETROSPEKCJI

Nie ma bezpiecznej jazdy.
Wszystko sprowadza się do tego czy masz szczęście czy nie.
Jak po czymś takim mogę wciąż jeździć?
Bo on by tego chciał.
Tylko tak mogłam uczcić jego pamięć.

Otarłam twarz z łez i ponownie włożyłam kask.
Pojechałam w drogę powrotną, z mętlikiem myśli zalewających mi głowę.
Bo zawsze znajdzie się coś co rozbudzi w tobie bolesne wspomnienia i rozdrapie rany, a ty nie będziesz wiedział jak zachować się w sytuacji.

__________
LwG dla wszystkich, którzy zapierdalają szybciej niż ich anioł stróż potrafi latać

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro