III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minął tydzień, od kiedy Sukuna zaczął coś czuć do przyjaciela jego młodszego brata, a podczas tego czasu wszystko w nim rozkwitało jeszcze bardziej. To z kolei zaburzało jego koncentrację, bo za każdym razem, gdy myślał o sprawach codziennych lub mało istotnych, uwaga szatyna szybko powracała do ogólnego zarysu tego wyjątkowego bruneta. Orientował się, że to robi, dopiero w samym trakcie, a przy tym natychmiast powracał na ziemię, niestety już totalnie zdezorientowany. Na przykład teraz siedział na jednej z nudnych lekcji, na których najchętniej wcale by nie był, i prawie zawodowo udawał, że słucha nauczyciela, chociaż w rzeczywistości ledwie go słyszał. Wcześniej jednak umiałby szybko wyłapać, o co mniej więcej chodzi na zajęciach w danym dniu, ale teraz kompletnie zapomniał o tym. Zdążył jedynie przejść oczami po klasie, kiedy nagle zetknął się ze spojrzeniem nauczyciela, który miał na twarzy wypisaną satysfakcję z dręczenia uczniów, ale Sukuny wyjątkowo nie lubił. Zmrużył oczy i przybrał ostre rysy twarzy, wtedy rzekł złowieszczo:

- Proszę odpowiedzieć na pytanie.
- Jakie pytanie? - zdziwił się szatyn.
- Zadałem ci pytanie, Ryomen.
- Ach, no tak! - uśmiechnął się sztucznie z zakłopotaniem, przejeżdżając dłonią po karku - Mógłby pan powtórzyć?
- Nie. Pała - odpowiedział zdecydowanie, po czym usiadł i zajrzał do komputera.
- No jak to?! - wstał gwałtownie, uderzając w ławkę - Przecież słucham!
- Nie wiesz nawet, o czym rozmawiamy.
- Wiem! Yy... - zaczął się zastanawiać.
- Nie dyskutuj, bo dostaniesz karę.
- Ciekawe, kurwa, jaką...

W tym momencie zadzwonił dzwonek na przerwę, na co wszyscy się zerwali i zaczęli pośpiesznie wychodzić z sali. Sukuna też chciał. Nawet zdążył już zabrać rzeczy do plecaka, który zawiesił na jedno ramię, po czym ruszył do drzwi, kiedy usłyszał swoje nazwisko. Wtedy zatrzymał się z ciężkim westchnięciem, przewrócił oczami, a następnie podszedł do biurka nauczycielskiego, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Czego jeszcze? - spytał znużony szatyn.
- Będziesz brał udział w wystawie szkolnej.
- Że co?! - wrzasnął z wyrzutem - Czemu?
- To twoja kara.
- Za co?
- Za słownictwo i dyskutowanie.
- Kiedy? - westchnął.
- W przyszłym tygodniu, we wtorek po twoich lekcjach.
- Nie mogę - zaśmiał się lekceważąco - Mam wtedy mecz.
- To na niego nie pójdziesz.
- Nie ma mowy.
- To nie było pytanie o zgodę, tylko polecenie.
- No ale...

Chłopak chwilę patrzył na nauczyciela, marszcząc twarz ze zmartwienia, po czym zezłościł się i zaraz wymaszerował z klasy, trzaskając drzwiami. Jak ktoś mógł mu w ogóle zabronić czegoś, a szczególnie udziału w meczu, który był bardzo ważny, bo miał to być pierwszy mecz w tym roku szkolnym. Zresztą szatyn nie chciał robić nic innego...

Szedł po korytarzu wkurzony na cały świat, a przy tym zaciskał pięści, kiedy kątem oka dostrzegł szafki, a jedna z nich nalezała do Megumiego, na co chłopak natychmiast stanął i przelotnie spojrzał w wiadome miejsce. Potem jeszcze obejrzał się w każdym kierunku, czy na pewno nikt nie idzie i pośpiesznie wyjął z plecaka zeszyt, z którego wyrwał kartkę. Następnie wziął długopis i zaczął coś pisać po uprzednim przyłożeniu kawałka papieru do metalowych drzwiczek. Za to, gdy skończył, od razu wrzucił starannie złożoną kartkę prosto do szafki Megumiego.

Nagle usłyszał kroki, przez co podskoczyła mu adrenalina, a co za tym idzie, przyśpieszył oddech, choć nieznacznie. Za to ten niewiele myśląc, odwrócił się, prawie przylegając plecami do szafek, a wtedy otworzył szerzej oczy. W jego stronę właśnie szedł Fushiguro z tą swoją miną, jakby był we własnym świecie. Wtedy szatyn nieświadomie ułożył usta w ciepły uśmiech, widząc bruneta, ale zaraz zaczął wędrować oczami na wszystkie strony, szukając ucieczki.

Tymczasem niższy chłopak dotarł, a wtedy bez jakiegokolwiek oporu rzekł głosem aksamitnym jak słodki krem:

- Sukuna... - spojrzał na niego zdezorientowany.
- To ja! - zaśmiał się nerwowo starszy.
- Szukasz Yuujiego? Powinien zaraz przyjść...
- Nie, nie! Ja tu... Tylko stałem! Już sobie idę!
- Uważaj na siebie. Powinieneś trochę odpocząć, bo wyglądasz na zestresowanego.

Sukuna poczuł w środku potężny atak serca, usłyszawszy takie słowa właśnie od swojego obiektu westchnień, a do tego po jego ciele przeszła niespodziewana, magiczna fala ciepła. W takim stanie Ryomen był w stanie jedynie pokiwać głową z przyjaznym uśmiechem, po czym odwrócił się i zaczął zdecydowanie odchodzić. Jeszcze kątem oka dostrzegł, że Megumi patrzy na niego dziwnie, przez co spalił się ze wstydu ze świadomością, co mógł sobie o nim pomyśleć młodszy.

Tymczasem brunet już zdążył zapomnieć i ze spokojem otwierał swoją szafkę, a za chwilę zmarszczył brwi, zauważając na dnie kawałek papieru. To był kolejny raz, kiedy taki prezent czekał na niego właśnie w tym miejscu, przez co aż westchnął z irytacją i niechętnie chwycił kartkę. Zaraz ją rozłożył, a wtedy zobaczył napis:

,,Jesteś śliczny, wiesz?"

Czytając, automatycznie zgniótł kartkę w dłoni, zmęczony już tymi żartami. Charakter tego pisma znał doskonale i dlatego nie miał nawet wątpliwości, kto stoi za całą tą akcją. Otóż był pewny, że to właśnie Yuuji od zeszłego tygodnia wysyła mu liściki miłosne, jakby to miało być zabawne. Zresztą znał chłopaka doskonale, dlatego wiedział, że szatyn jest do tego zdolny. Nagle kątem oka dostrzegł samego winowajcę, który beztrosko szczerzy zęby, a za chwilę z jego ust wyszło niewinne:

- Już jestem.
- Możesz przestać? - warknął brunet, spoglądając na szatyna z wyrzutem.
- Ale co? - spytał szczerze zaskoczony.
- Nie udawaj. Od kilku dni dostaję takie kartki. Widzę, że ty to napisałeś.
- Nic nie napisałem! - zmarszczył brwi oburzony. Mimo to odruchowo wyrwał papier z ręki bladoskórego i zajrzał do środka, a wtedy otworzył szerzej oczy, niespodziewanie przypominając sobie o czymś - To nie ja! Megumi... Jakby to...
- No co? - spytał oschle.
- Cóż... - niewinnie uniósł kąciki ust w górę, drapiąc się w potylicę - Masz cichego wielbiciela, który ma podobne pismo do mojego...
- Nie pogrążaj się, Yuuji. Kto wpadłby na taki durny pomysł, żeby do mnie podbijać z takim ojcem?
- Wiesz, nie możesz ciągle o nim myśleć - zaśmiał się, po czym rzekł ciut złośliwie - Może to jakiś znak...
- Yuuji... - spojrzał na niego z irytacją.
- Ktoś prawdopodobnie próbuje ci zawrócić w głowie.
- Niech się bardziej postara - warknął stanowczo, wyrywając niższemu kartkę, po czym zgniótł ją i wrzucił do śmietnika - Zresztą i tak ci nie wierzę, więc już przestań to robić.

Itadori śmiał się, oglądając rozemocjonowanego przyjaciela, a przy okazji szybko pojął, że zdradzanie temu, kto tak naprawdę do niego pisał, to niezbyt dobry pomysł. W końcu Sukuna chciał zaimponować Megumiemu, a narazie to tylko działał sobie na szkodę, a przy okazji denerwował bruneta. Dlatego też szatyn wiedział, że jak najszybciej musi pogadać z bratem. Pomijając, że kompletnie zapomniał, że miał powiedzieć przyjacielowi co nieco dobrego o jego adoratorze.
***

Po lekcjach Yuuji wraz z Megumim szybko opuścili szkołę, a przed nią już czekało auto Sukuny. Itadori uśmiechnął się na ten widok, a za chwilę spojrzał na przyjaciela, mówiąc:

- To co, ostatni raz wracasz sam do domu?
- Przekonałem go, że nie musi specjalnie po mnie przyjeżdżać - westchnął brunet.
- To dobrze, bo jeszcze zobaczy twojego chłopaka - zaśmiał się niższy.
- Biorąc pod uwagę, że to ty - nawiązywał do sytuacji z liścikami - to nie zauważy.
- No prawie ja... - rzekł sam do siebie pod nosem.
- Co?
- Nie, nic - posłał mu uśmiech - Dobra, to ja już pójdę. Do jutra!
- No, cześć.

Dwójka rozeszła się. Megumi w swoją stronę, a Yuuji prosto do samochodu swojego brata, który nawet nie zauważył młodszego. Był zbyt zajęty namiętnym lustrowaniem Megumiego, aż miał na twarzy nieznaczne wypieki, a do tego delikatny uśmiech, który z każdą sekundą lśnił coraz jaśniej.

- Sukuna - zaczął Yuuji.
- Tak.
- Co? - zaśmiał się.
- Co? - nagle ocknął się. Spojrzał zdezorientowany na młodszego.
- Ale się zabujałeś...
- Zamknij się! - zmarszczył brwi, szturchając go.
- Musisz zmienić taktykę.
- Co? - spojrzał na niego zdziwiony.
- Megumi myśli, że to ja mu dawałem te liściki miłosne... - zaśmiał się, mówiąc to.
- Jak?
- Mamy prawie takie samo pismo.
- Powiedziałeś mu, że to ja? - ożywił się.
- Lepiej, żeby nie wiedział.
- Czemu?!
- Nie spodobało mu się to...
- To co mam zrobić? - zmienił ton na jęczący.
- Chyba musisz być bardziej bezpośredni... - zaczął się zastanawiać - W sumie zawsze taki byłeś, więc...
- Dobra!
- Co? - spojrzał na niego z uśmiechem.

Ale Sukuna już nie odpowiedział, jakby wszedł w swój świat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro