II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na pierwsze zajęcia w nowym roku szkolnym zawsze lepiej się nie spóźniać, o czym musiał zapomnieć Sukuna, ponieważ wciąż jeszcze spał w specyficznej pozycji ze ściągniętym prześcieradłem. Do tego na jego podłodze leżała jakaś poduszka, a z łóżka zwisała kołdra tak, że prawie dotykała ziemi.

Yuuji gotowy do wyjścia szybko wbiegł do pokoju brata i zaczął go szturchać, na co ten zmarszczył brwi i odruchowo uderzył go poduszką. Na szczęście na tyle delikatnie, że nie zrobił za bardzo krzywdy szatynowi, chociaż ten oburzył się.

- Wstawaj! Idziemy do szkoły! - wołał młodszy, trochę zirytowany postawą starszego, bo ten często spał za długo i nie grzeszył odpowiedzialnością.
- Nigdzie nie idę! - wymamrotał twardym głosem, tuląc twarz do poduszki, gdy się odwrócił plecami do brata - Jestem zmęczony...
- Ciekawe dlaczego... - westchnął - Pewnie znowu grałeś do późna albo oglądałeś coś...
- To ty - wskazał na niego palcem, wciąż zakryty poduszką - świetnie się wczoraj bawiłeś z moimi znajomymi...
- To też moi znajomi! I skończyliśmy przed północą! Z tego, co wiem, ty wtedy siedziałeś u siebie. Co robiłeś, że teraz jesteś zmęczony?
- Bo... - westchnął ciężko, niechętnie podnosząc ciało do pozycji siedzącej - Nie mogłem zasnąć, nie wiem czemu... Może była pełnia... - wtedy uśmiechnął się wrednie - Ale nie słyszałem, żebyś śpiewał...
- Sugerujesz, że wyję zamiast śpiewać?!
- Ty to powiedziałeś - po czym przeciągnął się długo i potarł twarz dłonią - Dobra. Daj mi pięć minut.
- Czekam przed samochodem - spojrzał na niego poważnie.

Starszy pokiwał głową, uśmiechając się lekceważąco. Wtedy drugi znów zrobił oburzoną minę, ale już nie odpowiedział, tylko wyszedł.

Sukuna nie kłamał, naprawdę był zmęczony, a to dlatego, że przez całą noc wiercił się w jedną i drugą stronę, przez co jego pościel wylądowała na podłodze. Chłopak ciągle szukał odpowiedniej pozycji do spania, ponieważ wciąż coś mu przeszkadzało. Do tego był stale rozkojarzony, a jego ciało, jakby pobudzone... Za to, kiedy już udawało mu się na chwilę zasnąć, za każdym razem widział sylwetkę jednej, tej samej osoby, ale obraz rozmazywał się, dlatego ten nie mógł poznać szczegółów. Nie widział nawet twarzy tajemniczej zjawy nawiedzającej go w snach. Jednak w jego myślach wciąż gdzieś krążył nowo poznany brunet, nie w jakichś konkretnych, istotnych sprawach, ale zawsze był. Szatyn ciągle łapał się na tym, że rozmyślając, jego uwaga zawsze schodziła akurat na Megumiego, a robił to naprawdę nieświadomie. W pewnym momencie nawet zaczęło go to dręczyć, przez co tylko napędzał własną frustrację...
***

W szkole Sukuna szybko oddzielił się od brata, za to ten od razu pobiegł prosto do swojego przyjaciela, który już czekał przy szafkach. Brunet opierał plecy o jedne z metalowych drzwiczek, krzyżując ręce na klatce piersiowej ze swoją typową miną, chociaż ta raczej należała do łagodnych. Dopiero widząc Yuujiego, wyprostował się bardziej, a do tego nieco wykrzywił twarz w złości. Szatyn uśmiechnął się niewinnie, gdy jego wzrok zarejestrował niezadowolenie minimalnie wyższego. Pośpiesznie otworzył swoją szafkę i zaczął w niej grzebać, mówiąc przyjaźnie:

- No nie gniewaj się na mnie... Wiesz, że chciałem dobrze.
- Zawsze chcesz dobrze... - westchnął Megumi, mimo wszystko odrzucając żal.
- Ej no! Przecież dobrze się bawiłeś...
- No tak - rzekł cynicznie - Najbardziej mi się podobało, kiedy wracałem do domu.
- Nie bądź taki niesprawiedliwy!
- Dobra, nieważne - przewrócił oczami - Idziemy na lekcje? Podobno mamy jakiegoś nowego nauczyciela...
- Serio? - zamknął szafkę, wyraźnie zainteresowany - Od czego?
- Nie wiem. Chyba matma...
- Może wreszcie się czegoś nauczę...

Fushiguro wzruszył ramionami i razem z przyjacielem poszli prosto pod klasę. Tymczasem obserwował ich nie kto inny, a sam Sukuna, wyraźnie poddenerwowany. Chłopak, pomijając, że chował się przed wielbicielami, powoli zaczynał rozumieć, co się z nim dzieje. Mimo to marszczył twarz w bezradności, bo jego uczucie rozwijało się o wiele szybciej niż by mógł oczekiwać. Już nie raz był zakochany, ale te wydawały się ledwo muśnięciami na jego dzikiej naturze w porównaniu z tym, co uderzało w niego aktualnie. Czuł na skórze drażniącą, silną energię, napędzaną przez rozszalałe motyle w brzuchu, a było ich tam tyle, że Ryomen nie mógł już zmieścić śniadania. Mówiąc prościej, nie był w stanie nic jeść od wczoraj wieczorem. Ale najbardziej angażowało się jego serce, które drastycznie zmieniało prędkość. Kiedy szatyn nie widział Megumiego, czuł w klatce piersiowej bardzo wolny, dudniący rytm, ale, gdy tylko pomyślał o nim, wtedy w piłkarza uderzało nagłe, ostre tempo, które nabierało na sile, gdy ten widział swój obiekt westchnień. A najgorsze jednak było to, że stan natychmiastowo uzależniał od siebie, przez co osoba zaczarowana czerpała satysfakcję z niby cierpienia, ale jednocześnie przyjemności. Teraz to samo czuł Sukuna, a przy tym gdzieś z tyłu głowy miał jedno pragnienie: zobaczyć Megumiego. Nieważne, że przed chwilą już go widział.

Plany musiał odłożyć na później, bo właśnie zadzwonił dzwonek na lekcje, co zmuszało go do udania się na zajęcia w odpowiedniej sali, a ta z pewnością nie była na tym piętrze. Toteż chłopak czym prędzej pobiegł na schody i zaraz zniknął z pola widzenia.

Wtedy Megumi i Yuuji już siedzieli gdzieś w ławce, oczekując świeżej krwi w gronie nauczycielskim. Właściwie to było konieczne, gdyż wszyscy w tej szkole nauczali po staremu i do najmłodszych nie należeli, a wyszła plotka, że nowy matematyk będzie młody, ledwo po studiach. Cała klasa dyskutowała na ten temat, przez co panował chaos, gdy nagle każdy ucichł, słysząc nieznajome kroki. Natychmiast spojrzeli w stronę drzwi, przez które właśnie wchodził wysoki brunet o sielankowym, a jednocześnie zuchwałym spojrzeniu. Nieznacznie unosił kąciki ust, ukazując tym łagodny uśmiech, czym z pewnością zachęcał innych do siebie. Mężczyzna w miarę szybko doszedł do biurka nauczycielskiego i jeszcze nawet nie spojrzał na nie, a już zwrócił się do klasy. Zaczął zdecydowanie, chociaż w dalszym ciągu spokojnie:

- Witajcie, jestem Geto Suguru. Jak pewnie już wiecie, od dzisiaj będę was uczył matematyki.

Brunet kontynuował, opowiadając o sobie i o materiale na aktualny okres szkolny, ale z każdą sekundą Yuuji nudził się coraz bardziej i przestawał słuchać nowego nauczyciela. Aż ziewnął na tyle głośno, że doszło to do wysokiego bruneta. Ten spojrzał na ucznia bez grama złośliwości i spytał:

- Może potrzebujesz wyjść odpocząć?
- Yy... - szatyn spojrzał zaskoczony na nauczyciela, po czym szybko wydusił z siebie - Nie, nie! Przeraszam! Więcej nie będę!
- Każdy może poczuć się gorzej niezależnie od sytuacji... Ale skoro tak, to w porządku - uśmiechnął się, po czym mówił dalej o sprawach organizacyjnych.

Następne lekcje mijały dość szybko, chociaż może to dlatego, że każdy nauczyciel nie zaczynał lekcji faktycznej, a omawiał to, co się omawia co roku na pierwszej lekcji.

Wreszcie nadeszła długa przerwa, podczas której Megumi i Yuuji postanowili się rozdzielić, bo brunet musiał coś załatwić, a jego przyjacielowi niezbyt chciało się gdzieś chodzić. Także szatyn teraz samotnie stał przy sali od następnej lekcji, przy czym z nudów robił coś na telefonie. Nagle skierował wzrok w górę, czując na sobie spojrzenie, ale dobrze wiedział czyje. Otóż zdyszany Sukuna musiał dopiero co przybiec, bo jeszcze łapał oddech.

- Gdzie Megumi? - spytał nerwowo starszy, rozglądając się na wszystkie strony.
- Poszedł coś załatwić... - Yuuji odpowiedział zdezorientowany - Ale...
- To dobrze - uznał zdecydowanie - Słuchaj, jest sprawa...
- Jaka?
- Pamiętasz, że wczoraj zawoziłem go do domu, tak?
- No...
- No to... - zmarszczył brwi, czując opór przed powiedzeniem tego - Chyba mi się podoba...
- Co? - chwilę na niego patrzył, po czym parsknął śmiechem - Megumi!?
- Nie śmiej się... - warknął, szturchając go w ramię. - Ma kogoś?
- Nie no... - już nieco uspokoił ton - Jego ojciec by na to nie pozwolił.
- Co jest nie tak z tym ojcem? - zdziwił się.
- Czemu pytasz? - zaśmiał się - Pewnie Megumi coś ci o nim powiedział...
- Coś słyszałem... - burknął, patrząc w górę.
- Jego ojciec, powiedzmy, jest trochę zaborczy... - zabrzmiał trochę słabiej.
- Czemu?
- Spójrz na Megumiego. To chodzący ideał. Jego ojciec chce dla niego jak najlepiej, ale boi się, że ktoś mógłby popsuć mu syna. Nawet mnie ledwo akceptuje.
- Megumi jest samotny? - spytał żywo z zainteresowaniem.
- Nie! - powtórzył śmiech - Po prostu nie mówi o swoich znajomości... Poza tym, ma mnie! - oburzył się.
- To pomożesz mi? - nagle zmienił temat.
- Jak?
- Powiedz coś Megumiemu... Wiesz... Że jestem fajny czy coś...
- Chcesz umrzeć? - zaśmiał się. - Nie może być tak źle... - odwzajemnił. - Nie znasz go... - pokręcił głową pobłażliwie.
- Pomożesz mi czy nie?
- No dobra - westchnął z delikatnym uśmiechem - Ale to nie będzie łatwe. Nawet, jeśli uda ci się przekonać Megumiego, to wciąż musisz przekonać też ojca. A to nie jest łatwy człowiek, szczególnie, jeśli chodzi o jego syna.
- Dam radę!
- Chyba musisz już iść...
- Czemu? - zdziwił się.
- Idzie twój chłopak - uśmiechnął się wrednie, wskazując podbródkiem miejsce za starszym.

Sukuna natychmiast przekręcił głowę w tamtą stronę, a wtedy zamarł, po czym wszystko w nim zatańczyło od nowa na widok bruneta w oddali. Zaraz szybko spojrzał na Yuujiego z wyrzutem i odszedł czym prędzej. Itadori wykorzystał tę sytuację, aby trochę zażartować ze śniadoskórego, a domyślił się, że obecność Fushiguro może peszyć Sukunę czy coś w tym rodzaju, ponieważ ten normalnie nie musiałby prosić o pomoc w takiej sprawie. Chociaż to wciąż zastanawiało szatyna. Dlaczego ktoś tak wielki i potężny jak jego brat nie może sam okazać komuś sympatii... Mimo wszystko chłopak wzruszył ramionami, przyzwyczajony do dziwnych pomysłów starszego. Za to Megumi musiał w ogóle nie zauważyć Sukuny, ponieważ wcale o niego nie pytał, o czym dwójka rozmawiała czy coś innego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro