XXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatni dzień tego roku zapowiadał się na naprawdę ciekawy, bo już z samego rana świeciło mocne słońce, którego promienie śmiało przechodziły przez szyby w domu Fushiguro.

Bladoskóra brunetka pierwsza otworzyła oczy, będąc czule obejmowaną przez swojego wciąż śniącego męża. Mężczyzna trzymał żonę zdecydowanie, a jednocześnie na tyle delikatnie, że ta nie dusiła się w cieple płynącym z ciała starszego.

Kiedy kobieta zaczęła powoli do siebie dochodzić, szybko spojrzała nieznacznie w górę, prosto na śpiącą twarz Toji'ego, który teraz wyglądał tak niewinnie i bezbronnie, że modelka aż uniosła delikatnie kąciki ust. Za chwilę również wsunęła powoli dłoń wzdłuż torsu ukochanego, docierając do jego przyjemnego policzka, a wtedy zaczęła go gładzić.

- Toji... - zawołała melodyjnym, lecz cichym i stonowanym głosem - Wszystkiego najlepszego...
- Co... - wymamrotał brunet wraz z niewyraźnym bełkotem, z wciąż opuszczonymi powiekami, przy tym ułożył się lepiej oraz przytulił kobietę mocniej - Co tam..? Śpię jeszcze...
- Masz dzisiaj urodziny, kochanie... - zachichotała - Co chciałbyś dostać?
- Żonę, która nie zostawi mnie samego z dzieckiem... - dalej mamrotał wpół śpiący.
- Toji... - westchnęła.
- Możesz mi jeszcze dać jeść...
- A co chciałbyś zjeść na śniadanie?
- Ciebie.

Wtedy brunetka pokręciła głową, uśmiechając się łagodnie. Zaraz kontynuowała:

- A na co byś miał teraz ochotę?
- Na moją żonę.
- Pytam poważnie, głuptasie...
- Nie wiem, zrób coś dobrego...

Nagle dwójka usłyszała głośne burczenie w brzuchu i to wcale nie ze strony mężczyzny... Mimo to ten niespodziewanie otworzył oczy, a wtedy ujrzał lekko speszoną żonę z jej dłonią na własnym brzuchu.

- Może to jednak ja coś przygotuję, a ty sobie jeszcze odpoczniesz? - spytał, przesuwając dłoń na rękę młodszej.
- Nie musisz... - zaśmiała się niepewnie - To nic takiego...
- Zauważyłem, że ostatnio masz lepszy apetyt niż zawsze... - ułożył usta w ciepły uśmiech, po czym przyłożył usta do jej czoła. Musnął je delikatnie, a następnie rzekł czule - Cieszy mnie to...
- Naprawdę aż tak to widać? - spytała, jakby coraz bardziej skrępowana, nawet spojrzała w dół.
- Jestem twoim mężem - zaśmiał się - Od razu zauważam, że twoje ciało się zmienia...
- Chcesz powiedzieć, że zgrubłam?! - nagle podniosła się, patrząc na niego niemal przerażona.
- No co ty, kochanie... - sam spojrzał na nią nieco zaszokowany, po czym z pewną miną pociągnął ją z powrotem w swoje ramiona, a wtedy wyszeptał do jej ucha - Twoje ciało dalej jest tak wspaniałe jak zawsze, tylko... - chwilę myślał - Jakby to powiedzieć... Masz trochę pełniejsze kształty... - tutaj przytulił ją jeszcze mocniej - Ale mi się to jak najbardziej podoba. I jakbyś nie wyglądała, dalej byś mi się podobała...
- Dobrze wiesz o co mi chodzi! - mówiła już w panice, otwierając szerzej oczy.
- Ciii... - wsunął dłoń w jej włosy, a drugą ułożył przy żuchwie bladoskórej. Uśmiechnął się do niej i rzekł spokojnie - Wiesz, że jesteś piękna?
- No tak, ale... - marszczyła twarz w niepewności.
- Słyszysz? Jesteś piękna.
- Jestem też modelką... - burknęła.
- Narazie jesteś moją żoną i matką mojego syna... Jesteś też kobietą, której chciałbym dać wszystko, co najlepsze... I ostatnie, czego bym dla niej chciał to tego, żeby martwiła się opiniami jakichś głupich agentów...
- Dzięki tym agentom mam pracę... - zaśmiała się już nieco rozchmurzona, bo słowa bruneta naprawdę były przyjemne dla jej serca.
- Jeśli coś im nie pasuje w twoim wyglądzie - teraz się zniżył, aby wtulił siebie samego w klatkę piersiową kobiety, a przy tym marudził niczym mały chłopiec - to nie mają w ogóle gustu.
- To ludziom ma się podobać...
- Nikt nie ma gustu poza mną! - upierał się - I dobrze, bo jesteś tylko moją żoną i nie będę się z nikim dzielić!
- Dobrze, dobrze... - zaczęła reagować szczerym śmiechem, kiedy jej palce wesoło zaczepiały o włosy starszego - To ja już pójdę zrobić ci to śniadanie, bo mnie zagłaszczesz na śmierć...
- Już mam śniadanie w łóżku...
- Toji! - wrzasnęła ze śmiechem.
- Oj no dobra... - burknął, odsuwając się od brunetki - Zrób coś, co lubi Megumi... Mi to obojętne, a mu może sprawisz tym radość...
- Jest coś, co obydwaj uwielbiacie tak samo... - uśmiechnęła się, wstając z łóżka.
- Naprawdę? Co?
- Zobaczysz, kochanie...

Brunetka szybko zabrała z pokoju jakieś rzeczy, po czym popędziła do łazienki, kiedy Toji ponownie wtulił twarz w poduszkę.

Mama Megumiego nie chciała o tym mówić jego ojcu, ale zmartwienie jej wyglądem i apetytem wcale nie wynikało z troski o idealną figurę. Znaczy to też, ale teraz miała większy powód do niepokoju, ale nie dzieliła się tym z mężczyzną, bo wiedziała, że ten może to znieść jeszcze gorzej niż ona... Ale w rzeczywistości wcale nie musiało być tak jak mogło się wydawać, a mimo wszystko brunet powinien wiedzieć... Narazie o tym nie myślała, postanowiwszy skupić myśli na urodzinach Toji'ego, a przynajmniej na urządzeniu wszystkiego tak, żeby mu się podobało. Oczywiście on tak samo jak Megumi nie chciał żadnego przyjęcia ani nic, ale na szczęście w tym dniu wypadał również koniec roku, więc tak czy siak jakaś impreza musiała być...

Kiedy szybko zrobiła ze sobą porządek w łazience, potem natychmiast pobiegła do kuchni, gdzie zabrała się za smażenie naleśników, bo to właśnie to uwielbiali dwaj mężczyźni w jej rodzinie. Nie dość, że te były robione właśnie przez nią, to jeszcze miały unikalny przepis z jej rodziny... Sam fakt, że to ona tworzyła danie był o tyle istotny, że zarówno jej syn, jak i mąż, tęsknili za nią równie mocno, a każdą chwilę spędzona z nią cenili bardziej niż cokolwiek innego.

Za jakiś czas zapach pysznego śniadania przyprowadził zaspanego Megumiego, który od razu złapał za jeden z talerzy ze specjalnie przygotowanym daniem, po czym usiadł przy stole i zaczął jeść niczym wygłodniały wilk. Jeśli o tym mowa, już miał przy sobie dwójkę czworonożnych przyjaciół, którzy tylko niuchali nosami, co dobrego je syn ich właściciela. Przy tym machały ogonami, a czasem nawet wchodziły mu na nogi lub opierały przednie łapy na stole. Dopiero, gdy do środka wszedł Toji, wtedy pieski podbiegły do wyższego i to jego męczyły, aby im coś dał... Brunet westchnął ciężko, głaszcząc psy i narzekając na ich niewychowanie. Chwilę później podszedł do blatu, skąd zabrał czystego naleśnika i zaczął rozrywać, po czym rzucał pieszczochom jego syna. Te żywo łapały jedzenie i natychmiast jadły, po czym patrzyły dalej na mężczyznę, aż skończył się placek, a wtedy ten im to oznajmił. Ale te nie odpuszczały, widząc, że Toji bierze swoje jedzenie i zaczyna jeść.

Finalnie psy zaczęły skakać na zmianę przy mamie Megumiego, Megumim lub przy Tojim z nadzieją, że ci może czymś ich poczęstują. Ale kobieta częściej się śmiała, tłumacząc, że pieski nie mogą jeść ludzkiego jedzenia, mężczyzna kazał im jeść to, co mają w miskach, za to niższy brunet z ekscytacją karmił swoje pieski, głaszcząc je jak najczulej. I rodzice wiedzieli, że powinni coś powiedzieć, ale Megumi był tak rozkoszny i uroczy, kiedy karmił swoich przyjaciół, że żadne nie miało serca przerywać ich synowi... Niby nic nie mówili, ale patrzyli na siebie, rozumiejąc się bez słów.

Potem Megumi, kiedy zjadł, wyszedł z kuchni już rozmawiając z Sukuną przez telefon, a brunetka wyjątkowo nie robiła z tego powodu problemów. Wszystko dlatego, że ten niepokój znów zaczął ją nawiedzać, a im dłużej o tym myślała, tym stres w niej rósł. Teraz, kiedy znowu była sam na sam z mężem, chwilę go lustrowała, wahając się, czy powinna wszystko wyznać brunetowi czy nie... W końcu westchnęła, zwracając się do mężczyzny:

- Toji... - zaczęła niepewnie - Musimy pogadać...
- Wszystko dobrze? - spytał troskliwie starszy.
- Chodź ze mną... - złapała go za dłoń i od razu pociągnęła za sobą.

Gdy małżeństwo już usiadło w salonie, brunet spoglądał na bladoskórą poważnie, lecz z pewną czułością i ciepłem. Absolutnie nie wyrażał zniecierpliwienia i irytacji, a wręcz głębokie zrozumienie. Tymczasem kobieta błądziła wzrokiem po podłodze, czując się bardzo nieswojo i skrępowanie. Aż zaczęła się bawić palcami, lecz wtedy śniadoskóry zwinnie chwycił jej drobną dłoń i ułożył między swoimi, którymi ją delikatnie masował.

- Powiedz mi wreszcie - rzekł mężczyzna, widząc, jak to męczy jego ukochaną.
- Toji, bo...
- Im dłużej to będziesz trzymać w sobie, tym trudniej będzie ci powiedzieć... - zachowywał spokój, ale sam się zaczynał stresować.
- Chyba mogę być w ciąży... - wypowiedziała to znacznie ciszej i niepewniej.

Wtedy brunet znieruchomiał na chwilę, a jego powieki, jakby zdrętwiały. Zaraz jednak zaczął mrugać na nowo, patrząc na kobietę z wyraźnym szokiem w oczach, kiedy serce zaczęło bić mu zdecydowanie szybciej, a on spiął wszystkie mięśnie.

- Znowu mnie wkręcasz? - spytał mężczyzna.
- Okres mi się spóźnia... - westchnęła z bezsilności.
- Ja nie chcę drugiego dziecka! - wrzasnął z przerażeniem.
- Toji...
- Czyli, że twój apetyt tak urósł, bo...
- Nie wiem... - spojrzała na niego - Toji, co teraz będzie?

Nagle śniadoskóry wstał z kamienną twarzą, na co kobieta zareagowała zaskoczeniem, kiedy wciąż go obserwowała. Spytała, marszcząc brwi  ze zdziwienia:

- Co robisz?
- Idę kupić testy ciążowe - po czym ruszył ciężkim krokiem do drzwi. Zaraz jednak cofnął się, a wtedy ułożył dłonie na policzkach brunetki, pocałował ją krótko w czoło, potem w usta, w tym czasie zsuwając dłonie na jej ramiona. Wtedy dodał - A ty idź do łóżka i odpoczywaj.
- Toji, ale...
- Niedługo wrócę. Nie mów nic Megumiemu.

Po czym jeszcze przytulił ją delikatnie i już popędził do drzwi, które otworzył zdecydowanie, a zamknął za sobą z trzaskiem. Wtedy brunetka patrzyła tylko za odchodzącym mężem, czując jeszcze większy stres niż przedtem. W końcu czekała ją ta ciężka chwila niepewności, a Toji sam to napędzał, idąc po testy. Aż rozbolała ją głowa, więc faktycznie się położyła, tyle, że w salonie.

Minęło trochę czasu, a głowa rodziny wróciła do domu z małą siatką, a w drugiej ręce trzymał niewielki bukiecik jakichś kwiatków. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że właśnie w tym momencie przez przedpokój przechodził syn mężczyzny, a kiedy brunet zwrócił uwagę na ojca, wtedy ten natychmiast schował białą reklamówkę za siebie, robiąc przy tym minę pełną napięcia. Megumi zmarszczył twarz ze zdziwienia i zapytał:

- Co to?
- Nic! - niemal zapiszczał starszy, chcąc jak najszybciej pozbyć się młodszego.
- Znowu kupiłeś jakieś gówno i masz zamiar przepraszać mamę?
- Co? Nie! - gwałtownie zaprzeczył - To... - na szybko szukał wymówek - Byłem w aptece, bo mama mówiła, że boli ją głowa!
- To dlatego chowasz to przede mną? - był zbyt podejrzliwy - Chowasz przede mną środki przeciwbólowe?
- Bo... Nie ma teraz czasu! - wrzasnął, marszcząc brwi - Idę zanieść mamie jakieś proszki, a ty jej nie przeszkadzaj! - po czym uciekł do salonu.

Megumi wcale nie miał zamiaru odpuszczać, bo bardzo nie lubił, kiedy się przed nim coś ukrywało. A szczególnie ojciec, który często wpadał na genialne w jego mniemaniu pomysły, a w rzeczywistości te były beznadziejne. Brunet po cichu poszedł za mężczyzną, byleby nie dać się przyłapać...

Tymczasem spięty Toji czym prędzej podbiegł do jednej z kanap, na których leżała jego żona. Widząc ją w takim stanie, natychmiast wszystko odłożył i ukląkł przy niej, od razu sprawdzając, czy wszystko w porządku.

- Zasłabłaś? - spytał zaniepokojony mężczyzna, przejeżdżając dłonią po policzkach brunetki i szyi.
- Nie, nic się nie stało, Toji... - odpowiedziała spokojnym tonem, przykładając swoją dłoń do jego ręki, a przy tym posyłała starszemu uroczy uśmiech - Trochę rozbolała mnie głowa, więc postanowiłam odpocząć tak jak powiedziałeś...
- To dobrze - odetchnął z ulgą, kiedy kobieta usiadła, a on przy niej, biorąc z powrotem swoje zakupy. Zaczął mówić z lekka niepewnie i zestresowanie, co było do niego absolutnie niepodobne - Wiesz, kupiłem te testy, ale pomyślałem, że możesz potrzebować jeszcze czegoś, gdyby coś cię bolało...
- Toji, jesteś słodki... - zaśmiała się delikatnie, gładząc ciut ciepły policzek bruneta - A te kwiaty to...
- Ach, tak! - szybko pociągnął bukiet w stronę młodszej - To dla ciebie!
- Nie musiałeś...
- Za to, że... - nagle odłożył wszystko na bok, po czym przysunął się bliżej kobiety, po czym przytulił ją mocno, przesuwając dużą dłoń po jej brzuchu. Wtedy wymamrotał ciepło - Za to, że musiałaś wyjść za takiego idiotę jak ja... - teraz zaczął szeptać - Ale strasznie cię kocham...
- Panikujesz, prawda? - spytała spokojnie, gładząc go czule po plecach.
- Wcale nie...
- Zawsze tak się zachowujesz, kiedy się martwisz bardziej niż zwykle...
- Ja się martwię? - wyśmiał ją - Nigdy w życiu!
- Toji...
- Cholernie się boję - wyznał bezbronnie.
- Przecież to nie nasz pierwszy raz...
- Nie chcę drugie... - szybko się poprawił, mówiąc jeszcze niepewniej - To znaczy nie jestem gotowy, żeby zostać ojcem drugi raz... Ale czuję, że jesteś w ciąży...
- Nie musiałeś kupować aż dziesięciu... - zaśmiała się, zaglądając do siatki.
- Chcę mieć pewność.
- Nie chcę ich teraz robić... - nagle to ona przygasła trochę.
- Nie musisz, kochanie! Nie martw się niczym! Zrobisz je, kiedy będziesz gotowa! Ja poczekam!
- Nie chcę też, żebyś ty się dalej martwił...
- Nie myśl teraz o mnie, ty jesteś najważniejsza... Jeśli jesteś w ciąży, twoje zmartwienie może zaszkodzić naszemu dziecku...
- Toji, ale ja nie chcę być w ciąży. Mam kontrakty i... - starszy jej przerwał.
- Ciii... Nie wiemy, czy w niej jesteś. Narazie zajmij się sobą, a ja tu wszystko ogarnę...
- Na pewno?
- Kochanie... - posłał jej uśmiech - Od kilkunastu lat wychowuję samotnie syna...
- Ej!
- Dobra, dobra... - pokręcił pobłażliwie głową - Może nie tak zupełnie samotnie...
- To ja karmiłam Megumiego, gdy dopiero się urodził!
- Wiem, wiem... - wyszeptał z uśmiechem - Jesteś na swój sposób niesamowita i podziwiam cię jako matkę mojego dziecka. Ale teraz idź i zrób coś dla siebie.

Kiedy małżeństwo rozmawiało, ich syn już zdążył wrócić do swojego pokoju, gdzie nie czekał ani chwili dłużej i od razu zadzwonił do jednej z najważniejszych osób w swoim życiu.

- To jest dom wariatów! - jęknął Megumi przez telefon.
- Co się stało, słońce? - Sukuna nie powstrzymał lekkiego śmiechu.
- Teraz wymyślili sobie, że są w ciąży!
- Są?
- Tak, bo u mnie w rodzinie się mówi, że jak kobieta jest w ciąży, to ojciec dziecka też.
- Jak dobrze, że my się nie musimy martwić, że jesteśmy w ciąży... - westchnął.
- Sukuna, to nie jest zabawne!
- To co teraz będzie? - spytał już poważniej - Będziesz miał rodzeństwo?
- Nie wiem! Możesz przyjść?
- Chciałem iść na imprezę... - syknął z lekkim niezadowoleniem.
- I mnie zostawić?!
- Ty nie lubisz imprez, maluszku. Ale mógłbym cię zabrać, jakbyś chciał...
- Chcę cię u mnie w domu.
- Megumi! - jęknął.
- No co? - burknął.
- Chcę się dzisiaj napić! Jest koniec roku, chyba nie zabierzesz mi tego?
- U mnie się napijesz.
- Ciekawe czego...
- Mnie.
- Nie lubię za bardzo słodyczy... - zaśmiał się.
- Ale lubisz inne rzeczy i ja wiem jakie - zaczął go kusić - Nie minie nawet minuta, a ja i ty będziemy pod kołdrą... Bez ubrań.
- Megumi... - wzdrygnął się, czując na skórze gorący ton chłopaka.
- Chcesz, żebym rozkładał przed tobą nogi? A może już teraz to robię i wyobrażam sobie, że między nimi jesteś ty?
- Jesteś potwornie zboczony...
- Nie chcesz sprawdzić czy przypadkiem nie ma ciebie we mnie? Bo moja wyobraźnia każe mi myśleć, że twój penis właśnie ociera się o moje wnętrze...
- Megumi! - warknął - Nie zrobimy tego, bo masz starych w domu!
- Od kiedy ci to przeszkadza?
- Tobie przeszkadza, szczeniaczku.
- Weź mnie w salonie na ich oczach. A ja będę krzyczał tak jak lubisz. Masz mnie pchać tak mocno jak tylko potrafisz!
- Megumi... - westchnął - Będę wieczorem, a teraz kończę, bo muszę coś zrobić... - po czym się rozłączył.

Brunet zmarszczył brwi, czując się bezczelnie zignorowanym przez własnego chłopaka. Zupełnie nie myślał nad czym, dlaczego ten musiał akurat teraz przerwać, a Fushiguro miał w tym swój wielki udział. Mimo to jedyne co mu pozostało to też zignorować starszego i znów zejść na dół, aby powiadomić rodziców o wieczornej wizycie ich stałego gościa.

Lecz, gdy chłopak tylko zszedł, od razu poczuł niesamowicie nieprzyjemny i duszący zapach, od czego aż zaczął nieco kasłać. Wszystko wskazywało na to, że owy smród pochodzi właśnie z kuchni, także tam też szybko powędrował, aby sprawdzić, co mu przeszkadza w spokojnym oddychaniu.

Megumi ledwo wszedł do środka, a jego oczy natychmiast wychwyciły nerwowego Toji'ego kończącego kolejnego papierosa, bo w popielniczce leżała już chyba połowa paczki. Zastanawiające było to, skąd owa popielniczka się wzięła, bo w domu nigdy jej nie było...

Chłopak spojrzał na ojca ze zdziwieniem i z nutą obrzydzenia, na co ten otworzył szerzej oczy, po czym natychmiast zgasił wyrób tytoniowy, wypuszczając z siebie ostatni dym. Zaraz po tym złapał za pełną popielniczkę i czym prędzej wyrzucił ją do śmieci, udając, jakby ta sytuacja nigdy się nie wydarzyła.

- Paliłeś... - rzekł zdezorientowany Megumi.
- Co? Ja? - zaśmiał się nerwowo - Przecież ja nie palę...
- Wiem o ciąży... - spojrzał w bok.
- Megumi! - podszedł do niego, łapiąc go w ramionach mocno - Wiesz, że to nic nie zmienia?  Nadal kochamy cię tak samo...
- Nie o to chodzi... - westchnął zirytowany, po czym spojrzał na starszego - Czemu to przede mną próbowałeś ukryć? Nie jestem małym dzieckiem.
- Nie chcę, żebyś się niepotrzebnie stresował... Całe życie byłeś jeden. To pewnie dla ciebie szok, gdybyś nagle miał rodzeństwo...
- Za to ty jesteś opanowany... - rzekł ironicznie.
- Właśnie dlatego, że wiem, jaki ja jestem w temacie ciąży, chcę tego zaoszczędzić tobie. Nawet nie wiesz, jakie to szczęście, że jesteś moim synem, a nie córką...
- Co byś zrobił, przypuszczając, że byłbym dziewczyną, gdyby się okazało, że wpadłem z Sukuną? - uśmiechnął się wrednie.
- Najpierw bym dał w mordę twojemu chłopakowi, a potem kazał mu się z tobą ożenić, żeby wziął odpowiedzialność za swoje czyny.
- Poważnie?
- To ta delikatniejsza wersja... - syknął z krzywym uśmiechem - Nie każ mi mówić, do czego byłbym zdolny...
- Nie jesteś potworem, tato - zaśmiał się - Często takiego udajesz, ale w środku jesteś tylko małym, panikującym chłopcem...
- Megumi! - wrzasnął karcąco - Jak ja ci zaraz dam..!
- Wieczorem przyjdzie Sukuna. Nie upijaj go za bardzo, proszę...
- Nie piję dzisiaj.
- Ta, jasne... - parsknął śmiechem.
- Twoja mama nie lubi, gdy piję, a jest w takim stanie, że nie mogę jej denerwować.
- Wow - spojrzał na niego z udawanym podziwem - Skąd taka zmiana w tobie?
- Właśnie dlatego, że jestem odpowiedzialny, a tak poza tym... Megumi, nie pozwalasz sobie na za dużo?
- Jeśli to będzie dziewczynka, to dopiero będzie jazda... - śmiał się, patrząc na mężczyznę.

Wyższy brunet zmarszczył brwi, a jego gniew z każdą sekundą rósł coraz szybciej, a wtedy młodszy postanowił szybko wyjść z kuchni, aby już nie prowokować ojca.

Wieczorem, a konkretnie po wybiciu godziny oznaczającej ciszę nocną, w domu Fushiguro pojawił się Sukuna we własnej osobie. Nie miał za wiele czasu na ucieczkę, gdyż zaraz po wpuszczeniu go do środka, został pociągnięty przez Megumiego, który sam oparł plecy o ścianę. Nie tłumacząc wiele szatynowi, po prostu objął jego szyję rękoma, po czym zbliżył jego usta do swoich, a wtedy rozpoczął czuły pocałunek. Ryomen uległ temu natychmiast, przesuwając dłonie po biodrach chłopaka coraz wyżej, na co młodszy miał nieznaczne drgawki.
A jednak to ignorował, tylko pogłębiając pocałunek oraz sam również zmysłowo jeździł rękoma po górnym ciele piłkarza, aby tylko go lepiej poczuć.

Nagle Sukuna poczuł szturchnięcie, przez co natychmiast odsunął usta od bruneta, a spojrzał za siebie, gdzie już stał strażnik cnoty Megumiego. Wtedy młodszy śniadoskóry spytał oczami mężczyznę, a ten odpowiedział:

- Spróbuj tylko zrobić coś złego Megumiemu to zobaczysz.
- Co? - zdziwił się szatyn - Czemu miałbym mu robić coś złego? Przecież go kocham.
- Nie słuchaj go... - warknął Megumi - On teraz jest spanikowany i się zachowuje jak chory psychicznie...
- Sam jesteś chory psychicznie - odpowiedział Toji - Ze mną wszystko w porządku.
- Tak długo jak nie usłyszysz, że możesz zostać znowu ojcem... - uniósł ostro kąciki ust w górę.
- Megumi! Czy możesz przestać się ze mnie naśmiewać? To wcale nie jest zabawne...
- Właśnie, Megumi... - wtrącił się Sukuna - To nie jest łatwa rzecz dla mężczyzny...
- Bądźcie grzeczni - burknął Toji, czując mimo wszystko zrozumienie u chłopaka swojego syna, po czym poszedł do sypialni.

Tymczasem niższy brunet spoglądał na ukochanego z wyrzutem, dlaczego ten wspiera jego ojca, a nie jego. Szatyn jednak wzruszał ramionami, , ale szybko wpadł na nowy plan. Uśmiechnął się chytrze, po czym wyszeptał młodszemu:

- A może zobaczymy, co robią twoi rodzice?
- Pojebało cię? - wrzasnął Megumi.
- Nie chcesz się jeszcze ponabijać ze swojego starego? - mówił przekonywująco.
- Nie... - kłamał.
- No dawaj, Megumi! - uśmiechał się.
- No... Tylko trochę!

Po czym obydwaj szybko podbiegli do uchylonych drzwi od sypialni rodziców Megumiego, gdzie w oczy od razu rzucił im się widok pary leżącej na łóżku. Brunet z czułością obejmował od tyłu kobietę, sunąc dłonią po jej brzuchu, za to ta, jakby próbowała usnąć. Przy tym młodsza para usłyszała:

- Toji... - rzekła łagodnie brunetka - Przeszkadzasz mi...
- W czym? - udawał małego chłopca, który nie rozumie.
- Chcę odpocząć.
- Zawsze lubiłaś, gdy cię przytulałem... - odpowiedział, jakby z cichym wyrzutem.
- Ach... - nagle ją olśniło i zmieniła stosunek do męża - Przepraszam, kochanie... Po prostu się denerwuję...
- Co by nie było, będzie dobrze - wyszeptał, przysuwając usta do jej szyi - Już kiedyś byliśmy w ciąży i to przetrwaliśmy...
- To było nasze pierwsze dziecko, a nie drugie. Teraz wszystko przewróci się do góry nogami, Toji... Właśnie, Megumi... Musimy z nim o tym porozmawiać.
- Megumi już wie...
- I jak to znosi?
- Wyjątkowo dobrze - burknął z lekką irytacją.
- Co? - uśmiechnęła się, słysząc ton głosu mężczyzny - Coś nie tak?
- Śmieje się ze mnie.
- Nie przejmuj się, skarbie. To na swój sposób urocze, że tak panikujesz...
- Wcale nie panikuję!
- Toji, kogo chcesz oszukać? Przecież znam cię lepiej niż ktokolwiek inny, znam twoje wszystkie słabości... I wiem, że ze wszystkich twoich lęków najbardziej przeraża cię ciąża.
- Cicho bądź, bo pożałujesz... - burknął.
- Tak? - zaśmiała się.
- Tak - po czym nagle zaczął ją łaskotać.
- Toji! Przestań! - dalej się śmiała przy narwanych ruchach.

Wtedy Sukuna odciągnął Megumiego i pociągnął na schody, skąd przeszli prosto na górę. Idąc już do pokoju młodszego, szatyn stwierdził:

- Twój stary wygląda na szczęśliwego z twoją mamą...
- Za to on ją ciągle wkurza.
- Ona to lubi - zaśmiał się.
- Skąd wiesz? - spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Nie przypomina ci to kogoś?
- Nie...
- To nieważne - pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem, delikatnie czochrając mu włosy - Zresztą od razu to widać. Gdyby tego nie lubiła, byłaby z nim dalej? Jest ładna, bogata... Spokojnie mogłaby znaleźć sobie nowego faceta. Ale tego nie zrobiła, a dlaczego? Bo kocha twojego starego, bo on ma w sobie coś, czego nie ma nikt inny.
- Od kiedy piłkarzyki są takie inteligentne? - spojrzał na niego z wyrzutem.
- Dobrze się ukrywamy - posłał mu ciepły uśmiech - żeby tym onieśmielać takich słodziaków jak ty - Megumi na te słowa delikatnie uniósł kąciki ust w górę - Wtedy łatwiej je zabrać do łóżka...
- Ty świnio! - wrzasnął, po czym uderzył mocno starszego w ramię.
- Ała! - drgnął, śmiejąc się - Za co to?
- Wynoś się! - szybko wbiegł do swojego pokoju, łapiąc za drzwi - Idź sobie na tę swoją imprezę! - po czym trzasnął drzwiami.
- Megumi no!

Sukuna musiał przez chwilę siedzieć przed pokojem ukochanego i domagać się wpuszczenia go niczym zagubiony kot, ale w końcu wszedł do środka.

Jakiś czas później do piłkarza ktoś zadzwonił, kiedy akurat jego język już zdążył wejść w ciekawą interakcję z językiem Megumiego. Chłopak bez odrywania się od młodszego, kątem oka zerknął na ekran telefonu, a wtedy z niechęcią odsunął usta od ukochanego.

- On to chyba robi specjalnie... - westchnął szatyn.
- Co? - spytał, również spoglądając na ekran telefonu, a wtedy zdziwił się - Skąd masz numer mojego ojca?!
- Dał mi kiedyś... - odpowiedział przelotnie - Co on ma, jakiś radar, żebyśmy tylko nie posunęli się za daleko...

Po czym odebrał, chociaż niechętnie.

- Co? - spytał Sukuna.
- Cohodź, idziemy pić - odpowiedział Toji.
- Megumi mi nie pozwala - zaśmiał się, spoglądając na naburmuszonego chłopaka.
- To nie zaproszenie. Masz się ze mną napić albo nie wchodzisz do rodziny.
- Nie no! Jak tak to nie mam wyboru!
- Czekam na ciebie na dole - po czym się rozłączył.

Sukuna szybko zszedł z łóżka, zostawiając samego Megumiego, a ten patrzył na niego zdziwiony:

- Gdzie idziesz?! Mieliśmy przecież...
- Przykro mi, szczeniaczku, ale twój ojciec postawił mnie przed oczywistym wyborem - przy czym zapinał spodnie.
- Idziecie pić? - westchnął.
- Nie mam wyboru!
- Jasne...
- Zagroził mi tym, że nie wejdę do rodziny!
- Może w ogóle z nim weźmiesz ślub... - warknął, spoglądając w bok z irytacją.
- Z nim? - zaśmiał się - Po co?
- Tak się z nim dobrze dogadujesz i w ogóle... Nawet wolisz z nim pić niż iść ze mną do łóżka...
- Od wszystkiego wolałbym iść z tobą do łóżka, ale teraz i tak mógłby nas nakryć twój ojciec i i tak byśmy tego nie zrobili...
- Idę z tobą...

Piłkarz posłał młodszemu uśmiech, wyciągając do niego dłoń. Chwilę później zeszli na dół, kiedy brunet mocno trzymał rękę starszego, jakby chciał go ochronić przed mocną głową swojego ojca.

Gdy ten ich zobaczył, machnął tylko ręką, odsuwając krzesło dla szatyna. Sukuna nie czekał długo i zaraz usiadł przy stole, na którym stało kilka szklanych butelek raczej mocnego alkoholu. Nie zdążył nawet zauważyć, kiedy przed nim pojawił się napełniony kieliszek. Ten mówił sam za siebie, więc chłopak niewiele myśląc wziął naczynię w rękę, szybko stuknął nim o kieliszek starszego, a następnie ci razem wypili. I tak zrobili jeszcze kilka kolejek, a w tym czasie Megumi usiadł trochę dalej od nich, oglądając to żałosne przedstawienie. Już nawet nie czuł żalu do dwójki, że ci zajęli się sobą i przestali zwracać uwagę na najważniejszą osobę z tej trójki. Właściwie to Toji był dzisiaj najważniejszy i z tego też powodu kazał Sukunie pić, ale mimo wszystko rozpieszczony bladoskóry uważał, że to jemu powinni poświęcać uwagę. Tymczasem jego ojciec i przyszły mąż dobrze bawili się sami ze sobą, wlewając w siebie coraz to kolejne procenty.

- Ty wiesz, co ja robiłem w twoim wieku?! - nagle wypalił wyższy brunet.
- No co?! - spytał zaciekawiony szatyn.
- A weź! - zaczął się głośno śmiać, kręcąc głową - Za dużo tego jest...
- Pewnie już zdążyłem odwalić więcej... - specjalnie podpuszczał go, aby ten coś powiedział.
- Słuchaj! - dał się sprowokować - Kiedyś podpaliłem połowę szkoły, bo mnie jedna szmata wkurzyła! - opowiadał ze śmiechem - Musieli wszystkich ewakuować i jak debile szukali winnego, ale do tej pory nie znaleźli!
- Co za idioci! - pokręcił głową, odwzajemniając śmiech.
- Albo..! Byłeś kiedyś pod damskimi prysznicami?!
- Nie...
- Ha! Ja byłem! - brzmiał, jakby z dumą.
- Szybki numerek z młodą nauczycielką?
- Skąd wiedziałeś?! - spojrzał na niego zdumiony.
- Zgadywałem...
- I to się nazywa mój chłopak! - poklepał go zdecydowanie po ramieniu, lejąc w siebie kolejną porcję.

Ryomen patrzył na pijanego Tojiego życzliwie,  ale ostatecznie nie potrafił ugryźć się w język i z wrednym uśmieszkiem rzekł:

- Robiłem Megumiego na tym stole.
- Sukuna! - wrzasnął młodszy, czujac jak ogarnia go natychmiastowe zawstydzenie.
- Ja tu robiłem jego matkę więcej razy niż ty masz lat! - odpowiedział Toji.
- Tato! - powtórzył Megumi, patrząc na ojca z oburzeniem.
- Na blacie też? - uśmiechał się Sukuna.
- W każdym możliwym kącie tego domu - odpowiadał starszy brunet.
- Jesteście obrzydliwi! - bladoskóry marszczył brwi z zażenowaniem.
- Nieźle... - przyznał szatyn.
- Ale jeśli ty zbliżysz się do Megumiego przed ślubem, osobiście odrąbię ci łapy - uśmiechnął się krzywo.
- Chyba trochę za późno, staruszku...
- No to spróbuj jeszcze raz.
- Brzmi kusząco...

Megumi patrzył na dwójkę, czując, że zaraz wyjdzie z siebie. Ci rozmawiali ze sobą językiem, jaki rozumieli tylko oni sami, a przy tym byli niesamowicie chamscy i wulgarni, czego nie przyjmowały niewinne i dobrze wychowane uszy młodszego. Zaczął żałować, że w ogóle zaprosił tu dzisiaj szatyna i nie pomyślał o tym, co się może stać, kiedy jego chłopak i ojciec razem usiądą do wódki. Przecież oni obydwaj byli mentalnymi piłkarzykami, więc musieli mieć na pewien sposób nić porozumienia, przez którą jeszcze się nie pozabijali.

Nagle pijany Sukuna wrzasnął:

- Megumi jest tak słodki, że ja pierdole! Dziękuję, że się urodził!
- Zawsze był taki słodki! - dodał Toji ze wzruszeniem - Pamiętam jak powiedział swoje pierwsze: ,,tata"... Albo jak czytałem mu bajki, a on mi wyrzucał książki z rąk, bo mu się nie podobało, a to mały gówniarz!
- Taki był niegrzeczny?!
- Jedzenie wolał rozrzucać po całym domu lub się nim brudzić zamiast jeść! A jak go wsadzałem do fotelika to zaczynał płakać i marudził!
- Przestańcie! - wrzasnął najmłodszy - Może jeszcze mu opowiesz, jak sikałem do nocnika?!
- Szybko się przerzuciłeś z pieluch na nocnik! Ale to nic dziwnego! W końcu jesteś moim synem! - Toji niemal pękał z dumy.
- Czyli zawsze był taki mądry! - dodał Sukuna z uznaniem.
- Zamknijcie się już! - wybuchnął Megumi - Życzę wam, że będziecie mieli jutro takiego wielkiego kaca, że się nie pozbieracie! - po czym wyparował z kuchni.

Toji i Sukuna obejrzeli się za młodszym, po czym wrócili do picia i obgadywania go jak i reszty. Potem jeszcze zaczęli sobie coś podśpiewywać lub toczyli pojedynki na ręce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro