TOM 2 - Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

9/10
*-*-*-*-*

Suzanne stanęła przed drzwiami do gabinetu dyrektora z duszą na ramieniu. Była przerażona, nie wiedziała czego się spodziewać tym bardziej, że nie chciał by ktokolwiek oprócz Huncwotów i Potter' ów kiedykolwiek dowiedział się o założycielach. W końcu uznała, że i tak już nic na to nie poradzi, pod wpływem nagłej dawki odwagi zapukała do drzwi. Kiedy usłyszała zaproszenie weszła do środka. Spodziewała się wszystkiego, wyzwisk, podważania jej inteligencji, no po prostu wszystkiego, no ale nie tego co zastała w środku. Albus stała zaraz przy drzwiach, jak dziecko, które czekało na coś słodkiego. Staruszek był tak podekscytowany, że zadawał jedno pytanie za drugim, Suzanne jedynie patrzyła na niego w szoku. Usiedli przy biurku, ale Albus nie przestawał mówić. Na początku stwierdziła, że nie zaszkodzi zaczekać. Jednak kiedy monolog dyrektora dobijał do dziesiątej minuty postanowiła mu przerwać.

- Dziadku, spokojnie. Zacznijmy od początku.  - powiedziała spokojnie i z niemałym rozbawieniem. - Mam czas.

- Jak? Powiedz mi jak? - zapytał niezwykle podekscytowany. - Jestem pewien, że to nie twoja zasługa, że Wielka Czwórka żyje, dlatego pytam jak?

- Masz rację to nie moja zasługa. - przyznała. - Salazar stworzył zaklęcie nieśmiertelności, dzięki niemu udało mi się wskrzesić James' a i Lily.

- Zaklęcie nieśmiertelności... - powtórzył w szoku. - I dzięki niemu wskrzesiłaś Potter' ów?

- No, na pewno zaklęcie miało w tym swój udział. - odparła, widząc zaciekawienie i zniecierpliwienie na twarzy dziadka stwierdziła, że skoro już wie o założycielach to może wyjaśnić mu sprawę z rytuałem. - Może lepiej, jak opowiem wszystko od początku.

- Tak będzie najlepiej. - zgodził się starzec z iskierkami zafascynowanie w oczach. Suzanne na ten widok miała ochotę się roześmiać, na pewno nie wiele osób miała okazję zobaczyć wielkiego Albusa Dumbledore' a w takim wydaniu.

- Kiedy umieściłeś mnie w moich kwatera często zdarzało mi się rozmawiać z Salazarem, tym z portretu. - wyjaśniła. - Z chęcią opowiadał mi o swojej przeszłości i o swoich dzieciach oraz o stosunkach z Godrykiem, Roweną i Helgą. Kiedyś wspomniał mi o Komnacie Tajemnic. Zainteresowana tym tematem zaczęłam szukać jakichś informacji na ten temat. Tak dotarłam do Harry' ego, wszystko mi opowiedział, a ja stwierdziła, że udam się do Komnaty i przeszukam ją dokładnie. Odkryłam, że zostały tam umieszczone kwatery Salazara, no i dowiedziałam się, że Wielka Czwórka wcale nie zginę tylko dobrze się ukrywała i obserwowała wszystko z ukrycia. - w tym momencie Suzanne przerwała. Dobrze pamiętała słowa przepowiedni, nie była do końca pewna czy chce o tym powiedzieć dziadkowi. Ufała mu, ale nawet Harry nie znał całej prawdy. Czy była gotowa by mu o tym powiedzieć?

- Księżniczko, wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony milczeniem wnuczki. Dziewczyna westchnęła zdenerwowana, zdecydowała.

- To co Ci teraz powiem jest dla mnie trudne. - powiedziała dokładnie obserwując reakcje Albusa, staruszek delikatnie się spiął, a na jego twarzy pojawił się pocieszający uśmiech. - Harry jest Wybrańcem, o czym dobrze wiesz. Znasz przepowiednie, bo została ona wypowiedziana w twojej obecności. Czy jesteś w stanie przekazać mi ją słowo w słowo? - Dumbledore spojrzał na nią zaskoczony, ale po chwili skinął głową i zaczął mówić.

- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...
Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli. A narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...
A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna...
I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...
Z pomocą Dziedzica przyjdzie mu pokonać Moce Ciemności... - teraz zrozumiał, wiedział  dlaczego go o to zapytała, chciała dowiedzieć się czy rozumie słowa przepowiedni, ale jak miałby ich nie zrozumieć. Kontynuował. -
Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...

- Wiesz o kim mowa, prawda? - spytała, ale wcale nie musiała. Widziała po jego mimice, że dobrze zdaje sobie sprawę, że to o nią chodzi. W jego oczach zaczęły błyszczeć łzy, nie myśląc wstała z miejsca i podeszła do niego, mocno go przytulając.

- Skąd wiesz? - zapytał szeptem.

- Sal mi powiedział. - odpowiedziała równie cicho. - Musisz wiedzieć, że istnieje jeszcze jedna przepowiednia, która ma bezpośredni związek ze mną i pośredni z Harrym.

- Jeszcze jedna? - spytał i otrząsnął się. Gryfonka skinęła głową.

- Powiedzieli mi o niej. Została im wypowiedziana jeszcze przed założeniem Hogwartu. - Dumbledore patrzył na nią zdenerwowany i przerażony. - Chcesz ją usłyszeć?

- Ta...Tak. - wyjąkał.

- Czterech Największych zjednoczy się w chwale, a imiona ich będą przez wieki wysławiane, powodem będzie zamek na wielkiej skale.
Córka z nich czterech potężnych zrodzona, ogromną mocą zostanie obdarzona.
Dane Jej będzie wielkich czynów dokonać, w tym Mroczne Siły na zawsze pokonać.
Gdy nadejdzie czas, a Czarny Pan naznaczy Chłopca jako równemu sobie, Ona rozsądnie stanie po Jego stronie, by wspomóc Wybrańca w straszliwej wojnie.

- Na Merlina, wszystko się zgadza. - zaszlochał. - Teraz to wszystko staje się takie jasne. Mamy dwóch Czarnych Panów, Grindelwald został pokonany, ale nie umarł. On i Voldemort są Siłami Ciemności, które musicie zniszczyć.

- Wiesz co to oznacza? - zapytała, a on spojrzał na nią z niezrozumieniem. - To będzie koniec Czarnych Panów. Zło będzie istnieć, ale nie tak silne, jak teraz.

- Racja, ale najpierw musi się Wam udać.

Albus zdążył się już uspokoić, ale Suzanne ani myślała się od niego odsunąć. Po raz pierwszy od wielu lat poczuła się, jak małe dziecko i nie żałowała tego. Przez te dziesięć lat brakowało jej rodziny, mogła mieć lepsze kontakty z dziadkiem, ale to nie znaczy, że babcię kocha mniej. Albus był względem niej bardziej ulgowy i przymykał oko na jej wybryki, dlatego łatwiej im było znaleźć wspólny język. Czuła się teraz, jak mała dziewczynka, która siedziała u dziadka na kolanach i słuchała różnych bajek, jednak teraz było to szczerą prawdą, przyszłością z którą będą musieli się zmierzyć. Chciała korzystać z tego momentu póki może.

- Harry wie? - zapytał wyrywając ją z rozmyślań. - O tej przepowiedni?

- Nie potrafiłam mu tego powiedzieć. - przyznała przeklinając swoją słabość.

- Wie o przepowiedni Sybili. - powiedział patrząc na wnuczkę z czułością i miłością.

- Wiem.

- Jeśli to dla Ciebie trudne, nie musisz mi już dzisiaj nic opowiadać. Dokończymy kiedy indziej.

- Nie, opowiem. - westchnęła i zaczęła ponownie opowiadać. - Schodziłam do Komnaty dość często, rozmawiałam z nimi, poznawałam i ogólnie miło spędzaliśmy czas. W grudniu przedstawiłam Wielką Czwórkę Harry' emu, bardzo się polubili. Wtedy też dowiedzieliśmy się o kontrakcie.

- Jakim kontrakcie? - spytał zaniepokojony.

- Nasi dziadkowie zawarli umowę, że gdyby jedna z rodzin wymarła, druga ma przejąć wszystkie ich przywileje. - wyjaśniła. - W obecnej sytuacji, zgodnie z kontraktem Harry w dniu swoich 17 urodzin otrzymuje tytuł Lorda Potter' a Morningstar' a, a ja w moje 17 urodziny tytuł Lady Morningstar Potter. Niedługo musimy udać się do Gringotta, aby dopełnić formalności.

- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? - zapytał lekko naburmuszony.

- Chciałam zachować fakt o założycielach w sekrecie. - odparła. Albusa nagle olśniło.

- Bal... - wyszeptał. - To po to byłaś w tedy w łazience w trakcie balu, chciałaś zejść do Komnaty.

- Zgadza się. Nie czułam się na siłach, żeby zostać dłużej, dlatego chciałam wrócić i się przebrać. - wytłumaczyła. - Gdyby nie Rowena w życiu nie dałabym się namówić na ten bal. - przyznała i się roześmiała. - Kiedy powiedzieliśmy im, że nie mamy zamiaru iść na bal, tak się wkurzyli, że zaciągnęli nas do garderoby i na siłę przebrali. - dyrektor słysząc to również się roześmiał.

- Dlaczego tak bardzo nie chcieliście iść na bal? - zapytał zaciekawiony.

- Tu przechodzimy to kwestii z Potter' ami. - zaczęła. - Razem z Salem znaleźliśmy sposób na wskrzeszenie zmarłych. Kamień Wskrzeszenia przywoływał duszę z zaświatów, zaklęcie nieśmiertelności łączyło je z ciałem, które powstało przy użyciu Eliksiru Życia.

- Po to był Ci Kamień Filozoficzny. - stwierdził.

- Dlatego nie chcieliśmy iść na bal. Eliksir był w trakcie warzenia. - powiedziała. - W marcu przeprowadziliśmy rytuał, który zakończył się sukcesem. Od tamtej pory James i Lily mieszkali z założycielami.

- Niesamowite! - zawołał jakiś obcy głos. Suzanne lekko zbladła, rozejrzała się po pomieszczeniu i zauważyła, że wszyscy dyrektorowie z portretów patrzą na nią zafascynowani. Gryfonka lekko się zarumieniła, mogła pomyśleć o obrazach, przez cały ten czas siedziała na kolanach swojego dziadka obejmując go. Odchrząknęła i wstała z miejsca i usiadła na fotelu naprzeciwko. Albus przez chwilę milczał, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.

- Bardzo zabawne. - stwierdziła z grymasem niezadowolenie na twarzy.

- Przepraszam Księżniczko, po prostu... - nie mógł dokończyć, ponieważ na nowo się roześmiał. Kiedy już się uspokoił zwrócił się do portretów. - Będę Wam wdzięczny jeśli zachowiecie usłyszane informację dla siebie. - zewsząd można było usłyszeć pomruki zgody. Suzanne nagle nawiedziła pewna myśl.

- Dziadku, skąd ty w ogóle wiedziałeś, że rozmawiałeś z Salem, Godrykiem, Roweną i Helgą? - zapytała szczerze ciekawa odpowiedzi. - Przecież byli pod wpływem eliksiru, nie powinieneś wiedzieć.

- Och! To dość ciekawe, bo widzisz kiedy wszyscy siedzieliśmy wspólnie przy stole można było wyczuć dużą mieszankę magi, ale ja jako, że siedziałem najbliżej założycieli  byłem w stanie poczuć różnicę. - wyjaśnił z uśmiechem, wszystkie portrety w pomieszczeniu słuchały go z zapartym tchem. - Ich magia była o wiele potężniejsza, silniejsza i co ciekawe znajoma. Czułem ją tylko kilka razy, podczas moich spacerów po zamku, no i wtedy kiedy przebywam z tobą.

- Proszę? - zapytała zbita z tropu.

- Dla Ciebie ich magia jest naturalna, dlatego nie czujesz różnicy. - wytłumaczył. - Ja, miałem z nimi styczność o wiele rzadziej i po raz pierwszy twarzą w twarz. Magia każdego z nich jest inna, ale idealnie się dopełnia. Kiedy siedzieli tak razem ich magia przeplatała się tworząc jedność. To samo czuję tylko wtedy kiedy przebywam z tobą.

- Ale to oznacza...

- Twoja magia jest mieszanką magi całej czwórki. - wyjaśnił. - Jednak przy tobie można wyczuć jeszcze coś. Coś takiego czułem tylko przy tym brunecie.

- Przy Godryku? - w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. - Godryk jest prawnukiem Merlina, jego magia przechodziła na kolejne pokolenia, aż dotarła do mnie.

- Ma to sens. - przyznał Albus. - Będziemy musieli to sprawdzić, ale teraz myślę, że to już koniec, nie chcę Cię bardziej męczyć. Do zobaczenia na kolacji, Księżniczko.

- Do zobaczenia. - pożegnała się i ruszyła do drzwi, ale za nim wyszła obróciła się w jego stronę i krzyknęła. - I nie mów do mnie Księżniczko!

Do gargulca odprowadził ją śmiech dziadka.

*-*-*
Następny pojawi się dopiero późno w nocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro