TOM 2 - Rozdział 50

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

8/14
*-*-*-*-*

Suzanne nie spała zbyt wiele tej nocy. Odpowiadanie na pytania podekscytowanego Salazara i powstrzymywanie go od próby ujeżdżania bazyliszka, było wybitnie męczące i zajęło większość jej czasu poświęconego na sen. Oczywiście żaden z pozostałej trójki założycieli nie zamierzał jej pomóc. Uznali to za genialną karę dla dziewczyny, za sprowadzenie nowego "pupilka" Salazara. Wróciła do swoich kwater zaraz po tym, jak usłyszała, że Slytherin rozważa nazwanie Króla Węży Pimpuś, nawet jego własny portret strzegący przejścia do jej kwater wydawał się zażenowany zachowaniem oryginału.

Gryfonka odpłynęła, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki i obudziła się godzinę później, kiedy do jej otępiałego umysłu dotarło, że musi zacząć warzyć eliksiry z listy dyrektora. Z jękiem niezadowolenia wstała z łóżka i udała się do łazienki, biorąc zimny, a przy tym bardzo pobudzający prysznic. Dla pewności, postanowiła zażyć eliksir pobudzający, zdecydowanie nie planowała zasnąć nad kociołkiem. Ubrała się w trochę na nią za dużą bluzę z kapturem i lekko obcisłe legginsy, do tego założyła zwyczajne trampki. Włosy związała w wysokiego kucyka, aby przypadkiem żaden nie wylądował w eliksirze. Zadowolona z tego, że ma jeszcze trochę czasu, zaczęła przeszukiwać torebkę z rzeczami, które miała ze sobą w Ameryce. Spotkanie Scamander'a nie obyło się bez zdobycia wielu przydatnych ingrediencji, o które prosił hogwardzki Mistrz Eliksirów. Oczy Severusa aż się świeciły kiedy tylko zobaczył Demimoza, co prawda było to bardzo krótkie spotkanie, bo ten szybko zniknął im z oczu stając się całkiem niewidzialnym. Jego włosy na pewno posłużą Snape'owi w eliksirze niewidzialności, który notabene znajdował się na liście. To dość głupie, skoro członkowie Zakonu mogą użyć po prostu zaklęcia kameleona. "Chyba, że są nieletni i mają namiar." - zaświtało jej w głowie. Mądre zagranie, ale co im po tym, skoro eliksir działa przez kilkanaście minut, wszystko zależy od danych fizycznych i zażytej dawki.

Kiedy zadowolona stwierdziła, że ma już wszystko, opuściła swój pokój i ruszyła w kierunku sali do eliksirów, nie miała żadnych wątpliwości, że to właśnie tam ma się udać. Weszła do pomieszczenia równo o piątej, a pierwszą rzeczą którą zobaczyła była lekko zdezorientowana twarz Severusa Snape'a.

Severus mało spał tej nocy. Starał się za wszelką cenę ułatwić im pracę na następny tydzień. W końcu mieli do zrobienia masę różnorodnych mikstur, a tylko kilka dni, żeby je wykonać. Z ulgą przyjął widok świeżych składników, które, dzięki Merlinowi, kompletował Slughorn. Gdyby to Albus się za to zabrał, to nigdy nie otrzymał był ingrediencji o tak dobrej jakości. Nie wiedząc za co się zabrać na początku, zaczął układać nowe składniki na półkach, przy okazji rozmyślając na zdarzeniami sprzed kilku godzin.

Gdy tylko opuścił gabinet Albusa, pogrążył się w rozmyślaniach o pewnej blondwłosej Gryfonce, która była jego. "Wreszcie była jego." - pomyślał zadowolony. To zabawne, że przez cały ten czas ganiali się w kółko i uświadomili sobie, że są dla siebie stworzeni w bardzo niekonwencjonalny sposób. Nie przeszkadzało mu to, a wręcz przeciwnie, był tym zachwycony. Jednak na myśl o dziewczynie w jego głowie pojawiał się obraz notatnika Suzanne i kilka czarnych scenariuszy z nim związanych. Jak na razie postanowił zostawić sprawę skórzanej książeczki w spokoju. Miał ważniejsze rzeczy na głowie. Był tak zajęty pracą i rozmyślaniem, głównie tym drugim, że nie zwrócił uwagi na mijający czas. Kiedy zmęczenie dało mu o sobie znać, stwierdził, że przyda mu się chodź godzina drzemki. Ruszył w stronę wyjścia i już miał złapać za klamkę, kiedy to drzwi same się otworzyły, ukazując mu niesamowitą blondynkę o pięknych, błękitnych oczach.

- Dzień dobry. - przywitał ją lekko nieprzytomnie. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.

- Dzień dobry.

Po chwili wpatrywania się w siebie, Severus przesunął się na bok robiąc przejście dla Gryfonki, ta chętnie z tego skorzystała i weszła do sali. Mistrz Eliksirów rozejrzał się instynktownie po, jak na razie pustym korytarzu i zamknął drzwi, zabezpieczając je dodatkowo kilkoma osłonami.

- Od czego dzisiaj zaczynamy? - zapytała podchodząc do swojego stanowiska. Wyciągnęła z kieszeni kilka składników i ułożyła je równo na blacie, zaraz obok innych ingrediencji. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się widząc, że dzisiaj nie nosi swoich zwyczajowych, czarnych szat. Zamiast tego miał na sobie czarną koszulę i tego samego koloru, eleganckie spodnie w kant. Zawsze ubierał się tak, gdy wiedział, że będzie u siebie, gdzie był pewien, że nie przyjdzie nikt nie powołany. Suzanne widziała go w tej kreacji nie raz, głównie gdy byli sami w jego kwaterach.

- Wielosokowy. - odparł, udając się na wolne miejsce. Przez chwilę stał w bezruchu, jakby nad czymś się zastanawiając, po czym ruszył w stronę składziku, gdzie trzymał już gotowe mikstury. Jednak został zatrzymany w połowie drogi przez drobną osóbkę stojącą na jego drodze z fiolką znajomej substancji w ręku. Eliksir pobudzający.

- Pomyślałam, że może ci się przydać. - stwierdziła podając mu eliksir, już po chwili stała przy swoim stanowisku, przygotowując skórkę z boomslanga. Wokół niej ustawionych było pięć kociołków, co oznaczało, że Suzanne nie planuje próżnować. Zaskoczony zażył od razu eliksir z ulgą stwierdzając, że nie zaśnie na stojąco, przynajmniej przez następne kilka godzin.

Pracowali w przyjemnej ciszy, tak właściwie całkiem ignorując obecność tego drugiego. Atmosfera była... inna. Ani ciężka, ani miła, po prostu była, istniała. Nie dało się tego inaczej opisać. W pewnym momencie dotarło do Snape'a, że to może ten czas, gdy powinien jej to powiedzieć. Wiedział, że nie będzie mu z tym łatwo, ale przecież kiedyś musi się to skończyć. Spojrzał kontem oka na Gryfonkę i lekko niepewnie zaczął.

- Suzanne?

- Hm? - mruknęła dziewczyna nie podnosząc wzroku.

- Suzanne, ja... - przerwał chociaż zrobił to wbrew sobie, chciał to już z siebie wydusić. "Przecież to nie jest takie trudne!" warknął w myślach. Odchrząknął i ponownie przeniósł wzrok na Gryfonkę. - Ja przepraszam.

Blondynka, kiedy w końcu dotarł do niej sens słów mężczyzny, spojrzała na niego w szoku. Nigdy nie sadziła, że usłyszy takie słowo wprost z ust samego Severusa Snape'a.

- Wiem, że to co powiedziałem było nie do przyjęcia i zrozumiem jeśli mi nie wybaczysz. - kontynuował nieporadnie. Suzanne postanowiła ukrócić jego cierpienia.

- Sev, ja już dawno przestałam się na ciebie gniewać. - odparła krzyżując ramiona na piersi. - Po prostu czekałam aż się przełamiesz.

- Czyli... Czekaj!? Od dawna jest między nami wszystko okej, a ja, jak idiota trzymam się na dystans w obawie, że oberwę jakimś przypadkowym przedmiotem!? - jego głos z każdą chwilą był coraz głośniejszy.

- To, że ci wybaczyłam nie oznacza, że między nami wszystko było okej. - wyjaśniła mu na spokojnie. - Zawiniłeś i ty dobrze o tym wiesz. Przeprosiny były czymś oczywistym, byłam po prostu ciekawa ile będę musiała czekać.

- No i się doczekałaś. - odburknął Mistrz Eliksirów wracając do swojego kociołka. Przez swoje usilne próby w zignorowaniu irytującej Gryfonki nie zauważył, że Suzanne odeszła od swojego stanowiska i stała teraz za nim. Zrozumiał to dopiero, kiedy poczuł, że delikatne ramiona dziewczyny oplatają go w tali.

- W takim wypadku przydałoby się odpowiednio pogodzić. - wymruczała w jego plecy, mocniej się w nie wtulając.

- Ach tak? - zapytał, odwracając się gwałtownie w jej stronę, przez co teraz uczepiła się jego torsu. - Na przykład jak?

- A tak. - odpowiedziała pociągając go w swoją stronę, przy okazji składając na jego ustach namiętny pocałunek, który błyskawicznie został odwzajemniony.

Severus poczuł się jakby nagle zburzono ogromny mur trzymający wszystkie jego pozytywne emocje, schowane głęboko w jego wnętrzu. Wreszcie mógł w spokoju rozkoszować się swoją ukochaną, nie bojąc się, że ta jest na niego zła. Wszystko mu wyjaśniła, a on to pojął i wyrył w swoim umyśle na stałe. Mile zaskoczony, podniósł dziewczynę i posadził ją na blacie przybliżając się do niej, na tyle blisko, że był w stanie wyczuć jej krągłości.

Gryfonka zadowolona z obrotu spraw skrzyżowała ręce na karku Mistrza Eliksirów i przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie. Brakowało jej tego, naprawdę brakowało. Już nie raz prawie się złamała i chciała iść do niego, żeby się pogodzić. Na szczęście, jej chęć wytrwania w postanowieniu wygrała ze słabością wynikającą z tęsknoty za ukochanym, a teraz możemy podziwiać tego efekty. Wniosek jest prosty, warto było poczekać.

W końcu musieli się od siebie oderwać, bo niestety zabrakło im tlenu. A wraz z opamiętaniem, przyszła świadomość, że mają do uwarzenia jeszcze przynajmniej pięćdziesiąt kociołków różnego rodzaju eliksirów. Chcąc, nie chcąc musieli wrócić do pracy, jednak ta minęła im teraz w o wiele lepszym humorze.

- Masz jakieś plany na wieczór? - spytał od niechcenia Severus.

- To zależy, od tego czy dzisiaj skończymy z Wielosokowym. Ale obecnie nic nie planuję. - odparła spoglądając na niego z zaciekawieniem.

- Przyjdź do moich kwater przed ciszą nocną. - powiedział, po czym oboje kontynuowali pracę w całkowitej ciszy, zakłócanej jedynie przez bulgotanie mikstur, dźwięk siekania i miażdżenia ingrediencji.

Kiedy zaczął się zbliżać czas zajęć do Suzanne dotarła krótka notka od Albusa, w której napisał, że jest zwolniona z lekcji do końca tygodnia. Dzięki temu mogła już całkiem poświęcić się warzeniu Eliksiru Wielosokowego. Jednak kiedy jej żołądek zaczął się domagać posiłku, była zmuszona udać się do Wielkiej Sali na obiad. Jakoś żadne z nich nie pomyślało o zawołaniu skrzata. Jednak kiedy o tym pomyślała było już za późno, przez co była zmuszona znosić hałas panujący w sali. Usiadła na swoim miejscu z delikatnym uśmiechem witając się z przyjaciółmi, trochę się zdenerwowała nie widząc wśród nich Harry'ego. Jednak została uspokojona przez Draco, który wyjaśnił, że Harry udał się do Komnaty. Przez chwilę naprawdę była spokojna, przez chwilę, ale to zawsze coś. Już miała pobiec do Komnaty Tajemnic, żeby pomóc przyjacielowi, gdyby ten przypadkiem trafił na nowe zwierzątko Sala, ale nie zdążyła, ponieważ sam zainteresowany wbiegł do Wielkiej Sali, przeszukując pomieszczenia wzrokiem. Kiedy zobaczył Suzanne od razu ruszył w jej stronę, po czym usiadł obok niej wyraźnie czymś wzburzony. Przez chwilę nikt nawet nie planował się odezwać, ale ku ich uldze Harry przełamał krępujące milczenie.

- Jakim, pierdolonym cudem Salazar zdobył bazyliszka?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro