TOM 2 - Rozdział 65

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Sev, nie denerwuj mnie! - krzyknęła sfrustrowana stojąc przy stanowisku z ręką uniesioną nad kociołkiem z którego wydobywał się przyjemny dla zmysłów zapach. W jej dłoni znajdowało się pięć gałązek lawendy, których według Pana-Wszechwiedzącego-Snape'a było za dużo.

- Nie. Nazywaj. Mnie. Sev. - warknął wściekły zachowaniem blondynki. - Przecież wiesz, że eliksir wyjdzie za mocny!

- Myślałem, że uzgodniliśmy to już jakieś...kilka miesięcy temu. - powiedziała, odkładając składniki na bok i odwracając się ze skrzyżowanymi na piersi rękami w jego stronę. - Pięć gałązek okazało się idealną ilością...

- Tego nie wiesz! - zaprzeczył Severus, za nim Suzanne zdążyła dokończyć swoją myśl. - Nie udało nam się doprowadzić tego eliksiru do końca, niewiadomo czy w późniejszym etapie po prostu by nie wybuchł. Uważam, że trzy...

- Trzy to będzie za mało! - przerwała mu z oburzeniem. - Poza tym, tak jest w przepisie.

- Ingrediencje za czasów Slytherina miały inną siłę działania, wiele składników obecnie nabrało mocy, a niektóre ją utraciły. - starał się argumentować racjonalnie.

- Nie możemy użyć zamienników. - dodała po chwili zastanowienia Gryfonka. - Nie wiemy czy nie wpłynął one w jakimś stopniu na sposób działania, no i będziemy musieli od nowa ułożyć przepis.

- Czyli zgadzasz się ze mną, że trzy gałązki lawendy to wystarczająca ilość? - zapytał z nadzieją.

- Oczywiście, że... nie. - odparła z delikatnym uśmiechem, który był oznaką silnego rozbawienia. - Pięć jest zapisanych w przepisie, a wybacz mi, ale w tej sprawie bardziej ufam Salazarowi.

- Ranisz moje uczucia. - powiedział z udawanym wyrzutem, teatralnie łapiąc się za serce. - Jednak nie mogę ci pozwolić na użycie takiej ilości lawendy.

- Severus... - jęknęła zmęczona tą bezsensowną kłótnią, przecież wiadomo, że i tak to ona wygra. - To nie ma sensu.

- Ma, jeśli ten eliksir wybuchnie to ja nie mam ochoty zbierać twoich szczątków, o ile sam to w jakikolwiek sposób przeżyje. 

Od blisko dwóch godzin warzyli, czy raczej próbowali uwarzyć eliksir Extremum fato. Z początku nie mieli żadnych problemów, w końcu jeszcze w poprzednie święta udało im się przejść przez początkową fazę tworzenia. Dodanie gałązek lawendy miało zakończyć pierwszy etap, po którym eliksir miał zostać odstawiony do ostygnięcia na dokładnie 47 minut. Suzanne uznała to za sprytne, ponieważ dzięki temu wywar będzie stabilniejszy i o wiele łatwiej będzie go stworzyć. Niestety w tym momencie narodził się problem, za czasów Salazara lawenda miało o wiele mniejszą moc działania, więc tutaj Sev miał rację i eliksir mógłby wybuchnąć, jednak przez to, że sok z granatów nie ma już tak silnego działania jak dziesięć wieków temu eliksir powinien wyjść poprawnie. Ale tylko powinien. Żadne z nich nie mogło przewidzieć skutków ich złej decyzji. Mogli jedynie oszacować szkody jakie wyrządzi źle przygotowany wywar. Nadal jednak niepowstrzymywało ich to przed bezsensowną kłótnią.

Kiedy oni postanowili się powyzywać i poubliżyć sobie nawzajem na każdy możliwy sposób, Dan wszedł do sali i lekko zaskoczony zaczął im się przyglądać z zainteresowaniem. Jakoś nie miał ochoty, aby informować ich o swojej obecności. Jednak nie był on człowiekiem który długo znosił taki brak zainteresowania swoją osobą, dlatego gdy tylko jego przyjaciel wyraźnie planował wyciągnąć różdżkę, żeby zaatakować, Cortez postanowił się ujawnić.

- Ej! Spokojnie, chyba nie chcemy tu żadnego rozlewu krwi?

Para spojrzała na nieproszonego gościa ze zdenerwowaniem i ledwo widocznym zdziwieniem. Przez chwilę przestali mierzyć się zabójczo wzrokiem i skupili swoje oczy na starszym mężczyźnie.

- Naucz się pukać. - warknął Snape, chowając różdżkę z powrotem do pokrowca na przedramieniu.

- A może by tak, dzień dobry, wszystko okej, co tam u ciebie? - zapytał nauczyciel obrony, patrząc na Mistrza Eliksirów obrażony.

- Cześć, Dan. - przywitała go blondynka z lekkim rozbawieniem.

- Widzisz!? - spytał wskazując dłonią na Gryfonkę. - Mógłbyś się od niej uczyć, Sev.

- Nie nazywaj mnie Sev. - burknął pod nosem, po czym oparł się plecami o blat biurka i spojrzał na przyjaciela. - Po co tu tak właściwie przyszłeś? Byliśmy zajęci.

- Czym konkretnie? Bo jeśli tylko tą... - przerwał na chwilę starając się ostrożnie dobrać słowa. - małą wymianą zdań to chyba dobrze, że wam przerwałem.

- Warzymy eliksir i miałam właśnie dodać kolejny składnik, jednak profesor Snape uważa, że przepis się myli i powinniśmy zrobić to po swojemu.

- Składniki mają teraz o wiele większą moc niż wieki temu! Nie możesz tego lekceważyć! - wtrącił zdenerwowany.

- Dlaczego jesteś pewien, że to się nie uda!? Przecież dobrze wiesz, że siła składników i tak się równoważy.

- Nie chcę ryzykować tylu cennych składników i naszego życia! - krzyknął sfrustrowany.

- Czemu od razu zakładasz najgorsze!?

- A może... - zaczął niepewnie Cortez.

- Zamknij się, Dan! - krzyknęli równocześnie, po czym na nowo pogrążyli się w sprzeczce.  Dan westchnął ze zrezygnowaniem, a następnie wyciągnął swoją różdżkę, machnął nią i wypowiedział zaklęcie.

- Silencio. - z jego różdżki wystrzeliła niewidoczna wiązka zaklęcia, która uderzyła w dwójkę awanturników. Od razu w sali zapanowała cisza. - Tak jest o wiele lepiej. - odparł chowając narzędzie. - A teraz grzecznie mnie wysłuchacie. - nie zważając na ich mordercze spojrzenia usiadł na jednym z krzeseł, po czym powoli zaczął mówić. - Musicie się w końcu dogadać, nie możecie wszczynać kłótni co kilka minut. Proponuję, abyście poszli na kompromis.

Severus i Suzanne popatrzyli po sobie, a następnie spojrzeli na Dana, jak na ostatniego idiotę. Ten się tym nie przejął i kontynuował dalej swoją myśl.

- Spróbujcie porozmawiać, na spokojnie. - dodał widząc ich miny. - Przedyskutujcie to wszystko i dopiero wtedy zabierzcie się do pracy. Może każdy z was ma trochę racji, może po prostu musicie odrobinę odpuścić? A teraz, co o tym sądzicie? - zapytał ściągając z nich zaklęcie.

Przez chwilę żadne z nich nie zabrało głosu, aż w końcu Snape odchrząknął i powiedział.

- Wydaje mi się, że i tak pięć gałązek to będzie za dużo.

- Przecież...!

Cortez przewrócił oczami z irytacji, po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając ich samych. Jego chęć pomocy doprowadziła go tylko do silnego bólu głowy.

W efekcie ich... eee, rozmowy doszło do tego, że każde z nich udało się w swoją stronę i zaczęło pracować po swojemu. Suzanne kontynuował pracę nad wcześniejszym wywarem, ponieważ on nie wymagał żadnych zmian. Natomiast Severus musiał zacząć planować i warzyć wszystko od nowa.

Po około dwóch godzinach byli na podobnym etapie. Eliksir profesora wymagał o wiele krótszego czasu warzenia przez mniejszą ilość składników. W sali panowała wręcz nieznośna cisza, która była przerywana jedynie bulgotaniem wywarów i odgłosami ostrza tnącego potrzebne ingrediencje.

W pewnym momencie Suzanne zauważyła, że jej kociołek zaczął się niebezpiecznie trząść, w ostatnie chwili udało jej się złapać za różdżkę i usunąć ciecz ze złotego kociołka. Westchnęła z ulgi i przeniosła wzrok na Mistrza Eliksirów, który uśmiechał się triumfalnie.

- Miałeś rację. - przyznała z niechęcią. - Mam nadzieję, że przynajmniej tobie się uda.

- Twoje słowa to miód dla moich uszu. - odparł z delikatnym uśmiechem, na co Gryfonka jedynie parsknęła pod nosem, po czym podeszła do jego stoiska i z zainteresowaniem zaczęła się przyglądać jego postępom.

- Na jakim jesteś etapie? - zapytała z ciekawości.

- Kończę trzeci. - odpowiedział.

Następne godziny minęły im w miarę spokojnie. Suzanne dokładnie śledziła każdy ruch Severusa, natomiast ten starał się zignorować jej natarczywy wzrok. W pewnym momencie dotarło do niego, że niebawem dojdzie do ostatniej części warzenia. Był jednocześnie bardzo zadowolony i zdenerwowany. W końcu dobrze wiedział co jest ostatnim składnikiem. Tak, jak Suzanne.

Gdy eliksir był już prawie gotowy, nauczyciel spojrzał niepewnie na blondynkę.

- Eee... chyba wiesz co teraz nadejdzie? - spytał niepewnie.

- Co? - zapytała nieprzytomnie, po czym zerknęła na niemal ukończony eliksir. - A! Jasne, już się za to zabieram. Masz jakiś nóż.

- Poczekaj, pójdę do swojego laboratorium. - powiedział powoli zmierzając w stronę wyjść.

- Właściwe... dlaczego nie warzyliśmy tam?

Ten spojrzał na nią zaskoczony, po czym powiedział, jakby to było najoczywistrzą rzeczą na świecie.

- Gdyby to wybuchło, wolałbym, żeby zniszczyło salę lekcyjną, a nie moje laboratorium.

- W sumie racja.

Kilka minut później Severus wrócił ze srebrnym sztyletem, rączka noża została wysadzona najprawdopodobniej diamentami, natomiast ostrze wydawało się być w stanie przeciąć każdą możliwą powierzchnię. Kiedy tylko Suzanne dostała go w swoje ręce, dokładnie mu się przyjrzała  po czym spojrzała z pytaniem na Mistrza Eliksirów.

- Nie wiedziałam, że lubisz tego typu zabawki.

- To był prezent. - przyznał wyjątkowo niechętnie, wprawiając tym dziewczynę w zakłopotanie. - Od Lucjusza. Malfoy uznał, że jest idealny do tortur. Jego ostrze nigdy się nie tępi. Testowałem go i sprawdzałem, możesz być pewna, że żadna krzywda ci się nie stanie.

- W takim razie dobrze. - odparła, po czym uniosła rękę nad pojemnikiem z miarką, który miał im wskazać odpowiednią ilość krwi. Wykonała pewny i płynny ruch sztyletem, tworząc głęboką  czerwoną szramę na jej nadgarstku. Syknęła lekko czując piekący ból, jednak szybko zniknął, zamieniając się w lekkie szczypanie. - Jak coś, masz mnie złapać.

Przez następne kilka minut krew Suzanne powoli napełniała szklane naczynie. Już praktycznie pod koniec Gryfonka zobaczyła mroczki przed oczami i musiała usiąść na krześle, które podsunął jej Severus. Mężczyzna gdy tylko zobaczył, że mają już odpowiednią ilość krwi szybko zasklepił ranę na nadgarstku dziewczyny, po czym wlał zawartość zbiornika do ostudzonego wywaru. Suzanne z małą trudnością wstała z miejsca i stanęła obok patrząc na ukończony wywar z ciekawością i nieukrywaną radością, podobnie jak jej twórca.

- No to co, wypada go przetestować. - powiedziała. - Zrobię małą...

- Może przetestujmy go na mnie. - zaproponował, przerywając jej wpół zdania. - Dzisiaj straciłaś już wystarczającą ilość krwi.

Snape wyczyścił nadal zakrwawiony sztylet i szybkim ruchem wykonał na swoim ciele dość niewielkie cięcie. Dumbledore podała mu fiolkę napełnioną eliksirem i zachęciła go uśmiechem do wypicia go. Mistrz Eliksirów bez chwili zawahania wypił całą zwartość fiołki i czekał na wyniki. Jednak kiedy po pięciu minutach rana dalej pozostała, jęknął sfrustrowany.

- Czyli wychodzi na to, że oboje się myliliśmy. - stwierdziła Gryfonka, szybko lecząc zranienie Severusa.

- Byłem pewien, że to się uda.

- Może Dan miał rację. - powiedział po chwili.

- Co!?

- Mówię, że może Dan miał rację. - mruknęła.

- Wiem co powiedziałaś, tylko nie wierzę, że to przeszło ci przez gardło.

- Ale pomyślmy logicznie, skoro ani twoja, ani moja wersja nie wypaliły, powinniśmy spotkać się gdzieś po środku. Spróbujmy przerobić przepis i zredukować ilość potrzebnych składników.

- To może się udać. - przyznał zamyślony.

- No to co? Zabieramy się do pracy? - spytała z nową siłą do działania.

- Jasne. Tylko jeszcze jedno. - odparł Severus. - Za żadne skarby nie wspominaj o tym Danowi.

- Ani mi to w głowie.

*-*-*
Rozdział z opóźnieniem i już mówię dlaczego.

Prze ostatnie dwa dni udało mi się zacząć pisać ten rozdział, ale musiałam jeszcze dopracować kilka innych rzeczy, więc dopiero dzisiaj znalazłam czas, żeby go dokończyć.

I teraz przedstawię wam dowód na to, że o tytuł największej niezdary mogłabym konkurować nawet z Tonks.

Dzisiaj kiedy byłam już w połowie pisania zrobiłam sobie chwilę przerwy, żeby wypić kakao i w ogóle. Położyłam kubek na biurku, które jest zaraz koło mojego łóżka. Odłożyłam go i zabierając rękę uderzyłam z całej siły w metalową ramę mojego łóżka (żeby to jeszcze było pierwszy raz) . Najprawdopodobniej stłukłam/wybiłam sobie palca wskazującego u prawej ręki. Ledwo to wszystko piszę, dlatego obstawiam, że następny rozdział również pojawi się z opóźnieniem.

Nie jestem pewna co z CTTE, bo z tego rozdziały mają po 4000-6000 słów, a wątpię, że dam radę to napisać, w sensie fizycznym. Jeśli jutro ból przejdzie, rozdział pojawi się normalnie, jeśli nie, to do środy, ewentualnie w czwartek powinien być.

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro