TOM 2 - Rozdział 66

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Suzanne siedziała zdenerwowana na kanapie przed kominkiem i z trudem starała się przeczytać choć jedną stronę książki, która zamknięta leżała na jej kolanach. Z pewnego powodu jej myśli wciąż uciekały gdzieś indziej. Nie potrafiła się na niczym skupić, a odgłosy z laboratorium Severusa nie pomagały jej w tym.

Po wczorajszej próbie uwarzenia eliksiru, zajęli się zmianą przepisu. Całkiem nieźle im to wyszło, bo żadne z nich nie doznało żadnego poważnego uszczerbku na zdrowiu. Dzisiaj kiedy już ochłonęli, udali się na swoje lekcje i tak mniej więcej minął im cały ranek i południe. Po zajęciach, kiedy ostatni uczniowie opuścili salę eliksirów od razu wzięli się do pracy. Co ciekawe z każdym następnym krokiem mikstura wydawała się być coraz lepsza. Jednak gdy dodawali już ostatni składnik, eliksir niespodziewanie wybuchł. Mieli niemałą trudność z usunięciem resztek breji z sufitu, ponieważ zwykłe zaklęcia nie działały. Na nowo musieli zająć się analizowaniem przepisu i wyłapaniem wszystkich wykonanych przez nich błędów. Dość szybko poznali powód ich niepowodzenia.

Róg jednorożca nawet po śmierci stworzenia zachowuje w sobie jego magię, nie jest ona w żadnym stopniu słabsza niż za życia jednorożca. Gdyby do uwarzenia eliksiru użyto krwi tego zwierzęcia najpewniej eliksir by się udał, jednak ponieważ to była krew Suzanne tak się nie stało. Krew czarodziejska także ma w sobie magię, podobnie jak róg. I w tym był cały problem. Ilość magi, którą posiada Gryfonka jest ogromna, w jednej kropli jej krwi jest więcej magi niż w całym rogu jednorożca. Eliksir wybuchł, bo stężenie magii w roztworze było zbyt duże.

Severus obawia się, że krew Suzanne nie nada się do eliksiru, dlatego teraz siedzi w swoim laboratorium i robi różne testy. Blondynka bardzo chciała mu pomóc, ale mężczyzna jej na to nie pozwoli, tłumacząc się tym, że jest osłabiona po oddaniu krwi do badań i wcześniej do eliksiru. Ona sama uważała, że to brednie. W końcu, to że nie może ustać na nogach to żaden dowód.

Jednak to wcale nie to tak zawracało myśli dziewczyny. Około godzinę temu, Felix przyniósł jej kopertę, która został przysłana do jej kwater przez sowę z Ministerstwa. Przez długi czas zastanawiała się czy w ogóle ją otwierać, ale uznała, że to może być coś ważnego, dlatego w końcu zdecydowała się odpieczętować kopertę. W środku znalazła krótki, oficjalny list, który informował ją o pilnym spotkaniu Wizengamotu już dzisiaj wieczorem. List został podpisany przez kilku członków Rady i Thicknesse'a. Zdziwiła się, gdy nie zobaczyła na liście podpisu Ministra. Przez chwilę pomyślała, że to może być podstęp, ale szybko wybiła sobie ten pomysł z głowy. Miała teraz ważniejsze rzeczy do zrobienia.

Przed kolacją ona i Harry, który także został powiadomiony, ukryci pod postacią Veronici i Evana, udali się do gabinetu dyrektora. Tylko z pomocą kominka dyrektora mogli dostać się do Ministerstwa, tylko on był obecnie podłączony do sieci Fiuu. Jej osobisty kominek i ten w komnatach Severusa, nie pozwalał jej na opuszczenie szkoły. Co oznaczało, że i tak musiała porozmawiać z Albusem, aby otrzymać zgodę.

Weszli po schodach i zapukali do drzwi. W pomieszczeniu można było usłyszeć ciche kroki, które powoli zmierzały w ich kierunku. Kiedy drzwi się otworzyły ich oczom ukazał się dyrektor Hogwartu w mniej oryginalnej niż zwykle szacie.

- Co wy tu robicie? - zapytał zdziwiony wpuszczając ich do środka. - I dlaczego jesteście zakamuflowani? - jednak po chwili sam sobie odpowiedział na swoje pytanie. - Wy też zostaliście zawiadomieni. - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Tak. Wiesz może o co chodzi? - spytała z nadzieją Gryfonka.

- Podejrzewam. - odparł krótko.

- A więc? Nie trzymaj nas w napięciu! - zawołała zdenerwowana. Była zbyt zestresowana tym wszystkim, żeby teraz się droczyć ze swoim dziadkiem.

- Podejrzewam, a właściwie jestem niemal pewny, że chodzi o...

W sali powoli zaczęło się robić tłoczno. Coraz więcej członków Wizengamotu przybywało i rozpoczynało rozmowy na temat powodu ich spotkania. Kiedy hałas był już nie do zniesienia do pomieszczenia wszedł Pius Thicknesse. Wszyscy przyglądali mu się z zaciekawieniem, w końcu jego nazwisko znajdowało się jako pierwsze na liście, co oznaczało, że to on zorganizował dzisiejsze zebranie. Nieobecność Ministra była lekko niepokojąca, skoro to on był Naczelnym Magiem Wizengamotu. To on jest odpowiedzialny za takie zgromadzenia. Kiedy szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów zasiadł na miejscu Naczelnego Maga wszyscy ucichli.

- Trzeci listopada, zebranie Wizengamotu w sprawie wniosku o zmianę Naczelnego Maga Wizengamotu. - odezwał się Thicknesse. Na jego słowa po sali rozległy się ciche okrzyki zdziwienia i kilka przekleństw. - Główny pomysłodawca: Pius Thicknesse, Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Protokolant: Arthur Collett.

Suzanne, która siedziała obok Harry'ego i Albusa zmarszczyła brwi. Zajęli takie miejsca, że mieli wprost idealny widok na całą salę, dzięki czemu bardzo szybko dostrzegła mężczyznę, który z zadowolonym uśmiechem zapisywał słowa Thicknesse'a. Ostatnio protokolantem był Percy, brat Rona. Jednak teraz jest nim jakiś niższy urzędnik w Ministerstwie. Percy, z tego co o nim wiedziała, był bezgranicznie oddany Ministrowi, nigdy by nie odmówił jeśli zostałby poproszony o wzięcie udziału w zebraniu. Co oznacza tylko jedno.

Minister nie ma pojęcia o dzisiejszym spotkaniu.

Oczywiście nie ona jedna doszła do takiego wniosku, jej dziadek siedział obok niej, bardzo rozluźniony z delikatnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Była to jedna z jego wielu masek, których używał, żeby wydawać się głupszym i bardziej szalonym niż w rzeczywistości jest. Wiadomo, że jeśli jego postawa ukazywałaby zdenerwowanie i niezadowolenie, ludzie zaczęliby panikować. Pomimo wszystkiego co się wydarzyło na przestrzeni ostatnich lat, nazwisko Dumbledore dalej wzbudzało respekt i czarodzieje nadal uważali go za autorytet. Ani ona, ani Albus nie chcieli niepotrzebnego chaosu, musieli poznać prawdziwy powód zebrania, a wszechobecna panika, utrudniłaby to zadanie.

Pius starał się na nowo zapanować nad zebranymi. Członkom Wizengamotu niezbyt podobał się pomysł robienia czegoś za plecami Ministra. Thicknesse chcąc, nie chcąc musiał przyznać, że to zadanie nie przyszło mu z łatwością. Miał polecenia z góry i musiał je wypełnić. Nie bał się większości Izby Lordów, tych już od dawna ma w kieszeni, niepokoiła go bardziej para blondwłosych bliźniaków, ze starcem na czele. Trudno będzie ich do siebie przekonać. Właściwie kogo on oszukuje!? To jest niemożliwe, żeby zdobył ich głosy, a co za tym idzie reszty jasnych czarodziei na Sali. Logicznym jest to, że od decyzji Morningstar'ów zależy wynik głosowania. Coś czuł, że jego Pan nie będzie zadowolony.

Spotkanie ciągnęło się niemiłosiernie i przynajmniej trzynaście razy, Suzanne miała ochotę po prostu opuścić salę z hukiem. Powstrzymywał ją od tego Harry, który spał sobie w najlepsze oparty o jej ramię już od dobrych dwóch godzin. Chętnie wzięłaby z niego przykład, gdyby nie to, że niewiadomo kiedy ktoś nie poprosi jej o wypowiedzenie się na dany temat i wyrażenie swojego zdania. Co już dziś się zdażyło. Około dwudziestu razy.

Dumbledore co chwilę posyłał jej pocieszające spojrzenie, próbując dodać jej otuchy, trochę to pomogło. Ale tylko przez pierwszą godzinę. Kiedy zbliżała się już pierwsza w nocy, w końcu Thicknesse zarządził godzinną przerwę. Gryfonka przeciągnęła się z ulgą i oparła na głowie przyjaciela, a Albus który siedział obok, jedynie uśmiechnął się z rozbawieniem, po czym pogrążył się w rozmowie z Wizengamotem.

Blondynka została brutalnie obudzona przez bardzo nie miłe uczucie spadania. W ostatniej chwili udało jej się złapać za ramię Harry'ego, zanim nie upadła na ziemię.

- Przepraszam... - mruknął nieprzytomnie przecierając oczy pięśćmi. - Muszę skorzystać z toalety. Nie wiesz przypadkiem...

- Idę z tobą. - odburknęła, po czym razem wstali z miejsc i opuścili salę całkiem niezauważeni.

Szli ciemnymi korytarzami, aż w końcu dotarli do pustych toalet. Szybko załatwili swoje sprawy i zaczęli powoli wracać, starając się przy okazji wyrwać z otępienia. W pewnym momencie, kiedy byli już tylko kilka korytarzy od sali rozpraw, w której odbywało się spotkanie, usłyszeli ożywione rozmowy. Wyszli zza rogu i dość niechętnie ruszyli w stronę zbiegowiska. Niestety grupka mężczyzn, która zażarcie o czymś dyskutowała, stała im na drodzę. I Harry, i Suzanne mieli nikłą nadzieję, że uda im się przemknąć niezauważenie, niestety jeden z członków dyskusji ich rozpoznał.

- Ach, Lord i Lady Morningstar! - zawołał starszy mężczyzna z delikatnym uśmiechem, który był ledwo widoczny spod jego okazałych, siwych wąsów. Na głowie nosił czarną czapkę, która niezbyt dobrze
ukrywała jego łysinę. Szata, ktorą miał na sobie świadczyła o tym, że jest on podsekretarzem. - Miło nam gościć w Ministerstwie takie znakomitości. Nie mieliśmy jeszcze okazji się spotkać. Hektor Pognot, starszy podsekretarz.

- Miło Pana poznać, Panie Pognot. - odparła Suzanne ze świetnie wyćwiczonym tonem i uśmiechem. - Veronica Morningstar, a to mój brat.

- Evan Morningstar, do usług. - przywitał się z równie dobrze zagraną uprzejmością Harry, podając starszemu czarodziejowi dłoń na powitanie, którą ten z entuzjazmem uścisnął.

- To naprawdę wielki zaszczyt móc was poznać. - odezwał się inny czarodziej, był on zdecydowanie wyższy od innych, wydawał się dość młody, a jego lekko pofalowane, czekoladowe włosy uciekały z pod czarnego nakrycia głowy. - Colin McGrady, młodszy sekretarz w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów.

- Ważna pozycja. - przyznał Harry z niemałym szacunkiem do starszego czarodzieja. - Długo jesteś na tym stanowisku? - zapytał zaciekawiony.

- Od śmierci Madame Bones. - przyznał z delikatnym zakłopotanie. - Dużo ludzi wtedy zrezygnowało ze swoich posad, podobnie jak mój poprzednik.

- Rozumiem. - odparł Gryfon, po czym przeniósł wzrok na kolejnego urzędnika. Jego serce stanęło w miejscu, gdy rozpoznał czarodzieja, który stał teraz na wprost niego i przyglądał mu się podejrzliwie.

- Amos Diggory, Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. - przedstawił się krótko.

Harry nie wiedział, jak odpowiedzieć, przez chwilę stał całkowicie milcząc, dopóki nie poczuł bólu w kostce. Spojrzał zranionym wzrokiem na swoją przyjaciółkę, na co ta jedynie wskazała mu skinieniem głowy na ojca Cedrika.

- Ach, przepraszam. - powiedział lekko zawstydzony. - Zamyśliłem się, przypomina mi Pan kogoś.

- O, naprawdę? - zapytał z ironią, po czym odwrócił się na pięcie i opuścił towarzystwo zmierzając w stronę sali.

- Musicie mu wybaczyć. - odezwał się wyjątkowo znajomy głos. - Od śmierci syna jest raczej... mało przyjazny.

- To zrozumiałe, Panie... - Suzanne spojrzała pytająco w stronę czarnoskórego aurora.

- Shacklebolt. Kingsley Shacklebolt, Lady Morningstar. Szef Biura Aurorów.

- To bardzo niebezpieczny zawód. - stwierdził Harry uśmiechając się głupkowato. Trudno było udawać, że nigdy się niespotkali, skoro znają się już od dwóch lat.

- Wiedziałem na co się piszę, kiedy szedłem na szkolenie. - odparł.

- No dobrze, nie długo kończy się przerwa.

Suzanne zamarła na dźwięk tego głosu. Od razu przeniosła wzork na ostatniego mężczyznę, którego nie mogła pomylić z żadnym innym. Pius Thicknesse stał tuż przed nią, patrzył na nią swoim przenikliwymi oczami, które wydawały się dziwnie zamglone.

- Masz rację, Pius. - przyznał Hektor, patrząc na złoty zegarek kieszonkowy. - Został niecały kwadrans. A właściwie wytypowałeś już kogoś na Naczelnego Maga Wizengamotu?

- Nie myśl, że ci odpowiem. - mruknął pod nosem.

- Już nie bądź taki tajemniczy. Mamy prawo znać szczegóły. - burknął obrażony.

- Dowiesz się za dziesięć minut. - odparł, po czym ruszył w stronę sali. Nie zrobił nawet dwóch kroków, kiedy poczuł, jak jakieś zaklęcie uderza go w plecy, po czym stracił przytomność.

- S... Veronica! - krzyknął zdenerwowany Harry. Jednak Gryfonka się tym nieprzejęła, ani nim, ani wycelowanymi w nią różdżkami, z bronią w gotowości podeszła do nieprzytomnego czarodzieja i obruciła go na plecy.

- Odsuń się od niego! - krzyknął McGrady celując w nią swoją różdżką, a z jej końca zaczęły powoli wylatywać szkarłatne iskry zaklęcia oszałamiającego.

- Zachowajcie spokój! - zagrzmiał nad nimi głos Kingsleya. - Lady Morningstar, musiała mieć powód.

- Lepiej niech to będzie bardzo dobry powód, bo zaatakowała Szefa Departamentu, członka Wizengamotu, a na dodatek chwilowego Naczelnego Maga, który prowadzi głosowanie. - podsumował Pognot, chowając różdżkę do szaty.

- Mam i to bardzo dobry. - odparła blondynka z triumfem wręcz błyszczącym w jej orzechowych oczach. - Pius jest pod Imperiusem.

- Co!? - krzyknęli na raz.

- Chyba nie mówisz poważnie? - zapytał Harry z niedowierzaniem.

- Sam zobacz. - odsunęła się na bok, dając mu trochę miejsca.

Harry skorzystał z okazji i wykorzystał sposób pokazany mu przez Salazara. Wszedł szybko do umysłu Thicknesse'a i od razu natrafił tam na znajomą przeźroczystą barierę, która nie pozwalała na przejście dalej. Była ona skutkiem Imperiusa. Tak działało zaklęcie, zamykało umysł i niepozwałało na podejmowanie własnych decyzji. Jedyne co docierało do ofiary do rozkazy rzucającego zaklęcie.

- To prawda. Thicknesse jest pod Imperiusem. - potwierdził słowa dziewczyny. Wyciągnął swoją różdżkę i niezważając na lekko nieufne spojrzenia reszty rzucił dwa zaklęcia. - Finite incantatem. Enervate.

Oba zaklęcia zadziałały poprawnie. Już po chwili Pius obudził się i z lekkim trudem podniósł się do siadu. Rozejrzał się dookoła, po czym zbladł gwałtownie. I zaczął coś powtarzać nieskładnie.

- Nie, nie, nie! Jest źle, nie powinienem był. - powtarzał w kółko. Suzanne widząc w jakim jest stanie, podeszła do niego i starała się go uspokoić.

- Panie Thicknesse, już wszystko w porządku ja...

- Nie, nie ma na to czasu! - krzyknął podnosząc się na nogi, jednak nie zdołał jej się na nich utrzymać. Harry złapał go w ostatniej chwili.

- O czym ty gadasz, Pius? - zapytał zaciekawiony Hektor.

- Śmierciożercy mają u nas szpiegów! - zawołał mężczyzna. - W każdym departamencie mają przynajmniej jednego człowieka pod Imperiusem!

- Kto Pana zaklął? - zapytała najspokojniej jak potrafiła.

- Corban Yaxley. - odparł z trudem. - On... miał mnie zaimperiusować, żeby przejąć Ministerstwo. Następnie ja miałem dopilnować, żeby nikt nie odkrył prawdy, a na dodatek miałem zająć się przechwyceniem Suzanne Morningstar.

- Suzanne Morningstar? - zapytał ze zdziwieniem McGrady, spoglądając na bliźniaków ze zdziwieniem.

- To nie istotne. - warknęła Gryfonka. - Kingsley, zbierz aurorów, wiesz co robić. Panie Thicknesse, czy zna Pan nazwiska osób pod działaniem Imperiusa?

- Tak, wszystkie.

- Pójdzie Pan z Shacklebolt'em i złoży zeznania. My zajemiemy się głosowaniem.

- To nie wszystko! - krzyknął z przejęciem. - Minister jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Dzisiaj Yaxley miał się nim zająć, wtedy gdy wszyscy już opuszczą Ministerstwo lub będą...

- ...zebrani na sali. - dokończyła za niego, patrząc z przerażeniem na Gryfona. - To za kilka minut!

- Idźcie! - zawołał Kingsley ciągnąc za sobą Piusa. - Zaraz przyślę do was moich ludzi!

- Ty idź. - powiedział Harry. - Ja powiadomię Dumbledore i zajmę się Wizengamotem.

Suzanne spojrzała na niego sceptycznie, ale po chwili skinęła głową i pobiegła w kierunku windy. Czas działał na ich niekorzyść. Biegła korytarzami wprost do gabinetu Ministra z nikłą nadzieją, że zdąży, niestety, gdy przekroczyła próg siedziby Scrimgeour'a nie zastała tam ani jego, ani Yaxley'a.

Stała i patrzyła na panujący w gabinecie rozgardiasz, który narobili aurorzy, próbując znaleźć jakieś ślady Ministra. Od godziny nic nie znaleźli żadnych śladów przepychanki, albo walki. To tak jakby Scrimgeour wyszedł z pomieszczenia dobrowolnie, co wskazywało na Imperiusa, co znacznie utrudnia im śledztwo. Całkiem możliwe, że Minister już nie żyje.

Ocknęła się z lekkiego otępienia, kiedy poczuła ciepłą dłoń zaciskającą się na jej ramieniu. Odwróciła się i spojrzała na swojego przyjaciela, który podał jej fiolkę z eliksirem Wielosokowym.

- Nigdy nie spędziliśmy, aż tyle czasu w tych postaciach. - powiedział szeptem. - Musiałem skoczyć do Komnaty po zapas. Wygląda na to, że będziemy musieli tu jeszcze posiedzieć.

Suzanne wypiła szybko zawartość fiolki i lekko skrzywiła się na nieprzyjemny smak.

- Jak głosowanie? - zapytała, próbując zmienić temat.

- Odbędzie się za chwilę. - odparł, na co ona spojrzała na niego zaskoczona.

- Teraz? - spytała z niedowierzaniem. - Teraz kiedy okazało się, że Minister został porwany?

- Nie możemy tego odroczyć. Nie ma, ani Ministra, ani Thicknesse'a. Tylko oni mogą odwołać głosowanie. - przypomniał jej. - Pius po głosowaniu spędzi trochę czasu w Mungu, gdzie magomedycy sprawdzą czy Imperius nie spowodował, żadnych szkód w jego umyśle. Jedyne co możemy zrobić do pociągnąć to do końca.

- Chcesz poprowadzić głosowanie!?

- A masz jakiś inny pomysł? - zapytał rozdrażniony. - Jeśli tak, to proszę bardzo droga wolna. Wykaż się. - warknął.

Blondynka westchnęła i przemyślała wszystkie za i przeciw. Po chwili uznała, że i tak gorzej już być nie może, i że mogą pobawić się trochę w politykę.

- Dobra. Niech będzie. - powiedziała. - Na kogo głosujemy?

W sali panowało nie małe poruszenie. Do wszystkich dotarły plotki o zniknięciu Ministra i aresztowaniu Thicknesse'a. Członkowie Wizengamotu nie wiedzieli co teraz powinni zrobić, bez przywódcy Ministerstwo upadnie, a do tego nie może dojść.

W całym tym chaosie nikt nie zwrócił uwagi na parę blondwłosych bliźniąt, które pewnym krokiem ruszyły na sam środek sali. Kiedy zajęli już swoje pozycję, wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami i rozpoczęli przedstawienie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro