TOM 2 - Rozdział 75

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejne podziękowania dla Kami (Kami1Kami) za boski fragment, który został oznaczony tak: *+*+*+*

Jest jednocześnie kolejna scenka erotyczna w tym opowiadaniu, więc +16.

A teraz zapraszam do czytania.

*-*-*

Nauka, nauka, nauka... Mniej więcej tak wyglądał cały miesiąc Suzanne. Po raz pierwszy w życiu blondynka zatęskniła za czasem wolnym i swoją karą. Kto by pomyślał, że taka chwila kiedykolwiek nadejdzie!? Styczeń okazał się bardzo męczący, szczególnie dla siódmoklasistów, nauczyciele nie szczędzili im prac domowych oraz dodatkowych zadań, no i oczywiście testów, bo ich nigdy nie może zabraknąć. Wszyscy zgodnie mieli dość, ale dobrze wiedzieli, że to dopiero początek, najgorsze jest dopiero przed nimi. OWTM-y mają się odbyć pod koniec maja, czyli za niecałe pięć miesięcy. Dla niektórych to było potwornie mało czasu, inni natomiast uważali, że mają jeszcze masę wolnego. Gryfonka należała do tej pierwszej grupy, podobnie jak jej przyjaciele. Huncwoci chcieli zdobyć, jak najlepsze wyniki na egzaminach końcowych by nie mieć żadnych problemów z ich przyszłą karierą. Tym bardziej Suzanne, która do tej pory nie odkryła, co chciałaby robić po szkole, o ile dożyje do tego czasu.

Warzenie eliksirów dla Zakonu, pomaganie Danowi w zajęciach Klubu Pojedynków i naturalnie lekcje były dla niej ciężkie, ale dzięki pomocy Severusa była w stanie to sobie dobrze rozplanować i jej obowiązki były obecnie mniej męczące niż jeszcze kilka miesięcy temu. Snape zgodził się na zmianę ich dotychczasowego harmonogramu pracy, oboje byli przepracowani i przeciążeni taką ilością zamówień, dlatego znaleźli na to idealne rozwiązanie. Pomijając fakt, że odpuścili sobie pracę o bardzo wczesnych godzinach na rzecz dłuższego snu, udało im się dogadać ze Slughornem w sprawie eliksirów produkowanych przez uczniów w czasie lekcji. Wiele z nich, choć jak wiadomo nie wszystkie, są świetnej jakości. Horacy zazwyczaj je wyrzuca lub zachowuje dla siebie, dlatego postanowili to wykorzystać, wszystkie mikstury, te które nadawały się do użytku były wysyłane do Mistrza Eliksirów, ten sprawdzał je dokładnie i chował do składzika, by następnie trafiły do członków Zakonu w odpowiedniej chwili. Musieli zmienić trochę plan nauczania, ale zdecydowanie było warto. Uczniowie z klas piątych, szóstych i siódmych dostali możliwość uczęszczania na dodatkowe zajęcia pod okiem profesora Slughorna, na nich warzyli zaawansowane eliksiry, które były obecnie potrzebne Zakonowi. Wśród tych uczniów znajdowali się zdolni i zaufani ludzie, którym można było bez problemu powierzyć tak ważne zadanie. Dzięki temu Suzanne i Severus mogli skupić się na masowej produkcji eliksiru Extremum fato, i innych trudniejszych miksturach. Co ciekawe, dzięki tak prostemu rozwiązaniu zyskali masę wolnego, a w związku z tym także czas dla siebie.

Wieczorami, kiedy nie mieli żadnych dodatkowych zajęć, razem wylegiwali się na kanapie przed kominkiem czytając lub dyskutując o przeróżnych rzeczach. Wielokrotnie poruszali temat notatnika Suzanne, głównie to Severus poruszał, ale Gryfonce to nie przeszkadzało, doskonale to rozumiała. Pytania profesora były logiczne i wraz z nimi powstawał nowy temat do rozmowy. Jeden z nich zapadł blondynce w pamięci na dłużej.

- Dlaczego tak właściwie nie używasz tych zaklęć? - zapytał pewnego razu, kiedy po kilku godzinach stania nad kociołkami postanowili się zdrzemnąć na kanapie. Byli całkiem wyczerpani, a dziewczyna niekoniecznie miała ochotę na jakiekolwiek dyskusje.

- Bo nie czuję takiej potrzeby. - odparła wtulając się w niego mocniej i chowając twarz w jego klatce piersiowej.

- A konkretniej? - dopytywał zaciekawiony.

- Ach! Dobra... - warknęła podnosząc się i siadając na udach Mistrza Eliksirów. Zmierzyła go morderczym wzrokiem, po czym westchnęła zrezygnowana i nie zważając na jego triumfalny uśmiech powiedziała. - Oczywiście, wiele z nich mogłoby mi się przydać w walce, ale nie uważam, że są one mi na tyle potrzebne abym miała je wykorzystywać przy każdym najmniejszym starciu. Poza tym, gdyby któryś z moich przeciwników opanował te zaklęcia mogłoby to nie skończyć się za dobrze.

- Co w takim razie uznajesz, że "większe" starcie? - zapytał lekko rozbawiony Severus. - Walczyłaś wielokrotnie z ponad tuzinem śmierciożerców na raz, a nawet wtedy nie użyłaś własnego zaklęcia.

- Nikt z nich nie był tego wart. - odpowiedziała wzruszając ramionami.

Tę rozmowę dobrze zapamiętała tylko dlatego, że to był kolejny raz kiedy okłamała Severusa.

Liczyła, że nigdy nie będzie musiała wyjawiać mu prawdy, bo co ma mu niby powiedzieć, że boi się ich użyć, bo może stracić kontrolę!? Tak, taka była prawda. Bała się, że nie tylko zrani siebie, ale i wszystkich w swoim otoczeniu. Kiedyś kiedy była młodsza jej rdzeń magiczny był niewykształcony, czyli magii było mniej, zaklęcia działały wtedy wprost idealnie, jednak teraz gdy jest starsza i ma znacznie więcej mocy niż kilka lat temu? Ze strachu nawet ich nie testowała, co naturalnie było błędem, ale nie miała gdzie i kiedy tego zrobić. Obecnie nigdzie nie było na tyle bezpiecznie.

Suzanne, Harry, Draco i Hermiona siedzieli w bibliotece i, nie zgadniecie, uczyli się. To jedyne co robili w ostatnim czasie. Jednak dawało to swoje efekty. Cała czwórka nie miała żadnych problemów z materiałem, tak naprawdę jakiś czas temu zaczęli uczyć się do przodu. Było to dla nich bardzo korzystne, w końcu nie musieli się tak obawiać sprawdzianów, ale strach związany z nadchodzącymi egzaminami pozostał.

- Okej Harry, jakie są najważniejsze składniki Veritaserum? - spytała Hermiona. Chłopak delikatnie się skrzywił, to był jeden z pomysłów blondynki, odpytywanie się losowo z pierwszego lepszego przedmiotu.

- Eee... to były... śluz gumochłona i...i kora drzewa Wiggen? - odparł niepewnie.

- Dobrze. - przyznała mu rację Suzanne, na co Gryfon odetchnął z ulgą. - No to Draco, - Ślizgon podniósł wzrok na Gryfonkę. - zaklęcie, które zamienia przedmioty w kamień?

- Duro, to akurat proste. - powiedział bez zająknięcia. - Teraz ja, Hermiono...

- Przepraszam. - obok nich pojawił się czarnowłosy chłopak w szacie Ravenclaw'u. Widać było, że jest zestresowany, bo zawzięcie skubał brzeg swojego rękawa. Jego spojrzenie raz po raz uciekało w stronę brunetki, natomiast Granger patrzyła na niego z tak jakby zdziwieniem i zdenerwowaniem. - Czy mógłbym porozmawiać z...

- Tak, już idziemy. - przerwała mu zbierając swoje rzeczy ze stolika, całkiem ignorując zdziwione spojrzenia swoich przyjaciół zebrała się i pociągnęła Krukona do wyjścia.

Kieł pomimo, że dwójka uczniów opuściła już bibliotekę dalej patrzyła w to samo miejsce, gdzie stali jeszcze kilka sekund temu. Była nieźle zdziwiona tą sytuacją, natomiast chłopcy wydawali się w ogóle tym nie przejąć.

- Suzanne, ile jeszcze będziesz się tak gapić? - zapytał znudzony Potter. Dziewczyna szybko spojrzała na niego przez co od razu zauważyła, że jest czymś zirytowany, nawet nie musiała pytać czym.

- Czy tylko ja wydaję się zdziwiona widokiem Hermiony z innym chłopakiem niż wy lub... - tu na chwilę się zawahała.

- Lub Ron? - dokończyć za nią brunet. - Nie, na początku nas też to dziwiło, ale już przywykliśmy.

- Co!? Wiecie o tym od dawna i nic mi nie powiedzieliście?

- Byliśmy pewni, że wiesz. - odparł zaskoczony Draco. - Podobno mówicie sobie o wszystkim. - na jego słowa Gryfon wyraźnie spochmurniał, tak... nadal nie jest w stanie sobie poradzić z tym, że Hermiona wiedziała o związku Suzanne.

- Ja jej mówiłam o wszystkim, to nie do końca działało w dwie strony. - wyjaśniła ostatni raz zerkając w kierunku wyjścia z nadzieją, że brunetką zaraz wróci, ale najwidoczniej nie zapowiadało się na to. - Kim w ogóle jest ten chłopak?

- To Michael Corner, był w Gwardii Dumbledore'a na piątym roku, już chyba ci o niej mówiłem. - odpowiedział Rogacz, spoglądając na dziewczynę.

- O tej grupie, którą prowadziłeś? Coś wspominałeś. Uczyliście się obrony.

- Zgadza się. - przyznał chłopak wracając wzrokiem do książki. - Mieliśmy wielu Krukonów. No wiesz nauka i te sprawy, wszyscy chcieli zdać egzaminy, a Umbridge im tego nie mogła zapewnić. Michael z tego co pamiętam jest półkrwi, trzyma się z Terrym i Anthonym.

- Ale... skoro oni są w Zakonie to czemu on nie? - zapytała zaciekawiona, ale Harry wzruszył tylko ramionami.

- Nie mam zielonego pojęcia, pytałem o to chłopaków, ale powiedzieli, że ostatnio jakoś dziwnie się zachowywał i odradzili Dumbledore'owi zaproszenia go.

- Czy uważacie, że powinniśmy mieć na niego oko? - spytał Malfoy.

- Nie, zaufajmy Hermionie, to tylko i wyłącznie jej decyzja. - odparł Gryfon, a blondynka poczuła się mile zaskoczona, widocznie Harry uczy się na swoich błędach.

- Zgadzam się z tobą, ale... nie zaszkodzi jeśli będziemy odrobinę bardziej czujni. - wyszeptała dziewczyna. - Trzeba wypytać Terry'ego, może będzie wiedział coś więcej. Jednak... ani słowa Hermionie i co najważniejsze, nie ważne co odkryjemy to do niej należy wybór.

Była sobota. Suzanne leżała wygodnie oparta o silny tors Mistrza Eliksirów, podczas gdy on siedział na kanapie, rozkoszując się jej zapachem. Byli zmęczeni, i to bardzo. Przez ostatnie kilka godzin warzyli mikstury, jednak z niezbyt zadowalającym ich wynikiem. Ciągle byli rozgoryczeni brakiem składników potrzebnych im do eliksiru Extremum fato, cały czas mieli niedobór najważniejszych ingrediencji co doprowadzało ich do szewskiej pasji. Jednak teraz chcieli się po prostu zrelaksować.

*+*+*+*

Miała przymknięte oczy i spokojny oddech. Ufnie leżała na nim, robiąc sobie z klatki piersiowej partnera wyjątkowo wygodną poduszkę. Cieszyła się, że teraz mają trochę czasu tylko dla siebie. Przy nim czuła się bezpiecznie.

Snape z zadowoleniem przyglądał się swojej partnerce. Siedział wygodnie z nieco rozchylonymi nogami. Nasłuchiwał jej miarowego oddechu i bawił się jej włosami. Czuł się przy tym całkowicie rozluźniony.

Uroku wnętrzu, dodawało ciepłe światło dużego ognia, wywodzące się z kominka, a zapach spalanego drewna unosił się w powietrzu.

Severus kończył już drugą lampkę wina tego wieczoru, podczas gdy Suzanna nie dokończyła nawet pierwszej. Z przyjemnością sączył ostatnie krople trunku.

Odłożył pusty kieliszek na stolik, uważając, by przy tym nie zrzucić, ani nie zrobić krzywdy ukochanej. Potem delikatnie objął blondynkę w swoje ramiona, a ta wtuliła się w niego jeszcze bardziej.

- Nie za wygodnie ci? - zapytał profesor z lekkim, wymalowanym na twarzy wrednym uśmiechem.

- Bardzo wygodnie - odpowiedziała otwierając oczy i szeroko się do niego uśmiechając.

Ten tylko jeszcze raz się do niej uśmiechną i uznając to za bardzo ciekawe, spoglądał na swój regał z licznymi książkami.

Dziewczyna za to, leżąc dosłownie na nim, miała okazję dokładnie się mu przyjrzeć.

Te głęboko czarne, proste włosy, dostojnie opadały na kąciki twarzy mężczyzny. Były błyszczące i zadbane. Zaledwie parę miesięcy temu nie były tak piękne i zdrowe jak teraz, co zadziwiało ją jeszcze bardziej. Po akcji z rozjaśniaczem myślała, że najlepszym rozwiązaniem będzie zakup trumny już teraz. Lecz ten nie dość, że nie zareagował aż tak drastycznie jak się spodziewała, to na dodatek cała ta akcja pozytywnie wpłynęła na jego włosy. Żeby przywrócić włosy do stanu w którym znajdowały się przed kawałem, musiała sporo czasu poświęcić na dbanie o nie, co dało swój efekt. Więc Gryfonka nie miała na co narzekać.

Całe jego rysy twarzy i szyja wyglądały nadal niesamowicie pomimo lat. Był od niej sporo starszy i pierwsze zmarszczki już można było dostrzec. Ponadto Severus w swoim życiu wiele przeżył i gdzieniegdzie na jego ciele widniały blizny. Suzanne stwierdziła jednak, że tylko dodają one uroku mężczyźnie.

Okropnie idealne, ciemne niczym mrok i niezwykle hipnotyzujące jak najpiękniejsza magia oczy, które teraz spoglądały w innym kierunku. Były jak najdroższy kamień ukrywający głęboko swoje wnętrze.

Nie wiedziała jednak, że te nieskazitelne tęczówki co jakiś czas dyskretnie spoglądały na nią.

Przyjrzała się jego ubraniom, jak zawsze były dla blondynki niesamowicie uwodzicielskie. Ciemna koszula, której dwa górne guziki były rozpięte przez temperaturę panującą w pomieszczeniu, idealnie układała się na umięśnionym torsie profesora. Jakby była stworzona właśnie dla niego. Rękawy były podwinięte do łokci, odsłaniając tym samym duże silne przedramiona. Długie czarne jeansy, które rzadko kiedy nosił, niesamowicie komponowały się z metalowym paskiem przyozdobionym w wyryte wzory z motywem roślinnym oraz ogólnym wyglądem Mistrza Eliksirów.

Dopełnieniem całości były wygodne lakierki i srebrny zegarek, który w tym momencie znajdował się na stoliku naprzeciwko. Obecnie był on zbędny mężczyźnie, bo niepotrzebne mu liczyć czas będąc z ukochaną.

Wzrok Suzanne zatrzymał się jeszcze na chwilę na pasku partnera. Był wykonany bardzo estetycznie. Każdy listek wykonany z niezwykłą dokładnością i umiejętnie wycieniowany. Gałęzie widocznie różniły się strukturą. Były chropowate i spróchniałe, w przeciwieństwie do liści, które były gładkie.

Z zaciekawieniem oglądając ozdobę, przez przypadek zerknęła na krocze mężczyzny. Naturalne wybrzuszenie, było widoczne przez spodnie. Natychmiast odwróciła wzrok, subtelnie się rumieniąc, lecz po chwili znowu jej tęczówki skierowały się tam gdzie poprzednio.

- Napatrzyłaś się już? - usłyszała niski szept, co niemalże wyrwało ją z transu.

Posłała mu spojrzenie, po czym tylko lekko westchnęła ze zmieszanym uśmiechem i przerwała kontakt wzrokowy.

- Nie udawaj, że i ty mi się nie przyglądałeś. - powiedziała, nawet na niego nie patrząc, już wcześniej czuła na sobie przeszywający wzrok Severusa.

- Cóż... ja nie wpatrywałem się w twoje krocze. - odparł z lekko uniesionym kącikiem ust, szczerze ciekawy reakcji kobiety.

To sprawiło, że rumieńce blondynki, które zaledwie przed chwilą zaczęły zanikać, pojawiły się na nowo. Dziewczyna była lekko tym zmieszana i zawstydzona. Nie tylko przez sam sens słów Mistrza Eliksirów, ale też sposób w jaki je wypowiedział. Ten jego głos, posiadający wszelakie odcienie. Niski i głęboki. Nieco zachrypnięty, pełny. Nie wiedziała co powiedzieć do jej profesora, który najwyraźniej czekał na jej odpowiedz. Skrępowana tylko wydusiła z siebie:

- Severusie... - rzekła cicho onieśmielona, uciekając wzrokiem po pokoju.

- Wiem jak mam na imię - powiedział najwyraźniej rozbawiony.

Westchnęła tylko ze zrezygnowaniem i ponownie wygodnie rozłożyła się na klatce piersiowej partnera. Mimo nieustannie tej samej temperatury powietrza w kwaterach, czuła jakby z każdą minutą było jej coraz goręcej.

- Uważaj, bo zaraz zmienisz się w pochodnie - wyczuła w tym zdaniu ledwo zmuszony śmiech Snape'a.

- Sev! - krzyknęła już cała czerwona.

W odpowiedzi usłyszała jedynie subtelny chichot mężczyzny.

Nie wiedziała do końca, co ma w tym momencie zrobić. Lekkie drżenie dłoni próbowała uspokoić, lecz nie przyniosło to pożądanych efektów. Bezskutecznie też usiłowała pozbyć się różowych plam ze swoich policzków.

Severusa jakby bawiło zachowanie Gryfonki. Jej usilne próby ukrycia emocji, które zostały przez niego wywołane, zupełnie nie działały. A pomyśleć, że to tylko przez jedno zerknięcie w nieodpowiednim kierunku. I tak oto Suzanne Dumbledore leżała na nim cała czerwona i rozpalona.

Żeby złagodzić objawy trzęsących się rąk, dziewczyna postanowiła je czymś zająć. Swobodnie ułożona dotąd dłoń na torsie profesora, teraz bawiła się guzikiem jego koszuli. Potem następnym. I kolejnym.

Mistrz Eliksirów przyglądał się drobnym palcom blondynki. Te chude, zgrabne dłonie idealnie nadawały się do gry na pianinie i wielu innych intrygujących rzeczy, o czym już nie raz się przekonał. Lecz teraz obserwował jak niemalże rozbierają go z ubrań. Żaden guzik nie został rozpięty, ale mimo to czuł, że za chwilę przez przypadek to może się zmienić, a materiał nie zdoła utrzymać guzików. Teraz on czuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego wnętrzu.

Złapał ją za nadgarstek, delikatnie, ale dokładnie, odciągając tym samym uwagę dziewczyny od jego ciała. Spojrzała na niego niewinnie, lekko zdziwiona czekała na to co zrobi jej partner.

Ujął ją nieco mocniej, podnosząc ją do góry. Drugą ręką podtrzymywał jej talię, prowadząc jej ciało. Subtelnie i powoli usadowił ją okrakiem na swoich nogach, łaskocząc jej uda.

Czuła jego dotyk, niemalże po całym ciele. Przyjemnie rozchodzący się lekki dreszcz pobudzał Gryfonkę. Siadając wygodnie, spoglądając w jego oczy, dostrzegła w nich pożądanie.

Skupił wzrok. Mimo pełnej świadomości zatopił się w jej głębokich jak ocean oczach. Tonął w nich całkowicie. Z nutą błysku świec, przypominały dwa ogromne diamenty. Najdroższe klejnoty.

Znów kobieta poddała się nieszczęsnej hipnozie swojego partnera. Całkowicie mu oddana gładziła jego skronie, aby móc głębiej przyjrzeć się tym czarnym jak węgiel tęczówką. Nie wiedziała, jak to robi. Nie wiedziała, czy jest świadom. Ale wiedziała jedno. Działał na nią jak nikt inny.

Samym spojrzeniem wywołał w niej potrzebę bliskości. Widział to w jej oczach. Czytał z nich jak z otwartej książki. Jakby do niego przemawiała. Rękami błądził po jej łopatkach, jakby szukając tam skrzydeł. Jakby był tuż przed nim najjaśniejszy Anioł.

Była wspaniała. Niesamowita. I co najważniejsze, była JEGO.

Suzanne delikatnymi ruchami jeździła po guzikach koszuli partnera. Będąc coraz bliżej, nachylając się tuż nad nim, złączyła ich spragnione wargi w długim pocałunku.

Nie pozostawiała rąk bezczynnie. Schodząc coraz niżej, aż do paska spodni, złapała za klamrę i pociągnęła ją do góry. W tym momencie czuła jak nieco oddalone do tej pory pośladki, mimowolnie się przysuwają. Znajdowały się coraz bliżej, aż w końcu Gryfonka poczuła, że siada na czymś twardym. Natychmiast pojęła, co to jest i wymownie spojrzała na Severusa.

Czuł ciepło jej rozgrzanego i podnieconego ciała, jakby tańczył z coraz to niebezpieczniejszym ogniem. Wargi smakowały najsłodszą słodyczą, a pokusa stawała się coraz większa. Nie mógł władać ciałem. Nie potrafił zapanować nad sobą, przez co jego członek spowodował duże wybrzuszenie na spodniach. Chwile po tym, poczuł lekki ciężar właśnie w tamtym miejscu i wtedy otworzył oczy.

Wpatrywali się w siebie przez chwilę, nie wypowiadając ani słowa. Jedyne co słyszeli to swoje własne zmęczone oddechy. Te głuchą cisze przerwał Severus całując tym razem jej czułą i gładką szyję. W odpowiedzi dostał ciche stękanie blondynki.

Dziewczynie jakby brakowało miejsca i zaczęła jeździć biodrami po kroczu partnera, sprawiając, że tym razem to on wydawał z siebie dźwięki. Na jej szczęście, bądź nieszczęście, przez spódnicę, którą miała założoną tego dnia, od spodni do jej spragnionego ciała, dzieliła ją cienka warstwa aksamitnego materiału. Jej bielizna dosłownie gładko jeździła po spodniach partnera, a przez wilgoć wydostającą się spod niej, zostawiała na nim mokry ślad.

Chwyciła za pasek. Łapczywie wyciągała go spod szlufek spodni. Cały czas będąc pod stałą opieką pieszczot partnera, rozsuwała zamek spodni.

Wyczuł ją. Wiedział, co robiła, więc nie pozwolił sobie siedzieć bezczynnie. Skierował dłonie do długich nóg Suzanne.

Zaczął od kostek. Powoli i bez pośpiechu kierował swoje ruchy ku górze. Dotyk był subtelny, jak najdelikatniejszy powiew wiatru, mimo to był jak wstrząs elektryczny dla Gryfonki. Potem dotkną kolan i zatrzymał się przy nich na chwile. Później był na szlaku pięknych ud ukochanej. Nie bał się zabłądzić ręką dużo wyżej. Dotarł pod spódniczkę. Z zachwytem stwierdził, że pod nią jest jeszcze goręcej.

Rozsunęła zamek, prawie wyrwała guzik. Miała dostęp do tego co jest pod tym. Chaotycznymi ruchami, powiększyła dojście do bielizny. Tak znalazła się przy odsłoniętych bokserkach.

Miał spocone dłonie od ciepła jej ciała. Mimo to nie poddał się pod wpływem temperatury. Wędrował po górnej warstwie koronki majtek. Czułe palce rozpoznawały każdy skrawek materiału. Z rozwagą wyczuwał każdy wzór i wypuklenie. Badał ją tak dokładnie, że nawet bez patrzenia, z zamkniętymi oczami mógłby wyobrazić sobie jej kształt. Odsuną jej bieliznę, odsłaniając to, co najpiękniejsze. Pod palcami odczuwał sporą wilgoć powstałą na skutek dotyku.

Dała jęk, potem syk i mruczenie. Przyjemność wypełniała ją całkowicie. Czuła błogość i pożądanie. To sprawiło, że wykonywała kolejne ruchy biodrami. Ale to jej nie wystarczało.

Wróciła do pozostawionych bokserek wyłaniających się spod rozchylonych spodni. Złapała za gumkę, sięgnęła pod nie. Wydobyła z nich to, czego pragnęła nade wszystko. Ruszała po nim ręką; góra, dół. W odpowiedzi mężczyzna tylko zacisnął szczękę.

Przerwała pieszczotę, unosząc biodra, skierowała je na miejsce dawnych dłoni.

Nakierował ją. Delikatnie i z wyczuciem, trzymając za krągłe biodra kobiety, posługiwał się jedynie dotykiem. Nic nie widział przez opadającą falami spódniczkę.

Gdy był pewien, że dotarł w odpowiednie miejsce, wbił się w nią mocno, pozwalając by, emocje wzięły nad nim górę.

Poczuła go, głęboko w sobie i wygięła się w męce. Chwyciła go za ramiona, gdy wkładał i wyjmował go po chwili. Ta tylko jęczała, krzyczała jego imię, smakując najsłodszy smak jego ust...

*+*+*+*

Kolejny dni wydawały się o wiele łatwiejsze, nauczyciele jakby stali się milsi, jednak uczniowie nie przyjęli tego z radością, było to dla nich ostrzeżeniem, że szykuje się coś strasznego. Zaczął się luty, co oznacza, że niedługo mają nadejść Walentynki. Po szkole rozeszły się plotki, że profesorzy są obecnie łaskawsi, bo szykują się na powtórkę z zeszłego roku. Dziewczęta liczyły na kolejny bal, a chłopcy natomiast błagali Merlina o zbawienie. Wszyscy mimo iż nie wiedzieli czy owy bal się w ogóle odbędzie woleli nie ryzykować i po zapraszali partnerki już teraz. Co okazało się dobrym pomysłem, bo zaledwie kilka dni później oficjalnie ogłoszono, że bal się odbędzie.

Wszyscy wpadli w szał przygotowań. Dziewczęta ubolewam nad brakiem sukienek. A chłopcy... chłopcy schodzili im z drogi.

Huncwoci podziwiali ten chaos z ogromnymi uśmiechami. Było to dla nich wyjątkowo zabawne, w końcu tam gdzie jest zamęt tam jest najwięcej zabawy. Oczywiście każde z nich zadeklarowało swoją obecność na balu, co wiązało się z posiadaniem jakiegoś partnera. Draco i Harry naturalnie postanowili iść razem, Suzanne stwierdziła, że nie chce ryzykować życia jakiegoś nieszczęsnego chłopaka, który przypadkiem pojawiłby się z nią na balu, bo gdyby Severus się dowiedział... Nawet nie chciała myśleć o możliwych konsekwencjach, dlatego postanowiła iść sama. A co do Hermiony...

- Dlaczego nie pójdziesz z Michaelem? - zapytała brunetkę blondynka, kiedy siedziały same przy obiedzie. Starsza Gryfonka zakrztusiła się akurat pitym napojem i spojrzała na przyjaciółkę z niedowierzaniem.

- Co proszę!?

- No przecież spotykacie się, powinniście iść razem. - stwierdziła lekko zdziwiona. Natomiast na twarzy Hermiony wykwitły soczyste rumieńce.

- Skąd ci w ogóle taki pomysł przyszedł do głowy, przecież wiesz, że ja...

- Wiem, że tęsknisz za Ronem. - przerwała jej łapiąc ją za dłoń. - Ale to nie znaczy, że musisz się tak katować, masz prawo do własnego życia. Pamiętaj, że on nie żyje.

- Ale... - nie dokończyła zdania. Spojrzała na Dumbledore, po czym westchnęła i uśmiechnęła się lekko. - Masz rację, pójdę z nim porozmawiać. Tylko nie mów nic chłopakom, bo jeszcze wpadną na jakiś swój genialny pomysł.

- Mianowicie? - spytała rozbawiona.

- Boję się, że będą chcieli go odstraszyć. - mruknęła wstając z miejsca.

- Zależy ci?

- Nie masz pojęcia, jak bardzo. - odparła, po czym opuściła Wielką Salę zostawiając Suzanne z jej własnymi domysłami.

*-*-*
Przepraszam Was za tak długą przerwę!

Miałam masę roboty i nie wiedziałam, jak się za to wszystko zabrać, ale wracam. Niestety bez maratonu.

Z braku czasu nie byłam w stanie nic napisać, ale kolejny rozdział jest już w trakcie, więc pewnie już niebawem się pojawi.

Wracając do sprawy maratonu. Z przykrością muszę Wam oznajmić, że nie odbędzie się on. Przynajmniej w najbliższym czasie. Rozdziały niestety będę się pojawiać rzadziej, ale to z powodu fabuły i po prostu dobrego rozplanowania historii. Postaram się zrobić zapas podczas obozu (wtedy niestety nie będzie rozdziałów, ale jeszcze wszystko wyjaśnię) i najwyżej później zrobię maraton.

Przepraszam wszystkich czytelników "Czy to ty, Evans?"! Nie zapomniałam o Was, rozdział też nie długo się ukaże.

Przynajmniej tak myślę...

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro