TOM 2 - Rozdział 76

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Walentynki zbliżały się wielkimi krokami. Zostały zaledwie dwa dni do zapowiedzianego wcześniej balu, który miał być już w sobotę. Ale to nie był jedyny powód do radości uczniów, w sobotę miało się również odbyć wyjście do Hogsmeade. Wiele dziewcząt zostawiło sobie wybór sukni na ostatnią chwilę, podobnie było z Suzanne. Gryfonka miała nikłą nadzieję na to, że będzie mogła opuścić zamek i wybrać się do wioski razem z przyjaciółmi. Niestety nie zapowiadało się na to.

Albus miał wyjątkowo paskudny humor, co już na starcie źle wróżyło blondynce. Dlatego zanim udała się na rozmowę z dziadkiem, próbowała podpytać Dana o co chodzi. Udało jej się od niego dowiedzieć, że dyrektor i nauczycielka transmutacji ostro się o coś pokłócili. Jej szanse na opuszczenie zamku gwałtownie zmalały. Skoro jej dziadkowie są pokłóceni to nawet nie ma sensu o coś ich prosić. Co jeśli tylko pogorszyła by sprawę?

Wszyscy Gryfoni starali się korzystać z ostatnich chwil spokoju przed wielkim balem. Szczególnie chłopcy, którzy od początku nie mieli za łatwo. Odpowiadanie na podchwytliwe pytania swoich partnerek i unikanie ich, aby nie powodować niepotrzebnych kłótni było wyjątkowo męczące. W tej sytuacji Huncwoci mieli o niebo lepiej. Jednak istniały też inne powody do kłótni. Harry i Draco siedzieli razem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru dyskutując o czymś zawzięcie, wyraźnie żaden z nich nie chciał dać za wygraną.

- Nie bądź głupi! - zawołał w końcu wyprowadzony z równowagi blondyn, ściągając na siebie uwagę wszystkich w pomieszczeniu. Jak do tej pory starali się unikać rozgłosu, przynajmniej do czasu balu. Nie chcieli, żeby tak idealna okazja na kawał przeszłam im obok nosa. Dlatego oprócz drobnych, całkiem nieszkodliwych żartów dla odwrócenia uwagi, nie wychylali się. Tę rozmowę również chcieli zachować między sobą. Więc gdy tylko zauważyli, że są podsłuchiwani rzucili szybko odpowiednie zaklęcie i kontynuowali rozmowę. - Wiesz, że te zabezpieczenia są tylko i wyłącznie dla jej dobra.

- No, ale nie może tu tak wiecznie siedzieć. - odparł zasmucony brunet. - Jest tu zamknięta, jak w Azkabanie, nie może wychodzić, ciągle jest pod nadzorem, przecież możemy jej pomóc się rozerwać?

- Harry... - jęknął lekko zirytowany.

- Draco... - zawtórował mu rozbawiony. - To nic złego, że chcemy zabrać Suzanne do Hogsmeade.

- Wiem. - przyznał mu rację całkiem zrezygnowany. Zamyślił się przez chwilę i dokładnie rozważył wszystkie za i przeciw. - Dobrze. Tylko zróbmy to legalnie.

- Co!? - zawołał zdziwiony Potter. - Czemu? Wtedy nie będzie zabawy!

- I tak byś jej stąd nie wyciągnął. Jej sygnatura jest zablokowana. - przypomniał mu Malfoy.

- Żebyś się nie zdziwił. - mruknął na tyle cicho, że jego partner nie zdołał go usłyszeć.

*-*-*

Severus siedział w salonie na swoim ulubionym fotelu, korzystając z chwili wolnego. Wpatrywał się w płomienie z kominka przy szklance dobrej whisky. W ręku trzymał książkę, którą już dawno przestał czytać. Całkiem uciekł myślami i teraz po prostu milczał.

Jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Jego partnerka, jego luba, ukochana. Miłość życia, która nieustannie przyprawiała go o szybsze bicie serca. Przez to uczucie, które nim kierowało, miał wrażenie, że coraz mniej przypomina siebie. Coraz mniej chłodny i oziębły, bez maski obojętności, gdy tylko ona była obok. Wprawiała go w nieustanny zachwyt. Mógłby godzinami patrzeć na nią, a i tak byłoby mu mało. Gdy tylko zamkną powieki, miał w głowie jej obraz.

Pamiętał w niej wszystko.

Smukłe rysy twarzy. Pasujące do delikatności jej porcelanowej cery. Jędrna i gładka skóra. Rumieńce, które on sam powodował na tych nieskazitelnych policzkach, były jak idealnie namalowane różowe plamy. Zupełnie tak, jakby on był artystą, a ona płótnem. Każdy ruch był przemyślany, a efekt, ten pożądany.

Wachlarz długich, ciemnych rzęs, które okalały oko, wyglądały jak las, nad gładką taflą jeziora. Wystarczyło w nie spojrzeć, a człowiek już znajdował się w innym miejscu, z innymi myślami. Tęczówki były jak rozgwieżdżone niebo. Każdego dnia identyczne, lecz mimo to, nie da się w nich nie zatonąć i nie przestać podziwiać.

Spadające na jej delikatne ramionka, długie blond włosy. Tak dla niego drogie, wręcz pozłacane. Iskrzyły się od tańczącego ognia w kominku. Pachniały różami. Tak miękkie, jakby dotyk chmur. Tak gładkie, jakby płynąca woda. Rozwiewa je wiatr, dotyka je nurt, patrzyła ziemia, a ogień rozświetlał.

Jak wszystkie żywioły, tak on je widział.

Usta, tak pełne, piękne, malinowe, z których wydobywało się jego imię. Szeptała z nich z czułością, tak on je całował. Najsłodszym smakiem zalane. Ambrozję i nektar w nich skryto. Jakby dawały mu szczęście i wieczną młodość. Miękkie jak puch, gładkie, jak jedwab, mokre od uścisku jego warg. Dosłownie jak wata cukrowa. Delikatne, gdy dotyka, słodkie, gdy smakuje.

Smukły nosek, który marszczy się uroczo, gdy nad czymś rozmyślała. Był idealnie wpasowany, jak rzeźba wśród dzieł sztuki.

Wyróżniał się, a mimo to chciało się go oglądać, z tym samym podziwem. Jak brakujący fragment muzeum.

Jej figura, krągłości, na które patrzył każdy facet, co nie wprawiało go w zachwyt i on nie omijał szerokim łukiem. Wpatrywał się w nie i zatapiał. Jej biust, podkreślany przez obcisłe koszule i dekolt w bluzkach. Wydawał się być pełny, idealny.

Jej biodra, tak krągłe, że z powodzeniem zobaczy się różnice między nimi a talią. Szczupłą, zgrabną, na której uwielbiał kłaść swoje dłonie.

To kiedy byli ze sobą blisko. Napawali się czułością i pożądaniem. Ona jak róża, rozchylała swoje delikatne płatki, by wydobyć swój prawdziwy, najpiękniejszy zapach.

*-*-*

Severus już wielokrotnie rozmyślał nad idealnym prezentem dla Gryfonki, lecz ilekroć starał się coś wymyślić i w końcu wpadał na jakiś pomysł, okazywał się on nieodpowiedni dla niej. Chciał dać jej coś więcej niż jakąś błyskotkę na rękę lub czekoladki i kwiaty. Jednak nie było to tak proste jak myślał na początku. Starał się jakoś zaplanować sobotni wieczór, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Samoistnie powędrował wzrokiem w stronę regału z książkami, aż w końcu jego spojrzenie zatrzymało się na dobrze mu znanej książeczce. Nagle go olśniło. Uśmiechnął się pod nosem i udał się prosto do biurka po kilka stóp pergaminu.

W sobotę rano Suzanne dostała krótką wiadomość dostarczoną jej przez Fawkes'a. Jej dziadek poprosił ją o jak najszybsze spotkanie w, podobno, bardzo pilnej sprawie. Zrezygnowana poinformowała Mistrza Eliksirów o swoim wyjściu i pełna złych obaw udała się do gabinetu dyrektora.

Dziewczyna miała nadzieję, że nie jest to nic poważnego. Mimo wszystko miała dzisiaj jeszcze masę rzeczy do zrobienia. Na przykład znalezienie idealnego prezentu dla Snape'a. Tak, to zdecydowanie było teraz najważniejsze. Z wiadomych powodów nie mogli się pojawić razem na balu, dlatego właśnie Gryfonka chciała mu to wynagrodzić. Niestety Albus postanowił zabrać trochę jej wyjątkowo cennego czasu.

Wbiegła po schodach i bez pukania weszła do pokoju. Nagle zatrzymała się w miejscu, całkiem zszokowana, nie potrafił ukryć swojego zdziwienia kiedy zobaczyła siedzących na fotelach i wesoło o czymś gawedzących z dyrektorem Huncwotów. Samo w sobie było to niespotykane. Zazwyczaj kiedy lądowali w gabinecie Dumbledore'a to za różne przewinienia związane z ich kawałami lub w sprawach Zakonu, a wtedy nikt nie był w tak dobrym humorze. Więc naturalnie Suzanne poczuła się wyjątkowo wybita z rytmu. Jednak jej przybycie nie zostało długo niezauważone. Gdy tylko wzrok Albusa padł na Gryfonkę, uśmiech goszczący na jego twarzy powiększył się jeszcze bardziej.

- Suzanne! Cieszę się, że już jesteś. Proszę usiądź, właśnie o tobie rozmawialiśmy. - powiedział życzliwie dyrektor wskazując w kierunku wolnego fotela. Lekko niepewnie ruszyła w jego stronę.

- O mnie? - spytała zakłopotana, przyglądając się podejrzliwie twarzą swoich przyjaciół. - Czy zrobiłam coś złego o czym nie wiem? Dziadku, jeśli tu chodzi o jakiś żart to daję słowo, że...

- Spokojnie Księżniczko. - przerwał jej z nieukrywanym rozbawieniem. - To nic strasznego. Nie masz żadnych problemów.

Blondynka choć na chwilę mogła odetchnąć z ulgą. Znacznie spokojniejsza usiadła na wolnym miejscu i zgromiła Albusa wzrokiem.

- Nie mów na mnie, Księżniczko! - niestety choć nie ważne jak bardzo by się starała i jak długo, by to powtarzała starzec nie zrezygnuje z tego śmiesznego "tytułu". - No, ale jeśli nie mam żadnych kłopotów to... po co mnie wezwałeś?

- Pan Potter, Pan Malfoy i Panna Granger przyszli do mnie z pewną prośbą. - zaczął gwałtownie poważniejąc.

- Mianowicie? - zapytała, rzucając trójce przyjaciół ukratkowe, pełne podejrzeń spojrzenia.

- Twoi przyjaciele uznali, że potrzebujesz trochę odetchnąć i... wyluzować się. - na jego usta wkradł się delikatny uśmiech. - Na pewno wiesz o dzisiejszym wyjściu do Hogsmeade? - widząc jej ponaglający wzrok kontynuował. - Stwierdziłem, że to dobry pomysł, abyś skorzystała z dzisiejszej wycieczki i spędziła czas razem z przyjaciółmi. - oczy Gryfonki rozszerzyły się w niedowierzaniu. - Naturalnie odblokuję twoją sygnaturę i jeśli nic złego się dzisiaj nie wydarzy to całkiem możliwe, że nie zablokuję jej ponownie.

- Na-naprawdę? - zapytała całkiem zszokowana, co chwilę przenosiła spojrzenia po rozbawionych twarzach Harry'ego, Draco i Hermiony.

- Naprawdę. - odparł uśmiechnięty dyrektor. - Jednak byłbym wdzięczny, gdybyście wrócili przed zmrokiem. Nie wypada się spóźnić na bal. - mówiąc to rozejrzał się po zebranych. Wszyscy Huncwoci zgodnie skinęli głową, po czym w wyśmienitych humorach opuścili gabinet.

- Nie wiem, jak to się wam udało. - przyznała Suzanne, kiedy całą czwórką zmierzali w stronę Sali Wyjściowej.

- To nie jest ważne, teraz powinnaś się przygotować do wyjścia. - stwierdziła Hermiona z delikatnym uśmiechem. - Nie trać czasu i leć po rzeczy, my tu zaczekamy.

- I nie zapomnij powiedzieć o tym Snape'owi. - zawołał za biegnącą blondynką, zaskarbiając sobie tym zaskoczone spojrzenia pozostałej dwójki. - No co? Jeśli Snape nie dowie się o tym, że dyrektor pozwolił jej wyjść to cała wina za tą wycieczkę spadnie na mnie.

Gryfonka z zawrotną prędkością pokonała drogę dzielącą ją od jej kwater w lochach. Wchodząc do salonu nie trudno było jej zauważyć, że nikogo tam nie było, podobnie, jak w reszcie pomieszczeń. Sprawdziła je wszystkie i nigdzie nie znalazła, ani śladu Snape'a. Lekko zawiedziona zatrzymała się na dłużej w sypialni, aby przyszykować się do wyjścia. W pewnym momencie, gdy układa przygotowane przez siebie ubrania na łóżku dostrzegła małą, delikatnie pogniecioną karteczkę. Zaintrygowana wzięła ją do rąk, a gdy tylko rozpoznała charakter pisma Severusa uśmiechnęła się szeroko i zaczęła czytać treść liściku.

*Wiele ja w swoim życiu widziałem,
A jeszcze więcej w życiu zaznałem.
Nie jedno mi było posłane spojrzenie,
Nie jedno spojrzenie oddałem.

Widziałem blask Słońca w każdym stanie,
Wschody, zachody, wręcz pozłacane.
Świetliste promienie, przebyły długą drogę,
By dotrzeć na Ziemie, odnaleźć swobodę.

Gdy ta gwiazda zajdzie, zastąpiona innymi,
Mniejszymi, dalszymi, widzianymi tuż po chwili.
Gdy oświetla Księżyc - symbol każdej nocy,
Ten rozbłyśnie, wydając magię swej mocy.

Ogień rażący me wszystkie zmysły.
Taki powabny, rozniecający iskry.
Tańczy, ociepla, nadaje czułości,
Rozgrzewa, oświetla, wyznaje swe troski.

Mimo tylu doznań i niezliczonej wiedzy,
Wciąż mnie zaskakujesz zaćmiewając tyle rzeczy.
Mimo jasności, które one dają,
Twój blask oślepia ich wszystkich wyznanią.

Na twarzy Suzanne widniały ogromne rumieńce oraz szeroki uśmiech. Nie potrafiła ukryć swojej radości z powodu tego krótkiego wiersza, jednak zastanawiała się gdzie w ogóle jest Mistrz Eliksirów. Obróciła kartkę na drugą stronę i dostrzegła tam kilka zdań napisanych najwyraźniej na szybko.

Mam nadzieję, że będziesz miała czas po balu na małą kolację. Chciałbym ten dzień spędzić z tobą, ale Albus poprosił mnie o załatwienie czegoś na Pokątnej. Pamiętaj, żeby nie sprawiać kłopotów.

Twój Severus

Gdy tylko była już całkiem gotowa opuściła kwatery Snape'a i ruszyła w stronę głównego wyjścia z zamku. Po drodze na korytarzach mijała wielu uczniów, którzy podobnie jak ona wybierali się do wioski. Gdzieś w tym tłumie udało jej się wyłapać wiele znajomych twarzy. Ale to ta jedna najbardziej rzuciła jej się w oczy. Michael Corner szedł szybkim krokiem w stronę szklarni, Gryfonka na ten widok zmarszczyła brwi zdziwiona. Była pewna, że chłopak dołączy do nich w Hogsmeade, w końcu on i Hermiona się... spotykają. Przynajmniej takie miała wrażenie, ciągle gdzieś znikali i zawzięcie dyskutowali na jakiś temat, zawsze starali się być jak najdalej od reszty Huncwotów. To było wyjątkowo podejrzane, ale Suzanne obiecała się nie wtrącać, bała się, że przez to zniszczy swoją przyjaźń z brunetką, która wreszcie wydawała się wracać do siebie. Coraz bardziej przypominała tą "dawną Hermionę", uśmiechała się, śmiała, żartowała razem z nimi, jednak nadal to nie było to samo. I nigdy nie będzie.

Niestety.

Gdy blondynka dołączyła w końcu do swoich przyjaciół opuścili oni teren Hogwartu bez żadnych przeszkód. Całą czwórką przemierzali lekko zaśnieżoną drogę, która prowadziła do wioski. Powoli przyroda zaczynała wracać do życia i zima zdawała się dobiegać końca. Było o wiele cieplej niż w styczniu, a śnieg, ku nieszczęściu młodszych uczniów, zaczynał topnieć. Nadal jednak mogli się cieszyć bajkowym krajobrazem, który zawsze towarzyszył okolicą Hogsmeade. Nie ważne czy to wiosna, czy zima, wioska zawsze wyglądała wspaniale.

Wchodząc do miasteczka nie potrafili ukryć swojego zaskoczenia spowodowanego dekoracjami. Wszędzie aż roiło się od ozdób walentynkowych, różowe i czerwone girlandy, zaklęte kwiaty, a pod sklepami, zaraz przy drodze, w równych rzędach zostały ustawione stragany z masą bibelotów. Wszędzie roznosiła się przyjemna woń róż i przeróżnych słodkości. Obecnie na ulicy panował niesamowity chaos. Harry był wyjątkowo tym zadowolony, nikt nie zwracał na niego uwagi. Jego rola bardzo go przytłaczała, więc każda namiastka normalności była dla niego wybawieniem.

Wspólnie zgodzili się, że teraz nie ma nawet sensu próbować przebrnąć przez te tłumy, dlatego udali się prosto do pubu pod Trzema Miotłami. Niestety i tam było pełno ludzi, jednak szczęśliwym zrządzeniem losu udało im się wywalczyć wolne miejsca. Zajęli stolik w rogu pomieszczenia i po złożeniu szybkiego zamówienia mogli się choć na chwilę zrelaksować.

Suzanne nadal pozostawała czujna, nauki Szalonookiego nie mogły pójść tak po prostu w las, tym bardziej po ostatnich wydarzeniach. I szczególnie teraz, gdy nareszcie dostała swoją szansę. Dlatego lustrowała wzrokiem wszystkich gości, nie umknął jej żaden pijaczyna oraz żadna czarownica. Chciała kontynuować swoje oględziny, ale niespodziewanie dłoni Harry'ego zasłoniła jej widok na bar.

- Hej, jesteś tu z nami? - zapytał rozbawiony. Szybko poczuła znajomy zapach kremowego piwa, które spoczywało na stole przed nią, nawet nie zauważyła kiedy dostarczono ich zamówienie. - Możesz się zrelaksować, przecież po to tu jesteś.

- Niby tak, ale nadal... - zaczęła dyskretnie rozglądając się po swoim otoczeniu.

- Co nadal? - spytał z niezrozumieniem zielonooki. Jednak to nie Gryfonka odpowiedziała na jego pytanie.

- To jej szansa na powrót do akcji. - wyjaśnił mu Draco, patrząc z zaciekawieniem na przyjaciółkę. - W końcu, jeśli dzisiaj wszystko pójdzie dobrze to koniec z aresztem.

- Czyli wtedy wracasz do siebie. - dodała Hermiona z tajemniczym uśmiechem, który na początku wydał się dziewczynie niezrozumiały, dopiero po chwili zrozumiała jego sens. - Nie będzie ci brakować Snape'a?

- Mówisz jakbym już nigdy miała go nie zobaczyć, kiedy po prostu nie będę u niego mieszkać.

- I tak wiem, że wolisz mieszkać w lochach. - odparł naburmuszony Potter, na co pozostała trójka cicho zachichotała. - Bardzo zabawne, boki zrywać, normalnie umieram ze śmiechu.

- Och, już się tak nie bulwersuj. - wtrąciła brunetka. - Są parą to naturalne, że chcą spędzać ze sobą każdą wolną chwilę.

- A skoro przy związkach jesteśmy, to jak jest z tobą i Michael'em? - zapytała zaintrygowana blondynka, rejestrując ogromny rumieniec na twarzy starszej dziewczyny.

- Jest dobrze, ale to na razie nic poważnego. Na pewno to nie jest to samo co...

-... z Ronem. - dokończyli zgodnie pozostali.

- Tak. - zgodziła się wzdychając ciężko. Wzrok Gryfonki powędrował w stronę jej dłoni na której lśnił złoty pierścionek. - Czasem zapominam, że go już nie ma.

- To tak jak my. - przyznał nachmurzony Harry, na co reszta ze smutkiem skinęła głową. Nagle zły nastrój chłopaka wyparował, a w niego wstąpiła, jakaś nowa nieznana im dotąd energia. - No, ale nie jesteśmy tutaj, żeby się zadręczać. Wypijmy piwo i chodźmy się przejść po wiosce. Z tego co kojarzę, chciałyście kupić jakieś sukienki? W takim razie musimy się zbierać, bo nie wyrobimy się przed zmrokiem. - stwierdził złośliwie.

- Dobrze, że o tym wspomniałeś! - zawołał Malfoy z szerokim uśmiechem. - Prawie bym zapomniał o tym, że musimy znaleźć dla ciebie nową szatę wyjściową!

- C-co? Niby dlaczego? - zapytał lekko zdenerwowany brunet. - Coś nie tak z moją starą?

- Naturalnie, że tak. Jest stara, a na dodatek ledwo się w nią mieścisz! - krzyknął wściekły ignorancją swojego partnera.

- To założę tą co miałem na balu w zeszłym roku, szkoda kupować nowe skoro mogę...

- W żadnym razie! - przerwał mu załamany blondyn. - Nie wypada, żeby taka osobistość jak ty nie dbała o swój wizerunek, szczególnie na oficjalnych uroczystościach.

- Draco, to szkolny bal. - stwierdził zaskoczony Gryfon.

- Co nie znaczy, że masz wyglądać, jakbyś dopiero co wyszedł z kubła na śmieci!

- Dziewczyny, powiedzcie mu coś... - szepnął w stronę Gryfonek błagalnie. Te uśmiechnęły się złośliwie i wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

- Draco ma rację, Harry. - powiedziała z niebywałą powagą Kieł. - Musimy się godnie prezentować.

- Wy idźcie znaleźć odpowiednie szaty, a ja i Suzanne pójdziemy się przejść, spotkamy się koło fontanny o 15, co wy na to? - zaproponowała Hermiona.

- Idealnie. - odparł Draco, po czym pociągnął za sobą Harry'ego i razem opuścili lokal odprowadzeni rozbawionymi spojrzeniami Huncwotek.

- To co idziemy do księgarni? - zapytała brunetka.

- Nie musisz drugi raz pytać.

Po szybkim uregulowaniu rachunku opuściły pub i udały się spokojnym krokiem do kolejnego sklepu. Spędziły na zwiedzaniu różnych miejsc w wiosce masę czasu. Ale nie był to czas stracony, obie znalazły wyjątkowo gustowne kreacje na dzisiejszy wieczór, co uznały za swój prywatny sukces. Na sam koniec postanowiły zostawić sobie obejrzenie stoisk. Było ich pełno, a na każdym z nich było coś innego. Z fascynacją przyglądała się magicznym zabawką oraz przedziwnym figurką, które potrafiły mówić, a nawet naśladować niektóre ruchy przechodniów. Suzanne na początku uznała, że to strata pieniędzy, ale do jej głowy wpadł świetny, a zarazem szatański pomysł. Kupiła jedną z zaczarowanych, porcelanowych, figurek i schowała ją do torby, po czym razem z Hermioną ruszyła w dalszą drogę.

- Po co ci ta figurka? - oczywiście ciekawska część Panny-Wiem-To-Wszystko nie mogła się powstrzymać od zadania tego pytania.

- To prezent. - odparła z szerokim uśmiechem.

- Dla kogo? - przyjaciółka posłała jej znaczące spojrzenie. - Dla Snape'a? Ale po co mu ona? Zbiera takie bibeloty?

- Nie. - odpowiedziała spokojnie. - Ale uznałam, że po pewnych modyfikacjach mogłaby się mu spodobać.

- Na przykład? - spytał powoli rozumiejąc o co chodzi blondynce.

- Na przykład, gdyby wyglądała i zachowywała się, jak on. - na słowa Suzanne, Hermiona nie potrafiła pozostać obojętna.

- On cię zabije!

- Och, nie! Co najwyżej mocno pokiereszuje.

Obie roześmiały się głośno i powoli przebijając się przez tłum starała się dotrzeć do wcześniej umówionego miejsca spotkania. Niespodziewanie Gryfonka rozpoznała znajomą postać, która bardzo szybko ukryła się w pobliskim zaułku.

- Czy to był...? - za nim zdarzyła choćby dokończyć pytania zobaczyła, jak brunetka zrywa się z miejsca i biegnie w ciemny zaułek. - Hermiona! Czekaj!

Jednak było już za późno, z alei wydobył się znajomy zielony błysk, a ona przerażona pobiegła w tamtą stronę. Gdy tylko wbiegła w uliczkę stanęła oko w oko z trójką uzbrojonych śmierciożerców, ale nigdzie nie było, ani śladu Gryfonki. Różdżka natychmiast znalazła się w jej dłoni.

- Gdzie jest Hermiona!? - krzyknęła nie spuszczając wzroku z trójki napastników.

Zanim zdążyła rzucić choćby jeden czar poczuła, jak ktoś łapie ją od tyłu i przykłada jej jakoś szmatkę do ust. Od razu rozpoznała znajomy zapach, starała się nie oddychać przez materiał, ale nie potrafiła już wstrzymywać oddechu. Powoli czuła, jak odsuwa się na ziemię. Torba spadła z jej ramienia, czemu towarzyszył dźwięk roztrzaskanej porcelany. Na granicy świadomości zdołała jeszcze rozpoznać kilka słów i jedno bardzo wyraźne zadane bardzo dobrze znanym jej głosem.

- Przepraszam...

Po tym była już tylko ciemność.

*-*-*-*-*

*-*-* - fragment opisujący Suzanne napisany przez Kami1Kami (wielkie podziękowania dla niej)

* Wiersz autorstwa Kami, pod tytułem "Blask".

Okej, wróciłam... Jej!

Ogólnie chciałam ten rozdział wstawić wcześniej, ale niespodziewanie na obozie okazało się, że zabierali nam telefony i mieliśmy jej tylko na godzinę dziennie, przy czym nie było też gdzie go sobie naładować, więc po prostu nie było jak. No ale jestem już w domu, wypoczęta i gotowa do pisania następnych rozdziałów.

Jeśli chodzi o to kiedy pojawi się następny rozdział, to wydaję mi się, że może jeszcze w tym tygodniu, tak naprawdę to wszystko zależy od tego czy nie opuści mnie wena, i od tego kiedy napiszę rozdział do "Czy to ty, Evans?"🤣

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro