Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczami Kösem...
-Kösem-zaczął Ahmed.-Przejdziesz się ze mną na spacer?
-Z chęcią-odpowiedziałam.-Ahmed, chciałabym pójść na grób mojej rodziny. Nie będzie ci to przeszkadzać?
-Oczywiście, że nie. Przynajmniej odwiedzę mamę.
-Wiesz, czasem modlę się, aby Bóg pozwolił mi ich zobaczyć. Przytuliłabym się do nich i nigdy nie puściła. Tęsknię za braćmi. Wyobrażałam sobie, że jak dorosną będą wspaniali. Mehmet będzie waleczny jak ojciec, a Ahmad spokojny i strachliwy jak mama-mówię ocierajac łzy z twarzy.-Ahmed tak bardzo mi ich brakuje. Dlaczego akurat oni odeszli? Dlaczego Bóg mi ich odebrał? Co ja takiego zrobiłam?!
-Kösem, to nie twoja wina! Nigdy nie była, nie jest i nie będzie! Kiedyś też obwiniałem się za śmierć mamy, ale tak chciał Bóg. Takie miał plany.
-Chcesz, aby twoi rodzice zmartwychwstali?-usłyszałam śmiech Nurbanu.
-Uważaj co mówisz sułtanko-ostrzegł Ahmed.-Odejdź. Nie wyjeżdżasz?
-Sułtan dał mi jeszcze jedną szansę-wyjaśniła Nurbanu z podniesioną głową i odchodzi.
-Ahmed... Chodźmy stąd. Jak jej się udało uniknąć kary?!
-Porozmawiam z ojcem.
-Nie, nie pozwolę Ci się narażać.
-Na co narażać?
-A jeśli Nurbanu coś Ci zrobi?
-Nawet nie podniesie ręki.
-Nie bądź taki pewny siebie.
-Nie jestem..
-Pani-zaczęła Elif.-Powóz jest już gotowy.
-Dobrze. Zaraz przyjdę.
-Gdzie jedziesz?
-Na łąkę. Chcę po prostu się przejść.
-Zazdroszczę Ci. Mnie obowiązki wzywają.
Weszłam do powozu i pojechałam na łąkę.
-Mahfiruze, dlaczego chciałaś się widzieć ze mną w tym miejscu?
-Nie chcę, aby ktokolwiek nas widział -wyjaśniła Mahfiruze.-Wczoraj na ślubie Firuze i Mehmeta Paszy widziałam ich takich szczęśliwych. A ja nie mam szans na prawdziwe szczęście.
-A Selim?
-Matka powiedziała, że nie.
-Uwierz mi pomogę wam. Będziesz szczęśliwa.
-Dzięki Ci. Pójdę już, aby matka nie zauważyła, że mnie nie ma.
-Ja też już pójdę.

-Destur! Sułtanka Kösem!-krzyknął strażnik, gdy przechodzę przez harem.
-Dziewczęta-podchodzę do dwóch dziewczyn, które śmieją się.-Jak macie na imię?
-Verda pani.
-Esin pani.
-Z czego tak się śmiejecie?
-Modli się pani, aby twoja zmarła rodzina zmartwychwstała!-krzyknęła roześmiana Verda.
-Jak powrócą, niech pani da znać. Chcę ich ujrzeć!-dokrzykuje Esin.-Która z was nie chciałaby pójść do sułtana Sulejmana?!
-Dość!-krzyknęłam powstrzymując łzy.-Powtórz to jeszcze raz, a pożałujesz!
-Jak pani sobie życzy-oznajmiła Verda.-Modli się pani, aby twoja zmarła rodzina zmartwychwstała!
-Jeśli powrócą niech pani da znać nam!-dokrzykuje Esin.
-Skończ!-krzyczę i uderzam je w twarz.
-Destur! Şehzade Ahmed!-krzyknął strażnik, a wszystkie dziewczyny ponownie się kłaniają.
-Kösem, co tu się dzieje?
-Şehzade, sułtanka oszalala-oznajmiła Verda.
-Modli się, aby jej rodzina zmartwychwstała-dopowiedziała Esin.
-Jeszcze raz to powiesz, a zabiję Cię własnymi rękami!-krzyknął Ahmed i uderza je w twarz.-Straże! Zabrać je do więzienia. Mają zginąć w cierpieniu!-rozkazuje Ahmed i spogląda na mnie.-Kösem, odprowadzę Cię do komnaty.
Pokiwałam twierdząco głową i poszłam z nim do swojej komnaty. Kiedy szłam długim korytarzem przypomniało mi się dzisiejsze wydarzenie.

"-Wiesz, czasem modlę się, aby Bóg pozwolił mi ich zobaczyć. Przytuliłabym się do nich i nigdy nie puściła ich. Tęsknię za braćmi. Wyobrażałam sobie, że jak dorosną będą wspaniali. Mehmet będzie waleczny jak ojciec, a Ahmad spokojny i strachliwy jak mama. Ahmed tak bardzo mi ich brakuje. Dlaczego akurat oni odeszli? Dlaczego Bóg mi ich odebrał? Co ja takiego zrobiłam?!
-Kösem-powiedział Ahmed.-To nie twoja wina! Nigdy nie była, nie jest i nie będzie! Kiedyś też obwiniałem się za śmierć mamy, ale tak chciał Bóg. Takie miał plany."

-Kösem-zaczął Ahmed, odrywając mnie z zamyślenia.
-Ty to powiedziałeś.
-Co takiego?
-Ty im to powiedziałeś-powiedziałam, a łzy spływają mi po policzkach.-Mówiłam Ci to dziś rano.
-Nie zrobiłem tego. Przysięgam na zdrowie mojej siostry Firuze.
-Nie wierzę Ci. I nie mieszaj w swoje intrygi siostry.
-Jakie intrygi?
-Pokochałam Cię, a ty takie coś mi robisz! Zaufałam ci... Nigdy nie chcę widzieć Cię na oczy! Zniknij z mojego życia na zawsze!-krzyknęłam i wchodzę rozpłakana do swojej komnaty.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam jeszcze bardziej płakać, a później zasnęłam.
-Pani, śniadanie jest już gotowe-powiedziała Elif.
-Nie chcę. Możesz zabrać je stąd.
-Ale pani...
-Możesz odejść.
-Kösem-zaczęła Firuze, kiedy przyszła do mnie.-Co się stało? Dlaczego nie spałaś?
-Spałam-kłamię.
-Widać po tobie. Pojedź ze mną do mojego pałacu.
-Nigdy.
-O co chodzi?
-Nigdy nie przejdę przez harem. Nie mówił Ci nic Ahmed?
-Kösem, nie byłam jeszcze u niego. Pokłóciliście się?
-Powiedziałam Ahmedowi, że chciałabym zobaczyć rodziców, a on powiedział o tym całemu haremowi!-krzyknęłam.-Chcę zostać sama. Możesz wyjść?
-Jak chcesz.

Oczami Firuze...
-Ahmed, ja Cię kocham, a ty zrobiłeś mi takie coś. Uważałam Cię za zaufanego przyjaciela, a okazałeś się zdrajcą-usłyszałam głos Kösem, kiedy wychodziłam z jej komnaty.
-Ahmed, co Ty zrobiłeś-pomyślałam i idę do komnaty mojego brata.
-Firuze?
-Dlaczego wszyscy są tacy smutni?Byłam u Kösem.
-I?
-Dlaczego powiedziałeś całemu haremowi, o tym że Kösem chciałaby zobaczyć rodziców?
-Nie zrobiłem tego! Uwierz mi siostro. Myślisz, że mógłbym zrobić to osobie, którą kocham?
-Też mówiłam to Kösem, ale ona nie wierzyła mi.
-To Nurbanu.
-Oby było tak jak mówisz-powiedziałam i wychodzę.
Postanowiłam przejść się przez harem, aby zobaczyć czy nadal dziewczyny plotkują o rodzinie Kösem i o niej.
-Uwaga! Jestem sułtanką Rose, mamą Kösem-powiedziała jedna dziewczyna.
-A ja sułtanem Sulejmanem-dopowiedziała druga roześmiana dziewczyna.
-A ja księciem Mehmetem-dopowiedziała trzecia.
-A ja jestem twoim bratem księciem Ahmadem-dopowiedziała czwarta.-Zmartwychwstaliśmy!
-Destur! Sułtanka Firuze!-krzyknął strażnik.
-Co tu się dzieje!-krzyknęłam.-Jakim prawem naśmiewacie się ze zmarłej rodziny sułtanki Kösem! Jak macie na imię?
-Ege.
-Dicle.
-Idil.
-Merve.
-Straże! Do lochu z nimi!
-Destur! Sułtan Mustafa Hazretleri!-krzyknął strażnik.
-Panie-ukłoniłam się.
-Co tu się dzieje! Wczoraj Verda i Esin zostały skazane przez mojego syna, a dziś ty Firuze karzesz je zabić?! O co chodzi?
-Ojcze, ktoś rozniósł plotkę, a ona przerodziła się w coś strasznego. Wszyscy śmieją się z Kösem, bo mówią, ze oszalała, ale to kłamstwo.
-Dalej tego nie rozumiem-przyznaje sułtan.
-Wszyscy w haremie śmieją się z sułtanki, bo ktoś powiedział, że chce, aby jej rodzina zmartwychwstała.
-Jakim prawem! Kto wam kazał?
-Naszej pani nigdy nie wydamy-oznajmiła Ege.
-Zabić je!-krzyknął sułtan i wychodzi z haremu.
-Jeśli jeszcze raz zdarzy się coś podobnego, nikt z was nie wyjdzie stąd żywo-ostrzegłam dziewczyny i także wychodzę.
Pojechałam do swojego pałacu i usiadłam w altance. Po chwili wrócił także Mehmet.
-Firuze, co się stało dzisiaj w pałacu?
-Nie pytaj. Harem śmiał się z Kösem, ponieważ Nurbanu powiedziała, że chce, aby jej rodzina zmartwychwstała.
-Co?!
-Wczoraj zginęły dwie osoby, a dzisiaj cztery.
-Jakim cudem?!
-Wczoraj z rozkazu mojego brata, a dziś sułtana.
-Dobrze, że sułtanka Kösem ma księcia Ahmeda. On na pewno ją pociesza.
-Nie, oni są skłóceni. Kösem myśli, że to on powiedział. Oczywiście jak zawsze to wina Nurbanu.
-Ona na każdym kroku nam przeszkadza.
-Do tego dostała jeszcze jedną szansę od sułtana.
-Kiedyś za to pożałuje, zobaczysz-powiedział Mehmet i przytula mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro