10. Czasem trzeba przełknąć swoją dumę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

*****

Obudziło mnie skrzypnięcie drzwi. Wczoraj nie mogłem zasnąć. Myślę, że zrobiłem to chwilę przed piątą rano. Spojrzałem w stronę dźwięku i zauważyłem Harry'ego. Zaglądał niepewnie do środka, napotykając moje spojrzenie. Lekko się uśmiechnął.

- Przepraszam... obudziłem cię? - zapytał.

- Nie, już wstałem - odparłem, siadając na łóżku. -  Dziękuję za nocleg, będę się już zbierał.

- Przygotowałem śniadanie... - zaczął. - Miałbyś ochotę zjeść ze mną? Później odwiozę cię do domu, co ty na to?

- Nie chcę sprawiać kłopotu - powiedziałem zmieszany.

- Nie jesteś dla mnie żadnym kłopotem, Lou - zapewnił, otwierając szerzej drzwi, by wejść do środka. - Jeśli potrzebujesz skorzystać z łazienki, jest ona na prawo, drugie drzwi. Gdy będziesz gotowy, znajdziesz mnie w kuchni.

Po tych słowach wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałem się po pokoju i stwierdziłem, że był piękny. Nie był za duży, gdyż znajdowało się tu tylko łóżko, dwie szafy, fotel i mała nocna szafeczka ze stojącą na niej lampą. Nie dziwiłem się, gdyż to był tylko pokój gościnny. Zastanawiałem się jak często ktoś go zamieszkiwał. Czy Harry'ego odwiedzał ktoś z rodziny? Nie wiedziałem, lecz nie było sensu pytać. To nie moja sprawa.

Odchyliłem ciepłą kołdrę i opuściłem nogi na podłogę. Spałem w swoim wczorajszym ubraniu, co nie było zbyt dobrym pomysłem. Spodnie były niewygodne, ale jakoś dałem radę. Przeciągnąłem się, ziewając przy tym niczym nieskrępowany. Jeszcze bym pospał, ale wiedziałem, że nie mogę. Miałem pracę, którą zaczynałem popołudniu. Nieważne jak bardzo bym chciał wolne, nie mogłem go wziąć. Na kuchni ciągle było co robić, a ja potrzebowałem pieniędzy. Teraz jeszcze bardziej, gdy dowiedziałem się  o Nicku. Chciałem do niego zadzwonić, lecz Aiden nie chciał bym zawracał mu głowę. Odpuściłem.

Wstałem i złapałem za pościel, od razu ścieląc łóżko. Nie chciałem zostawiać po sobie bałaganu. Gdy tylko upewniłem się, że pokój wygląda nienagannie, wyszedłem przez drzwi. Bez trudu odnalazłem łazienkę, do której się udałem. Skorzystałem z toalety, myjąc po tym ręce. Gdy przejrzałem się w lustrze dostrzegłem siną plamę na szyi. Przybliżyłem się do lustra i uważnie ją obejrzałem. Była to  malinka zrobiona przez Harry'ego podczas minionej nocy. Złapałem za bluzkę i podciągnąłem ją do góry, dostrzegając na swojej klatce piersiowej więcej oznaczeń, szczególnie przy obojczykach. Sapnąłem z niezadowoleniem, Aiden będzie zły. Potrafił być bardzo zazdrosny o mnie, kiedy byłem w towarzystwie innych Alf. Nie mogłem sobie wyobrazić co musiał przeżywać podczas tej nocy ze świadomością, że miał mnie inny. Zapewne szalał z zazdrości.

Szybko przemyłem swoją twarz i przeczesałem dłonią włosy. Poprawiłem zmięte ubranie, by jako tako się prezentować. Gdy byłem gotowy, opuściłem pomieszczenie. Udałem się do kuchni, idąc za zapachem świeżo usmażonych naleśników. Dotarłem na miejsce z chwilą, gdy Styles nalewał do szklanek soku pomarańczowego. Stał tyłem do mnie, więc miałem szansę trochę go poobserwować. Był wysokim i szczupłym mężczyzną. Nie był przesadnie wychudzony, o czym mogłem się przekonać w nocy, kiedy miałem możliwość podziwiania jego mięśni i idealnie wyrzeźbionego ciała. Burza czekoladowych loków opadała na jego kark, co tylko dodawało mu uroku. Z pewnością był bardzo silną Alfą, która wzbudzała respekt samą swoją obecnością.  Teraz Harry jakby mnie wyczuł, odwrócił twarz w moją stronę i po raz kolejny tego dnia się uśmiechnął, ukazując przy tym przepiękne dołeczki.

- Usiądź proszę - zaprosił mnie do stołu, stawiając szklanki z sokiem tuż przy naszych talerzach. Zdobył się nawet na taki gest , jakim było odsunięcie mojego krzesła. To tylko sprawiło, że moje policzki oblały się czerwienią. - Mam nadzieję, że naleśniki będą wystarczające, ale jeśli nie masz ochoty to...

- Jest idealnie, naprawdę - zapewniłem, odwzajemniając nieśmiały uśmiech. - Dziękuję, choć nie musiałeś tak się wysilać.

- Kocham gotować - powiedział, zajmując miejsce po drugiej stronie stołu. - To dla mnie prawdziwa przyjemność gotować dla kogoś. Smacznego.

Podziękowałem i sięgnąłem za widelec, czekając, aż on zrobił to pierwszy. Naleśniki były przepyszne. Dawno ich nie jadłem, a te zrobione przez Alfę były idealnie puszyste. Zastanawiałem się od kogo Harry nauczył się gotować. Powszechnie było wiadome, że to Omega zajmowała się takimi rzeczami jak dbanie o dom czy gotowanie obiadów.

- Są bardzo pyszne - skomplementowałem, zabierając się za drugiego.

- Cieszę się, że ci smakują - odparł. - Nauczył mnie tego mój brat, jest wyśmienitym kucharzem, lepszym od swojej żony, ale to tak między nami - ściszył konspiracyjnie głos.

- Nie widziałem, że masz rodzeństwo... - postanowiłem podjąć temat, by między nami nie było nieznośnej ciszy.

Alfa rozpogodził się i oparł sztućce o talerz. Odchylił się nieco na krześle, by po chwili nachylić się nad stołem. Wyglądał na szczęśliwego przebiegiem tej rozmowy. Musiał być dumny ze swojego rodzeństwa, inaczej tak by się nie zachowywał. W jego oczach można było dostrzec iskierki podekscytowania.

- Mam brata, nazywa się Tobias i jest Omegą w szczęśliwym związku z Maggie, która z kolei jest Alfą. Ciekawa para, prawda?

- Tak - zgodziłem się zaskoczony. - Mężczyźni jako Omegi i Alfy jako kobiety nie rodzą się zbyt często, a taka para to... niezwykłe.

- No właśnie! - zawołał ucieszony. - Tobias jest ode mnie młodszy o trzy lata i już spodziewa się dziecka...

Na te ostatnie słowa zmizerniał. Jego dobry humor nagle zniknął jak przebita bańka mydlana. Chrząknął w swoją zaciśniętą dłoń i niezręcznie poprawił się na krześle. Złapał za widelec i zaczął kontynuować posiłek. Więcej już nic nie powiedział. Temat dziecka musiał być dla niego bardzo wrażliwy, a nawet bolesny. Zastanawiałem się, dlaczego do tej pory nie znalazł Omegi, z którą miałby dziecko. Nie oszukujmy się, ale Harry był bardzo przystojny, troskliwy i czuły. Nie było szans, aby ciągle by wolny. Jak widać coś musiało się zadziać, że przez lata był samotny.

- Dziękuję za posiłek - powiedziałem cicho, odkładając sztućce na talerz.

Nie skończyłem jeszcze posiłku, lecz nie chciałem zmuszać nas do swojego towarzystwa dłużej niż to konieczne. Alfa pogrążył się w swoich myślach, a ocknął się dopiero wtedy, gdy zaszurałem krzesłem. Spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zamrugał parę razy, również się podnosząc.

- Nie jesteś już głodny? - zapytał spokojnie, spoglądając na mój talerz.

- Nie, dziękuję - odparłem. - Śniadanie było przepyszne, ale na mnie już czas. Nie mogę spóźnić się do pracy.

- Och, podwiozę cię! - zawołał, odzyskując choć cześć poprzedniej energii. - Zaczekaj sekundkę, wezmę dokumenty i kluczyki.

Nie dając mi wyboru opuścił kuchnie. Sam poszedłem w stronę drzwi wyjściowych. Odnalazłem swoje buty, które szybko wsunąłem na stopy. Harry znalazł się przy mnie już po chwili. Otworzył drzwi, przepuszczając mnie przez nie. Tak samo było przy samochodzie. Gdy w końcu ruszyliśmy z podjazdu, zacząłem wpatrywać się w szybę podziwiając widoki. Nie wiedziałem skąd Harry znał adres naszego bloku, ale trafił bez najmniejszego problemu w odpowiednie miejsce. Podziękowałem mu i wysiadłem z samochodu. Potem mężczyzna odjechał.

Gdy wróciłem do mieszkania, powitała mnie cisza. Aidena nie było w domu. Zgodnie ze słowami Stylesa zapewne siedział już w firmie. Pozbyłem się butów przy szafce i przeszukałem pomieszczenia. Nigdzie nie było mojej Alfy. Zastałem jednak niesamowity bałagan w salonie. Na stoliku przed kanapą walały się puste butelki po piwie oraz paczki po chipsach czy pudełko z pizzą, gdzie zostało kilka czarnych oliwek, których Aiden nie znosił. Nigdy nie pojmowałem, dlaczego zamawiał taki rodzaj pizzy. Westchnąłem ciężko i powoli zająłem się ogarnianiem pomieszczenia. Miałem godzinę do wyjścia do pracy.

Po posprzątaniu wziąłem szybki prysznic, ubierając się pospiesznie w ciuchy, które losowo zabrałem z szafy. Potem wyszedłem do pracy. Ten dzień był męczący. Naraziłem się szefowi kuchni przez moją niezdarność. Nie wypłukałem do końca garnka, do którego on wlał gotowy sos. Przeze  mnie musiał robić go od nowa. Było mi głupio przez to. Koniec pracy był dla mnie wybawieniem. Skończyłem dziś wcześniej.

Gdy przekroczyłem próg mieszkania, usłyszałem włączony telewizor. Aiden był w domu. Pozbyłem się butów i przeszedłem do salonu. Mężczyzna siedział na kanapie z pilotem w ręku. Gdy tylko mnie zauważył, wyłączył telewizor i podszedł do mnie, rozkładając szeroko ręce. Pozwolił mi się do siebie przytulić. Poczułem jego ciepłe ciało i delikatnie się uśmiechnąłem. Brakowało mi jego bliskości. Z nim czułem się bezpiecznie, to był mój Alfa. Znaliśmy się od czasów szkolnych.

- Wszystko w porządku, kochanie? - zapytał i z czułością pocałował moje czoło.

- Ja... - zacząłem, zastanawiając się co mogę odpowiedzieć. - Tak, jest dobrze.

Kłamstwo? Czy mógłbym go okłamać? Nie, nie mogłem tego zrobić, zawsze byłem z nim szczery. Chciałem, aby nasz związek opierał się na zaufaniu i szczerości, więc nie mogłem go oszukać.  I tak poznałby prawdę. Harry jest jego szefem.

- Jak było u Stylesa? - zapytał, prowadząc nas w stronę kanapy, na której usiedliśmy. - Był dla ciebie dobry?

- Nie dałem rady - powiedziałem cicho, spuszczając wzrok na nasze złączone dłonie.  - Nie potrafiłem...

- Ale... jak to? Myślałem, że... - Zmarszczył brwi, intensywnie wpatrując się we mnie. - Co się stało?

- Po prostu nie mogłem - wydusiłem to  z siebie z trudem. - Kocham tylko ciebie, Aiden. Nie potrafiłem spełnić jego oczekiwań, nie udało się.

- Mówisz poważnie? Cholera... - zapytał z rosnącym wzburzeniem. - Przecież wiesz, że mój brat umiera, potrzebujemy tych pieniędzy,  a ty nie potrafisz jedynie rozłożyć nóg przed Alfą?

- To nie jest dla mnie łatwe! - zawołałem, denerwując się na jego słowa, którymi sprawił mi przykrość. - Próbowałem, ale nie dałem rady. To Harry zrezygnował, wycofał się! Ja...

- Zmarnowałeś taką okazję, Louis - powiedział, będąc zawiedziony moim zachowaniem. - To było sto tysięcy...

- Możemy spróbować podczas mojej gorączki - dodałem już ciszej. - Ale nie chcę tego zrobić, to będzie kilka dni... Nie chcę, abyś był później na mnie o to zły, ja...

- To on to zaproponował? - zapytał, a gdy przytaknąłem, kontynuował. - Musisz się zgodzić, Lou. Wiesz, że to jedyny ratunek dla Nicka. Ja będę cię kochał bez względu na to, co wydarzy się podczas twojej gorączki. Czasem trzeba przełknąć swoją dumę dla wyższych celów, Omego.

- Ja tylko nie chcę, abyś mnie porzucił. Tylko ciebie kocham i nic tego nie zmieni. Dla ciebie zrobię wszystko, wiesz o tym.

- Tak, dlatego jako dobra Omega spędzisz zbliżającą się gorączką z moim szefem. Później sami założymy swoją rodzinę - uśmiechnął się lekko, rozchmurzając się. Potarł moją dłoń swoim kciukiem. Drugą ręką sięgnął do mojego policzka i zainicjował pocałunek. - Dasz radę to zrobić, kochanie?

- Tak - odparłem, ufając swojej Alfie. - Musisz wiedzieć, że ta cała sytuacja nie jest dla mnie łatwa. Okropnie czuję się z myślą, co mam zrobić, boję się, ale... postaram się, dam radę. Kocham cię Aiden.

- Ja ciebie też, Louis - odparł, po raz kolej złączając nasze usta razem. - Dobra z ciebie Omega.

I jeśli miałem wcześniej jakiekolwiek wątpliwości co do uczuć mojej Alfy, rozpłynęły się. Aiden nigdy nie okazywał zbyt wylewnie swoich uczuć, ale w jednym mu wierzyłem. On naprawdę mnie kochał. Czasem jego słowa raniły, ale zawsze przepraszał  i zapewniał, że mnie kocha. I wierzyłem w te dwa, proste słowa.

****

Witajcie, kadeci!

Miłego dnia :D

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro