21. Witaj, Luno

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis

*****

Pchałem przed sobą wózek sklepowy, rozglądając się po regałach. Dziś miałem ogromną ochotę na gofry, więc  uparłem się, że je zrobię. Dawno ich nie jadłem. Musiałem znaleźć bitą śmietanę i jakiś dżem. Zatrzymałem się przy słoikach. Chwilę wahałem się jaki wziąć. W końcu i tak postawiłem na truskawkowy. Był najlepszy.

Do wózka wpakowałem jeszcze kilo mąki, dwie wody mineralne i pastę do zębów. Gdy upewniłem się, że nic więcej nie potrzebowałem, udałem się do kasy. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy przyszło mi zapłacić. Gotówka już dawno mi się skoczyła, więc podczas nieobecności Aidena płaciłem kartą. Mężczyzna co tydzień powinien mi przesyłać pieniądze na konto, lecz tym razem o tym chyba zapomniał. Było mi okropnie głupio, kiedy ekspedientka poinformowała mnie, że nie mam wystarczająco środków na koncie. Z zażenowaniem odłożyłem swoje zakupy, decydując się tylko wziąć jedną butelkę wody i pastę do zębów, na które jedynie było mnie stać.

Podczas powrotu do domu cały czas zastanawiałem się nad sytuacją ze sklepu. Już dawno nie było mi tak wstyd. Co sobie o mnie pomyślała tamta kobieta? Jak ja wypadłem w oczach innych? Gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania zdecydowałem, że zadzwonię do Aidena, aby poinformować go o tym, że nie przelał pieniędzy.

Aiden nie odbierał. Musiał być widocznie na jakimś ważnym spotkaniu, skoro nie mógł rozmawiać. Postanowiłem nie zawracać mu głowy. Zadzwonię wieczorem. Ochota na gofry przeszła mi z chwilą, gdy odkładałem dżem na sklepową półkę. Zdecydowałem zjeść jakiś jogurt, który został po ostatnich zakupach.

Po posiłku uciąłem sobie krótką drzemkę. Obudził mnie dzwoniący telefon. Aiden. Miał dla mnie chwilę czasu, gdyż zaraz wybierał się na kolację z kolegami z pracy. Z informacji od Harry'ego wiedziałem, że Aiden był tam z jedną pracownicą, która miała się od niego uczyć. Nie było żadnych więcej ,,kolegów". Przemilczałem jednak ten fakt. To tylko kolacja, nic więcej. Aiden obiecał, że prześle mi pieniądze jeszcze dziś. Miał i tak wracać za trzy dni, ale nie mogłem zostać bez pensa przy duszy. Za coś musiałem żyć. Rozłączył się jako pierwszy, zanim miałem możliwość powiedzieć mu ,,kocham cię, tęsknię".

Powoli zbliżał się wieczór. Jeśli chciałem przespać całą noc, nie mogłem znów ucinać sobie drzemki. Niechętnie podniosłem się z kanapy. Ostatnio ciągle służyła mi do spania niż łóżko. W sypialni było tak pusto bez mojego Alfy. Nie lubiłem tam zasypiać.

Wybrałem się na krótki, samotny spacer po okolicy. Usiadłem na zniszczonej ławeczce przy bloku. Patrzyłem na bawiące się dzieci. Były bardzo głośne i energiczne. Mogły mieć nie więcej niż siedem lat. Kopały ubłoconą piłkę mając z tego ogromną radochę. Mimowolnie uśmiechnąłem się, a moje dłonie spoczęły na powoli powiększającym się brzuszku. Już niedługo na świat wydam malutkiego wilkołaka. Wyrośnie na wspaniała osobę, wiedziałem, że Harry dobrze się nim zaopiekuje. Mężczyzna był niezwykle troskliwy, bardzo opiekuńczy. Widziałem w nim wspaniałego rodzica.

Harry był troskliwy, ciągle upewniał się, czy czegoś nie potrzebuję. Wiedziałem, że to tylko ze względu na dziecko, ale miło było coś dla kogoś znaczyć. Czułem się bezpieczny w jego towarzystwie. Jego obecność nie peszyła mnie jak kiedyś i nie powodowała skrępowania. Byliśmy jak dobrzy przyjaciele, tak przynajmniej sam o nas myślałem.

Po chwili pomyślałem o swoim dotychczasowym życiu. Moje myśli skierowały się w stronę Nicka. Bardzo martwiłem się o brata swojego chłopaka. Kiedyś zostaliśmy sobie przedstawieni i mężczyzna wydawał się naprawdę wspaniałym człowiekiem. Był zabawny i bardzo wesoły. Pracował w radiu, uwielbiał tę pracę. Bardzo ją zachwalał. Niestety nie spotykaliśmy się za często. Może byliśmy u niego z wizytą ze cztery razy, nie więcej. Raz sam do nas przyjechał, by zrobić niespodziankę bratu na urodziny, ale Aiden nie wyglądał na szczęśliwego, czego nie rozumiałem. Podobno bracia nie przepadali za sobą. Jeszcze bardziej doceniałem gest Aidena, że postanowił uzbierać pieniądze na leczenie brata.

Nasunęła mi się pewna myśl. Wybrałem odpowiedni numer i zadzwoniłem. Chciałem dowiedzieć się co u Nicka. Może wraz z Aidenem odwiedzilibyśmy go, gdy tylko mój chłopak wróci z wyjazdu? Byłoby wspaniale.

-Hej, Loueh! - usłyszałem od razu głos po drugiej stronie. - Jak miło, że dzwonisz. Myślałem ostatnio o was i planowałem krótkie odwiedziny.

- Cześć, Nick - przywitałem się niezgrabnie. - Dzwonię, by dowiedzieć się jak się czujesz.  Aiden powiedział mi o chorobie i... bardzo się martwię.

- Och, to przecież nic takiego, Lou. Zwykłe przeziębienie nie zabije tak silnego wilka jak ja - zaśmiał się.

- Przeziębienie? - Zmarszczyłem brwi, przekładając komórkę do drugiego ucha. - Mówię o poważnej chorobie, leczeniu które musisz przejść, proszę, nie żartuj sobie z tego. Udało nam się zebrać już pięćdziesiąt tysięcy, drugie tyle zbierzemy za kilka miesięcy.

- Louis, stop. O czym ty mówisz? - Usłyszałem w jego głosie zdziwienie. - O jakich pieniądzach? O jakim leczeniu wygadujesz?

- Twoim... Aiden mówił, że potrzebujesz pilnie pieniędzy na leczenie, że jesteś ciężko chory...

- Ostatnio jedyne co mi dolegało to przeziębienie, które dzięki wilkołaczym zdolnościom pokonałem w dwa dni. Może Aiden źle mnie zrozumiał, kiedy ostatnio rozmawialiśmy. To było kilka miesięcy temu.

- Umm... pewnie tak - wydukałem, nie wiedząc co powiedzieć. - Cieszę się, że nic ci nie jest.

Potem zamieniliśmy kilka słów. Grimshaw obiecał, że niedługo nas odwiedzi. Nie wspominałem o tym, że byłem w ciąży. Nie powiedziałem również o tym, że Aiden okrutnie mnie okłamał. Pożegnałem się z Nickiem, starając się, by mój głos się nie załamał. Chciało mi się płakać. Zostałem oszukany. Zrobiła to osoba, której najbardziej ufałem, którą kochałem i była dla mnie wszystkim. To okropnie bolało. Rozłączyłem się i ścisnąłem telefon w dłoni. Nawet nie zauważyłem, kiedy łzy wydostały się z oczu, spływając w dół po policzkach. Pogubiłem się w tym wszystkim. Grunt usypywał mi się spod nóg.

Nie wiedziałem, co zrobić. Zadzwonić do Aidena i wszystko wyjaśnić? Ale jak można byłoby wytłumaczyć to kłamstwo? Dlaczego w ogóle mnie oszukał?

Gdy tylko dotarłem do domu, rozpłakałem się na dobre. Obraz zaczął mi się rozmazywać przez napływające łzy. Opadłem na kanapę, chowając twarz w poduszkę. Zacząłem zastanawiać się do czego były potrzebne mu pieniądze, jeśli nie do ratowania brata. Co było aż tak ważnego, że pozwolił obcemu Alfie zrobić mi dziecko? Nie kochał mnie już? Czy byłem dla niego niewystarczający i tylko się mną zabawił? Czy jak wróci do domu, to ode mnie odejdzie? Czy mnie porzuci?

Co wtedy zrobię? Nie miałem żadnych środków do życia, gdyż to Aiden rozporządzał pieniędzmi z konta. Moja rodzina była za granicą, nie utrzymywałem z nimi ścisłego kontaktu, czasem zdobywałem się na krótką rozmowę telefoniczną. Z przyjaciół miałem tylko... Nialla. Nikt inny nie przygarnąłby mnie pod swój dach, tylko on. Ale chyba nie będzie miał do tego powodu, prawda? Aiden nie odejdzie ode mnie, jakoś wytłumaczy to swoje okrutne kłamstwo i się pogodzimy. Nie poradzę sobie bez niego. Wybaczę mu wszystko.

***

Stałem teraz przed drzwiami ogromnego domu. Stresowałem się i to bardzo. Dziś umówiony byłem z Luną stada. Potrzebowałem z kimś porozmawia, z kimś, kto mnie zrozumie i jest Omegą. Niall był dobrym przyjacielem, ale często mnie nie rozumiał, gdyż był Betą. Dla niego wybór byłby prosty. Doradziłby mi, abym odszedł od Aidena, ale nie mogłem... Kochałem go, był moim Alfą.

Nigdy nie prosiłem Luny o rozmowę. Zayn, bo tak miał na imię, był dla mnie zupełnie obcym wilkołakiem. Wierzyłem jednak, że da mi dobrą radę. Inne Omegi bardzo chwaliły sobie jego pomoc, więc dlaczego ja nie mógłbym spróbować?

Nacisnąłem dzwonek i chwilę czekałem. Drewniane drzwi otworzyły się, a za nimi stał Alfa. Rozpoznałem w nim przywódcę. Schyliłem głowę, cicho się witając. Był to Liam Payne. Stał w samych dresach bez koszuli, co spowodowało moje zawstydzenie. Może spał, a ja go obudziłem? Był dopiero ranek, ale właśnie o tej porze byłem umówiony na wizytę u Luny.

- Witaj, wejdź Louis - powiedział przyjaznym tonem głosu i przepuścił mnie przez drzwi.

Niepewnie wkroczyłem do środka. Zacząłem zdejmować buty, równocześnie rozglądając się po wnętrzu. Było tu naprawdę pięknie, ogromne pomieszczenia, nowe meble. Dom robił wrażenie nie tylko z zewnątrz, ale i w środku. Przypominał odrobinę dom Harry'ego, lecz u niego nie było aż takich przestrzeni, było tak... rodzinnie.

- Zayn na ciebie czeka - poinformował, prowadząc mnie do innego pomieszczenia.

Weszliśmy do mniejszego pokoju, który według słów Alfy był tak naprawdę  biurem, gdzie obaj zajmowali się sprawami stada. Nie mogłem się z tym zgodzić. To pomieszczenie zdecydowanie nie wyglądało jak typowe biuro. Znajdowały się tu dwie sofy, fotele i ogromne poduchy. Oprócz tego na podłodze leżał puszysty dywan. Przy ścianach stały regały z książkami. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się dostrzegłem małe biurko z obrotowym, skórzanym fotelem.

To właśnie tam znajdował się wilkołak do którego przyszedłem. Czytał jakąś książkę. Był mocno skupiony na swoim zajęciu, gdyż dopiero chrząknięcie Alfy zwróciło jego uwagę. Podniósł głowę, wpatrując się we mnie brązowymi oczami. Takie same miał jego partner. Były piękne.

- Witaj, Lou - odezwał się, podnosząc powoli z fotela.

Obszedł biurko i stanął przede mną. Dopiero teraz mogłem zauważyć jego duży brzuch. I nie, Zayn z pewnością nie był otyły, lecz nosił pod sercem małego wilkołaka. Sądząc po rozmiarze, musiał niedługo zbliżać się termin porodu.

- Witaj, Luno - powiedziałem, schylając z szacunkiem głowę.

- To ja was zostawiam. Porozmawiajcie sobie, będę jak coś w kuchni, kochanie - powiedział Liam do mężczyzny i pocałował go w kącik ust, by po chwili kucnąć i pocałować wystający brzuszek. - I ciebie też, mały rozrabiako, nie męcz mamusi.

Po chwili wyszedł z pomieszczenia. Zostałem sam z Luną, czując na sobie jego spojrzenie. Nie lubiłem, gdy ktoś się na mnie patrzył, tak naprawdę w ogóle nie lubiłem być w centrum zainteresowania. Zawsze starałem się być niezauważony w tłumie ludzi, a teraz przyszedłem tutaj prosząc o rozmowę.

- Usiądźmy, Louis - powiedział Zayn, jako pierwszy siadając na wygodną kanapę. Westchnął z wysiłku i spojrzał na mnie, rozbawiony moją miną. - Maluch trochę waży i czasem czuję się ociężały jak słoń.

- Tak, rozumiem. - Pokiwałem głową i zająłem miejsce na kanapie, obok brązowookiego.

- Powiedz mi Lou, co cię trapi - zaczął, gdyż sam nie wiedziałem jak zacząć tę rozmowę. - Musisz przedtem wiedzieć, że to co powiesz, pozostanie między nami. Nie musisz się niczego obawiać. Nawet mój mąż o niczym się nie dowie, postaram się ci pomóc, coś doradzić. - Mówiąc to, cały czas trzymał się za brzuch, powoli go głaszcząc. Skupiony byłem na ruchach jego ręki. To było takie niezwykłe. Niedługo urodzi się potomek Alfy stada, który prawdopodobnie w przyszłości zostanie przywódcą stada, jak jego tata.

- To chłopiec, prawda? - wypaliłem, dopiero później myśląc, jak niegrzecznie przerwałem wypowiedź Luny.

- Tak, spodziewamy się syna - powiedział spokojnie, posyłając mi uśmiech. - Ty również spodziewasz się dziecka, prawda? To o tym chciałeś porozmawiać?

- W pewnym sensie, nie wiem, co powinienem zrobić... - wyznałem, wyginając swoje palce w stresie.

Zacząłem opowiadać Zaynowi o swoim życiu jeszcze sprzed momentu poznania Stylesa. To nie przypominało rozmowy, a wyżalanie się, lecz Luna uważnie wszystko słuchała. Mówiłem o tym, jak Aiden przez te lata się zmienił, jak zaczął mnie traktować, jak przestał zabierać na spacery, jaki był zaborczy i czasem nieprzyjemny. Czułem się źle, mówiąc tak o swoim Alfie, ale on nie był w porządku w stosunku do mnie.

Zwierzyłem się, że nie czułem się bezpiecznie w pustym mieszkaniu. W tej części powiedziałem o Harrym. Starałem się wyjaśnić swoją sytuację jak najbardziej klarownie, ale wyszło inaczej.

- Czy Harry zrobił ci krzywdę? - zapytał wprost, wyraźnie zdenerwowany.

- Nie, on nie, ja...

- Aiden cię do tego zmusił? - zadał kolejne pytanie. - A może...

- To nie tak, ja to wyjaśnię... - powiedziałem, przerywając mu w wypowiedzi.

Nie chciałem zdenerwować Luny. On nie powinien się stresować w swoim stanie. Przyszedłem tu tylko po jakąś radę, chciałem chyba po prostu się wygadać, tak przynajmniej myślałem, komuś, kto był bezstronny. Niall oraz moi rodzice od razu kazaliby zostawić Aidena.

- Spotkałem wiele Omeg, które były ofiarami przemocy domowej, Lou - powiedział już spokojniej. - I jak każda ofiara, broniła swojego partnera. Nie możesz zgadzać się na wszystko, co powie twój Alfa. Jesteś wspaniałą Omegą, Louis i nie zasługujesz na partnera, który jak sam wcześniej wspominałeś, okłamuje cię i nie szanuje, a nawet i zdradza.

- To nic pewnego - powiedziałem od razu. - Może mówił prawdę i jest na wyjeździe tylko z kolegami? Albo się pomylił, na pewno nie chciał mnie okłamać...

- O tym właśnie mówię - westchnął. - Zostawmy na chwilę Aidena i porozmawiajmy o tym drugim Alfie, co o nim myślisz?

- Jest dla mnie obcy, chociaż przez ostatnie dni myślę, że się zaprzyjaźniliśmy. Jest naprawdę miły i przynosi mi kwiaty, Aiden tego nienawidzi. Często też pomaga mi z zakupami. Chodzimy na spacery, interesuje się dzieckiem, chodzi za mną na wizyty.

- Myślisz, że będzie dobrym ojcem dla dziecka, kiedy mu je oddasz? - zapytał, uważnie wpatrując się w moją twarz.

Odruchowo objąłem ledwo widoczny brzuszek dłońmi, marszcząc czoło. Maleństwo się jeszcze nie urodziło. Nie myślałem o chwili, kiedy go już nie będzie. Jak to w ogóle będzie wyglądać? Zaraz po urodzeniu zostanie zabrane? Czy będę mógł je chociaż zobaczyć? Pożegnać się?

- T-tak. - Pokiwałem szybko głową. - O-on ma dużo książek i... zna się na dzieciach, tak. Pomagał sąsiadce przy jej dziecku, podobno dobrze mu wychodziło i... zna się na dzieciach.

Odwróciłem głowę, aby Zayn nie mógł dostrzec niepewności w moich oczach. Miałem jeszcze kilka miesięcy, zanim urodzę. Do tego czasu dziecko było moje i tylko moje. Nic innego mnie nie obchodziło.

- W porządku - odezwał się Zayn. - Myślę, że powinieneś odpocząć. Powinieneś zastanowić się nad tym, co czujesz, czego potrzebujesz. To twoje życie i tylko ty możesz zdecydować, jak się ono potoczy. Nie mogę wybrać nic za ciebie, Lou. Wiem, że skrycie tego właśnie się spodziewałeś. Musisz wybrać to, co jest dobre dla ciebie i maleństwa w twoim brzuszku. Tylko wy się liczycie w tej chwili. Jesteś niepołączony, Louis, jesteś też młody, całe życie przed sobą. Jeśli myślisz o porzuceniu Aidena, nie będzie to złe, nie jesteś nic mu winny. Myślę, że nadal z nim tkwisz z przywiązania, nie z miłości.

- To nie tak...

- Daj mi skończyć, Louis - powiedział, po chwili kontynuując. - Powinieneś pomyśleć o dziecku, pozwól mu przyjść na świat, nie możesz się stresować i wprowadzać ogromnych zmian do swojego życia. Jeśli potrzebujesz czasu, masz go wiele. Wiem, że twoi rodzice mieszkają we Francji, mógłbyś do nich polecieć.

- Oni nie lubią Aidena, nigdy nie byli przychylni naszemu związkowi - przyznałem. - Nie chcę tam lecieć.

- Możesz zatrzymać się u jakiegoś swojego przyjaciela lub nawet tutaj. Ten dom należy do stada i niejedna potrzebująca Omega znalazła tu dla siebie kąt.

- Nie chcę odchodzić od Aidena. Mamy razem mieszkanie.

- Zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję, porozmawiaj z nim. Jest ci winien prawdę. Musicie szczerze porozmawiać. Musisz powiedzieć mu o tym, co cię gryzie i męczy.

- Jest na wyjeździe, nie wróci jeszcze przez kilka dni - powiedziałem niezadowolony.

- Więc masz czas do zastanowienia się.

*****

Witajcie, kadeci!

Rozdział jeden z dłuższych, bo ma około 2,5 tys słów ^.^

Mam nadzieję, że nie ma zbyt dużo błędów

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro