22. Louis nie jest rzeczą, może robić co chce

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry

*****

- I co? Dowiedziałeś się czegoś? - zapytałem, gdy tylko Liam przekroczył próg mojego gabinetu.

- Cześć, Harry. Ciebie też miło widzieć - odparł sarkastycznie, uśmiechając się kwaśno.

- Liam... - westchnąłem, przewracając oczami. - Przecież wiesz, że...

- Żartuję  - dodał po chwili. - Już przywykłem do tego, że na punkcie tej Omegi masz fioła. Wracając do twojego pytania, to...

Podszedł do mojego biurka i usiadł na fotelu. Powolnym ruchem przeczesał swoje włosy i spojrzał na mnie. Językiem oblizał suche wargi, przeciągając złośliwie czas. Doskonale wiedział, że byłem niecierpliwy. Od wczoraj zachodziłem w głowę, dlaczego Louis wybrał się do Luny. Musiał mieć chyba ważny powód, by się tam pojawić.

- Nic się nie dowiedziałem - powiedział spokojnie, a ja poczułem, jak uchodzi ze mnie powietrze. - Kompletnie nic.

- Myślałem, że wyciągniesz coś z Zayna. Wiesz, że się martwię. A co, jeśli Louis będzie chciał usunąć dziecko? Może się rozmyślił? Nie chcę dowiedzieć się tego po fakcie.

- Myślę, że nie o tę sprawę chodziło - powiedział po chwili. - Z Zaynem rozmawiał dość długo. Gdy przyniosłem im coś do picia, milczeli jak zaklęci. Louis chyba płakał, miał zaczerwienione oczy i pociągał nosem.

- To nie wygląda zbyt dobrze - mruknąłem do siebie. - On na pewno się rozmyślił i nie chce tego dziecka, mówię ci, Liam...

- Wiem jak to wygląda, ale zapewniam cię, że Louis nie zdecydowałby się zabić dziecka. Gdyby to był temat ich rozmowy, Zayn na pewno by mi powiedział. To nie musi być aż tak poważnego, skoro zdecydował się nic nie wyjawić.

- Jesteś jego mężem, nie mógłbyś...

- Nic mi nie powie, Harry - zapewnił z westchnieniem. - Omegi mu ufają, bo wiedzą, że ich tajemnice są u niego bezpieczne. Zayn nie może złamać danej obietnicy. Nie robi wyjątku, nawet dla mnie.

- W porządku - wymamrotałem, spoglądając na leżące przede mną teczki z dokumentami.

Zacząłem je segregować, starając  się zebrać myśli. Miałem nadzieję, że Liam dziś o wszystkim mi powie. Nienawidziłem żyć w niewiedzy. Bardzo chciałem poznać powód wizyty Louisa u Zayna. Chłopak nie wyglądał na kogoś, kto łatwo mówi o swoich problemach. Na pewno było to coś naprawdę dużego, skoro potrzebował rozmowy z Luną. Miałem nadzieję, że z dzieckiem było w porządku. Z dzieckiem i samym Lou.

- Louis zatrzymał się u nas na trochę - powiedział cicho Liam, unikając mojego wzroku. - Obiecałem Zaynowi, że nikomu, absolutnie nikomu o tym nie powiem.

Zmarszczyłem brwi i nachyliłem się bardziej nad biurkiem, opierając się na łokciach. Dlaczego Louis zdecydował się zatrzymać w głównym domu watahy? Dlaczego nie wrócił do swojego mieszkania? Groziło mu jakieś niebezpieczeństwo? Czegoś się bał? A może ktoś go nachodził? To było zbyt wiele niewiadomych.

- Dlaczego? - wykrztusiłem z siebie. - Dlaczego to zrobił, Liam?

- Naprawdę tego nie wiem. Powiedziałem ci to w tajemnicy, bo wiem, że wariowałbyś, gdybyś nie zastał tego chłopaka w mieszkaniu. Jest u nas bezpieczny. Może potrzebuje odpocząć?

Odchyliłem się do tyłu na fotelu i zacząłem nerwowo stukać stopą o podłogę. Wieści od Liama wcale mnie nie uspokoiły, a jeśli to możliwe, bardziej zdenerwowały. Wpatrywałem się w przyjaciela z nietęgą miną. Nie lubiłem niejasnych sytuacji. Zamierzałem zadzwonić do Louisa, jak tylko mój przyjaciel opuści gabinet. Miałem nadzieję, że odbierze, że nie odrzuci połączenia.

- Myślę, że... - zacząłem, lecz przerwało mi gwałtowne wtargnięcie mojego pracownika.

Wszedł do mojego gabinetu bez pukania, czy chociażby jakiegokolwiek zapowiedzenia. Kto jak kto, ale on doskonale wiedział, że mogłem mieć teraz ważne spotkanie biznesowe. Jak widać nie dbał też o to, kto siedzi przed moim biurkiem. Zdawał się wcale nie zauważać Liama. Podszedł do mnie długimi susami i złapał za kołnierz, szarpiąc w górę. Przez nagły zryw fotel odsunął się do tyłu.

- Gdzie ukryłeś mojego chłopaka! - warknął parę centymetrów od mojej twarzy.

Stałem przed nim oniemiały. W życiu nie widziałem, aby był aż tak wkurzony. Jego oczy zrobiły się niemal czarne. Śledziły każdą zmianę na mojej twarzy. Ciężko oddychał, zdradziła go jego szybko unosząca się i opadająca klata piersiowa. Uścisk wcale się nie poluźnił. Wciąż znajdowaliśmy się naprzeciw siebie z tym, że to mi kołnierz niezbyt przyjemnie wbijał się w skórę.

- Gdzie jest Louis! - wydarł się po raz kolejny, potrząsając mną niczym szmacianą lalką.

Zdobyłem się na próbę odepchnięcia go, co poskutkowało jedynie tym, że przeszedł dwa kroki wstecz, ani na chwile nie luzując uchwytu. Działał jak w transie. Nie wiedziałem, że był w stanie tak się zachowywać. Nie znałem go od tej strony. Był naprawdę niebezpieczny. Czy to przez niego Louis ukrywał się? Czy Aiden kiedykolwiek zrobił mu krzywdę? Mężczyzna wrócił ze szkolenia dopiero dzisiaj. Jego samolot niedawno wylądował, więc zapewne od razu po tym wrócił do mieszkania, gdzie nie zastał Louisa. Czemu pomyślał, że to ja miałem coś z tym wspólnego?

- Puść go - powiedział Liam, odzywając się w końcu.

- Powiedz mi, gdzie jest Louis! - warknął po raz kolejny Grimshaw, cały czas mną potrząsając.

Nie zareagował na słowa przywódcy. Całkowicie je zignorował. Starałem się być cierpliwy i nie reagowałem na jego próbę sprowokowania mnie. To się zmieniło z chwilą, gdy mocno mną szarpnął. To już przestało być zabawne. Złapałem go za koszulkę i starłem odepchnąć. Był tak zaciekły, że nie reagował na kolejne słowa Liama. Ta kłótnia przemieniła się w przepychankę, a potem przybrała nieprzyjemny obrót. Oberwałem w twarz, lecz nie byłem dłużny. Oddałem z nawiązką. Mało brakowało, a przemieniłbym się w wilczą postać. Wtedy jednak Liam stanął między nami i użył potężnego głosu Alfy stada, przez co zastygliśmy w bezruchu. To naprawdę podziałało na nasze wilki wewnątrz nas. Czułem się taki spokojny, choć chwilę temu kipiałem ze złości.

- Zachowujcie się dojrzale! - zawołał Liam.

Nie był już tak zrelaksowany, jak kilka minut temu. Teraz jego ciało było spięte, gotowe do ataku. Wiedziałem, że gdybym się go nie posłuchał, mógłbym oberwać. Nie patrzyłby na to, że byliśmy przyjaciółmi.

- Wracam do domu z długiego wyjazdu i nie zastaję mojej Omegi, jak mam zachować spokój, kiedy on mi ją ukradł?

- Louis nie jest rzeczą, może robić co chce - odpowiedziałem na oskarżenie.

- Szkoda tylko, że robi to akurat wtedy, kiedy ty się pojawiłeś w jego życiu! Mów, gdzie go ukryłeś!

- Nie wiem o co ci chodzi - powiedziałem spokojnie, wzruszając ramionami.

Tak, teraz napawałem się złością mężczyzny. Wyglądał jak szaleniec, kiedy stał tak przede mną, głośno oddychając. Jego twarz była czerwona ze złości. Tym razem nie puszczę mu płazem takiego zachowania. Miał prawo się zdenerwować, ale nie podnosić na mnie ręki. Byłem pewien, że za kilka godzin będę miał pod okiem fioletową śliwę. I jak ja się pokażę inwestorom? Co sobie o mnie pomyślą? Obrażenia zadane przez Alfę wolniej się goją, więc nie pomogły by wilkołacze zdolności.

- Harry nie ma pojęcia, gdzie znajduje się twoja Omega - powiedział po chwili Liam. - Sam przed chwilą przyznał mi, że nie zastał go w mieszkaniu.

Aiden przeniósł spojrzenie znad Alfy na mnie. Pokiwałem głową, zgadzając się ze słowami przyjaciela, choć tak naprawdę były one kłamstwem. Nie miałem jednak zamiaru go w tym uświadamiać. Zachowanie Aidena tylko pokazało, że Louis postąpił słusznie, ukrywając się na kilka dni. Szczególnie teraz, kiedy Alfa przechodziła ruję, co można było wyczuć.

- Powinieneś odejść i ochłonąć - podsunął mu pomysł. - Spędź swoją ruję w mieszkaniu i nie wszczynaj kolejnych bójek.

- Mam nadzieję, że Louis szybko wróci lub chociaż odbierze telefon - powiedział, po chwili odchodząc.

Spojrzałem na Liama, posyłając mu lekki uśmiech. Ten tylko pokręcił głową i zaczesał włosy do tyłu. Jego spięte mięśnie mogły w końcu się rozluźnić. Westchnął głośno i sam również skierował swoje kroki w stronę drzwi. Udało mu się zażegnać konflikt, który zdecydowanie nie skończyłby się najlepiej. Rzucilibyśmy się sobie do gardeł i cała ta sytuacja zakończyłaby się dużo gorzej.

- Ty też idziesz? - zapytałem zdziwiony, a kiedy skinął głową, dodałem - mogę pojechać z tobą do Lou?

- Muszę wracać - odparł. - I nie, Harry. Louis potrzebuje spokoju, gdyby potrzebował twojego towarzystwa, zadzwoniłby. Pozwól mu przemyśleć parę spraw. Ostatnio jego życie nie jest łatwe.

- Tak, chyba masz rację - westchnąłem, niechętnie przyznając mu rację.

*****

Witajcie kadeci!

Z okazji urodzinek wrzucam rozdział ^.^

Miłego dnia/nocy x

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro