Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Harry

- Kurwa! Nie odbiera telefonu. - mruknąłem, chowając komórkę z powrotem do kieszeni.

- Uspokój się, Hazz. - westchnął mulat. - Pewnie chce zrobić sobie od ciebie małą przerwę. Nie upłynęła nawet godzina odkąd tu jesteś.

- Czuję, że dzieje się coś niedobrego. - powiedziałem. - Pójdę sprawdzić czy wszystko jest  porządku i wrócę niedługo. - obiecałem.

- I tak skończymy naszą rozmowę! - zawołał, zanim zniknąłem na korytarzu.

Wyszedłem z domu chłopaka  i skierowałem się do swojego. Ruszyłem wpierw do salonu, gdzie ostatnim razem widziałem szatyna. Niestety tam go nie było. Na stoliku przed kanapą leżała jego komórka.

- Louis?! - zawołałem, lecz nikt mi nie odpowiedział.

Zacząłem się już poważnie niepokoić. Nigdy nie znikał bez słowa. Zajrzałem do kuchni. Mógł przecież zgłodnieć i pójść zrobić sobie coś do jedzenia. Niestety i tym razem go nie znalazłem. Ostatnim pomieszczeniem jaki sprawdziłem była sypialnia. Już chciałem wyjść z domu i poszukać go na zewnątrz, gdy mój wzrok przykuła biała karteczka. Z początku wziąłem ją za zużytą chusteczkę higieniczną. Wyprostowałem zmięty papier i przeczytałem wiadomość. Nietrudno z treści było rozpoznać, że Aaron to napisał.

Schowałem papier do kieszeni i wybiegłem z domu. Ruszyłem do Zayna. Wręczyłem mu kartkę i powiadomiłem, że idę po Louisa. Przemieniłem się w wilka i pobiegłem do lasu. Z daleka słyszałem wycie naszych członków stada. Przebiegłem rzekę i przekroczyłem granicę dwóch watah. Zatrzymałem się na skraju lasu przed dużym placem przy budynkach. Słyszałem głośne warczenie.

Na środku stały jedynie dwa wilki.  Jednym z nich był mój Louis. Był skulony i przylgnął do samej ziemi. Szczerzył kły i nie pozwalał zbliżyć się do siebie Aaronowi. Czarny wilk krążył wokół niego i próbował go ugryźć. Dopiero po chwili zauważyłem, że jego celem nie była szyja Omegi a brzuch, który Lou zasłaniał.

Pobiegłem w ich stronę i rzuciłem się na Alfę. Ten zrobił unik i moje zęby kłapnęły w powietrzu. Czarny wilk zawył i po chwili na placu pojawiły się inne wilkołaki. Wyczuwałem Alfy i Bety. Zdziwiłem się, bo jeszcze nie tak dawno jedynym Alfą był Aaron w tym stadzie. Członkowie tej watahy zaczęły podchodzić coraz bliżej tak, że zrobiły wokół nas krąg. Podszedłem do swojej Omegi i stanąłem blisko niej. Czułem, że bardzo się bał. Spojrzałem na niego i zauważyłem na futrze szkarłatne ślady krwi. Bardzo bałem się o szatyna i nasze dzieci. Jeśli coś by im się stało, nigdy bym sobie nie wybaczył.

Aaron przyczaił się do ataku, lecz zamiast skoczyć na mnie, obrał sobie za cel Louisa. Złapałem go w ostatniej chwili  zębami,  lecz mi się wyrwał. Inne Alfy przyłączyły się do walki. Atakowały tylko mnie. Było ich za dużo, abym mógł dać sobie z nimi sam radę. Szatyn zrobił najgłupszą rzecz jaką mógł zrobić. Podczołgał się do mnie i zasłaniał swoim własnym ciałem. Wilki nie patrzyły na nic. Wciąż bez przerwy atakowały. Niebieskooki osłaniał moją szyje, która była ich głównym celem.

- Zostawcie Omegę! - warknął Aaron, po tym, jak przemienił się w ludzką formę. - Ma przeżyć.

Wilkołaki od razu się go posłuchały. Zostawiły drobnego szatyna i zwinnie unikały jego osoby. Sam szarpałem się z dwoma białymi wilkami. Louis również przyłączył się do walki. Atakował Alfy, które gryzły mnie po bokach. Warknąłem na niego, kiedy znów znalazł się między mną a napastnikami. Zacząłem trącać go nosem, pokazując, aby uciekał. Dopiero po chwili zrozumiał i pobiegł w stronę lasu. Tylko Aaron za nim ruszył. Reszta została i próbowała mnie zabić.

Co chwila czułem ostre kły, które się we mnie zatapiały.  Po niecałej minucie nadbiegli nasi przyjaciele. Rozpoznałem Zayna i Liama, którzy przybyli jako pierwsi. Zrobiło się duże zamieszanie. Wszędzie słychać było piski  i warczenie. Gdy pozbyłem się oprawców, ruszyłem biegiem w stronę, gdzie pobiegł Louis. Pędziłem na ślepo co chwila potykając o wystające korzenie. Do mnie dołączył znajomy biały wilk. Był to Niall. Biegł kilka metrów za mną.

- Ostatnia szansa, braciszku. - usłyszałem głos czarnowłosego. - Pozbędę się problemu i będziemy mogli być razem.

Spojrzałem w stronę skąd dochodził głos. Nie rozumiałem słów które powiedział, ale nie miałem czasu nad nimi się zastanowić. Karmelowy wilk stał na brzegu stromej skarpy, a Aaron w ludzkiej postaci przed nim, zagradzając  drogę. Przyspieszyłem i znalazłem się przy nich.

- Zostaw go, to już koniec. - zawołałem będąc już w ludzkiej formie. - Odejdź od niego.

- Uwolni się ode mnie dopiero, kiedy będzie martwy. - warknął i zwrócił się do niebieskookiego. - Wybieraj, życie ze mną czy śmierć?

Louis spojrzał się na mnie po czym powrócił spojrzeniem na Aarona. Zanim zdążyłem zareagować, czarnowłosy przemienił się w wilka i skoczył w stronę Omegi. Niall jednak był szybszy. Skoczył na Alfę i wgryzł mu się w szyję. Po chwili sam znalazłem się przy nich. Biały wilk został odepchnięty i porzucił pomysł dalszego atakowania. Podszedł do Louisa. Teraz gdy miałem pewność, że wszystko z nim w porządku, ruszyłem w stronę Aarona. Stał przed nami a jego sierść była sklejona przez zasychającą krew. Uniósł łeb w stronę nieba i zawył. Odpowiedziały mu inne wilki. Nie czekałem już na nic. Chciałem go zabić. Nigdy nikomu nie zrobiłem krzywdy, ale wiem, że on akurat na to zasłużył.

Przez chwilę chodziliśmy w kółko. Szykowałem się do ataku, lecz Aaron był szybszy. Ostrymi kłami wbił się w moją łopatkę. Cichy pisk wydobył się ze mnie, ale nie traciłem czujności. Gdy znalazłem dogodny moment, to ja przypuściłem atak. Odsłonił swoją szyję, co było dużym błędem. Po kilku sekundach zaciskałem na niej swoje szczęki. Wilk szarpał się na wszystkie strony, lecz tylko pogarszał swoją sytuację. Próbował dosięgnąć mnie ostrymi pazurami, lecz bezskutecznie. Z minuty na minutę robił się coraz bardziej słaby. Czułem jak opadał z sił. Na języku czułem metaliczny posmak krwi.

- Harry! To była pułapka! - usłyszałem głos Liama.

Spojrzałem w jego stronę i wypuściłem  Aaron z  pyska. Ciężko oddychałem i byłem zmęczony. Wiedziałem, że to nie był jeszcze koniec. Przecież w watasze Aarona było sporo nowych Alf i Bet.

- Szczeniaki były ich głównym celem. Kazałem wszystkim się wycofać. Zayn z Alfami już zawrócił. - dodał na szybko.

Spojrzałem na dwie wtulone w siebie Omegi. Niall wpatrywał się we mnie. Wiedziałem, że zajmie się Louisem. Mogłem być o niego spokojny. Wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie z Liamem i podszedłem do Aarona.

Wpatrywał się we mnie i zaczął warczeć. Jego szyja nie wyglądała za dobrze. Chciałem skrócić jego męki, ale ten jednak miał o tym inne zdanie. Za wszelką cenę chciał żyć. Podniósł się i zaczął wycofywać. Nie miałem czasu go gonić. Musiałem pilnie znaleźć się przy szczeniętach.

- Zostanę z nimi. - odezwał się Liam, podchodząc bliżej.

Skinąłem głową i ruszyłem przed siebie. Obejrzałem się jeszcze do tyłu, aby spojrzeć w niebieskie tęczówki Louisa. Payne już przy nich się znalazł. Chciałem, aby wszystko dobrze się skończyło.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilki/wodorosty!

Kto jutro idzie do szkoły? ^.^

Do której klasy idziecie?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Miłego dnia :D

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro