VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzieliście tak wtuleni w siebie dłuższy czas. Wiedziałaś jednak, że kiedyś musiałaś mu to wszystko wyjaśnić i tym samym przerwać waszą bliskość. Zdecydowałaś się na to z trudem po kilkudziesięciu minutach.

- Tom, dziękuję - powiedziałaś, a on zaskoczony skierował na Ciebie swój wzrok. - Gdyby nie Ty, nie wiem, co mogłoby się stać. Dziękuję.

Szatyn spojrzał ci głęboko w oczy, ty zrobiłaś wobec niego to samo.

- Rose, nie musisz mi za nic dziękować, nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz, jeśli... nie masz siły - odparł spokojnie, odgarniając twoje włosy z twarzy.

Ty wtedy wstałaś (niestety uwalniając się z jego uścisku) i odrzekłaś stanowczo:

- Nie! Tom, ja ci muszę to wyjaśnić, masz prawo wiedzieć, on...on mógł zrobić ci krzywdę, zasługujesz na prawdę!

- Wątpię, żeby zrobił mi krzywdę, nie wyglądał na specjalnie doświadczonego w takich sprawach - odpowiedział, ignorując potencjał napastnika.

- Tom! To nie jest teraz ważne. Mógłbyś najpierw powiedzieć, co ty w ogóle robiłeś koło mojego mieszkania? - zapytałaś zaciekawiona.

- Rose, spokojnie. Szedłem akurat ulicą, mówiłem Ci przecież, że mieszkam niedaleko - mówił niewzruszony.

Tak, racja. Pamiętam, że o tym wspominał.

- Dobrze, wiesz, to będzie dłuższa opowieść, może przeniesiemy się do salonu? - zaproponowałaś nieśmiało.

- Z chęcią, na tej podłodze robi się trochę niewygodnie - odrzekł. - Nie to żebym wybrzydzał, podłoga też jest dobra!

Na te słowa lekko uśmiechnęłaś się.
Po chwili usiedliście na kanapie w salonie, odpowiednio blisko siebie.

- Może herbaty? Lubisz? Jest dobra na smutki i... przeziębienie. - Szatyn próbował przybrać radosny ton.

- To chyba ja powinnam proponować ci herbatę, w końcu to mój dom - odpowiedziałaś lekko rozbawiona sytuacją, ale nie pokazywałaś tego. - Ale tak, lubię. Poproszę.

Wskazałaś mężczyźnie miejsca ukrycia poszczególnych produktów do przygotowania herbaty. Po paru minutach Tom usadowił się obok Ciebie ponownie na kanapie, a wcześniej postawił na stoliku przed nią dwa kubki z gorącym napojem.

Szatyn powoli zbliżył się do ciebie i lekko przytulił. Ty delikatnie oparłaś głowę na jego ramieniu i zaczęłaś swoją opowieść:

- Gdy studiowałam, będąc w Polsce, poznałam pewnego mężczyznę. On również studiował, co prawda na innym kierunku, ale kojarzyłam go. Nie zwracałam na niego szczególnej uwagi, aż do momentu, w którym do mnie napisał. Zdziwiło mnie, że miał mój numer, ale potem okazało się, że dostał go od jednego ze swoich kumpli. Często ze sobą pisaliśmy, dzwoniliśmy do siebie, potem zaczęliśmy się spotykać, aż w końcu zostaliśmy parą. Byłam nim oczarowana. Był miły, czuły, delikatny, inteligentny, interesował się mną, starał się o mnie. Wszystko wydawało się być dobrze. Dopóki nie zdałam sobie sprawy, że on wcale nie jest idealny. Jego odmienność, to że, starał się o mnie i się mną interesował, była tak naprawdę obsesją na moim punkcie. Niewinne uczucie przerodziło się w koszmar. Damian zaczął mnie kontrolować, próbował planować każdy mój ruch, chciał spędzać ze mną każdą wolną chwilę. Po jakimś czasie dzięki między innymi namowom mojej przyjaciółki, zakończyłam ten chory związek. On jednak nie dawał za wygraną. Pisał, dzwonił, nachodził mnie, wypytywał o mnie moich znajomych, rodziców. Ja ostrzegałam go, że jeśli nie przestanie, zgłoszę to na policję, ale to nic nie dawało. W końcu niedługo po ukończeniu studiów, przeprowadziłam się tutaj, do Londynu. Chciałam to zrobić od dawna, ale się wahałam, jednak była to idealna okazja, by się od niego wreszcie uwolnić. Napisał do mnie jakiś czas temu, ja go zablokowałam. A resztę wiesz.

Tom długi czas siedział oszołomiony. Najwyraźniej nie wiedział co powiedzieć. Chwycił tylko twoją rekę i delikatnie głaskał jej zewnętrzną część.

- Rose, to naprawdę trudne, to co przeżyłaś z tym bydlakiem! - W końcu odrzekł. - Musisz to natychmiast zgłosić na policję, jeśli tego nie zrobisz, nie da ci spokoju.

- Sama nie wiem. Nie jest mi potrzebny stres, chodzenie po komisariatach, to dla mnie ciężkie - mówiłaś niepewna.

- Rose! To jedyna nadzieja, musisz to zrobić, on może zrobić ci krzywdę! - przekonywał Cię intensywnie Tom.

- Wiem, wiem... A co jeśli zrobi mi jeszcze większą, gdy pójdę na policję?

- Nie przejmuj się tym, razem coś wymyślimy- pocieszał Cię.

- Ale Tom! Nie możesz tego robić. Znamy się dopiero parę dni! Nie będę angażować cię w takie rzeczy, nie możesz czuć się za mnie odpowiedzialny!

- Rose, nie ma znaczenia ile się znamy, łączy nas coś wyjątkowego, ja chcę ci pomóc i jeśli będę mógł, zrobię to - mówiąc to, chwycił obie twoje dłonie i wpatrywał się w twoje oczy. - Ale ty też musisz tego chcieć, nie mogę robić czegoś wbrew tobie.

Ty również patrzyłaś w jego oczy. Były tak piękne. Ich głębia pochłonęła Cię doszczętnie. Trudno było ci się skupić. Twój wzrok co jakiś czas kierował się w stronę delikatnych, wydatnych ust Toma. Pomimo krótkiej znajomości, również czułaś, że łączy was jakaś wyjąkowa więź. Wyobrażałaś sobie, że twoje problemy znikają, a ty jesteś sama... z Tomem. Tylko to było ci potrzebne do szczęścia. Pragnęłaś go pocałować, zapomnieć o wszystkim, posmakować jego delikatnych warg, zatopić smutki w jego oczach - ale nie mogłaś.

To nie rozwiąże twoich problemów. Musisz się opanować.

- Rose? Rose? Wszystko dobrze? - zapytał po twoim chwilowym zamyśleniu.

- Tak. Tak, wszystko dobrze. Masz rację, muszę zgłosić to na policję. Mam dość tego dupka, który niszczy mi życie! - oświadczyłaś dumnie.

- Jeśli będziesz chciała, mogę pójść z tobą - proponował Tom.

- Dziękuję, będzie mi raźniej. Jutro to zrobię, ale po pracy, jestem nowa, muszę się wykazać.

Rozmawialiście bardzo długo, konwersacja porwała cię bez reszty. Nie spodziewałaś się, że będzie ci tak dobrze w towarzystwie mężczyzny. Jednak gdy zaczęło się ściemniać, musiałaś przerwać rozmowę.

- Tom, chyba musimy już się zbierać. Jutro praca, trzeba wcześnie wstać, wiesz o co mi chodzi?

- Tak, mam już iść, rozumiem. Na pewno nie chcesz żebym został? Czułabyś się z kimś u boku na pewno bezpieczniej - zapytał z nadzieją.

- Przepraszam Tom, ale nie. Nie mogę. Może innym razem, ale na razie, w obecnej sytuacji, to nie jest dobry pomysł...- odrzekłas trochę zawiedziona sama sobą.

- Rozumiem - odparł, przytulając cię i wychodząc z twojego mieszkania. - Dziękuję za gościnę, do zobaczenia. Napiszę do ciebie później.

- A ja odpiszę - odpowiedziałaś z szerokim uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro