#1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kolejny dzień wakacji z rzędu spędziłam w spożywczaku, spełniając funkcje "tej miłej" dziewczyny zza lady. Wydałam resztę zwyrodniałej babce, która przychodzi do tego miejsca co najmniej raz w tygodniu i za każdym razem, nie wiedzieć czemu, morduje mnie wzrokiem. Przeliczyłam jeszcze raz pieniądze, żeby sprawdzić czy aby na pewno się nie pomyliłam i przy okazji zrobić jej na złość. 3.75$ idealnie. Wyłożyłam drobne na blat, posyłając sztuczny uśmiech kobiecie naprzeciwko, a ta zabrała je z grymasem niezadowolenia na twarzy i wyszła ze sklepu mamrocząc pod nosem. Zapewne będzie zabijać  mnie w myślach przez to, że nie podałam jej tych drobnych do ręki.

Na szczęście była nie tylko wkurzającą klientką, a też ostatnią osobą, którą musiałam obsłużyć, ponieważ właśnie skończyła się moja zmiana. Odetchnęłam z ulgą i zamknęłam kasę fiskalną. Podeszłam do drzwi na zaplecze i pociągnęłam za klamkę. Weszłam na krótki korytarz i minęłam znajomą ubraną w sklepowy uniform, z którego ja na szczęście zaraz się uwolnie, która teraz będzie się musiała urzerać się z niekoniecznie miłymi klientami, tak jak ja przez ostatnie osiem godzin.

Nie to, że nie lubię swojej pracy, jest okej... No dobra niezbyt za nią przepadam, ale jest znośnie. I tak spędzę tutaj jeszcze tylko niecałe dwa miesiące, więc nawet nie staram się udawać, że to praca moich marzeń.

Po wejściu na zaplecze odszukałam wzrokiem ławkę, na której zawsze pozostawiam swoje rzeczy i podeszłam do niej, żeby podnieść zwykły czarny plecak, w którym między innymi znajduje się moja koszulka na zmianę. Poszłam więc do łazienki i zamieniłam koszule, z wychawtowanym logiem sklepu na lewej piersi na biały T-shirt, który pasuje do neutralnych jeansów i lekko przetartych już trampek. Spojrzałam na siebie ostatni raz w lustrze i wyszłam z pomieszczenia kierując się prosto do drzwi wyjściowych.

Gdy po całym dniu siedzenia w czterech ścianach w końcu poczułam powiew świeżego powietrza na twarzy, wszystkie emocje ze mnie opadły i wreszcie byłam w pełni spokojna. Mogłam teraz wrócić do domu i odpocząć po całym tygodniu pracy.

Otworzyłam plecak i zaczęłam szukać w nim kluczyków do swojego samochodu. Kupiłam go sobie z oszczędności, które uzbierałam pracując w wakacje tak jak teraz. Lekko zardzewiały metal w okolicy opon, delikatnie odchodząca, zielona farba i brak jednego kołpaka sprawiły, że pojazd był o wiele tańszy, a mi zależało na cenie. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy pierwszy raz go zobaczyłam od razu zaświeciły mi się oczy. Samochód miał swój urok a je nie mogłam się mu oprzeć, więc od razu go kupiłam.

Gdy znalazłam to czego szukałam podeszłam do trochę brudnego już auta, otworzyłam drzwi i usiadłam na skórzanym fotelu. Pomimo, że z zewnątrz nie wyglądało ono na zadbane w środku tapicerka i sprzęt elektroniczny prezentował się i działał bez żadnych zarzutów. Wsadziłam, przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam wyjeżdżając z parkingu na prawie pustą ulice. Zawsze dobrze czułam się za kółkiem, byłam w tedy w swoim żywiole, tak jak gdy gram na pianinie albo czytam. Włączam radio i podkręcam głośność słysząc od razu jeden z moich ulubionych kawałków: "My My, Hey Hey"- Neil Young. Wsłuchuje się w słowa piosenki, gdy brzmienie gitary miesza się z dźwiękiem, który wydaje mój dzwoniący telefon. Zerkam w stronę urządzenia i zastanawiam się czy odebrać, lecz gdy widzę kto do mnie wydzwania od razu przyciszam muzykę i klikam zieloną ikonkę telefonu, dając na głośnomówiący.

- Halo? Dziadku? Coś się stało? - odezwałam się pierwsza.

- Bel? Oh dzięki bogu. Gdzie jest klucz do szafki? - mówił bardzo szybko i zdawał się zaniepokojony.

- Po co ci broń? Dziadku co się dzieje? - spytałam wiedząc, że chodzi o szafkę w garażu, w której dziadek schował całą swoją kolekcję broni palnej i noży. Zbierał ją przez pół życia na swoich wyprawach po całym świecie, więc oczywiste było to, że był z nią zżyty. Nie sądziłam jednak, że będzie jeszcze kiedyś chciał ją użyć.

- Idą po mnie, idą. Nie wiem jak mnie znaleźli po tylu latach, ale za niedługo tu po mnie będą. Czym niby mam z nimi walczyć? Nożem do masła?! - krzyknął, nie wiedziałam czemu, ale za to wiedziałam, że jest źle. Dziadek Hal nigdy nie krzyczał.

- Kto po ciebie idzie? Zresztą wracam już z pracy, zaraz będę w domu, słyszysz? - powiedziałam próbując zachować spokój.

- Nie! Nie przyjeżdżaj do domu! Tu nie jest bezpiecznie! I powiedz wreszcie gdzie jest klucz! - usłyszałam trzask zamykających się szafek i dźwięk zrzucanych papierów.

- Nie wiem gdzie jest! - krzyknęłam nie powstrzymując już emocji. - Może go zgubiłeś, zaraz tam będę i poszukamy go razem. Kocham cię, pa. - powiedziałam zestresowana i zakończyłam rozmowę nie czekając na odpowiedź.

Wrzuciłam telefon do plecaka, nacisnęłam mocniej pedał gazu i wbiłam kolejny bieg. Działo się coś złego, a ja nie miałam pojęcia co.

~*~

°768 słów°

Pierwszy rozdział napisany, pomimo tego, że sprawiał mi dość duże trudności. Nie miałam zbytnio ochoty do pisania, ale gdy zaczęły się ferie zimowe jakoś nabrałam motywacji.

Jestem też ciekawa czy wiecie skąd wzięła się akurat ta piosenka w tej książce, bo na pewno nie bez powodu. 😉

To wszystko na dziś mam nadzieję, że rozdział się podobał. 😘

_Hlin_

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro