#5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   

    Obudziłam się w znajomym salonie, na skórzanej kanapie. Pomrugałam kilka razy, żeby przyzwyczaić się do światła i podpierając się rękami usiadłam. Spuściłam nogi na podłogę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nic ciekawego, normalny salon, telewizor, fotele i szklany stolik. Jak mówię, nic wartego uwagi, no może oprócz szklanki z wodą i tabletek przeciwbólowych. Gdy zobaczyłam te rzeczy od razu poczułam suchość w gardle i migrenę. Sięgnęłam po nie ręką i wypiłam wodę, od razu zażywając też leki. Odetchnęłam ulgą i opuściłam głowę, zakrywając oczy dłońmi. Wszystkie wydarzenia z poprzedniej nocy, jakby korzystając z sytuacji wtargnęły mi do umysłu. Miałam ochotę się rozpłakać, już czułam pierwsze łzy napływające mi do przekrwionych oczu, ale usłyszałam kroki, któregoś z domowników i otwierające się drzwi, więc szybko je odgoniłam. Uniosłam powoli wzrok napotykając spojrzenie szarych tęczówek. Wujek podszedł bez słowa, usiadł obok i objął mnie ramieniem.

    Siedzieliśmy tak nie odzywając się, obydwoje patrząc przed siebie, zatapiając we własnych myślach. Ja rozmyślałam o tym co teraz ze mną będzie. Nie pójdę przecież pod drzwi rodziny, która wystawiła mnie lata temu i błagać o schronienie. Nie dość, że nic by to nie zdziałało, to moja duma też znacznie by ucierpiała. Nie zostanę też tutaj, ciotka Luiza nie zniosła by mojego towarzystwa, tak jak ja nie zniosła bym jej. W takim razie nic mi nie zostało.

- Zostaniesz u nas na jakiś czas. Dopóki nie znajdziesz sobie innego miejsca do zatrzymania, dobrze? - odezwał się w końcu, zadając pytanie, na które i tak znał odpowiedź.

    Pokiwałam twierdząco głową nadal się nie odzywając. Jakoś sobie poradzę, jakoś sobie poradzę...

~*~

    Miesiąc. Miesiąc pełen przesłuchań i nie przespanych nocy. Miesiąc prawie cały spędzony w czterech ścianach. Miesiąc a ja dalej mieszkałam u wujostwa. Miałam szczęście, że ciotka jeszcze mnie nie wyrzuciła. Jednak wiedziałam, że długo to nie potrwa i w końcu będę musiała się wynieść. Właśnie dlatego zaczęłam szukać małego i taniego mieszkania w centrum. Ustaliłam z wujkiem, że na papierach będę pd ich opieką ale umiejscowię się gdzieś indziej. Teraz jednak musiałam się zająć czymś innym i ważniejszym. Mianowicie sprzedaniem domu dziadka.

    Stałam przed jasnymi drzwiami zastanawiając się czy aby na pewno chcę tam wejść. Nie, oczywiście, że nie chciałam, jeśli jednak bym tam nie weszła wszystkie rzeczy zostałyby sprzedane. Powoli, trzęsącą się ręką wsadziłam klucze do zamka i przekręciłam gałkę otwierając jedyną powierzchnie dzielącą mnie od miejsca, w którym stała się tragedia.

    Tragedia. Funkcjonariusze policji na pewno nie nazwaliby tak tej sytuacji. Według nich to bezdomne psy rozszarpały ciało dziadka i pozbawił go oczu. Ja jednak zamierzałam to nazywać po imieniu. Tragedia.

    Nie rozmyślając dłużej przekroczyłam próg domu. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak wtedy. Przełknęłam głośno ślinę idąc dalej, tyle że teraz podpierając się ściany. Gdy znowu zobaczyłam pokój, w którym niegdyś mój dziadek spędzał najwięcej czasu i czekał na mnie za każdym razem gdy wracałam ze szkoły lub pracy wspomnienia tamtej nocy przeleciały mi przed oczami. Złapałam się mocniej futryny i oparłam o nią plecy, zamykając oczy. Wzięłam kilka głębszych oddechów i znów je otworzyłam.

    "Poradzisz sobie, poradzisz. Jakimś cudem sobie poradzisz."

    Powtarzałam te słowa w głowie jak mantrę i nie przestawałam dopóki nie podziałała. Stanęłam w końcu prosto, ale nadal z ciężkim oddechem i ściągnęłam powoli plecak z ramion, stawiając go później na ziemi.

    Zrobiłam pierwszy krok do przodu słysząc łamanie się szkła pod butami. Spojrzałam w dół. Tak, zdecydowanie trzeba tu pozamiatać, pomyślałam.

~*~

    Po kilu godzinach mojej ciężkiej pracy w końcu skończyłam i mogłam zrobić sobie krótką przerwę, żeby zastanowić się nad dalszymi działaniami. Usiadłam na podłodze przy drzwiach i oparłam się o ścianę za mną, sięgając po plecak, w którym, miedzy innym znajdowała się butelka z wodą. Upiłam z niej porządnego łyka, patrząc z dumą na cały pokój. Posmutniałam jednak kiedy przypomniałam sobie co będę musiała za chwile zacząć robić: powkładać wszystkie bliskie mi rzeczy do pudeł. Westchnęłam i wstając z ziemi zaczęłam kierować swoje kroki do piwnicy, w której się takowe znajdowały, zgarniając przy tym klucze leżące na komodzie.

    Schodziłam po schodach wybierając odpowiedni klucz ze specjalnym oznaczeniem. Po chwili stałam przed metalowymi drzwiami ze złotą kłódką. Tak naprawdę bardzo rzadko tutaj bywałam i nie wiedziałam gdzie miałabym szukać tych pudeł. Zapaliłam światło ciągnąc za kulkowaty sznureczek i weszłam powoli do wilgotnego pomieszczenia. Rozejrzałam się widząc ceglane ściany, kilka metalowych półek, a dalej drewniane, lekko zakurzone biurko. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się czemu się ono tutaj znajduje. Podeszłam bliżej zauważając w kącie stos złożonych kartonów. Pomimo, że znalazłam to czego szukałam szłam dalej dopóki nie stanęłam przed meblem. Na nim nie stało nic oprócz jednej książki.

The
Selected Works
of
Ralph Waldo
Emerson

    Zastygłam z ręką w powietrzu patrząc na autora.

- Skąd ona się tutaj wzięła? - spytałam się szeptem, sama siebie.

    Wpatrywałam się w okładkę, jakbym chciała przejrzeć ją na wylot. Nikt, oprócz wujka Bena nie wiedział o tym co mówił mi dziadek przed śmiercią, a nie miał kiedy i jak jej tutaj podłożyć, aktualnie tylko ja miałam jakikolwiek dostęp do tego domu. Wszystko utwierdzało mnie w przekonaniu, że to dziadek położył ją tutaj o wiele wcześniej.

    Szybko otrząsnęłam się z szoku i otworzyłam książkę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dedykacja napisana na dole kartki.

    Belli Evelyn Martin i
światom, które jeszcze odkryje,
Dziadek.

    Serce mi zmiękło gdy zobaczyłam jego pismo, widocznie chciał mi ją kiedyś dać. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, przesunęłam stronę dalej. Nie ujrzałam jednak czarnych liter a pocztówkę z widokiem na Walijskie góry, na której, w lewym dolnym rogu była napisana nazwa wyspy: "Cairnholm". Wstrzymałam oddech. Emerson. List. Odwróciłam pocztówkę na drugą stronę i pomimo podrażnionych już, od kurzu oczu zaczęłam czytać.

    Drogi Haroldzie,

liczę, że u ciebie wszystko dobrze. Dzieci i ja czekamy na wieści od ciebie. Mam nadzieje, że złożysz nam wizytę i niebawem się zobaczymy.

Z wyrazami sympatii
Dyrektorka, Alma LeFay Peregrine.

~*~

°959 słów°

Witam wszystkich serdecznie!

Może i z systematycznością mi coś nie wyszło ale rozdział pojawił się w przeciągu tygodnia także jestem z siebie dumna. Mam nadzieje, że rozdział się podobał, bo mi tak nie bardzo, chyba jeden z moich najmniej lubianych (przypuszczam, że następny też taki będzie😞) ale musiał się pojawić, niektórych rzeczy niestety nie pominiemy. Wpadajcie też na Spotify bo wraz z rozdziałem pojawia się następna piosenka!

Jeżeli chcecie wiedzieć o rozdziałach z kilkudniowym uprzedzeniem zapraszam do obserwowania!❤️

_Hlin_

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro