Rozdział II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Merman Ink*

Klatka piersiowa...tak boli...gdzie ja jestem? To napewno nie Ocean...ale mino wszystko czuję go. Słyszę jak ktoś chodzi, słyszę przesówające się wiadro i czyjeś rozmowy...
-Weź wymień wodę bo zrobiła się za ciepła.-zabrali mi wodę.
-Tak jest kapitanie!-czyli ogon mam w wiadrze z wodą? Czyli jednak mnie złapali...ale gdyby tak było to by tak się mną nie przejmowali...poczułem spowrotem wodę.
-Dzięki Fell. Możesz już iść.
Słyszałem zamykające się drzwi.
Postanowiłem zaryzykować i otworzyć oczodoły. Byłem w pięknie wymalowanej kajucie.
Przykryty byłem jakimś miękkim, niebieskim kocykiem. Plecami odwrócony stał pewnie ten Kapitan. Odwrócił się w moją stronę, a ja sparaliżowany nie wiedziałem co robić.
-Oh. Nareszcie się obudziłeś...
-...-milczałem.
-Spokojnie nie jestem tym co ciebie zaatakował...widziałem zajście i gdy zobaczyłem ciebie z wbitym harpunem koło miejsca duszy wyskoczyłem ze statku, przyniosłem ciebie tu i przy pomocy jednej osoby uleczyłem.
-Więc czego chcesz?
-Co?
-Czego chcesz? Nie uratowałeś mnie bezpowodu.-może dla moich łez?
-Zrobiłem to bezinteresownie. Jak tylko wyzdrowiejesz, wrócisz do Oceanu.
-Ty tak na poważnie?
-Tak. Pomyśl czy lepiej byłoby gdybyś ranny pływał po oceanie pełnym niebezpieczeńst czy lepiej najpierw wyzdrowiał potem tam wrócił...
-Dlaczego mi pomagasz?
-W brew powieściom mam serce mimo iż wiele osób mówi że go nie mam. Przemyśl zostanie tutaj.-wyglądał lekko na smutniego iż posądziłem go o to. Ale chyba nie powinienem się tym przejmować...prawda? Po prostu mu nie ufam.
Siedziałem w miejscu i myślałem nad tym co powiedział. Nagle statek zatrząsł się w taki sposób jakby w coś uderzył. Słyszałem te same głosy co podczas ostatniego ataku.
-O nie...-po kości policzkowej spłynęła mi łza.

*******************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro