Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Merman Ink*

Wystraszyłem się gdy usłyszałem głos tego samego kapitana co mnie zaatakował. Słyszałem okrzyki wojenne i uderzanie o siebie szabl. Drzwi kajuty zostały wyważone. Staną w nich kapitan...ale nie ten który mnie uratował. Podszedł do mnie kierując swoją szablę w moją stronę.
-Szukałen ciebie =)
-N-nie p-proszę...-spanikowałem.
Złapał mnie za szyję, unisł mnie do góry i już chciał mnie porwać gdy w drzwiach zobaczyłem wysoki cień.
-Zostaw go Oczojebna Małpiatko!
-A to niby dlaczego? Drogi bracie Error?-przyłożył mi szablę do gardła czym wywołał u mnie płacz.
-Jest ranny i nie po chuja go ratowałem aby ostatni ze swojego gatunku umarł.
-A kto powiedział że mam go zamiar zabić? Ale wiesz jak się zbliżysz to może coś mu się stanie...-miałem plan aby jednak pomóc...Error'owi? Chyba tak miał na imię. Zamachnąłem się z całej siły u uderzyłem ogonem w twarz tego co chciał mnie uprowadzić, puścił mnie, a ja w miejsce gdzie miał mieć ucho krzyknąełem głosem sonicznym*
Mało nie ogłuchł, zobaczyłem jakiś parawan. Zacząłem się szybko czołgać w jego stronę po czym skuliłem się za nim i wystraszony zacząłem płakać. Słyszałem już tylko rozmowy, a potem dźwięki uderzających się o siebie szabli.

*Capitan Error*

Po tym jak syren zebrał odwagę i wyrwał się Fresh'owi już mogłem dać mu soczysty wpierdol.
-Więc już czas skopać ci
miednicę =)
-Może jednak nie tym razem.
Wyciągną szablę i żucił się w moją stronę. Na jego atak odpowiedziałem atakiem. Zablokowałem jego atak moim ostrzem. Pięścią celował mi w czaszkę lecz uniknąłem jego kolejnego ataku, schylając się i uderzyłem go z całej siły w brzuch. Złapał się za brzuch, wziął szablę i wbił mi ją między żebra...teoretycznie by to podziałało...ale jestem szkieletem. Na mnie nie działa wbicie czegoś między ŻEBRA. 
-Ja to robię dla NASZEGO brata...-powiedział Fresh.
-Wiem...-Przytuliłem go i kolanem uderzyłem go jeszcze raz w brzuch.-nie tędy droga bracie...dobranoc.-zemdlał. Położyłem go tam gdzie stał.
-Ależ braterska miłość może omamić potwora...-podeszłem za parawan. Uklękłem obok syrena, wyjąłem chusteczki i wytarłem mu łzy.
-D-dziękuję...Kapitanie Error.
-Po prostu Error.
-N-No dobrze...Error czy mógłbyś podać mi coś do przykrycia się?
-Oczywiście tylko po co?
Zerkną na swój ogon. Tam gdzie była płetwa ogonowa łuski znikały i pojawiały się nogi.
-Wiadro z wodą jest wylane...no dobrze.-zdjąłem swoją długą marynarkę. I nałożyłem na niego.
Podeszłem do szafy, wyjąłem spodnie i szablą skróciłem nogawki o połowę. Podałem mu je. Ogon już prawie znikną więc szybko się odwróciłem. Chwilę po tem usłyszałem jak ktoś upada.
-Nic ci nie jest?
-N-Nie tylko nigdy nie chodziłem.-pomogłem mu wstać, a on popatrzył tylko na mnie ze smutkiem.
-Tak wogóle jak się nazywasz?
-I-Ink jestem...-przytulił
mnie-d-dziękuję ci Error.
-Nie ma za co. I nagle przez drzwi...no przez miejsce gdzie BYŁY drzwi bo zostały WYWAŻONE patrzała cała załoga.
-Coś czuje że ten syren szybko nie odejdzie.-powiedział Cross.
-Ink oprzyj się proszę o ściabę abyś nie upadł.
-O-okej...-podbiegłem w stronę burty. Złapałen za naładowaną armatę i odopaliłen zapałkę.
-Coś mam chyba słaby słuch...możesz powtórzyć?
-T-tak...mówiłem czy Fresh zostanie na długo °^°
-Tak lepiej...chyba tak?
Kątem oczodołu widziałem jak Ink się lekko śmieje runieniąc się przy tym. Heh.

*******************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro