20 - Moja piżama? Poważnie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- M-marinette... - wyszeptał Adrien po chwili, nie otwierając oczu.

- Znów to robisz. – Specjalnie użyła jego słów z porannej rozmowy.

- Nie robię tego celowo. – On za to przypomniał jej słowa.

- Jaaasne...

- M-marinette... - znów zaczął i znów nieświadomie się zająknął.

- T-tak? – spytała ze śmiechem, rujnując znów jego wysiłki.

- Przestań! – Roześmiał się i przytulił ją mocno do siebie.

- Moja piżama? – mruknęła po chwili prosto w jego koszulę. – Serio?

- C-co? – zmartwiał.

- No, wszystko przez moją piżamę – wyjaśniła.

- Skąd wiesz? – spytał zdumiony.

- Znam cię na wylot, Kocie. Nie musiałeś mówić.

- Nawet bym nie umiał.

- Nie sądziłam, że tamten dzień okaże się w rezultacie tak owocny. – Westchnęła.

- Ja tam nie narzekam – mruknął.

Podobało mu się to, jak spędzali ten wieczór – Marinette wtulona w jego ramionach, on gładził jej plecy, a oboje pozostawali zatopieni we własnych myślach.

- A ty? – spytał nagle.

- Co: ja? – Poderwała głowę i spojrzała na niego pytająco.

- Ciebie też musiało coś olśnić! – stwierdził.

- Tak się składa, że to nie ma nic wspólnego z tamtym dniem – odpowiedziała z uśmiechem.

- Ale jak to? Przecież... - urwał nagle.

- No co?

- Przecież, gdybyś już wtedy coś do mnie czuła... nie poszłabyś się najpierw przebrać? – spytał, czerwieniąc się okropnie.

- Nie wiem, czy pamiętasz, ale wydarzenia toczyły się z zawrotną szybkością. Nie miałam czasu. Musiałam cię ratować przed tłumem.

- Nie, czekaj. Nie skleja mi się to w całość – mruknął. – Czyli kogo miałaś na myśli wtedy, kiedy mówiłaś, że jest inny chłopiec?

- Adrien, robisz straszny bałagan. – Zaśmiała się i odsunęła nieco od niego, żeby spojrzeć mu w oczy.

- Bałagan?

- No przecież to wszystko jest bardzo spójne. Od samego początku chodziło o ciebie, głuptasie. Tylko ty niepotrzebnie to komplikujesz, bo zakładasz, że ważniejsze od udzielenia tobie pomocy byłoby dla mnie to, w co jestem ubrana. Zupełnie, jakbyś mnie nie znał... - Pokręciła głową z udawanym rozczarowaniem.

- Czyli... - zawiesił głos. – Czyli już wtedy, kiedy cię zaprosiłem na moją niespodziankę, to już wtedy...

- Adrien... Zaczynasz bredzić... - zażartowała. – W dodatku niegramatycznie. Nie zabieraj mi roboty.

- A ty nie zmieniaj tematu – upomniał ją. – Czyli wtedy mówiłaś o mnie? Ja byłem tym chłopcem, który nie pozwalał ci się we mnie zakochać? – Postanowił się upewnić czy kilka dni temu doszedł do właściwych wniosków.

- Bredzisz cudownie uroczo. – Roześmiała się. – Tak, ty byłeś tym chłopcem, który nie pozwalał mi się zakochać w tobie.

- No to kiedy? – drążył.

- Och, pewnie już nie pamiętasz... Ale był taki dzień...

- Dawno, dawno temu... Za siedmioma górami... - wszedł jej w słowo.

- Bo ci nie powiem!

- Już jestem cicho, Moja Pani.

- Pamiętasz taki deszczowy dzień... kiedy wychodziliśmy ze szkoły, a ty dałeś mi swój parasol?

- Ależ przecież to było wieki temu! – zdumiał się.

- Było. – Kiwnęła głową.

- Czekaj... Jesteś we mnie zakochana od wtedy? – zapytał osłupiały. – Ale... Dlaczego?

Marinette roześmiała się.

- Oddałeś mi swój parasol.

- Poleciałaś na mój parasol?

- Ty poleciałeś na moją piżamę – odcięła się.

- Nieprawda. Twoja piżama tylko mi uświadomiła to, co czułem od dawna. A co by było, gdyby ktoś inny poratował cię wtedy parasolem?

- Pewnie z nim bym tu teraz siedziała – zażartowała. – Być może nawet w mojej piżamie... - dodała, drażniąc się z nim.

- Marinette... - szepnął ostrzegawczym tonem.

- Powinieneś się cieszyć. Mogłabym siedzieć na przykład bez piżamy... - mrugnęła rozbawiona.

- Marinette, przestań. – Zamknął oczy na chwilę.

- Tylko się z tobą drażnię... - szepnęła, całując go w policzek. – Przecież nie chodzi o parasolkę.

- Nie?

- Chodzi o milion drobiazgów, które wtedy miały miejsce. Nie umiem ci tego wszystkiego wyjaśnić, ale tak się to wszystko poskładało w taki magiczny moment, że po prostu stało się i się zakochałam.

- Ale... Jakim cudem ja nic o tym nie wiedziałem? Dlaczego mi nie powiedziałaś?

- Myślisz, że nie próbowałam? – Uśmiechnęła się. – Przecież ci powiedziałam przed chwilą, jak Tikki pocieszała mnie praktycznie co wieczór po kolejnych porażkach życiowych.

- I brakuje ci tego, prawda?

- Pewnie minie trochę czasu, zanim się przyzwyczaję do tego, że już jej nie ma. – Westchnęła. – Ale jak sam widzisz, już nie płaczę. Działasz równie dobrze jak ona. Może nawet masz pewną przewagę... - mruknęła i pocałowała go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro