Rozdział 74

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Pani Parker? Czy można przeszkodzić?
- Tak, Rene?
- Czy... Czy można jeszcze wycofać się z tej wycieczki pięciodniowej?
Tak. Rene Beresford postanowił unikać Maca Hiltona najbardziej, jak się dało, a że wycieczka szkolna zbliżała się wielkimi krokami, a ja byłem umówiony z Hiltonem na wspólny pokój, to moje plany mogłyby zostać całkowicie pokrzyżowane. Dlatego nie mogłem na nią pojechać.
Pani Parker uniosła brwi na moje słowa, a z jej ręki wypadł długopis, upadając na biurko nauczyciela. Bo znajdowaliśmy się w sali lekcyjnej. Właściwie była przerwa dlatego mieliśmy swobodę rozmowy, bo nikogo z uczniów nie było z nami w jednym pomieszczeniu.
Kobieta milczała przez dłuższą chwilę, patrząc na mnie w górę (gdyż siedziała), bardzo zdziwiony spojrzeniem. Po chwili poprawiła włosy i odcięła się.
- Oczywiście, jednak pieniądze przepadną. Nie mogę ci zwrócić rat i zaliczki.
- Wiem. - kiwnąłem głową. - A gdybym znalazł kogoś innego na moje miejsce? - wyszczerzyłem nerwowo zęby.
- Myślę, że nie ma problemu. - wzruszyła ramionami, zaraz po tym rozkładając ręce. - Czy coś się dzieje, Rene? Wyglądasz na zmartwionego. - zapytała dość troskliwie, a jej ton zmienił się z poważnej pani profesor na kochającą ciocię. Odwróciłem tylko wzrok. Co mogłem powiedzieć? ,,No w sumie bzykam się z Hiltonem i się pokłóciliśmy i nie chce go widzieć"? Nie, nie. Prawda odpadała.
- To nic takiego, pani Parker. - zapewniłem. - Po prostu wie pani, jakie mam stosunki z innymi uczniami...
- Wiem, jakie kiedyś miałeś stosunki z innymi uczniami. - uśmiechnęła się i spojrzała na mnie bardzo wymownie. - A teraz dziewczynki z innych klas przychodzą do mnie osobiście, aby się o ciebie podpytać.
- Ale to tylko dlatego, że zyskałem na popularności, a liczba obserwatorów na moim Instagramie jest czterocyfrowa. - machnąłem ręką, zaraz po tym przeczesując włosy.
- Oj tam, głupoty gadasz. Jesteś bardzo fajny chłopak. - zaśmiała się. - A Chris i Mac? Chyba dobrze zacząłeś się z nimi dogadywać?
- Tak i to właściwie dzięki nim mam tak popularnego Instagrama. - teraz to ja się zaśmiałem. Z nerwów. Już czułem jak robię się cały czerwony. Nie potrafiłem rozmawiać o Macu z nikim innym, niż Cillianem, Chrisem, Kelly albo babcią, bo przypominały mi się wszystkie brudne rzeczy, które z nim robiłem i było mi najzwyczajniej w świecie wstyd. Przykra prawda, niestety. Fakt faktem przyjemna, ale... Po prostu nieważne.
- Ale chyba przyjaźnicie się tak? - wypytywała dalej i wylogowała się z dziennika elektronicznego na komputerze. Nie wiem dlaczego zwróciłem na to uwagę, ale zwróciłem.
- No tak. - skrzyżowałem ręce na piersi i spojrzałem w dół. Jak mogłem patrzeć w oczy ukochanej pani Parker podczas rozmowy o Hiltonie, kiedy właśnie z Hiktonem robiłem takie brudne rzeczy.
- Mac chyba jest twoim najlepszym przyjacielem? - spojrzała mi w oczy. Nie. W twarz. Na twarz.
- T-tak... Nie wiem do czego pani zmierza. - naprawdę zrobiłem się nerwowy. Zestresowany. Przecież potrafiłem zawsze palnąć coś głupiego w stresowych sytuacjach. Na przykład wygadać sekret.
- Do niczego. - znów się zaśmiała. - Po prostu... To dobrze, że w końcu znalazłeś bliskiego kolegę. - uśmiechnęła się pogodnie i znów spojrzała mi w oczy. Oj żeby pani wiedziała, jak bardzo bliskiego...
- Tak. - kiwnąłem głową. - W zasadzie... Ciągle mi pomaga z matematyką i spędzany dużo czasu... I takie tam. - zacząłem lać wodę. Czułem się w chuj niezręcznie, kłamiąc tej kobiecie w żywe oczy na temat Maca. Nie no chociaż... To w sumie nie były kłamstwa. Mac dalej uczył mnie matmy. I spędziliśmy ze sobą dużo czasu. I co z tego, że na przykład na bzykanku, całowanku, mizianku, nie wspominając o kłótniach... Spędzanie czasu, to spędzanie czasu.
- Mac to świetny chłopak, tylko trochę zagubiony. - westchnęła. Sięgnęła do swojej torebki, biorąc ją i zaczęła przeszukiwać jej wnętrze. - Ale odkąd się przyjaźnicie zmienił się na lepsze. To bardzo mnie cieszy, dlatego tak wypytuję. - wytłumaczyła, a ja odetchnąłem w duchu. Niczego się nie domyślała. W zasadzie nie miała jak. W szkole zachowywaliśmy się, jak normalni przyjaciele. Tylko czasem nas ponosiło... Ale to czasem.
Pomijając to, jak Mac uklęknął przede mną na korytarzu, oczywiście.
- Rodzicie nie poświęcają mu zbyt dużo uwagi... A ja namówiłem go na rozwijanie kariery w młodym wieku i to go ustawiło. To wszystko. - wzruszyłem ramionami.
- Za to dużo wagarujecie. Nauczyciele mi się skarżą. - zaśmiała się i zagroziła mi palcem. Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć, dlatego tylko się zaśmiałem. Miała całkowitą rację. Przez Hiltona zacząłem wagarować. Stałem się bardziej wyluzowany, ładniejszy... I takie tam. Bardzo dużo mu zawdzięczałem. Opiekował się mną, bardzo mocno kochał, ale też bardzo krzywdził i tej krzywdy chyba nic z tych dobrych rzeczy nie było w stanie przewyższyć. Musiałem poważnie zastanowić się nad naszym związkiem, bo stał się toksyczny, a jeżeli Mac nie zaczął znów ćpać, to oznaczało, że pokazał swoją prawdziwą twarz.

*

Rene: Cillian... Pogadamy wieczorem?

Cillian: Co się stało, Myszko? :( <3

Rene: Mac się stał. Znów.

Cillian: Przyjadę do ciebie o 21.

Rene: Jesteś głupi? Przecież jesteś w Hollywood. Wystarczy, że pogadamy przez telefon, albo Skype.

Cillian: Przyjadę, Myszko :*

Rene: Jesteś idiotą.

Cillian: Idiotą, który za tobą szaleje, mimo wszystko <33

Rene: <3

Cillian serio był nienormalny, ale za to właśnie go sobie ceniłem. Był w stanie zrobić dla mnie wszystko, szczerze mi doradzić, nie patrząc przy tym na swoją korzyść. Bo przecież mnie chciał i czekał, aż zerwę z Hiltonem, żeby mógł się za mnie wziąć... Ale i tak go uwielbiałem. Był trochę tępy, ale jego inteligencja to wynagradzała. I empatia. Generalnie super koleś.
Miałem pogadać z Kelly zaraz po spotkaniu z Panią Parker. Czekałem na nią przy automatach z jedzeniem i colą przy wyjściu ze szkolnej siłowni. Omijałem Maca szerokim łukiem. Na lekcjach siadałem z Chrisem, gdzieś obok wyjścia, aby na przerwie szybko wybiec z sali i nie gadać z Hiltonem. On próbował nawiązać ze mną kontakt, choćby wzrokowy, ale ja kompletnie go zbywałem. Nie miałem ochoty nawet na niego patrzeć, bo... Po prostu bolało. Dostałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Byłem pewien, że to Kelly, jednak to nie była Kelly. Tylko Mac.

Mac: Gdzie jesteś?

Mac: Chyba robisz sobie ze mnie jaja.

Mac: Postanowisz łaskawie mnie nie unikać? Myślisz, że jestem ślepy?

Mac: Chciałem przeprosić cię za wczoraj, ale masz mnie w dupie.

Mac: Gdzie jesteś

Mac: No powiedz do cholery

Mac: Rene skarbie

Wysyłał wiadomość za wiadomością. Na długą przerwa, więc to była idealna okazja na rozmowę, ale ja nie chciałem z nim gadać. Poza tym miałem gadać z Kelly.
Wyciszyłem telefon i włożyłem go do kieszeni kurtki. Zdążyłem podnieść wzrok, a słodki buziak został złożony na moim policzku.
- Cześć, Rene. - Kelly zaśmiała się, stając obok mnie. Uśmiechnąłem się do niej. Nie dało się nie uśmiechnąć, kiedy tak promieniała. Chyba plan Michaela wypalił, bo naprawdę była cała w skowronkach.
- Lśnisz, Kelly, lśnisz. - zaśmiałem się i spojrzałem na nią wymownie. Ona zagryzła wargę i znów zaczęła chichotać. Była śliczna, a kiedy się uśmiechała była śliczna jeszcze bardziej.
- Aż tak widać?
- Bardzo.
- Dobra powiem ci. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej i złapała mnie za ramię. - Michael się we mnie zakochał.
- Wiem. - ja też zacząłem się śmiać.
- Skąd?
- Jakby ci to powiedzieć... On też lśni. - objąłem ją w pasie, kładąc jej rękę na talii, a zaraz po tym trochę wyżej, na plecach. Ona bez chwili namysłu, przytuliła się do mnie i zapiszczała z radości. Dobrze było ją widzieć w takim stanie. Taką radosną i słodziutką. Po chwili, bardzo gwałtownie się ode mnie odsunęła i łapiąc mnie za ramiona spojrzała mi w oczy.
- Ale mów co się dzieje, Rene. - rozkazała, przybierając poważny wyraz twarzy.
I cała radość prysła, kiedy nadszedł czas na rozmowę o mnie i o Macu. Ciekawe dlaczego. Czy... Wypaliliśmy się?
Westchnąłem i uchyliłem usta. Zachciało mi się ryczeć, bo wiedziałem, że przy Kelly mogę ryczeć. Przy Kelly mogłem wszystko. Być sobą, być szczery. Ale nie ryczałem, bo byliśmy w szkole i nie chciałem, aby ktoś to widział, tym bardziej, że stałem się popularny, a zdanie innych już nie było mi tak obojętne, jak kiedyś.
- Mac nie... Mac na pewno nie ćpa. - powiedziałem cicho. - Ale się zmienił. Nie poznaję go. Jest tak bardzo zazdrosny. - nie wiedziałem od czego zacząć, dlatego zacząłem temat wszystkiego na raz.
- Jak to się zmienił? - zapytała niepewnie.
- Jakby był innym człowiekiem... Kelly powiedz mi coś, proszę... - spojrzałem w bok, a potem znów jej w oczy.
- Pytaj o wszystko, Rene. - jedną z jej dłoni zjechała na mój biceps, po czym pogłaskała mnie po nim w ramach dodania otuchy.
- Wiesz, jak jest w związkach... Na początku idealnie, bo ludzie nie do końca się znają, ale po czasie wychodzi kto, jaki jest i... Jaki zmienił się Mac, kiedy się przed tobą otworzył?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro