Rozdział 75

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piliśmy, jedliśmy i generalnie było zajebiście. W tle leciała, jakąś muzyczka, a nam się zebrało na szczere rozmowy.
Mi i Cillianowi, rzecz jasna.
Opowiadaliśmy sobie o wszystkim. On mi o Hollywood, jego pracy, a ja o szkole, bo w sumie nic ciekawszego nie miałem do powiedzenia... He. Nudny człowiek, niestety.
Wyszedłem z pokoju z miską, z zamiarem dosypania czipsów. Zszedłem do kuchni, a naczynie postawiłem na blacie. Zacząłem rozglądać się za tymi nieszczęsnymi czipsami. Przeszukałem chyba wszystko, jednak nic nie znalazłem. Byłem pewien, że mieliśmy zapas czipsów w domu, bo ja, Logan, tata i Bestia uwielbialiśmy czipsy.
No, ale chuj nie było.
- Gdzie one są... - powiedziałem sam do siebie, ale nie do końca do siebie i nie do końca sam, bo uzyskałem odpowiedź. Mało precyzyjną, rzekłbym, że wcale, ale odpowiedź, to odpowiedź.
- Czego szukasz? - usłyszałem za sobą męski głos. Odwróciłem się. Za mną stali tata i mama.
- Co jest kurde... - zdziwiłem się, bo było dobrze po północy, a oni jeszcze nie spali. A już powinni. Od jakiś dwóch godzin.
- Czipsy są w szafce na dole. - mama uśmiechnęła się do mnie i podeszła do ów szafki, otwierając ją. Zajrzałem do środka i ujrzałem niebo na ziemi. Kurewsko dużo paczek czipsików w najlepszych smakach.
- O dzięki, mamo.
- Co to za chłopak, który siedzi w twoim pokoju? - walnęła z bomby. Trochę się zdziwiłem. Nie znała Cilliana?
- Cillian. - wzruszyłem ramionami, sięgając po serowe czipsy.
- To mówiłeś... - mruknęła cicho i spojrzała na tate. Nie widziałem o co im chodzi. No nie do cholery.
Zmarszczyłem brwi, po czym uniosłem jedną z nich.
- Mama pyta, czy Cillian, to twój nowy chłopak.
No i zastrzelił mnie. Mój własny ojciec. Własnego syna.
Otworzyłem szeroko oczy. Tak mnie odrzuciło, że aż zrobiłem krok w tył.
- Nie? - spojrzałem na rodziców, jak na kosmitów. - Cillian to przyjaciel. Mój i Maca.
- Słyszeliśmy, jak do ciebie mówił. - mama znów wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z ojcem. - I to nie brzmiało przyjacielsko.
- O co wam chodzi? - powstrzymałem się, aby na końcu nie powiedzieć ,,kurwa". - Jestem z Hiltonem.
- Wiemy, ale czasem w życiu można się pogubić i... - kontynuował tata. Zrobił przerwę i znów spojrzeli na siebie z mamą, jakby szukając pomocy. - Zdrady zdarzają się coraz częściej. Nie chcemy, abyś popełnił błąd.
Kopara mi opadła. To teraz tatuś dojebał. Jaka zdrada? Z Cillianem? Nigdy. To Mac był moim misiem. Ostatnio niegrzecznym, ale dalej misiem. Nigdy, przenigdy nie mógłbym go zdradzić. Nie byłem taki... Jakie zdanie mieli o mnie moi rodzice, skoro w ogóle mogli pomyśleć o takich rzeczach?
Ja pierdole.
- Nie mógłbyn zdradzić Maca. O czym wy w ogóle myślicie? Lepiej idziecie spać, bo to dochodzenie wam źle wychodzi. - byłem oburzony w chuj.
- Skarbie, po prostu się martwimy. Nie chcemy żebyś popełnił błąd. Wiemy, że kochasz Maca, ale są czasem chwilę słabości...
- Ja nie mam takich chwil. Idę spać. Dobranoc. - przerwałem mojej mamie, mówiąc bardzo gniewnie. Chuj. Jak mogli tak pomyśleć. Że jak gej to od razu puszczalska szmata? No chyba nie.
Wyszedłem z kuchni totalnie obrażony. Obrażony w chuj. Złapałem kulkę po drodze, która swoją drogą prawie mi wskoczyła do miski z czipsami, ale się nie przejmowałem. Wszedłem do pokoju nic nie mówiąc. Zamknąłem za sobą drzwi nogą, bo nie miałem wolnej ręki, przez co trochę trzasnęły. No i dopiero teraz ogarnąłem obceny stan rzeczy. Cillian zdjął koszulkę. O tak kurwa. Miał zajebistą klatę i brzuszek. I plecy. Leżał na brzuchu na łóżku i pisał coś na telefonie. Był tak tym zajęty, że kompletnie nie zwrócił na mnie uwagi.
- Ładne widoki. - powiedziałem pół żartem pół serio, i postawiłem mu kulkę na plecach, a miskę z czipsami obok reszty przekąsek. Lautner zaczął cisnąć bekę. Odłożył telefon, złapał Bestię i położył się na plecach, sadzając ją sobie na brzuchu.
- Rozebrałem się dla ciebie, myszko. - cmoknął w moją stronę, żartując oczywiście. - Coś taki nie w humorze?
- Rodzicie mnie wkurwili trochę, ale to nieważne. - usiadłem obok niego. On złapał mnie za rękę i pocałował czule jej wierzch. Wciąż na mnie leciał, a mnie wcale to nie krępowało. Byłem przyzwyczajony i gotowy na te jego zaloty. Wiedziałem, że nie posunie się do niczego, co można było nazwać zdradą. Ufałem mu, a on całym sercem życzył mi szczęścia z Hiltonem, mimo jego uczuć co do mnie. Dobry człowiek... Cudowny człowiek. A mi musiał zawrócić w głowie jakiś idiota, który nawet w połowie nie był, tak doskonały, jak Cillian.
- Myślałem o tym, co mi mówiłeś... To słaby pomysł, abyś nie jechał na te wycieczkę.
- Ale będę mieć pokój z Hiltonem. Wiesz co to znaczy? Seks. Bardzo dużo seksu.
- No właśnie. To często pomaga związkom. I wzmacnia uczucie.
- Tak, ale kiedy jest z miłości, a nie... Taki jak z Hiltonem. Nie lubię tak... Tak ostro. Może jestem teraz romantykiem, ale seks z nim jest bardziej męczący, niż przyjemny. Znaczy jest przyjemny, ale wolę delikatniej, a on nie potrafi się powstrzymać. - mówiłem dość nieśmiało.
- To dlatego, że cię... Kocha. - Lautner dziwnie posmutniał i spojrzał mi w oczy. No właściwie nie dziwnie, bo on też mnie kochał. Był słodki, bo przecież zakochał się od pierwszego wejrzenia. I czekał. Nie życzył mi źle z Hiltonem. Chciał ratować mój związek, mimo że sam wolałby ze mną być. I to było w nim takie cudowne. Stawiał moje szczęście ponad swoje.
- T-tak? - odwróciłem wzrok.
- To dlatego, że jesteś tak seksowny. Sam ledwo się powstrzymuje przed dotykaniem ciebie... Jesteś bardzo seksowny. Nawet to, że oddychasz jest seksowne. Nieświadomie gryziesz wargę, masujesz się po udzie, brzuchu. No i świadomość, że jesteś facetem... To właśnie przez to Macowi puszczają hamulce przy tobie. Jest odzwierciedleniem prawdziwego faceta z cholerną dużą ilością testosteronu. No i... Sam wiesz, że faceci się podniecają łatwo, szczególnie kiedy mają przy sobie taki ideał. - kończąc, spojrzał mi w oczy w bardzo dziwny sposób. Smutny, a jednocześnie rozmarzony. Nie rozumiałem dlaczego to dało mi do myślenia i zacząłem wyobrażać sobie związek z nim. Jak by było z Cillianem? Słodko, idealnie i na zawsze? Taki się wydawał. Nie był jak Mac. Nie był porywczy, ani trochę głupi, mimo że na pierwszy rzut oka był taki całkowicie. Szanował mnie tak, jak Mac nigdy. Cillian nawet chciał wiązać mi sznurówki i zapinać kurtkę! A Mac... To była po prostu przepaść.
Niechcący spojrzałem mu na usta. Totalnie niechcący, przecież nie chciałem się z nim całować. Był w chuj przystojny, seksowny, a jego klata... I to spojrzenie. To było coś, czego brakowało mi w Macu od dawna. Tej słodkości chwili. Po prostu. Z Cillianem zawsze było mi tak słodko. Nieważne jak toczyło się moje życie, on zawsze poprawiał mi humor. Sprawiał, że świat chociaż na chwilę stawał się lepszy...
No, ale ciągle gapiłem się na jego usta, a Lautner to zauważył, ale tylko się uśmiechnął. On też spojrzał na moje, ale zaraz po tym spuścił wzrok na poduszki. Ja właściwie też, bo Bestia zaczęła się w nich turlać, jak opętana. A mnie opętało, bo miałem ochotę pocałować tę pocieszną mordkę. Cilliana Launtera, największego rywala mojego faceta. Co we mnie wstąpiło?
Na szczęście nic nie zrobiłem. No prawie...
- Cillian...
- Tak?
- Przytulisz mnie?
- Bardzo chętnie, myszko.
Kurwa. Wiedziałem, że do zdrady brakowało mało. Byłem przy Cillianie dziwnie pobudzony i zapomniałem o Macu. W końcu Lautner potrafił pokolorować mi życie i pozwolić zapomnieć choć na chwilę o problemach, a Hilton w obecnym stanie rzeczy był właśnie jednym z moich problemów. Więc wyszło, jak wyszło.
Cillian położył się na boku, a ja obok niego na plecach. On objął mnie jedną ręką, a na drugiej się położyłem, jak na poduszce. I wtuliłem w jego klatę.
O tak kurwa.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. Było dziwnie, ale nadal przyjemnie. Zaczął miziać mnie po włosach, a raczej zagarnął mi je za ucho, a zaraz po tym przeniósł rękę na moje biodro i to właśnie je począł miziać.
- Tęsknisz za nim? - zapytał po dłuższej chwili ciszy i naszej małej wymianie spojrzeń.
- Nie myślę o nim przy tobie. - odpowiedziałem bez zawahania.
- Nie powinno tak być.
- Ale jest.
- Ja... Chciałbym cię dotykać. Nie patrz tak na mnie, proszę.
- To dotykaj.
- Ale... Ale wiesz jak. - zakłopotał się trochę. I wiedziałem jak. Chciał po prostu mi zwalić. Nie odpowiedziałem, ale gdyby Cillian to zrobił, nie protestował bym, bo właściwie sam miałem ochotę. Moje milczenie było równoznaczne ze zgodą, po prostu.
Bestia położyła się między moimi nogami, kładąc główkę właściwie na moim kroczu i chwała jej za to, że strzegła mnie przed Cillianem. Seksownym Cillianem.
Kurwa, to przez rodziców i ich rozmowę. Gdyby nie to, nawet nie pomyślałbym o zdradzie, kurwa. Chuj.
- Jesteś super, Cillian. - ułożyłem dłoń na jego policzku. On ciągle na mnie patrzył. Nie tylko w oczy. Usta, nos, policzki, podbródek. Na wszystko. Nawet brwi.
- Rene, kocham cię.
- Cillian...
- Chodźmy spać, bo nie wytrzymam i cię pocałuję. Jesteś zbyt seksowny, zbyt piękny i zbyt mnie kusisz, myszko. - powiedział bardzo cicho i zbliżył się do mnie nieznacznie.
O kurwa, chuj, gorąco.
Zagryzłem wargę i znów spojrzałem mu na usta.
- Masz rację... Ja też już się zapominam.
- Tak. Tylko dlatego, bo... Bo brakuje ci go.
- Nie myśl, że traktuje cię, jak pocieszenie, gamoniu. Po prostu mi się podobasz.
- Naprawdę?
No to dojebałem do pieca.
- Tak... Jesteś... - zagryzłem wargę. - Cudowny. - powiedziałem szybko. - A-ale już się zapominamy. Nie mogę zdradzić Maca.
- A gdyby nie Mac?
- To... To pewnie już dawno bym się z tobą kochał. - powiedziałem prawie szepcząc, patrząc mu prosto w oczy.
Gdzie się podziały moje wulgaryzmy? Dlaczego nie ująłem tego bardziej jak... Bzykać, ruchać, jebać? Czy stawałem się przy nim lepszym człowiekiem? Nie. Po prostu zrobiło się romantycznie, a ja... A ja bardzo polubiłem romantyczne rzeczy i nie chciałem psuć chwili. Było magicznie, a ta rozmowa była... Słodka. Tak słodka, jak wszystko inne przy Cillianie.
- Rene, to... To bardzo... Miłe.
- Gdybyś pojawił się wcześniej... - przeczesałem jego włosy do tyłu. - Na pewno byłbym twój. - uśmiechnąłem się smutno, bo w tej chwili to wydało się tragiczne. Ale bardziej tragiczna byłaby moja zdrada. To Maca kochałem ponad wszystko. Mimo wszystkich jego wad.
No, kurwa. Debil. No debil.
- To... Lepiej chodźmy spać.
- Tak, masz rację.

---

To miał być rozdział na walentynki, ale hehe... Usnęłam przy pisaniu XD

Może zrobię maraton, kluseczki?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro