Rozdział 89

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mama spała ze zmęczenia i stresu, a Logan po całym domu szukał ojca. Nie wiedziałem co robić. Dopiero zaczęło docierać do mnie jaka tragedia nas spotkała, a w szczególności moja mamę. Mac był dla mnie dużym wsparciem, ale nie mogłem obciążać go swoimi problemami, kiedy miał własne z ojcem, bratem i pracą. Starał się, doceniałem to, ale do jego małego móżdżka nie docierało, że przez ilość problemów i złych emocji jego serduszko mogło tego nie wytrzymać. Może był samcem alfa, ale w środku był delikatny. Chciałem dbać o jego samopoczucie i zacząłem trochę udawać... Że jestem silny. W rzeczywistości sytuacja trochę mnie przerastała. Domyślałem się, że mama i tak będzie chciała wyprowadzić się do dziadków. Poronienie, zdrada i porzucenie przez partnera... Nikt nie zniósłby tego dobrze. To była moja mama i nie mogłem patrzeć na to, jak cierpi. Domyślałem się co czuje, ale to były tylko dalekie od jawy domysły. Wiedziałem tylko tyle, że jest cholernie do dupy.
Westchnąłem ciężko, patrząc na Logana bawiącego się na dywanie klockami. Siedzieliśmy w salonie, a Mac skoczył po piwo do lodówki. Nagle dwie butelki alkoholu wylądowały obok mnie a na moich ramionach pojawiły się dłonie, które rozpoczęły delikatny masaż.
- Jak się czujesz, Rene? - zapytał i pocałował mnie w czubek głowy.
- Jest okej. Gorzej z mamą.
- Tak? Bo wyglądasz słabo. - obszedł kanapę i usiadł na podłodze obok mojego brata.
- Zmęczenie podróżą.
- Jasne. - wywrócił oczami. - Wiem, że o to chodzi... - powiedział cicho i złapał za jeden z samochodzików. Zaczął jeździć nim po podłodze, a Logan zaraz po tym skupił na nim uwagę i zabrał go Hiltonowi.
- Cóż... Ciężko kłamać, kiedy wszystko jest tak jasne. - westchnąłem cicho, patrząc w dół. Nic nie dało się przed nim ukryć, aczkolwiek odgadnięcie prawdziwego powodu mojego słabego samopoczucia nie było odkryciem Ameryki.
- Ta... Wiem coś o tym. - kiwnął głową i przeniósł wzrok na mojego brata.
- Tak. Wszyscy domyślili się, że zacząłeś się we mnie podkochiwać. Nawet moja mama.
- Ale ty nie. - parsknął śmiechem. - To było najważniejsze.
- Też o tym wiedziałem, Mac.
- Wcale nie.
- To ty uciekałeś od rozmowy o naszym związku i tymi naszymi... Dotykami.
- Naszymi dotykami? - uniósł brwi.
- Przytulałeś się do mnie na każdym kroku! W dodatku traktowałeś, jak porcelanę! - poczułem nagły przypływ energii, przez co zmieniłem pozycję z siedzącej do wpół leżącej.
- Dalej tak cię traktuję, niunia.
- W łóżku nie.
- W łóżku panują inne zasady. - przysunął się do mnie i położył głowę na moim kolanie, przytulając się do mnie. - Przecież nie narzekasz, a z tego co wiem to nawet jesteś całkiem zadowolony z mojego wielkiego penisa. - powiedział dumny z siebie i przymknął oczy. Wplątałem dłoń w jego włosy i zacząłem delikatnie je gładzić. Wyglądał teraz zupełnie jak śpiący szczeniaczek.
- Jesteś po prostu dobry w łóżku i nie chcę wiedzieć gdzie nauczyłeś się tych swoich technik ruchania.
- Oj, Rene... To przy tobie poczułem przebudzenie mocy i poznałem wszystkie tajniki dobrego seksu.
- Jasne, a ja to baletnica.
- Nie gadajmy o moich pierwszych razach, bo były żenująco beznadziejne. - zarządził. - Koniec tematu.
- Oczywiście. Boli mnie już szczęka od mówienia.
- I od obciągania.
- Zamknij się już, głupia pchło! - kopnąłem go lekko w nogę, a on zaczął się śmiać, jak idiota. Czyli, jak zawsze.
Mac zaraz po tym spojrzał na mnie czule. Wstał i podszedł do mojego brata, zaraz po tym biorąc go na ręce.
- Wykąpię i położę, Logana. Odpocznij, skarbie i napij się piwa. Zrobi ci się lżej. - uśmiechnął się do mnie lekko i złapał mnie za dłoń. Pogładził jej wierzch kciukiem i zaraz po tym lekko ścisnął. Odwzajemnilem ten gest i też uśmiechnąłęm się do niego w bardzo czuły sposób.
- Kochany jesteś.
- Chcę cię wspierać.
- Robisz to wspaniale.
- Wspaniały jestem tylko w jednym, niunia. - parsknął śmiechem i pocałował wierzch mojej dłoni. Zaraz po tym ruszył w stronę schodów, idąc do łazienki na górze, gdzie znajdowały się wszystkie rzeczy Logana.
Przygryzłem dolną wargę i uśmiechnąłem się sam do siebie. Hilton zawsze doskonsle wiedział, jak poprawić mi humor.

*

Obudziłem się w ciepłych ramionach, przykryty po nos kocykiem. Mac jeszcze spał i bardzo mocno mnie przytulał. Zacząłem się wiercić, chcąc sprawdzić godzinę, jednak Hilton obejmował mnie tak mocno, że ciężko było mi się ruszyć chociażby o centymetr.
- Rene, jeszcze śpij... Tak mi dobrze... - powiedział sennie i pocałował mnie na oślep w czoło.
- Muszę przygotować śniadanie. Logan pewnie jest głodny.
- Twoja mama robi naleśniki.
- Co?
- Była tu z Loganem, ale ty jeszcze słodko chrapałeś. - złapał mnie za pośladek i wtulił się w moją klatkę piersiową.
- Czyli, która godzina?
- Nie wiem... Trzynasta?
To kurwa polecieliśmy. Nie żebym narzekał, spanie to była trzecia najlepsza rzecz zaraz po seksie i jedzeniu, ale miałem trochę planów na ten dzień. W dodatku Hilton miał wieczorem jechać na plan filmowy. Miałem spędzić z nim ostatnie wspólne, sobotnie chwile śpiąc? No chyba kurwa nie.
- Mac, weźmiemy kąpiel?
- Za pół godzinki.
- Mac... - westchnąłem nieco rozzłoszczony, ale mimo to uśmiechnąłem się sam do siebie. Mój facet był najsłodszym mężczyzną na ziemi. Zdecydowanie.
- Ale wiesz, że... - przerwałem w połowie zdania, bo usłyszeliśmy głośną rozmowę. Ewidentnie było słychać wściekły i przepełniony goryczą głos mojej mamy. Krzyczała i... Płakała? Nie miałem pojęcia co się dzieje. W jednej sekundzie spojrzeliśmy na siebie niezrozumiale, a w drugiej już pędziliśmy na dół do kuchni. Zbiegliśmy szybko po schodach i znaleźliśmy się w przedpokoju. W salonie na podłodze siedział Logan. Płakał i chował się za kanapą. Hilton od razu do niego pognał, wziął go na ręce i mocno przytulił. Ja miałem zamiar zająć się mamą. Wpadłem do kuchni i otworzyłem szeroko oczy. Nie wierzyłem w to co widzę, ani w to, że ośmielił się przyprowadzić swoją dziwkę do naszego domu. Ojciec obejmował w talii chudą blondynkę. Była wysoka i wytapetowana w chuj. Obrzydliwa lalka barbie, robiąca ojca na kasę. Zachciało mi się wymiotować i chętnie bym to zrobił, celując na jej różowe szpilki.
Mama była cała zapłakana. Trzęsła się i nie mogła się uspokoić, mimo że z całych sił próbowała. Złapałem ją za przedramię i wyszedłem przed nią. Chciałem ją chronić, a to był gest, który to wyrażał.
- Jak śmiesz tu przychodzić?! - krzyknąłem na tatę. - Zabieraj tę swoją dziwkę i wynoś się stąd!
- Nie wstyd ci tak mówić do ojca, gówniarzu? - zrobił krok w przód, grożąc mi palcem.
- Nie jesteś moim ojcem. - zmrużyłem oczy, odważnie stojąc mu na przeciw. - Nie będziesz krzywdzić mojej rodziny. Wynocha. - wysyczałem przez zaciśnięte zęby. - Kurewsko cię nienawidzę...
- Nie interesuje mnie to. - powiedział wrednie i spojrzał na mamę. - Masz tydzień, aby się stąd wyprowadzić. Logan i Rene mogą zostać, ale dziecko Hiltonów ma nigdy więcej się tu nie pokazywać i nie kontaktować z dziećmi. - nagle zaczął mnie ignorować. Mówił do mamy, w tak arogancki sposób, że miałem ochotę uderzyć go w tę jego zarozumiałą gębę. Byłem wściekły i w zasadzie... Czułem, że tata nigdy mnie nie kochał i nie akceptował mojego związku, ani tego jak kiedyś traktowali mnie rówieśnicy. Byłem wyrzutkiem i było mu za to wstyd. Teraz wylewał cały żal na mamę. To było głupie, zachowywał się, jak niedojrzały bachor. Najgorsze było to, że nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo rani nas wszystkich.
- Nigdy bym z tobą nie został. To dom mamy w pięćdziesięciu procentach. Możesz sobie pogadać.
- Założę sprawę w sądzie o podział majątku.
- Nie zdziw się, jak otrzymasz mniejszość. W końcu dzieci zostają z matką. - warknąłem wściekle.
- Na pana i pańską dziewczynę przyszła już pora. Proszę wyjść, albo wezwiemy policję z prośbą o wyprowadzenie obcej kobiety z domu. - do kuchni nagle wszedł Mac. Stanął obok mnie ze smartfonem w ręku i wyzywająco spojrzał ojcu w oczy. Tak spokojnego i zimnego Maca chyba nie widziałem nigdy w życiu.
- Ty gnoju...
- Chodźmy już. - odezwała się barbie, jakby miała zaraz posikać się ze strachu. Wbiła wzrok w Hiltona. Doskonale zdała sobie sprawę kim jest i zapewne nie raz masturbowała się do jego pięknej buźki. Było widać, że jest płytka. Gdyby Hilton zdjął spodnie i wyjął swoją kartę kredytową, ona ciągnęłaby mu do rana. Całe szczęście mój idiota był mój i nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
Ojciec nie wiedział już co zrobić, ani co powiedzieć. Po prostu się zamknął, wziął swoją kurwę i grzecznie dał się odprowadzić do drzwi Macowi. Ja od razu przytuliłem mocno mamę. Pierwszy raz widziałem ją w tak tragicznym stanie. Ojciec zmiażdżył ją psychicznie i nie miałem zamiaru pozwolić mu ujść z tym na sucho. Chciałem, aby zrozumiał i żałował. Było widać, że jest pod wpływem tej swojej panienki.
- Mamo... - powiedziałem cicho, przymykając oczy. - Powinnaś się położyć.
- Tak... Jestem wyczerpana.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro