1. There

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Zawsze będą tacy, którzy odważą się sprzeciwić lśnieniu błyskawicy."

•••

Twarz Kazuhy zawsze była łagodnie uśmiechnięta, a jego ton delikatny i spokojny. Nigdy nie krzyczał, nie denerwował się. Jego dojrzała osobowość w każdym momencie potrafiła odnaleźć równowagę.

A jednak, gdy czytał notatki pokazane mu przez Aethera, rubinowe oczy przypominały wielkie monety, a lico przybrało mlecznobiały kolor. Pod koniec dłonie drżały tak mocno, że ledwo były w stanie utrzymać kawałki papieru.

Dwójka jego towarzyszy wymieniła zmartwione spojrzenia.

— Kazuha? O co chodzi? — odezwał się Aether, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. Jeśli te zapiski były w stanie tak bardzo wytrącić młodego samuraja z równowagi, nie miał wątpliwości, że zostali postawieni przed sprawą ogromnej wagi.

Kazuha milczał, wpatrując się w notatki. Dopiero po dłuższej chwili uniósł wzrok zdradzający tyle emocji, że nie dało się rozróżnić żadnej konkretnej.

— Ja... Chyba wiem, kto to napisał — odparł cicho. Jego głos lekko drżał i brzmiało w nim wyraźne napięcie. — Czy mógłbym... Zatrzymać te notatki?

Aether spodziewał się oczywiście pewnych informacji od Kazuhy, jednak takie zainteresowanie sprawą było dla niego wyjątkowym zaskoczeniem. Nawet Paimon nie omieszkała posłać samurajowi pełnego troski spojrzenia.

— Oczywiście. Razem się nad tym zastanowimy i pomyślimy co robić, dobrze? — padła odpowiedź. Podróżnik starał się uśmiechać, pokazać swojemu przyjacielowi, że cokolwiek go tak dręczy, da się przezwyciężyć. Gdy jednak zobaczył łzy zbierające się w jego oczach, sam nabrał wątpliwości.

Nigdy nie widział, by Kazuha płakał.

— Przepraszam, ale wolałbym to zachować dla siebie.

— Paimon nic nie rozumie. O co chodzi? — w końcu Paimon zebrała głos, choć tego dnia była zaskakująco cicha. — Kazuha, kto napisał te notatki?

Rubinowe oczy pociemniały, gdy ich właściciel otarł łzy. Nagle zerwał się gwałtowny wiatr, sprawiając, że trójka zebranych nad brzegiem morza w Ritou postaci zadrżała. Tej jesieni pogoda była wyjątkowo kapryśna. Na przemian słońce ogrzewało twarze mieszkańców Inazumy, po chwili mocząc je ulewnym deszczem. W tamtej chwili zimne krople zaczęły uderzać o ziemię oraz twarze zebranych.

— Przepraszam was. — Kazuha schował kartki pod ubraniem. — Zaufajcie mi, dobrze? Kiedyś wszystko wam wyjaśnię.

— Co zamierzasz? Chcemy ci pomóc! — Paimon nie dawała za wygraną. Ich rozmówca jednak tylko uśmiechnął się blado.

— Sam muszę się tym zająć, ale dziękuję. To... To znalezisko jest dla mnie naprawdę ważne.

Aether musiał powstrzymać Paimon przed dalszymi protestami. Gdy jego towarzyszka zrezygnowała, uśmiechnął się smutno do Kazuhy.

— Naprawdę to coś, z czym musisz zmierzyć się samotnie, prawda?

W odpowiedzi otrzymał kiwnięcie głową.

— Dokładnie.

— A więc do zobaczenia.

Paimon pomachała na pożegnanie wędrownemu samurajowi, gdy ten oddalił się od nich, kierując się w stronę góry Yougou.

Deszcz z mżawki zmienił się w ulewę. Dźwięk uderzających o wszystko kropli tworzył jednolity szum. Zazwyczaj to zjawisko sprawiało, że Kazuha czuł się jak w bańce. Nic nie widział, a wszystkie zazwyczaj doskonale słyszalne dźwięki były zagłuszane. Tym razem jednak jego myśli wędrowały na najdalsze zakątki świata, poza granice tego, co znał.

Zatrzymał się na chwilę, próbując uspokoić oddech. Zimna woda pomagała mu zachować jasność myśli. Sam nie do końca wiedział, czy to dobrze. Był rozdarty między chęcią zbadania właśnie poznanej sprawy, a schowaniem się pod ziemię, by zapomnieć o wszystkim, co zdarzyło się tego dnia.

Wziął głęboki wdech i wyruszył w dalszą drogę do tak dobrze znanego mu miejsca. Niewielki wąwóz zakończony półką skalną obrastały błękitne kwiaty. Gdy Kazuha postawił tam swoje pierwsze kroki, poczuł, że coś ociera się o jego stopy. Już zanim spojrzał w dół, doskonale wiedział, kto właśnie z radością go wita, mimo szalejącej ulewy. Za każdym razem jego serce podskakiwało z radości, gdy widział się z figlarnym, białym kociakiem, jednak tym razem jego uczucia wirowały jak szalone, zmieniały się z sekundy na sekundę. W takiej sytuacji zupełnie nie potrafił cieszyć się ze spotkania.

Nieopodal, na niewielkim, usypanym kopcu widniał wbity w ziemię miecz. Była to zwyczajna, prosta katana, jednak Kazuha widział w niej coś więcej i wiedział, że to nie tylko miecz, a przyjaciel swojego właściciela, wiernie walczący z nim w każdej bitwie. Oręż, który zawiódł tylko raz, a teraz sterczał wbity w nagrobek swego pana, którego ciała nigdy nie zakopano.

Kazuha wziął przemokłego, ale szczęśliwego kota na ręce i uklęknął przy kopcu. Mówiono mu, że Raiden Shogun zniknęła z jego martwym przyjacielem w chmurze piorunów, że ciało zostało zamienione w popiół i rozwiane przez wiatr. Uwierzył w to, choć coś z tyłu głowy zawsze mówiło mu, że to nieprawda. Teraz nie miał już wątpliwości. Okłamano go.

Schował się pod klifem, a gdy usiadł na niewielkim kamieniu, wyjął kartki, które cudem zachowały się suche. Przestudiował jeszcze raz słowa zapisane doskonale znanym mu pismem, a następnie przyjrzał się notce, którą ledwo był w stanie rozczytać. „Dawno temu znałem wędrowca." Czy to możliwe, że autor miał na myśli Kazuhę?

Biała kotka wskoczyła młodemu samurajowi na kolana i powąchała z zaciekawieniem kawałki papieru. Po chwili z zachwytem zaczęła ocierać się o nie, przez co Kazuha musiał je błyskawicznie odsunąć, by te nie zmokły. Zupełnie, jakby zdawała sobie doskonale sprawę z tego, kto prawdopodobnie napisał te notatki.

Kazuha z powrotem schował je pod ubranie i pogłaskał zwierzątko.

— I co ja mam teraz zrobić, Tama? — wyszeptał, czując, jak łamie mu się głos. — Powiedzieć komuś? Zażądać spotkania z Raiden Shogun? Iść go szukać? Czy może zignorować tę sprawę i porzucić nadzieje?

Nie otrzymał upragnionej odpowiedzi. Westchnął więc i przeniósł wzrok na połamany, zardzewiały miecz. Przypomniał sobie dzień, w którym wizja jego przyjaciela odżyła, jakby ten znów był cały i zdrowy.

„Zawsze będą tacy, którzy odważą się sprzeciwić lśnieniu błyskawicy."

Te słowa Kazuha przywoływał w myślach każdego dnia, zastanawiając się, jakim cudem był w stanie je usłyszeć od osoby, która powinna nie żyć od długiego czasu. Może wreszcie będzie w stanie odnaleźć odpowiedź? Jeśli jego przyjaciel rzeczywiście jest gdzieś poza Teyvatem i na niego czeka...

Nie mógł pozwolić na to, by ten umarł samotnie w takim miejscu.

Serce Kazuhy biło jeszcze mocniej, niż wcześniej, sprzeczne emocje i wątpliwości mieszały się ze sobą, przyprawiając go o ból głowy, ale wstał i przytulił ostatni raz Tamę. Gdy odłożył ją na ziemię, chwycił przy okazji martwą od dawna wizję.

— Czekaj na mnie, Tomo — wyszeptał drżącym głosem. — Wyciągnę cię stamtąd.

Powiedziawszy to, odszedł pospiesznie, zostawiając za sobą wiernie czekającą na powrót swego pana kotkę. Deszcz nie tracił na sile. Zamiast tego, w ciemnoszarych chmurach zaczęły pojawiać się przebłyski elektryczności.

•••

Dla Kazuhy nie powinno być zaskoczeniem, że samotne zorganizowanie wyprawy na nieznane lądy to nie coś, co można wykonać ot tak. A jednak, pod wpływem chwili zupełnie o tym zapomniał. Jego plan obecnie zakładał przepłynięcie oceanu o własnych siłach.

Spacerował po okolicy, nie patrząc tak naprawdę, gdzie w ogóle idzie. Zamierzał wyruszyć jak najszybciej, ale gdy ochłonął, odezwało się jego doświadczenie i zrozumiał, jak ważne są przygotowania. Zanim pomyśli o zapasach i kierunku podróży, musiał zastanowić się nad środkiem transportu. Oczywiście, jeśli zamierzał wyruszyć na wody Dark Sea, potrzebował łodzi. Tak się jednak składało, że nie takowej nie posiadał.

Pamiętał, że kiedyś jego rodzina miała nawet własny statek. Teraz wszystko należało do ludzi, którzy kupili dawny majątek klanu Kaedehara na aukcji. Kazuha pozbył się wszystkiego co miał już dawno temu, a to oznaczało, że nie dysponował nawet środkami, by kupić łódź.

Mógłby poprosić kogoś o pomoc, jednak co miałby wtedy powiedzieć? „Hej, czy mógłbyś pożyczyć mi łódź? Pewnie jej nie oddam, ale chciałbym wyruszyć w samobójczą wyprawę w nieznane, by poszukać mojego oficjalnie zabitego przez archona przyjaciela!" Jeśli nie zostałby uznany za szaleńca, to chociaż za oszusta.

Kolejny problem zakładał brak załogi. Może jakimś cudem zdołałby namówić Beidou do wspólnej podróży. Wtedy miałby statek jak i towarzyszy. Ponadto fale nie pochłonęłyby zbyt łatwo tak wielkiej struktury, w przeciwieństwie do jednoosobowej łodzi. Jednak po co miał mieszać w to niewinnych ludzi? W Dark Sea może być wszystko. Kto wie, czy wyszliby z tego żywi. Kazuha wolałby nie ponosić odpowiedzialności za śmierć całej załogi Cruxa.

Uniósł wzrok, gdy natrafił na ścianę. Dopiero teraz dotarły do niego ludzkie głosy i dzięki kroków. W powietrzu unosiły się zmieszane zapachy pachnącej wiśni i pieczonej ryby. To sprawiło, że brzuch Kazuhy zaczął rozpaczliwie prosić o obiad.

- Cóż, może powinienem pomyśleć o tym przy posiłku - stwierdził, rozglądając się wokoło. Przydałoby się wybrać na ryby. Zanim coś złowi i przygotuje z tego przyzwoity posiłek minie sporo czasu...

- Czy to nie Kaedehara Kazuha?

Wzdrygnął się na dźwięk czyjegoś głosu. Zamyślony, zupełnie nie zauważył, gdy znajoma osoba zbliżyła się do niego wyjątkowo blisko. Skrzywił się, zawiedziony tym, jak bardzo przytępił sobie zmysły. Jeśli coś takiego zdarzy mu się na wyprawie, może wszystko zniszczyć.

Mimo wszystko spróbował się uśmiechnąć do nowo przybyłej osoby.

- Dzień dobry, Thoma - przywitał się. Jego głos zdradzał wyraźne napięcie, którego nie potrafił w żaden sposób ukryć. Pragnął w tej chwili wyruszyć i odnaleźć Tomo, nie zastanawiać się nad sposobem zdobycia łodzi i rozmawiać ze znajomymi.

Dopiero, gdy przyjrzał się gospodarzowi domu Kamisato, zrozumiał, gdzie się znajduje. Ściana, przy której stanął to nic innego jak brama posiadłości jednego z najbardziej wpływowych klanów w Inazumie. W tamtym momencie poczuł, jak w jego głowie rodzi się pomysł, którego nie potrafił jeszcze wyłapać i zidentyfikować, natomiast kiełkująca nadzieja nieco poprawiła mu humor.

Thoma przekręcił głowę.

- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakoś... Inaczej.

Jak zwykle, nic nie umknęło czujnemu oku Thomy. Kazuha uśmiechnął się lekko na tę myśl. Na początku planował zachować wszystko dla siebie. Nawet Aetherowi, któremu tak ufał, odmówił wyjaśnień. Klan Kamisato i jego gospodarz to było jednak coś zupełnie innego. Thomę znał od lat i wiedział, że ten go zrozumie, że może czuć się przy nim bezpiecznie i komfortowo. Mimo wszystkich chwil spędzonych z Aetherem, nie nawiązał z nim tak mocnej więzi.

Więc może opowie o ostatnich wydarzeniach i poprosi o pomoc zaufanych przyjaciół?

- Cóż... Dużo się ostatnio działo - stwierdził. - Chciałbym porozmawiać z tobą, Ayato i Ayaką. Czy mógłbyś...

Thomie nie było powtarzać dwa razy. Bez wahania objął Kazuhę ramieniem i zaprowadził do domu, który w taką pogodę wydawał się rajem.

- A już się zastanawiałem, jak wciągnąć cię tu siłą! - zaśmiał się, otwierając drzwi. - Nawet nie wiesz, jak wszyscy się ucieszą z twojego przybycia.

Kazuha zdobył się jedynie na delikatne westchnienie.

Rezydencja klanu Kamisato była przepiękna. Urządzone w tradycyjnym stylu wnętrze idealnie oddawało charakter i powagę jego członków, robiło wrażenie na wszystkich, którzy mieli do czynienia z mieszkańcami tego miejsca. Kazuha szczególnie lubił odwiedzać dom przyjaciół z Yashiro Comission. Czuł się w nim jak w domu, którego od lat już nie miał. Tutaj mógł raz na jakiś czas zapomnieć o niekończących się wędrówkach i odpocząć przy ludziach tak bliskich jego sercu.

- Wyglądasz okropnie - stwierdził Thoma, uśmiechając się do niego lekko. Nie była to złośliwa uwaga, a wyraz troski charakterystycznej dla gospodarza domu Kamisato. - Mam pomysł. Poproszę Ayakę i Ayato o spotkanie z tobą, a gdy oni będą kończyć swoje zajęcia, ty weźmiesz kąpiel i coś zjesz. Co ty na to?

Kazuha uśmiechnął się tylko i kiwnął głową. Był w drodze od dłuższego czasu, więc chwila na odetchnięcie i oporządzenie się to dokładnie to, czego w tamtej chwili potrzebował. Choć wolałby do tego od razu móc znaleźć się przy Tomo.

Thoma dał mu ubrania na zmianę i zaprowadził do łaźni. Kazuha chętnie pozwolił mu przygotować kąpiel. Gospodarza domu Kamisato znał od lat, więc nawet nie próbował protestować. Gdy Thoma pragnie kogoś ugościć, zrobi wszystko, by przybysz czuł się jak najlepiej i miał zapewnione wszelkie możliwe wygody. Dlatego też, gdy opuszczał swojego przyjaciela w łaźni, zapowiedział, że po kąpieli będzie czekała na niego ciepła, smaczna kolacja.

Pomieszczenie, w jakim znalazł się Kazuha przypominało raj. Trzy ściany z ciemnych, drewnianych desek otwierały przejście na zbiornik gorącej, parującej wody znajdującej się nad gołym niebem. Deszczowe chmury zniknęły, ukazując mrugające nieśmiało pierwsze gwiazdy. Kosmetyki, przyrządy do pielęgnacji, ręczniki i wiele innych rzeczy poustawiane były w idealnym porządku, a w nieskazitelnie czystej podłodze można było nawet zobaczyć swoje niewyraźne odbicie. Prywatna łaźnia, z której korzystało jedynie kilka osób w rezydencji, robiła ogromne wrażenie. To było dokładnie to, czego Kazuha potrzebował.

Szybko się umył, wspominając czasy, gdy sam miał takie pomieszczenie na swój własny użytek. Uwielbiał brać długie kąpiele po intensywnych treningach. Choć teraz były one dla niego luksusem, nie żałował. Wtedy stanowiły dla niego codzienność, nic niezwykłego. Obecnie cieszył się z każdej możliwości doświadczenia tej przyjemności.

W końcu zanurzył się w krystalicznie czystej, gorącej wodzie. Nie mógł powstrzymać westchnienia ulgi, gdy wreszcie, po tygodniach wędrówki, po dniu pełnym emocji pozwolił sobie na relaks. Teraz wystarczyło, że zamknie oczy, oczyści myśli...

Tomo.

Gdzie on jest? Co się z nim dzieje?

Natychmiast zniknęły wszelkie nadzieje na odpoczynek, gdy pojawiły się uporczywe pytania. Łódź może uda się zdobyć, odpowiedni ekwipunek też, ale trzeba było wyznaczyć kierunek, cel podróży. Gdzie Tomo mógł się znajdować? Jedyna wskazówka to Dark Sea wspomniane w notatkach. Obszar na wodach nienależących do Teyvatu, będące poza władzą Celestii i archonów. To za mało informacji! Nawet nie wiadomo, jak duże jest to miejsce, Tomo mógł znajdować się wszędzie...

Woda w zbiorniku falowała delikatnie, zupełnie jak bezkresny ocean otaczający Inazumę. Była jedna osoba, która mogła odpowiedzieć na nurtujące Kazuhę pytania. Dysponowała wiedzą niewyobrażalną dla zwykłego człowieka, jednak z pewnością nie dzieliła się nią zbyt chętnie. Jeśli jednak ktoś mógłby wskazać mu cel podróży, była to właśnie ona.

Pukanie wyrwało Kazuhę z zamyślenia. Gwiazdy pokrywały już całe, czarne niebo, a księżyc oświetlał wnętrze łaźni. Było już przeraźliwie późno, a on jeszcze miał zawracać głowę wiecznie zajętym i zmęczonym przyjaciołom... Ta myśl sprawiła, że poczuł się znacznie gorzej niż wcześniej. Starając się odepchnąć ponure rozważania, wygrzebał się z wody i pospiesznie oporządził. W końcu, czysty, ubrany i rozluźniony nagle poczuł cały ciężar dni spędzonych na ciągłej wędrówce i umysłu przepełnionego myślami o Tomo. Jęknął z bólu, gdy nawiedził go ból przemęczonych mięśni, ale zmusił się, by wyjść na korytarz, gdzie już czekał na niego Thoma.

- Przygotowałem kolację, więc będziesz mógł na spokojnie pogadać z Ayato i Ayaką - Szmaragdowe oczy zabłysły, gdy wypowiedziane zostały imiona rodzeństwa Kamisato. - Nareszcie będziemy mogli zjeść coś w większym gronie!

Bez względu na to, czy ta radość była po to, by uszczęśliwić Kazuhę, czy Thoma naprawdę się cieszył, jego słowa zdjęły część ciężaru z serca młodego wędrowca. Przynajmniej będą mieli choć jeden pożytek z jego przybycia do rezydencji.

Gdy weszli do jadalni, intensywne zapachy wypełniające pomieszczenie uderzyły w nich jak fala gorąca. Rodzeństwo Kamisato z wyraźną ulgą korzystało z ciepła generowanego przez kotatsu. Na stoliku stała prosta, choć zachwycająca samym wyglądem kolacja złożone z kilku potraw.

Szczególną uwagę Kazuhy zwróciły mokre włosy jego przyjaciół. Musieli przed chwilą wrócić z zewnątrz, gdzie szalała ulewa. Ten stan nie psuł im najwyraźniej humoru, gdyż na sam widok gościa poderwali się na nogi z twarzami rozpromienionymi z uśmiechem.

- Kazuha! - Ciepły głos Ayaki odbił się od ścian niewielkiego pomieszczenia, gdy kobieta uścisnęła czule rękę nowo przybyłego. - Tak się cieszę, że nas odwiedziłeś!

Ciepło jej dłoni i szczera radość emanująca z tych błękitnych oczu sama nasuwała uśmiech na usta wszystkich zgromadzonych. Od przybycia Aethera do Inazumy jej zachowanie wobec innych ludzi nieco się zmieniło. Częściej się uśmiechała i śmielej wyrażała swoje uczucia, co radowało każdego, kto znał ją od dłuższego czasu.

Ayato również przywitał się z Kazuhą uściśnięciem dłoni. Spoglądał mu przy tym głęboko w oczy, szukając tam nici porozumienia, jaka ich łączyła. Dopiero gdy dostrzegł pewien niecodzienny uśmiech na twarzy swojego przyjaciela, zaprzestał, usatysfakcjonowany. To był tego rodzaju wyraz twarzy, który niemalże niczym nie różnił się od zwyczajnego wyrazu sympatii. Krył w sobie jednak nutkę wyniosłości, którą potrafili dostrzec tylko ludzie, którzy wychowali się we wpływowych rodzinach. Widok osoby, która zna ten maleńki sekret, dziwnie dodawał im otuchy.

Po wymianie uprzejmości, cała czwórka zasiadła do kolacji. Wszyscy jedli powoli. Nawet Kazuha, choć wcześniej skręcało go z głodu, teraz wyglądał, jakby jadł raczej z grzeczności. Nie umknęło to uwadze Thomy, który zawsze pilnował, by wszyscy byli zadowoleni z posiłku.

- Wszystko w porządku? - zwrócił się do niego z pełnym zmartwienia wyrazem twarzy. - Nie smakuje ci? Mogę przygotować coś innego.

Nietrudno było domyślić się, że to nie smak jedzenia stał za zachowaniem Kazuhy. Zmartwienie odbijało piękno na jego twarzy, która, mimo stale utrzymującego się na niej, delikatnego uśmiechu, wyglądała znacznie gorzej niż zazwyczaj. Nawet jego zazwyczaj lśniące żywo rubinowe oczy straciły swój blask. Mimo gorącej kąpieli skóra pozostała chorobliwie blada, a kąciki oczu były delikatnie zaczerwienione.

Wszyscy to widzieli, a jednak nikt nie pytał, co się stało. Znali Kazuhę na tyle dobrze, że w takim stanie nie odwiedziłby ich bez powodu. Coś musiało się stać i wkrótce z pewnością dowiedzą się, co dokładnie.

Minęła dłuższa chwila, zanim ich przyjaciel postanowił się odezwać. Do tego czasu wszyscy odłożyli już swoje naczynia, postanawiając odłożenie kolacji na później. Jedzenie mogło poczekać, gdy sprawa toczyła się o coś, co doprowadziło najbardziej spokojną i opanowaną osobę w Inazumie do tak okropnego stanu.

- Przepraszam, Thoma. Wyszło ci przepyszne, jak zwykle - odparł Kazuha, posyłając mu niemrawy uśmiech. Wkrótce jednak westchnął i spuścił wzrok na swoje dłonie. - Po prostu... Jest pewna sprawa.

Jego towarzysze cierpliwie oczekiwali na dalsze słowa. Przez głowę Ayaki przelatywały tysiące teorii, o które bała się zapytać. Czy mogło chodzić o coś związanego z Aetherem? Może podróżnik był w niebezpieczeństwie? Nie, wtedy Kazuha nie zwlekałby tyle z prośbą o pomoc. Więc o co mogło chodzić? Co było w stanie tak bardzo poruszyć jej przyjaciela?

W końcu Kaedehara wziął wdech. Potem następny. Zacisnął pięści, po czym rozluźnił palce. Zamrugał kilka razy, zanim uniósł spojrzenie i spojrzał głęboko w oczy wszystkim zgromadzonym. Jego oczy pociemniały jeszcze bardziej, a zmarszczone brwi i zagryziona warga tylko utwierdzały Ayakę w przekonaniu, że ma się o co martwić.

- Tomo prawdopodobnie żyje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro