9. brave

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z każdym krokiem jego serce biło coraz szybciej. Otarł spocone dłonie o spodnie, czując, jak gula w jego gardle się powiększa. Droga do głównego wejścia trwała w nieskończoność. Co chwilę mijali kogoś ze służby, a wszyscy oni spoglądali na nich ze strachem lub współczuciem. Już wiedzieli.

- Spokojnie, nic nam nie zrobi - zapewniał ich Ayato, jednak nic to nie dawało. Ayaka była jednym wielkim kłębkiem nerwów, mamrotała coś do siebie i zaciskała dłonie na rękojeści miecza, a Heizou tłumił w sobie całą niepewność.

Zaraz staną naprzeciw osoby, która jedną myślą może pozbawić ich życia lub wolności.

Heizou automatycznie zaczął zastanawiać się, jak odwlec nieuniknione, jednak to nadeszło zbyt szybko. Drzwi przed nim się otworzyły, oślepiając go nagłym światłem z zewnątrz. Dopiero po dłuższej chwili zdołał dostrzec Raiden Shogun we własnej osobie.

Powietrze zgęstniało. Wokół kobiety zebrało się pół tuzina żołnierzy. Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie byli jej potrzebni do obrony. To tylko przedstawienie mające wzbudzić w ludziach respekt. Ona sama stała dumnie przed progiem posiadłości klanu Kamisato. Nawet nie zaszczyciła Heizou spojrzeniem, skupiając je jedynie na Ayato.

- Lordzie Kamisato, żądam zwrotu mojego miecza - choć nie krzyczała, jej głos poniósł się daleko, może nawet aż do samej świątyni. - Natychmiast - dodała.

Przez ten głos po ciele Heizou przeszedł dreszcz. Obejrzał się na innych. Ayaka starała się ukryć zdenerwowanie i skupić wzrok na jednym punkcie, a Ayato stał rozluźniony i lekko uśmiechnięty, zupełnie, jakby właśnie nie groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo.

- Wasza ekscelencjo, muszę z przykrością oświadczyć, iż nie do końca pojmuję, co masz na myśli - rzucił, starannie ważąc każde słowo. - Jeśli jednak mogę w czymś pomóc, to zrobię co w mojej mocy.

Cień przebiegł po twarzy bogini, jednak ta nawet nie drgnęła.

- Tej nocy skradziono mój miecz. Wiem, że jest gdzieś tutaj - odparła, aż Heizou mimowolnie zacisnął pięści. Tomo męczył się gdzieś uwięziony na nieznanym lądzie, a ona szukała swojego miecza. - Oddajcie go w tej chwili, a przymknę oko na ten skandal.

Ayato rozłożył bezradnie ręce.

- Chętnie bym go oddał wasza ekscelencjo... gdybym go miał.

Strach powoli opuszczał umysł Heizou, który przyglądał się Shogun. Pomyślał o tym, co ona może zrobić jego przyjaciołom, jeśli nie zajmą jej na czas wystarczająco długi. Liczyła się każda chwila, tylko ile byli w stanie odwlekać atak archona na Kazuhę? W końcu się ich pozbędzie i już nikt nie będzie stał pomiędzy nią a Dark Sea.

Najwyraźniej archonowi kończyła się cierpliwość. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie irytacji.

- Mam rozumieć, że chcesz, by moi żołnierze przeszukali każdy kąt twojej posiadłości, a po odnalezieniu mojego miecza wtrącili was wszystkich do lochów? - Wreszcie spojrzała na Heizou. W jej oczach tliła się jedynie pogarda. - Detektyw, a pomaga kryminalistom. Już od dawna byłam wobec was podejrzliwa, ale odpuszczałam wam to nadużywanie władzy. Teraz widzę, że był to błąd i należy was czym prędzej unieszkodliwić.

Teraz nawet Ayato poruszył się niespokojnie. Czyli tak to ma się skończyć? Pojmą ich, przeszukają i znajdą miecz, a następnie Shogun zajmie się intruzem poza granicami Teyvatu? Cały ich wysiłek poskutkuje jedynie chwilą zajętej uwagi, która najpewniej nie zrobi ich przyjaciołom żadnej różnicy? Kazuha zginie z ręki własnego archona, tak, jak miał skończyć sam Tomo?

Heizou zacisnął powieki. Nie. Nie pozwoli, by to się tak skończyło.

W jego umyśle już kiełkował plan.

Wystąpił naprzód, by stanąć twarzą w twarz z boginią. Zmusił się do spojrzenia jej w oczy, choć każdy centymetr jego ciała nakazywał mu uciekać. Uśmiechnął się szorstko, próbując odgonić strach. Z bliska była jeszcze piękniejsza. Zabójcza uroda biła z niej jak pociski próbujące ugodzić Heizou w serce jeszcze przed jakimkolwiek ruchem.

Kątem oka zauważył, że Ayato na ułamek sekundy zdejmuje maskę niezmąconego spokoju, ukazując zdenerwowanie i niepewność. 

- Zmieniłeś zdanie, detektywie? - Shogun patrzyła na niego z góry, jakby był niczym więcej, niż robakiem. Powstrzymał skrzywienie na tę myśl.

- Tak właściwie to nie do końca - odparł, zaskoczony tym, jak pewnie zabrzmiał jego głos. - Zamierzam wyzwać cię na pojedynek.

Gdzieś za nim rozległo się nerwowe parsknięcie. Mimo gęstniejącej atmosfery Heizou utrzymał głowę uniesioną wysoko, nawet nie mrugnął, gdy Shogun uniosła jedną brew w akcie niemego rozbawienia.

- Ty? Czy ty kiedykolwiek w ogóle trzymałeś w dłoni miecz? - spytała. Jej lekceważący ton, wbrew oczekiwaniom, nie sprawił, że Heizou zwątpił, lecz przeciwnie. Poczuł, jak w jego sercu narasta odwaga.

- Nie potrzebuję miecza, żeby walczyć.

"Oszalałem, Tomo, oszalałem zupełnie jak ty" pomyślał.

Electro archon splotła ręce na piersi. 

- Więc gdzie i kiedy?

- Tu i teraz.

Spodziewał się, że bogini go wyśmieje, jednak ona z powagą pokiwała głową.

- Gdy zaczniemy, będzie za późno o błaganie o litość.

- Zdaję sobie z tego sprawę.

Próbował myśleć racjonalnie. Ona go zabije. Nie ma z nią szans. Jego przeciwniczką był cholerny archon, a on nie dysponował żadną bronią oprócz swojej wizji. Mógł jeszcze zrezygnować i mieć nadzieję, że ujdzie z życiem.

Odwrócił się do rodzeństwa Kamisato. Ayaka kręciła głową, nie powstrzymując łez. Ayato natomiast uderzył pięścią w pierś. "Powodzenia" mówiło jego spojrzenie, choć twarz wyrażała brak nadziei.

Heizou odetchnął i oddalił się z Shogun od zgromadzenia. Przybrali pozycje bojowe, ona z pożyczonym od strażnika mieczem w dłoni, on z rozstawionymi nogami i wyciągniętymi pięściami. Energia elementów iskrzyła wokół nich, gotowa do wystrzelenia w momencie próby. Wokół zebrała się zaciekawiona służba, lecz nikt nie odważył się przerwać narastającej ciszy.

Napięcie rosło. Przeciwnicy patrzyli na siebie ze spokojem. Heizou oddychał tak głęboko, jak chyba nigdy wcześniej. Niemal widział kątem oka sylwetkę Tomo, który uśmiecha się do niego z dumą.

"Ona jest do pokonania, trzeba tylko zobaczyć w niej żywą istotę."

Może to wygrać. Da radę. Uratuje ich wszystkich.

Zaatakował pierwszy.

Trzy kroki do przodu i odskoczył w bok, by uniknąć ewentualnego spotkania z wrogim ostrzem. Nie zatrzymując się, podciął przeciwniczce nogi, lecz ta nawet nie drgnęła. Zacisnął zęby, wycofując się, gdy miecz archona przeciął powietrze. Jego myśli wirowały, próbując sklecić jakąś sensowną taktykę.

Żywa istota. Człowiek. Każdy człowiek ma słaby punkt.

Ledwo zdołał odskoczyć, kiedy tuż obok niego błyskawica roztrzaskała bruk. Korzystając z chwili zamieszania, zbliżył się do przeciwniczki. Skupił się na otaczającej go energii wiatru. Po chwili kula energii poleciała w stronę Shogun, jednak ta przecięła ją ostrzem. Pocisk rozpłynął się w maleńki podmuch.

Heizou ogarnęła wściekłość. To nie była walka na poważnie. Ona się z nim bawiła.

- Tomo też tak lekceważyłaś?! - zawołał, napierając pięściami, jednocześnie unikając ostrza i elektryczności. Rozpaczliwie szukał luki w jej obronie. Jeśli była nietykalna w takiej chwili, to jak ciężko byłoby ją zranić podczas prawdziwej potyczki?

Po chwili pojawiła się szansa. Chwila zamyślenia, nieuwagi ze strony przeciwniczki, pustka w oczach. Szybki atak od dołu w szczękę, a gdy Shogun zatoczyła się lekko, cios z półobrotu. Energia anemo eksplodowała przy każdym uderzeniu. 

Nie zdołał jednak zaprowadzić całej serii ataków. Już po chwili Shogun złapała jego nogę i pociągnęła do siebie. Heizou bezskutecznie próbował złapać równowagę. Prąd przebiegł po dolnej części jego ciała, paraliżując ją. Niedługo później leżał na plecach, z trudem łapiąc oddech. 

"To nie koniec. Będę walczyć do końca."

- Po co mam walczyć na poważnie, jak nawet takiej potyczki nie jesteś w stanie przetrwać? - Gładki, aż nazbyt melodyjny głos bogini ledwo docierał do jego umysłu. Położyła nogę na klatce piersiowej Heizou. - Jesteś tak samo słaby, jak on. Wystarczy chwila, by cię pokonać.

Przełknął ślinę, odganiając od siebie kwaśny zapach zbierających się w jego gardle wymiocin. Bolało. Nogi mrowiły go tak mocno, że nie był w stanie ich ruszyć. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje.

Bywało gorzej.

- Więc mnie też zamierzasz uwięzić na odludziu? - wykrztusił z uśmiechem. Po twarzy Shogun przemknęło zaskoczenie. Na to właśnie liczył. 

Wyjął zza pasa pałkę i z całej siły wbił ją w stopę bogini.

Nagły krzyk był dla niego sygnałem. Przeturlał się za przeciwniczkę i chwycił jej warkocz, owijając go wokół szyi archona. Modląc się, by istoty takie jak ona można było udusić, zebrał w sobie wszystkie siły i pociągnął. 

Nie natrafił na żaden opór. Włosy w jego dłoniach rozpłynęły się w nicość. Z niedowierzaniem spojrzał na swoje palce, a następnie uniósł wzrok, by zobaczyć pięść Shogun coraz bliżej jego twarzy. Nie zdążył zareagować. Siła uderzenia odepchnęła go do tyłu. Mimowolnie wydobył z siebie krzyk, gdy usłyszał szczęk łamanego nosa. Złapał się za twarz, próbując wyrównać oddech.

Wtedy właśnie ostrze electro archona rozcięło skórę na jego szyi. Zamarł w przerażeniu. Pokonano go.

Umrze.

- Nie wiem, skąd masz informacje na temat skazańca, ale właśnie zdradziłeś siebie i swoich towarzyszy - przemówiła bogini, a Heizou zamknął oczy, pozwalając poczuciu winy opaść na dno jego serca. Przegrał. Ayato i Ayaka zostaną ukarani, a Kazuha zginie daleko od domu... - Wszyscy jeszcze tego wieczoru zostaniecie pozbawieni głów za...

Urwała. Minęła chwila. Potem dwie. Nic się nie stało. Do Heizou dotarły szepty zdezorientowanych świadków, tak ciche, że nie był pewien, czy nie były jedynie wymysłami jego wyobraźni. Ale nie, gdy odważył się spojrzeć na Shogun, ta zaciskała powieki, marszcząc brwi w skupieniu. A gdy je otworzyła, były zupełnie inne, jaśniejsze i bardziej błyszczące. Takie żywe.

Uśmiechnęła się, wprawiając Heizou w jeszcze większe osłupienie.

- Obawiam się, że nie mam zbyt wiele czasu na wyjaśnienia - odezwała się, a jej głos również zupełnie się zmienił. Był łagodniejszy, czystszy i jakiś taki... Troskliwy? - Po prostu wiedz, że nikt z was nie zginie. Tak samo wasi przyjaciele za Teyvatem. - Spoważniała, a gdy Heizou pomyślał, że nie może doznać jeszcze większego szoku, ta odwróciła się do Ayato. - Wasze czyny były godne podziwu, ale czas ucieka. Potrzebuję mojego miecza, jeśli mam ich ocalić. Proszę, zwróćcie mi go.

Ayaka spojrzała niepewnie na swojego brata, lecz ten się uśmiechał. Pokiwał głową. Chwilę później miecz znalazł się w dłoniach archona, pozostawiając po sobie pustą pochwę u boku Lady Kamisato.

Wzrok bogini spoczął z powrotem na Heizou, który pierwszy raz w życiu nic nie rozumiał i nie miał najmniejszego pojęcia, co się właśnie mogło dziać.

- To była dobra walka - usłyszał jedynie, zanim kobieta rozpłynęła się w powietrzu.

Ayato jako jedyny nie wyglądał na zszokowanego, więc Heizou posłał mu pytające spojrzenie. Ten podszedł do niego i pomógł mu wstać.

- Nie martwcie się. Teraz wszystko się ułoży - odparł, a pewność w jego głosie sprawiła, że nikt nie był w stanie poddać jego słów w wątpliwość. - Ei już się tym zajmie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro