„Duch"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od sprawy z taksówkarzem minęło trochę czasu. Czasem wpadałam do Sherlocka w poszukiwaniu nowych spraw ale nic się nie trafił. Pewnego dnia przyszedł do mnie sms
„Przjedź na Drumers st 4
SH"
Serio? Mógłby chociarz napisac o co chodzi. No trudno.
Wsiadłam na motor i po piętnastu minutach byłam na miejscu. Pod wskazanym adresem znajdował się blok mieszkalny, przed nim zauwarzyłam doktora i brata.
-Hej, co jest?
-Ostatniej nocy do banku inwestycyjnego Shad Sanderson miało miejsce włamanie. W gabinecie poprzedniego prezesa ktoś namalował grafitti zawierające wiadomość. Jej adresatem był niejaki Vancoon mieszkający w tym bloku.
-Aha. Chcemy się dowiedzieć o co chodzi?
-Tak.
Sherlock zadzwonił do mieszkania bankiera ale nikt się nie odezwał.
-Co teraz?
-Nowy sąsiad piętro wyżej.
-Skąd wiesz?
-Nie zdążył jeszcze zmienić tabliczki.
Sherlock zadzwonił. Odebrała jakaś kobieta.
-Słucham.
-Witam, jestem Pani sąsiadem, mieszkam piętro niżej, chyba jeszcze nie mieliśmy przyjemności się poznać.
Sherlock to dopiero aktor.
-Rzeczywiście, dopiero się wprowadziłam.
-Wstyd się przyznać ale chyba zatrzasnąłem klucze w mieszkaniu.
-Oh, już Pana wpuszczam.
-Przy okazji... mogę skorzystać z Pani balkonu?
-Co...
Co on kombinuje...
Sherly wykorzystał balkon kobiety by dostać się do mieszkania bankiera. Ja i doktorek czekaliśmy pod drzwiami aż detektyw „łaskawie" nas wpuści do środka. Trochę to trwało, głównie dlatego bo Vancoon... nie żył.

Rozejrzałam się po mieszkaniu ofiary a następnej obejrzałam ciało.
-Jaki wniosek?- spytał Sherlock.
-Wiesz, nie jestem ekspertem ale to raczej morderstwo.- odpowiedziałam z ironią.
-Wkurzam Cię?
-Nie lubię być testowana. John wezwał policję, będą za chwilę. Mam nadzieję, że Greg.
-Kto?
-Lestrade. Idioto.
-A on nie ma na imię Gavin?
-Człowiekuuuuu!!!!

Długo na policjè nie czekaliśmy.
Môj brat zabeał siè za przeglądanie walizki ofiary.
-Chyba stracił dużo pieniędzy, samobójstwa to w świecie bankierów norma.- mruknął doktorek.
-To niekoniecznie samobójstwo.
-Drzwi zamknięte od wewnątrz?!
-Wyjechał na... trzy dni. Przyjżyjcie się walizce, coś było w niej ciasno zapakowane.
Rzeczywiście.
-Nie skorzystam, wierzę na słowo.
-Jakiś problem?
-W odróżnieniu od pewnych osób mnie nei kręci grzebanie w gaciach truposzy.
Parsknełam śmiechem.
Sherly w międzyczasie zabrał się za ogladanie ciała.
-Te symbole w banku, czemu akurat tam?
-Może to jakiś kod?
-Oczywiście że tak. Ale jeżeli chcieli mu coś przekazać to wystarczył mail. Po co odrazu bazgrać po ścianach.- kontynuował detektyw.
-A jeśli ignorował maile?- spytał John.
-O, wreszcie nadążasz?
-Watpię.
-Jakiej wiadomości kazdy wolałby uniknąć? Rano przeglądałeś pocztę, nie byłes zachwycony.
-Rachunki?
-Bingo.
-Ktoś mu groził i zabił
-Raczej nie gazownia.
Z ust ofiary Loczek wyjął make, czarne origami przedstawiające chyba kwiat lotosu. Z czymś mi się to kojarzylo.
-Sprawdźcie to, może znajdziemy odciski palców.- pojawił się jakiś wyżej postawiony policjant. Czyli z Grega nici.
-Sierżancie, nie znamy się jeszcze...- Sherlock podał mężczyźnie dłoń

-Już ja dobrze wiem kim jesteś. Mógłbyś nie majstrować przy dowodach? Jeszcze mi w nich namieszasz.

-Lestrade nie przyjedzie?

-Nie ma czasu, ja zajmuję się tą sprawą. I nie jestem sierżantem a inspektorem. Nazywam się Dimmock. To samobójstwo, bez cienia wątpliwości.

No bym nie powiedziała. Ja mam sporo wątpliwości.

Doktor przytaknął policjantowi.

-To możliwe wyjaśnienie niektórych faktów. Wybieracie wygodniejszą wersję i ignorujecie wszystko co jej przeczy. 

-To znaczy?

-Rana po prawej stronie głowy, Van coon był leworeczny. Musiałby się nieźle nagimnastykować.

-Leworęczny?

-Całe mieszkanie na to wskazuje. Stolik po lewej stronie, uchwyt kubka skierowany w lewo, korzystał z lewego gniazdka- detektyw zaczął wyliczać.- Notatnik z lewej strony telefonu, prawą trzymał słuchawkę a lewą notował. Wyliczać dalej?

-Nie, tyle wystarczy.

-Dopiero się rozkręcam

Parsknęłam śmiechem.

-Masło po prawej stronie noża bo trzymał go w lewej ręce.

-Dobra, rozumiemy, ktoś leworęczny nie strzeliłby sobie z prawej stron!- ucięłam wywód loczka.

-Wniosek, ktoś się włąmał i go zamordował.

-Miał pistolet w ręce- oponował inspektor.

-Czekał na zabójcę. Grożono mu.

-Co?

-W banku ktoś mu zostawił wiadomość.

-Gdy napastnik wszedł strzelił...

-Nie ma śladu po innej kuli.

-Wyleciała przez otwarte okno.

-Nie wierzę w to, mało prawdopodobne.

-Poczekamy na raport balistyczny, jestem pewien, że nie zginął od pocisku z tej broni.

-Jak zabójca tu wszedł skoro drzwi były zamknięte od środka?

-Wreszcie zadaje pan właściwe pytania.

Nasza trójka zostawiła Dimmocka w mieszkaniu, sami wyszliśmy z bloku i złapaliśmy taksówkę. Jechaliśmy jakiś czas aż w końcu wysiedliśmy przed jedną z bardziej ekskluzywnych restauracji w mieście.

-Idziemy spotkać się z Twoim kolegą.

-Brawo.

Sebastiana- faceta z banku, który zlecił bratu sprawę znaleźliśmy w otoczeniu innych bankierów, pewnie miał spotkanie biznesowe.

-Grafitti w banku było groźbą- Sherlock bez ogródek podszedł do stolika.

-Mam spotkanie, umów się przez sekretarkę.

-To jie może czekać, jeden z Twoich bankierów został zabity.

-Co?

-Van coon, policja przeszukuje jego mieszkanie.

-Zabity?

-Przepraszam, że zakłucam trawienie, nadal chcesz się umówić?

Przeszli do toalety a ja sobie czekałam obok, nie byłam tam potrzebna. Po pewnym czasie mężczyźni wyszli, brat  nie wyglądał na zachwyconego.

-Niech zgadnę, zadzwoniła policja i powiedziała mu, że to samobójstwo?

-Zadzwonił jego szef który gadał z policją, reszta się zgadza.

-Rozumiem, że nie rezygnujemy ze sprawy?

-Nie...

Wróciliśmy, każdy do siebie. Detektyw miał się odezwać jakby było coś nowego a ja miałam sie skupić na nauce. Rany, nawet o tym nie wiedząc Sherlock zachowuje się względem mnie jak starszy brat.

Niestety  awet w szkole  ie mogłam się skupić na czymś innym. Byłam pewna, że symbole które w międzyczasie pokazał mi Sherlock, już gdzieś widziałam, pytanie tylko gdzie.

Z rozmyślań, podczas przerwy, wyrwała mnie Julia.

-Hej, zerknij no na ten artykuł- podała mi tableta z projektem do gazety.- Myślisz, że w takiej formie może być?

Zerknęłam, całkiem nieźle napisane, spojrzałam na tytuł...

-Juls, gdzie trafiłaś na ten temat?

-A tak jakoś, a co?

szybko skopiowałam artykuł i wysłałam go do brata. Kolejny trup w mieszkaniu zamkniętym od wewnątrz, tym razem bez broni. Dodatkowo był dziennikarzem zajmującym się Azją. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Detektyw z doktorkiem mieli później skoczyć do Scotland Yardu a razem spotkamy się na miejscu zbrodni nr 2.

-Robin, co Ci?

-Nic, po prostu bardzo dobry artykuł.

------------------------------------------

Mieszkanie dziennikarza również znajdowało się na piętrze, było zawalone różnymi rzeczami takimi jak ogromne ilości książek.

-myślą, że jak zamkną drzwi to są nietykalni. Nie przyjdzie im do głowy, że jest inne wejście.

-Nie rozumiem

To chyba jasne

-Zabójca umie się wspinać, przywiera do ścian niczym owad. Wszedł tędy- Sherly wskazał na okno w dachu.

-Co? Jak Spider-man?

-Niezłe porównanie, wspiął się po murze, przeszedł po dachu i wszedł przez świetlik.- mruknęłam.

-To żart?

-Wdrapał się na szóste piętro apartamentowca, zabił Van Coona, tak samo dostał się do banku. Muszę wiedzieć co łączyło ofiary.

-Oprócz Azji?- spytałam.

-Coś konkretniejszego.- Sherlock przejżał szybko jakąś książkę i wyszedł bez słowa a ja i John za nim. 

Pojechaliśmy taksówką do biblioteki, zaczęliśmy przeglądać półki gdzie stałą ostatnia wyporzyczona przez ofiarę książka, Watson znalazł pierwszy. Takie same symbole jak w banku.

Zrobiliśmy podsumowanie informacji i tak szczerze to za wiele się nie dowiedzieliśmy. W końcu nasz kochany detektyw powiedział, ze potrzebuje pomocy. 

Udaliśmy się do muzeum a po drodze Sherly zrobił krótki wykład o kryptografii.

-Potrzebujesz rady?

-Dobrze słyszałeś. Odnośnie znaków, porozmawiam z ekspertem.

Weszliśmy w jakiś zaułek obok muzeum i zatrzymaliśmy się przy chłopaku mażącym coś na drzwiach.

-Podoba sie? To część nowej wystawy, jej tytuł "Miejska żądza krwi".

-Wpada w ucho.

-Za dwie minuty będzie tu strażnik, mów a ja będę pracował.

Sherlock podał chłopakowi telefon ze zdjęciami symboli. Ten podał Johnowi jedną z farb i zaczął przeglądać fotki.

-Znasz autora?

-Znam farbę, silny aerozol, cynk.

-A symbole?

-Nie wiem jaki to język.

-Dwie osoby nie żyją, odszyfrowanie znaku pomoże schwytać zabójcę.

-Tylko ten trop macie? Słabiutko

-Pomożesz?

-Popytam

-Hej!!!- pojawiła się ochrona, ja, detektyw i chłopak daliśmy nogę ale doktorek dał się złapać, trudno, zdarza się.

-Dobra detektywie, ja spadam do szkoły, może coś znajdę w bibliotece.- pożegnałam się i ruszyłam w swoją stronę. Do szkoły dojechałam autobusem po półgodzinie. Zamiast jednak udać się do biblioteki, poszłam do gabinetu dyrektorki. Zapukałam a gdy usłyszałam "proszę" weszłam.

-Witaj Robin, co Cię do mnie sprowadza?

-Mam problem ze sprawą przy której pracuję.

-A jakaż to sprawa?

Wyjaśniłam o co chodzi.

-Wiem, że skądś znam te symbole ale nie mam pomysłu skąd. Może Pani będzie mi w stanie pomóc?

-Zobaczymy, pokaż mi je.- kobieta przejrzała zdjęcia a po chwili się uśmiechnęła.

-I co? Wie Pani jakie to są symbole?

-Owszem, i dziwię się, że nie pamiętasz.

-No wie Pani? Takich rzeczy się nie robi.

-No już, już. Widziałaś je w china town, to chińskie liczby. Obecnie używa się ich głównie w sklepach. Wiesz, mam tu gdzieś książkę o chińskich znakach, mogę Ci ją pożyczyć.

-Dziękuję, z chęcią skorzystam.

Opuściłam gabinet dyrektorki i udałam się do siebie, chińskie znaki jedynie zawęziły obszar poszukiwań do jednej dzielnicy ale t nadal było za dużo. Niestety nie zdążyłam poinformować detektywa o odkryciu bo musiałam iść na lekcję. Zaraz po jej skończeniu jednak udałam się do chińskiej dzielnicy Londynu.

Lubiłam tu przychodzić, klimat China Twan był niezwykły, inny niż w pozostałych częściach miasta. Zaczęłam szukac poszlak, nie patrząc jak idę nagle wpadłam na kogoś.

-Robin?

-O, dzień dobry raz jeszcze doktorze. Zdaje się, że wpadliśmy na to samo.- zaśmiałam się widząc Johna i Sherlocka.

-Najwidoczniej, Vancoon i dziennikaż odwiedzali tamte sklep- Brat wskazał na drugą stronę ulicy.

-Szczęśliwy kot... serio? Lepszej nazwy nie mieli?

-Pakunek, jazda taksówką, powrót metrem.

-Słucham?- spytałam.

-Co możesz wywnioskować?

-Z tego co powiedziałeś?

-I tego co już wiemy.

Zamyśliłam się ale po chwili już miałąm odpowiedź.

-Przemyt... Van Coon i Lukis byli przemytnikami... ale czego? Chyba, że... dzieł sztuki zaginionych podczas okresu panowania Mao?

-Szybko łapiesz i łączysz fakty.

-Te znaki to dawny system licznowy...

-Hang Zou. Wiemy, zauważyliśmy to w sklepie.

-To co teraz?

-W sumie to trochę zgłodnieliśmy.

-Serio?

-Nie, ale idziemy coś zjeść.

-Znam tu dobrą knajpkę, dwa domy dalej. Z dobrym widokiem na sklep.

Zamówiliśmy coś do jedzenia i zaczęliśmy dalej gadać o sprawie.

-Jeżeli obaj dostarczyli towar do sklepu to czemu zginęli

-...Może któryś z nich miał lepkie ręce?

-Czyli...

-Ukradł towar z przemytu

-A zabójca nie wiedział który i groził obydwu.

Zauważyłam, że Sherly zainteresował się domem obok sklepu.

-Co jest?

-Kiedy ostatnio padało?

Pod drzwiami domu leżała mokra przesyłka, chyba tak od poniedziałku. Loczek przeszedł na tył budynku.

-Może wyjechali na wakacje?

-Zamknęli by okna.- Podskoczył i zciągnął ruchomą drabinę a następnie wdrapał się na balkon i wszedł do środka mieszkania. Wróciłam się przed budynek, oczywiście detektyw nie racyz nas wpuścić. Po paru minutach ogarnęło mnie jakieś złe przeczucie. Wróciłam się i zrobiłam to samo co on. Na balkonie dostrzegłam jakąś ubraną na ciemno postać, napastnik gdy mnie zauważył wbiegł na mnie z impetem i przewalił na drugą stronę barierki. Na szczęśće w porę się jej złapałam ale postać uciekła. Wdrapałam się z powrotem i wbiegłam do mieszkania, zastałam tam Sherlocka ledwo łapiącego oddech.

-Ten ktoś ma naprawdę niezły uścisk, zostawił mi to.- pokazał origami lotosu. 

-Identyczne jak u bankiera, ostrzeżenie?

-Może? Ale nie dowiemy się tego bez Soo Lin Yao.

Wyszliśmy

-Jak ją znaleść?

-Zaczniemy od tego- detektyw pokazał liścik który ktoś zostawił

-National Antiques Museum.- przeczytałam, dobry trop.

Na miejsc znaleźliśmy "nadawccę" liściku, był to kolega Soo Lin. Opowiedział nam o tym jak rano okazało się, że nagle zrezygnowała z pracy itp. Poprosiliśmy by pokazał nam czym się zajmowała, zaprowadził nas na zaplecze a tam znaleźliśmy posąg z kolejnym grafitti. Czyżby Soo Lin też była przemytniczką? Nie pasowało mi to do całości ta dziewczyna nigdzie nie podróżowała, więc jaki ma zwiazek z gangiem.

Opuściliśmy muzemum, było już ciemno, wtedy podszedł do nas chłopak od grafitti na drzwiach.

-Znalazłem coś.

Ruszyliśmy za nim, John coś tam marudził o rozprawie i tak dalej. Trafiliśmy na jakiś skatepark, wszędzie było mnóstwo grafitti. Pod latarnią najciemniej. Potrzebowaliśmy więcej dowodów, zaczęliśmy szukać wzdłuż torów, rozdzieliliśmy sie- Ja i Sherlock razem a John osobno,Wtem Doktor podbiegł do nas jakby się paliło.

-Znalazłem.- pobiegliśmy za nim ale na miejscu nic nie byo

-Przecież... było tu, całą ściana.

-Spokonie doktorze, może Pan coś pamięta?

-Skoncentruj sie! Zamknij oczy.- Sherlock chciał by John sobie przypomniał jak najwięcej. Przez chwilę miałam ochotę sie śmiać, tak trudno było pomyśleć, diktorek mógł zrobić zdjęcie? Oczywiście tak sie potem okazało.

Wróciliśmy każdy do siebie, John przesłał mi zdjęcie. Tłumaczenie zajęło mi chwilkę.

Zawsze w parach, czemu? To jakiś szyfr, ale jaki? Trzeba znaleść Soo Lin.

Następnego dnia wróciliśmy  do muzeum i próbowaliśmy porozmawiać z tamtym gościem od listu. W pewnym momencie Sherlock zaczął interesować się dzbankami Soo Lin.

-Wczoraj błyszczał jeden, dziś dwa...

Nie musiał mi powtarzać dwa razy, Panna Yao z całą pewnością wróciła tu w nocy by dokończyć projekt. To znaczyło, że tej nocy wróci ponownie.

Nie wróciłam do szkoły ale poszłam na Baker st gdzie czekałam z detektywam i joohnem. Na krótko przed ponownym zamknięciem muzeum wróciliśmy się tam i czekaliśmy na muzealniczkę.

Pojawiła się tak koło północy, Sherlock po prostu nie mógł się powstrzymać by jej nie przestraszyc

-Może herbatnika?

Kobieta w przestrachu upuściła naczynie ale mój brat szybko je złapał

-To wiekowe naczynie, nie zbij go.

Pojawiliśmy sie ja i Doktor. Zaczęliśmy rozmowę z Chinką. Opowiedziała nam o bracie, przeszłości, przemytnikach i tong... "Czarnym lotosie". Było mi jej żal, tyle straciła a teraz chciał ją zabić jej własny brat, dla którego tyle była gotowa poświęcić. Niezwykłym wydało mi się, że udało jej się z tego wydostać nawet jeżeli tylko na chwilę... pięć lat to w grunie rzeczy mało. Opowiedziała nam o szyfrze. Wtedy... zgasło światło.

-Jest tu... znalazł mnie. 

Ja i Sherly pobiegliśmy i zaczęliśmy szukać napastnika a John został z Soo Lin. Gdzieś po drodze się rozdzieliliśmy, nagle usłyszałąm strzały, zaczęłam biec w tamtą stronę ale coś podpowiedzialo mi by rócić do Yao, niestety

Za późno

Gdy dobiegałam z powrotem do sali usłyszałam pojedyńczy strzał. Na miejscu znalazłm tylko martwą kobietę i czarny lotos...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rany, wreszcie skończyłam tą część. Cóż, nie jestem mistrzynią pisania dwóch opowiadań na raz a dodatkowo w mojej głowie co chwila pojawiają się nowe pomysły więc pisanie rozdziałów często przeplata się z pisaniem koncepcji na inne opowiadanie... No, ale w końcu się zebrałam i napisałam ten rozdział.

Mam nadzieję, że następny będzie już niedługo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro