I'm not Sherlock Holmes!!!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam w Scotland Yardzie. Nie wiedziałam zbytnio co ze sobą zrobić. John wrzeszczał na Dimmicka, że to jego wina, że Soo Lin Yao zginęła bo nie chciał nas słuchać. Trzecia ofiara w ciągu trzech dni.

-Doktorze, krzyczenie nic nie da.- mruknęłam.
Mężczyzna się uspokoił.

-Podsumujmy. Lukis i Vancoon byli przemytnikami Czarnego Lotosu, międzynarodowej grupy przestępczej. Gang działa tu, w Londynie. Tuż pod Twoim nosem Dimmock.

-Potrawficir to udowodnić?

No pewnie, że tak.

Udaliśmy się do St. Bartholomews Hospital. Sherlock poszedł po Molly i razem udaliśmy się do kostnicy.

-Nie mogliście przyjść troszkę później? Głodna jestem.- jęknęła do mnie Panna Hooper.

-Rany, to nie moja wina że wystarczy komplement Loczka byś zrobiła wszystko o co cię facet poprosi.

-Co? J-ja n-nie...

-Molls, błagam. Widzę jak na niego reagujesz. 

Kobieta się zarumieniła a ja zaśmiałam cicho. Czasem miałam wrarzenie jakby to ona była nastolatką a ja osobą dorosłą. Zwłaszcza w kwestii uczuć.

Wyjęła dla nas ciala Lukisa i Vancoona z lodowek.

-Interesują nas tylko ich stopy.

Tak jak przypuszczaliśmy, na piętach, obaj mężczyźni, mieli wytatuowane symbole czarnego lotosu.

-Albo jakimś cudem trafili do tego samego tatuażysty i zrobili sobie identyczne tatuaże albo mówimy prawdę.

-Dobra, czego chcecie?

-Wszystkich książek z mieszkań obu ofiar. Co do jednej.

———––—————————————
Polsat!!!!!!
























































Nie no, dobra, ja nie jestem tak okrutna.
—————————————————

Wróciliśmy na Baker st. Ciagle myślałam o tong.
-To nie jest zwykła organizacja.- odezwał się Watson- To jakaś sekta. Wyprali bratu Soo Lin mózg.
-Ten cały generał jak-mu-tam-było
-Shan, generał Shan.
-Nie wiemy gdzie go szukać.
-Przeciwnie, mamy wskazówki. Panna Yao dała nam brakujące elementu układanki. Po co potrzebował siostry?
-Pracowała w muzeum?- spytał John.
-Dokładnie. A nie mówimy tu o zwykłym przemycie. Te przedmioty pochodzą z czarnego rynku. Podczas rewolucji kulturowej w Chinach skradziono lub ukryto wiele takich rzeczy.
-A tong je znajduje i sprzedaje.

-Dokładnie. Spójrzcie.- Sherly wziął laptopa i odpalił stronę domu aukcyjnego, zaczęliśmy przeglądać ostatnie daty. Dwie wazy, anonim, antyczna figura i znowu źródło anonimowe, co jakiś czas powtarzały się takie przedmioty.

-Vancoon i Lukis jadą do Azji, stamtąd wracają z dodatkowym bagażem jakim są przemycane przedmioty wcześniej skradzione. Któryś z nich musiał przywłaszczyć sobie coś na prawdę cennego.

-Tylko co?

-Sherlocku- pojawiła się Pani Hudson- organizujemy zbiórkę charytatywną? Na dole czeka jakiś człowiek z ciężarówką wypełnioną książkami.

Ludzie od Yardu przenieśli do mieszkania detektywa kilka pudeł z mnóstwem książek.

-Rany, trochę nam to zajmie.

Zaczęliśmy przeglądać zawartość pudeł, według Soo Lin jakaś książka miała odsyłać nas do konkretnych słów zależnie od napisanych liczb. Najpierw musieliśmy jednak znaleźć książki które się pokrywały u obu mężczyzn. Potem sprawdzaliśmy wybrane słowa ale jak na razie, żadne nie pasowało. Tak nam mijała noc.

-Robin, idź, jest późno a Ty masz szkołę, będziesz niewyspana. 

-Dam radę Doktorze, z resztą Pan ma pracę.

-Ale ja do tego przywykłem.

-Ja też, zostanę i pomogę może szybciej coś znajdziemy.

W końcu nastał ranek, musiałam wrócić do akademika i szkoły, nie chciało mi się. Wolałabym zostać tam i dalej szukać ale nie  miałam wyboru.

Zaraz po szkole udałam się do brata i znowu zabraliśmy się do pracy, Sherlock co pewien czas sprawdzał coś w laptopie. 

-Wydajesz sie być sfrustrowany.- mruknęłam znad stosu ksiąg do przejrzenia

-Dziwisz się? Nadal nie znaleźliśmy rozwiązania.

-Powinieneś czasem wyluzować detektywie. wyjść gdzieś, nie wiem, poznać kogoś.

-Gdzie?

-Bo ja wiem? Ja na przykład idę dziś do cyrku.

-Co?

-Nie mówiłam? Dyrektorka ostatnio dała Julii do pisania artykuły o Azji- swoją drogą ciekawy zbieg okoliczności, wracając, Juls namierzyła chiński... cyrk. W mordę.

-Co?

-Tak teraz pomyślałam, by przyjechać z Chin do Anglii potrzeba wizę, a o nie dość trudno. Gdybym była mordercą wspinającym się po ścianach to użyłabym jako przykrywki trupy cyrkowej z Chin!!! Jestem pewna, że w tym cyrku znajdziemy zabójcę, ale-Co?

-To ich jedyny występ w Londynie. Ja mam bilet ale o nie dość trudno.

- Nie pójdziesz sama.

-Zabronisz mi?

-Nie, namówię Johna.

Doktor wrócił pare minut później.

-Wyjdźmy gdzieś- od razu zaproponował detektyw.

-Nie, mam randkę.

-Co?

-Dwoje ludzi którzy się lubią wychodzi gdzieś razem i miło spędza czas.

-To właśnie proponowałem

Zachłystnęłam się herbatą którą akurat piłam. Zakaszlałam co zwróciło uwagę mężczyzn

-Sherly, ty na prawdę nie znasz się na relacjach międzyludzkich. John miał na myśli osoby które się kochają albo co najmniej podobają. W jego przypadku pewnie będzie to jakaś kobieta... z pracy?

-Tak.

-Gdzie ją zabierasz?

-Do kina

-Oklepane i nudne. Polecam Ci to- Podałam mu wizytówkę Cyrku.- Sama się tam dziś wybieram w ramach projektu Julii, to jedyny taki występ w Londynie. Może być ciekawy. 

-Dzięki- mruknął doktor.

-Nie ma sprawy. Sherlock jest istnym idiotą w kwestii relacji międzyludzkich, nie wiedział

-Ja od tego nie jestem, z całej mojej rodziny najlepiej rozumie to moja siostra i niech tak zostanie.

-Znowu ta siostra... wytłumaczysz to? Sherlock?- Doktor spojrzał na przyjaciela ale ten milczał.

-Noooo, to ja spadam- mruknęłam.

Wróciłam do akademika i zabrałam się za lekcje, gdy nadszedł wieczór spotkałam się z Julią i Lisą pod szkołą i we trójkę udałyśmy się pod wskazany adres.

Był to spory, trochę obskurny, budynek z chińskimi lampionami przed wejściem. W recepcji odebrałyśmy zarezerwowane bilety. Dalej udałyśmy się do wyznaczonej sali. Stało już tam trochę ludzi, wszyscy ustawieni w kręgu. 

-Jak myślicie, co tu pokarzą?- spytała Lisa.

-Nie wiem, przecież nigdy tu nie byłam- odpowiedziała Ju.- Robi, masz pomysł?

Ale ja nie odpowiedziałam bo w tym samym momencie dostrzegłam Johna z jakąś kobietą i... Sherlocka.

-No nie!!! Wybaczcie na chwilę.

Ruszyłam w stronę brata. Minęłam doktora i jego, może, dziewczynę i złapałam detektywa za ramię ciągnąc jak najdalej od pary.

-Musiałeś?

-Co?

-Wtrynić mu się na randkę? Nie wiesz co to prywatność?

-Chcesz  być detektywem, powinnaś wiedzieć, że śledztwo jest ważniejsze od innych rzeczy.

-Oh błagam, dobrze wiemy, że dla ciebie ważny jest ciekawy przypadek a nie samo śledztwo, po prostu chciałeś wkurzyć Johna.

-Coś insynuujesz?

-Nie. Ale nie wtrącaj się w jego randki. A teraz sory ale idę do koleżanek.

Wróciłam do przyjaciółek i zastałam je rozmawiające z Johnem i panią z przychodni.

-O, Robin, wróciłaś. To jest...- odezwała się Lisa.

-Hej John, widzę, że skorzystałeś z porady.

-Hej, ta, dzięki. Jesteś tu w tej sprawie co tamten dupek?

-To trochę za ostre słowa, jest po prostu idiotą w tej kwestii i tyle. Nie, przyszłam tu w ramach projektu koleżanki, już Ci mówiłam i nie mam zamiaru przeszkadzać w randce. Dziewczyny,  chodźcie trochę bliżej, zaraz się zacznie pokaz.

Widziałam, że dziewczyny miały pytania ale zaczęło się przedstawienie. Najpierw kobieta w tradycyjnym chińskim stroju i makijażu opowiedziała krótką historię, następnie wszedł człowiek w masce potwora. Przywiązano go łańcuchem do słupa a naprzeciw ustawiono wyrzutnię (?) strzał.

-Klasyczny numer z ucieczką, czuła waga uruchamia mechanizm wyrzutni...- opowiadał Sherlock za naszymi plecami.

-Zamknij się.- syknęłam.

Rzeczywiście, uwięziony mężczyzna uniknął strzały w ostatniej sekundzie. Rozległy się oklaski. Starsza kobieta znowu powiedziała historię a następnie pojawił się mężczyzna ubrany na czarno, chwycił dwie zwisające szarfy do akrobacji i zaczął krążyć po obwodzie okręgu. Wykorzystując siłę odśrodkową zaczął się wznosić i wykonywać akrobacje w powietrzu.

Sherly gdzieś zniknął, nie widziałam go w tłumie, musiał pójść na zaplecze. Wymknęłam się cicho w ruszyłam w tamtą stronę. Za kulisami zastałam Sherlocka. Sherlocka siłującego się z tym gościem w masce.

Niewiele myśląc rzuciłam się na napastnika i wypchnęłam go przez kulisy na scenę. Do walki dołączył się John i akrobata.

Nagle dziewczyna Johna zdzieliła napastnika w masce kijem w głowę.

Chinka i akrobata zniknęli tak jak i widownia, została tylko nasza trójka, lekarka, tzn dziewczyna doktora i moje przyjaciółki.

-Robi, wisisz nam wyjaśnienia

Zignorowałam je. Razem z Loczkiem podeszłam do gościa w masce i zdjęłam mu buty i skarpety, miał identyczny tatuaż jak nasze ofiary.

-Miałam rację.- mruknęłam- należeli do tong.

-Uciekamy, teraz- zarządził Sherlock.

W siódemkę puściliśmy budynek i udaliśmy się do Scotland Yardu.

-Robin, co się dzieje?- Spytała Lisa.

-Prowadzę kolejne śledztwo, z Sherlokiem.

-Co?

-To. Nie pytaj, w każdym razie nie wiedziałam, że cyrk do którego mamy iść jest częścią tej grupy przestępczej, którą śledzimy aż do dnia wyjścia. Serio

-Dobra, ale i tak następnym razem nas uprzedź, dobrze?

Wrócili wysłani ludzie Dimmocka, nic nie znaleźli, jedyne co mieliśmy to fotki Julii do artykułu, ale nie byliśmy w stanie zbyt wiele na ich podstawie powiedzieć. Inspektor był zdenerwowany bo nie wiedzieliśmy w sumie nawet czego szukać.

Opuściliśmy budynek policji.

-Co teraz?

-Ja zapraszam ją do siebie- doktor wskazał na może dziewczynę.

-A Sherlock?

-Przeżyje.

-Dziewczyny?

-Miałam wrócić do domu i pisać ten artykuł- odezwała się Juls.

-Lisa, znam dobrą knajpkę, idziemy coś zjeść? Muszę ogarnąć myśli.

-Ok.

Ruszyliśmy każdy w swoją stronę. Poszłyśmy z Lisą do hinduskiej restauracji, musiałam jej wszystko spokojnie wyjaśnić.

-Więc Sherlock nie zna prawdy?

-Nie, i oby tak zostało.

Akurat kończyłyśmy jeść deser gdy otrzymałam sms-a od brata. Nie była to dobra wiadomość.

-Co jest?

-Johna i jego dziewczynę ktoś porwał, są w starej zajezdni tramwajowej przy kingsway.

-To niedaleko, chodź

-Ty zostajesz.

-Nie, uwierz, mogę się przydać.

Westchnęłam. Zostawiłyśmy odliczone pieniądze i ruszyłyśmy w odpowiednim kierunku. Na miejscu zastałyśmy Sherlocka.

-To jaki plan?

-Uwolnić Johna to chyba proste.

-No i jego dziewczynę, Lisa, zadzwoń po policję.

Weszliśmy ostrożnie do tunelu przy zajezdni. Już z daleka słychać było jak John kłuci się z tą kobietą od spektaklu. Chyba wzięła go za mojego brata, było by to nawet zabawne gdyby nie reszta sytuacji.

-Nie jestem Sherlockiem Holmesem!!!

-Nie wierzę Panu.

-A powinna- odezwał się Sherly- On Holmesowi nawet do pięt nie dorasta.

Te, panie wielkie ego...

Shan obróciła się w naszą stronę

-Jak byś mnie opisał? Utalentowany? Potężny? Tajemniczy?

-Spóźniony!

Uśmiechnęłam się rozbawiona.

Shan celowała w detektywa bronią. Ja skradałam się w cieniu ściany tunelu a loczek ją zagadywał

-Ostrożnie z tym pół automatem.

-Co?

-Promień krzywizny tunelu to 4 metry, kula odbita rykoszetem może trafić w każdego, nawet w panią.

Wykorzystałam moment nieuwagi kobiety i obezwładniłam jednego z jej ludzi, Sherlock szybko pokonał dystans dzielący go od nas i przypadł do dziewczyny doktora w którą celowano z tej wyrzutni z cyrku. Niestety akrobata szybko się zorientował co się dzieje i wykorzystał szarfę by poddusić detektywa. Czas do wystrzelenia strzały był coraz mniejszy. Rzuciłam się na napastnika. Wspólnie z Sherlockiem w ostatniej chwili wypchnęliśmy go przed lekarkę. 

Niestety w tym zamieszaniu Shen uciekła. Lisa chciała ją złapać ale ta uderzyła ją w głowę, na szczęście nie za mocno, tyle by ją zamroczyło

Uwolniliśmy zakładników, dziewczyna doktorka zaczęła płakać, to było zdecydowanie za dużo dla niej. John zaczął ją pocieszać. Pojawiła się policja. Dimmock zamienił kilka słów z Sherlockiem na temat raportu i każdy ruszył w swoją stronę.

Następnego dnia przyszłam na Baker st., chciałam zobaczyć rozszyfrowaną przez brata wiadomość. Chodziło w niej o nefrytową szpilkę wartą 10 milionów, nawet ja nie mogłąm uwierzyć.

-A wiesz gdzie może być?

-No jasne, nie byłbym sobą gdybym nie wiedział.- uśmiechnął się szeroko Sherlock.- Ukradł ją Vancoon ale Lotos o tym nie wiedział

-Grozili obydwu.

-Skąd wiesz, że Vancoon?

-Też byś wiedziała gdybyś była w jego biurze. Za chwilę sama sobie odpowiesz.

Doszliśmy do banku, John miał odebrać zapłatę a Sherly coś załatwić.

W biurze Vancoona zastaliśmy jego sekretarkę, spojrzałam na jej biurko, dostrzegłam identyczne mydło jak w mieszkaniu ofiary.

-No jasne.

-Z podróży przywiózł coś dla Pani.

-Skąd Pan to wie?- Sherlock zaczął rozmawiać z sekretarką.

-Był kimś więcej niż szefem. Nie było plotek. W jego łazience była prawie pusta butelka mydła, nie wyglądał na takiego co kupuje mydło pielęgnacyjne. Chyba, ze odwiedzała go kobieta.

-Ten związek nie miał szans- mruknęła.- Nie doceniał mnie, nie dotrzymywał obietnic. Mieliśmy się spotkać ale wyjechał. Gdy wrócił w ramach rekompensaty przywiózł mi prezent.

-Można zobaczyć?

Szpilka była piękna, nie mogłam oderwać od niej wzroku.

-Muszę przyznać, że jest warta swojej ceny.- mruknęłam

-Jakiej?- spytała kobieta.

Uśmiechnęłam się szeroko.

-Dziesięciu, milionów, funtów.

Mina kobiety była nie do opisania. 

-Ile????

I pomyśleć, że przez cały ten czas kładła ją co wieczór na szafce przy łóżku.

-Pewnie nie znał jej wartości, uznał, że Ci pasuje.

-Dziesięć milionów???!!!!

Zaśmiałam się widząc niedowierzanie kobiety. W końcu opuściliśmy bank.

-No, to mam kolejny temat na artykuł dla Julii.

-Zdecydowanie.

-Co teraz?

-Słucham.

-Rozwiązaliśmy sprawę.

-Poczekamy na koleją.

-Tylko wcześniej nie zwariuj z nudów, detektywie.

-Do widzenia Robin.

-Do zobaczenia, Sherly.

Tak oto zakończyliśmy kolejną sprawę. Musiałam tylko dać znać Mycroftowi o tym co się wydarzyło, chociaż pewnie już coś wiedział. 

Ruszyłam w swoją stronę i myślałam o tong, pewnie niedługo znowu coś zrobią ale na tą chwilę mnie to nie obchodziło, nie wyeliminuję przecież całego zła. Prawda?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro