Prawda.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gry wróciłam do akademika nie poszłam spać, po tym czego się dowiedziałam nie mogłam. Następnego dnia odpuściłam sobie pójście do Sherlocka i na lekcje. Musiałam sobie wszystko spokojnie poukładać.
Wcześnie rano Sherlock wysłał do mnie sms-a bym przyszła nad Tamizę we wskazane mijesce.
Po dotarciu od razu zauważyłam brata i jego przyjaciela.
-Co macie?
-Ciało. Nie spałaś...
-Miałam problem z zaśnięciem, jest w porządku.- mruknęłam i zaczęłam przygladać się ofierze.- Co o nim wiemy?
-Ty mi powiedz.
-Sherlocku, nie ma na to czasu...
-Robin, za chwilę powiem ale jestem ciekaw co Ty wydedukowałaś.
-Siedzący tryb życia ale sporo chodził, brak bliższej rodziny, nie żyje tak chyba z dobę. Uduszony... Strażnik w muzeum?
-Nie źle. Woda zniszczyła większość śladów ale jedno wiemy na pewno.
-co?
-Znaleziony obraz Vermeera to podróbka.
-Co?
Wyjaśniłam o co chodzi, pare osób w szkole się tym interesowało a zwłaszcza Lisa.
-Wychodzi na to, że Lisa będzie zawiedziona.- mruknęłam.
Razem z Sherlockiem wyjaśniliśmy o co chodzi. 
W Galerii Hickmana mieli pokazać nowo odnaleziony obraz. Jakimś cudem strażnik dowiedział się, ze to falsyfikat.
-Golemowi zlecono zabicie go.
-Golemowi?
-Znany czeski morderca. spory i wyjątkowo silny, specjalizuje się w uduszeniach. mruknęłam- Miałam podczas lekcji o seryjnych.
-Niech szukają tego golema.
-Nie znajdą go. Ale znam kogoś kto tego dokona.
-Kogo?
-Mnie.- odparł sherlock
-Masz niezłe ego. 
-Idziemy.
Złapaliśmy taksówkę, detektyw kazał jechać do Waterloo Bridge.
-Jedziemy do tej galerii?
-Później.
-To galeria sztuki współczesnej, po co im obraz Vermeera?
-Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Potrzebne nam dane.
-Czemu zamachowiec złamał schemat? Czemu  nie zadzwonił?- mruknęłam.
-Zobacyzmy... stop- Odezwał się nagle Sherly.
Wysiadł z taksówki a John za nim, ja zostałam i czekałam. Loczek podszedł do jakiejś dziewczyny, bezdomnej i dał jej coś przez chwilę rozmawiał i wrócił. 
-Co to było?- spytał doktor.
-Inwestycja.
Ruszyliśmy dalej Do galerii.
Na miejscu wysiadłam tylko ja z Sherlockiem, doktor miał natomiast dowiedzieć sie czegoś o ochroniarzu w miejscu gdzie mieszkał.
-Wycieczka się udała?- spytał ni stąd ni z owąd detektyw.
-Co?
-Byłaś w domy Annabeth, dowiedziałaś się czegoś?
-Może, to chyba nie Twoja sprawa. Raczej nie pałacie do siebie uczuciem.
-Fakt, jestem jedynie ciekaw.
-Więc się domyśl.- mruknęłam- Jaki mamy plan? Przecież nie wejdzies i nie powiesz, podrobiliście obraz Vermeera.
-Właściwie, to właśnie mam zamiar zrobić.
Co??
Zakradliśmy się do pokoju ochroniarzy, Sherly zwinął jeden z mundurów i sie przebrał..
-Zostań tutaj. Stań za drzwiami, powinnas wszystko słyszeć.
Rzeczywiście. Stojąc na schodach wyraźnie słyszałam rozmowę detektywa z kustoszką. Po tonie jej głosu mogłam wywnioskować, że sie denerwowała,
W końcu Sherlock wrócił. Teatralnie wszedł przez drzwi.
-Jesteś nienormalny.- mruknęłam.
-A Ty to co?
-Bo ja wiem? Spadajmy stąd. Trzeba namierzyć tego golema.
Wróciliśmy na Baker st i zabraliśmy się do roboty. 
-Sherlocku, jak chcemy znaleźć naszego mordercę?
-Moi ludzie nad tym prcują.
-Twoja siatka bezdomnych? Dadzą sobie z tym radę?
-A jak myślisz.
-Ten gość jest poszukiwany, nawet policja ma z tym problem.
-Zaufaj mi. 
Westchnęłam, miałam już dość tajemnic.
Nadszedł wieczór, Sherlock wyjrzał przez okno.
-Wychodzę, idziesz?
-Dokąd?
-Zapolować na golema.
-Namierzyłeś go?
-Ja nie, informatorka tak.
Ubrałam się i wyszłam z bratem. Pod kamienicę zajechała taksówka, wysiadł z niej Watson.
-Hej.
-Ochroniarz nie znał się na sztuce...
-To wszystko? A jego hobby? Zainteresowania?
-Lubił astronomię...
-Zatrzymaj taksówkę.
Loczek podszedł do dziewczyny proszącej o drobniaki, tej samej co rano pod mostem. Dała mu jakąś kartkę.
-Co to?- Spojrzałam mu przez ramię.- Vauxhall Arches. Tam go znadziemy?
-Najwidoczniej.
Wsiedliśmy do taksówki.
-Ja się nie obijałem John.- zwrócił się do doktora.
Pojechaliśmy we wskazane miejsce. Było ono w pewnej odległości od centrum niedaleko rzeki. Otoczone obskurnymi uliczkami.
Wysiedliśmy z taksówki i ruszyliśmy za Sherlockiem. Ten spojrzał na chwilę w niebo.
-Piękne, prawda?
-Sądziłem, że nie dbasz o takie rzeczy.
-Czasem podziwiam. Tędy.
Przeszliśmy przez jakiś parking i dalej obskurnymi arkadami.
-Ciekawa dzielnica. Wyjaśnisz?
-Bezdomni są nie zastąpieni. Mam siatkę w całym mieście.
Włączyłam latarkę i ruszyłam dalej.
-Cóż, warto mieć ludi którym można choć trochę zaufać.- mruknęłam.
Weszliśmy do ciemnego pomieszczenia bez drzwi. Wszędzie spali bezdomni i walały się ich rzeczy. świeciłam ostrożnie po ich twarzach próbując namierzyć Golema.
-Sherlock, Robin.- syknął John. Na ścianie po drugiej stronie przejścia majaczył jakiś cień.
-Nie może sopać?
-Wyróżnia sie wyglądem, musiał się ukryć, by nie wzbudzać podejrzeń. Cholera, szkoda, że...
-Nie ma sprawy.- Doktor wyciągnął pistolet. Pobiegli w stronę gdzie ukrywał się morderca ale ten uciekł samochodem.
-Teraz znalezienie go zajmie tygodnie.- Sherlock był wyraźnie zły.
-Albo i nie. Wiem gdzie mógł sie udać.
-Co?
-Na sekretarkę ofiary nagrała się wiadomość od niejakiej profesor Kerns. Powinniśmy jej poszukać.
-Jeżeli wie coś o obrazie, może być w niebezpieczeństwie.
-Zajmuje się astronomią. Miała kilka zajęć u nas w szkole.- mruknęłam.
Od jej asystenta dowiedzieliśmy się, że chciała coś sprawdzić w Planetarium. Od razu się tam udaliśmy. Na miejscu nie zastaliśmy strażnika. 
-Tędy.- mruknęłam biegnąc do sali filmowej.
Na ekranie ktoś wyświetlały się informacje o planetach, gwiazdach itp. Rozejrzałam sie, na górze, tam gdzie zwykle jest operator zobaczyłam sylwetkę profesorki trzymaną przez jakąś większą postać. 
-Golem!!!- krzyknął Sherly.
-Pójdę z drugiej strony.- zaproponował doktor.
-Uważaj.
Nagle wyświetlane nagranie się urwało. Światło zaczęło migać a dźwięk brzmieć jak przewijana taśma. Straciłam kompletnie orientację. W głowie mi się kręciło. Zobaczyłam jak Wysoki mężczyzna atakuje mojego brata ale nic nie mogłam zrobić, upadłam i tylko patrzyłam. Zjawił się John, groził Golemowi bronią. Ten puścił Loczka i zaatakował blondyna.
Detektyw wstał i zaczęli się we trzech bić. Sama nie wiem ile to trwało. Nagle detektyw spadł, pistolet Johna upadł koło mnie. Przez chwilę nie wiedziałam co robić, w końcu jednak podniosłam broń i strzeliłam w stronę napastnika, nie trafiłam, dwa razy. Mężczyzna jednak uciekł a nikomu z nas nic się nie stało.
-Robin, możesz wyjaśnić co ty takiego zrobiłaś?- Sherlock nie był zadowolony.
-Przepraszam... te światła i dźwięki, nie mogłam się skupić. Pewne rzeczy tak na mnie działają, otumaniają mnie. 
-Sherlocku, i tak dobrze sie spisała.- odezwał się doktor.
-Teraz to nie ważne. Skupmy się na obrazie.
-Tak sobie myślę, to musi mieć związek z astronomią. Planetą albo gwiazdą. Nie wiem.- podniosłam się i otrzepałam z kurzu.

Następnego dnia wcześnie rano udaliśmy się do galerii Hickmana. Spotkaliśmy się tam z Lisą, Lestrade'm i kustoszką. 
-To z pewnością falsyfikat.- Mruknął Sherlock, przeglądając informacje w telefonie.
-Poddano go wielu testom.
-Więc to doskonały falsyfikat i Pani o tym wie!
-Inspektorze- kobieta zwróciła się do Lestrade'a- marnuje Pan mój czas. Proszę by Pan i Pańscy przyjaciele natychmiast stąd wyszli.
Wtedy też odezwał się różowy telefon. Detektyw dał na głośno mówiący.
-Obraz to podróbka, dlatego Woodbridge i Kerns zginęli
-...- nikt się nie odezwał
- Oh, c'mon. Wystarczy to udowodnić
-...
- Udowodnię to! Dasz mi czas?
-...Dziesięć... dziewięć...- tym razem był to głos dziecka, widziałam jak twarz mojej przyjaciółki wykrzywia sie w grymasie.
-Boże.
-Tu musi coś być.. Niech Pani powie czemu to podróbka?! Albo ni, sam muszę do tego dojść.- czas się kończył.
-Sherlock! Gwazdy!!!
-Robin jesteś geniuszem. - szybko coś sprawdził.
-trzy...
-Super nova van Buurena.
-...Proszę, jest tam ktoś? Zabierzcie mnie stąd.
Wszyscy jak na komendę wypuścili powietrze.
-Jedźcie po niego. Proszę.- Sherly pokazał Gregowi adres.
-No nieźle.- mruknęła Lisa.
-Tak zwana super nova van Buurena. Eksplodująca gwiazda która pojaiwła się na niebie w 1850 roku. 
-Obraz powinien być starszy więc nie może jej zawierać na niebie. Tak mały błąd a jak wielką różnicę czyni.
Zabraliśmy kustoszkę do Scotland Yardu by złożyła zeznania.
-Czeska papeteria, czeski przestępca o przezwisku z czeskiej legendy... cała sprawa ma czeski charakter.- mruknął Sherlock.
Razem z Lisą stanęłyśmy w kącie i słuchałyśmy. O tym jak kobieta namierzyłą fałszerza w Argentynie, o tym jakim był geniuszem, jak ktoś skontaktował się z nią i zaoferował pomoc. nie wiedziała kto, kontaktowali się  z nią jego ludzie.
-Nic Pani nie wie, nawet jednego nazwiska, imienia?
-... Moriarty.
W tym momencie wyszłam z pomieszczenia a za mną Lisa.
-Robi, co jest?
-Nic, po prostu...
-Chodzi o dyrektorkę?
-Tak. 
-Więc?
-Te książki. Inicjały A. M. Nie chciałam tego łączyć ale... Co jeżeli te inicjały to skróty od Annabeth
-... Moriarty? Żartujesz?
-Nie. Nie możemy tu gadać.
Wyszłam z budynku a moja przyjaciółka za mną.
-Wyjaśnisz?
-Ten ukryty pokój. Ty potrzebowałaś chwili by zobaczyć mapę myśli, biórko i bałagan. Ja jej potrzebowałam by dostrzec o wiele więcej. To była mapa Londynu, zaznaczono na niej miejsca wybuchów i gdzie znajdowaliśmy sprawy nimi powiązane, do tego informacje o ofiarach... i powtarzające sie nazwisko. Nie wiem, może to tylko zbieg okoliczności, ten inicjał ale co jeśli... co jeśli to dyrektorka jest zamachowcem?
-Może to po prostu jego krewna? I po prostu się go boi. To by tłumaczyło jej zniknięcie.
-Mozliwe ale nadal nie mamy pewności.
-Powinnaś powiedzieć bratu.
-Nie, nie zrobię tego puki nie będę pewna.
-Dlaczego?
-...- sama nie wiedziałam, po prostu nie chciałam tego robić.  Z jakiegoś powodu chciałam dać dyrektorce szansę na odkręcenie tego wszystkiego.
-Dobra. Słuchaj, chcesz skoczyć na obiad? NAmierzyłam ostatnio dobrą meksykańską knajpkę.
-Niech będzie.
Resztę dnia spędziłyśmy na włuczeniu się po mieście. Sherlock nic nie pisał ani nie dzwonił, tak samo John czy Lestrade.
Postanowiłam wpaść ponownie do brata. Był już wieczór. Rozstałam się z Lisą niedaleko od jego mieszkania, dziewczyna miała coś do załatwienia.
Na Baker st zasstałam Sherlocka siedzącego z podkulonymi nogami i ubranego w płaszcz.
-Co jest?
-Nic.
-John, co temu się stało?
-Nic.
-Odzyskaliście dane?
-Skąd wiesz?
-Sherly nie przepuściłby takiej okazji. Kto je miał?
-Brat narzeczonej ofiary.
-Ludzie są do bani.
-Są głupi.
-Ty też.
Spojrzał na mnie.
-Oddałeś dane Mycroftowi?
-Tak. Znowu groził mi tytułem szlacheckim.
Zaśmiałam się.
-No nie!! Przecież widać kto jest ojcem dziecka, spójrz na nogawki spodni!!!- dopiero po chwili zorientowałam się, że Sherly oglądał jakiś serial.
-Really?
-Wiedziałem, że oglądanie telewizji to zły pomysł.- mruknął z nad laptopa John.-...
-Co jest.
-Czekam.
-Na co?
-Aż przyznasz, że wiedza o układzie słonecznym pomogłaby Ci w rozwiązaniu sprawy.
-Tobie nie pomogła.
-Nie jestem detektywem konsultantem.
-Racja.
-Nie będzie mnie na kolacji. Idę do Sary. W lodówce masz risotto. Skończyło się mleko.
-Kupię.
Doktor spojrzał z niedowierzaniem na wspólokatora.
-I fasola.
-Też.
Wyszedł.
-Sherlock. Co Ty knujesz?
-Co?
-Wiem, że nie oddałeś planów. O co chodzi?
-O nic. Wracaj do siebie Robin.
-Jasne. W takim razie do później- burknęłam i wyszłam z mieszkania. Ruszyłam do szkoły. Po drodze zajrzałam na blog Johna. Pojawił się nowy wpis.
-Mam plany. Proszę o spotkanie, basen, północ. Sherlock, ja cię kiedyś zabiję.- syknęłam przez zaciśnięte zęby.
Była dwudziesta. Basen był piętnaście minut drogi od mojej szkoły. Postanowiłam wrócić do siebie.
W pokoju zastałam Lisę ze stosem papierów.
-Lis, co tu robisz?
-Mam dla Ciebie coś ciekawego. Poszperałam i znalazłam coś o, chyba, dyrektorce.
-Daj mi to.
Były to różne artykuły, naukowe ale i inne związane ze śledztwami.
-Spójrz na nazwisko.
-Moriarty... Pracowała z moim bratem. Myślsz, że wiedział?
-To Twój brat.
-Dlaczego od razu nie powiązał jej z tą sprawą?
-Może powiązał ale... nie chciał o tym mówić?
-Może.
Przeglądałyśmy artykuły i dokumenty dalej. Wychodziło na to, że była szanowanym naukowcem w Ameryce i w innych częściach Europy ale się nagle wycofała i jakby zapadła pod ziemię. Trzy godziny minęły nam w zastraszającym tępie.
-Co o tym myślisz?
-Myślę, że jak spotkam tą dwójkę to zmuszę ich by powiedzieli prawdę a potem zabiję.- mruknęłam
-Mam tu jeszcze coś. Spójrz.- podała mi niewielki wycinek artykułu. Opowiadał on o morderstwie sprzed wielu lat. 
-Ofiarą była niejaka Luise Nova. Przyjaciółka Annabeth. Nie podali nazwiska ale dyrektorka mieszkała w tamtym czasie w tym samym mieście.
-Skąd wiesz?
-Włamałam się znowu do jej domu, a co myślałaś? Poszperałam. Stąd mam te wycinki oprócz tego ostatniego.
Przyjrzałam się wycinkowi, nie powiązano go z żadną ze spraw. Jedyne co wyglądało podobnie to...
-Kurwa.
-Co?
Spojrzałam na zegarek, była za dziesięć północ.
-Szlag.- wstałam, w biegu zabrałam kurtkę i wybiegłam z akademika.
-Robin! Co się dzieje?!- Wybiegła za mną Lisa.
-Sherlock jest w niebezpieczeństwie. Wiem kim jest nasz zamachowiec.
-Co? Kim?!
-Nie ma czasu. 
Biegłam w stronę basenu, drzwi były otwarte. Weszłam do środka i zaczęłam szukać brata. Znalazłam go na hali z basenem sportowym. Obok stał John, miał na sobie
-Bomba?- Weszłam do środka.
-Robin, co Ty tu robisz?- Obaj mężczyźni zdziwili się widząc mnie na miejscu.
-Cóż, jest najinteligentniejsza z Was wszystkich.- dopiero wtedy dostrzegłam Jamesa. Zauwarzyłam,że Sherlock celuje do niego z pistoletu.- Pewnie się domyśliłaś kto za tym stoi i chciałaś ostrzec Sherlocka.
-Przyznaję. Niezłe przebranie. Entuzjastyczny informatyk udający, albo serio będący, gejem i umawiający się z Hooper.- mruknęłam.- Jedyne czego nie do końca rozumiem to jaki był Twój motyw James.
-Cóż może być lepszego od gry z dwójką najlepszych detektywów konsultantów na świecie?
-Pójście do kina z dziewczyną albo no nie wiem... z siostrą?
-Powiedziała dziewczyna która uciekła od braci. Wiesz, przerosłaś ich, w moim mniemaniu jesteś trochę lepsza od Sherlocka.
-Schlebiasz mi ale chyba przeszkodziłam Wam w rozmowie.
-Jestem ciekaw czy wie co ukrywasz...
-Co?- teraz Sherlock włączył się do naszej rozmowy. 
-Cóż, to chyba logiczne, że Robin Nightingale to nie jej prawdziwe imię i nazwisko. Pewnie już o tym wiedziałeś.
-Domyślałem się ale nadal nie wiem co masz na myśli.
-Może go oświecimy? Co Ty na to, Iris?
Westchnęłam cicho i spojrzałam na brata.
-Serio Sherlocku, bałam się, że zajmie Ci to mniej czasu.- mruknęłam. Nie było sensu ukrywać prawdy.
Brat spojrzał na mnie dziwnie. Nie dowierzał w to co słyszy.
-Iris...
-Co, zdziwiony? Że taka "Nieporadna" dziewczyna jak ja zdołała Cię oszukać?
-Mnie? Dałaś radę oszukać Mycrofta.
-Wróćmy do tematu. Czego chcesz?- zwróciłam się do Moriarty'iego.
-Chce nas zabić- mruknął Sherlock.- Dlatego bo odkryliśmy kim jest. Wyjaśnił sporo zanim się zjawiłaś. Spóźniłaś się, z resztą jak zawsze.
-Trudno.
-Mam coś dla Ciebie.- starszy brat zwrócił się do przestępcy. Wyjął pendrivea z danymi i podał Jamesowi.
-Nuudaa.- wyrzucił go do basenu.- Mogłem je zdobyć na wiele innych sposobów.
Wtedy John, który stał z boku rzucił się na mężczyznę i zawisł na nim.
-Sherlock, Robin...
Westchnęłam, to wszystko było takie upierdliwe.
-Już wiem po co go trzymasz.  Ludzie lubią swoje zwierzątka, są takie oddane. Odsłonił Pan swoje karty Doktorze Watson. 
Na czole Sherlocka pojawiła się plamka od lasera, obstawiałam, że na moim też.
-Doktorze...- spojrzałam na niego spokojnie. Mężczyzna niechętnie puścił Jamesa.
-Nie mam zamiaru Cię zabijać Sherlocku.- odezwał się Jim.- Nie, może kiedyś, ale nie teraz. Jeżeli nie przestaniesz się wtrącać... Cię zniszczę, wypalę od środka. Odbiorę, zniszczę Ci serce.
-Podobno go nie mam.
-Oboje, przepraszam we troje a nawet czworo wiemy, że to nie prawda. No, pójdę już... Miło się gawędziło.
-A jeżeli Cię teraz zastrzelę?
-Zobaczysz wyraz zdziwienia wymalowany na mojej twarzy... i rozczarowania. Ale Twój tryumf nie trwałby zbyt długo. No, ciao.
-Kiedyś Cię dorwę.
-Nic z tego.
Odwrócił się i po prostu opuścił halę.
-To tyle?- spytałam.
-Jak widać.- Mój brat podszedł do doktora i sciągnął z niego ładunek. Następnie ruszył za Moriartym.
-Nic Ci nie jest?- spytałam doktora który prawie upadł. Oparł się o szafki i zaczą dyszeć.
-To tylko ze stresu. Mógł nas zabić.
-Ale tego nie zrobił...
-...Iris, ładne imię.
-Może, nie wiem.
Wrócił Sherlock, zaczął chodzić w te i we wte. 
-Dobrze się czujesz?
-Tak.
-Nie wyglądasz.
-To co zamierzałeś.- Sherlock chyba nie wiedział co powiedzieć o zachowaniu Johna.
-Było miłe- podsunęłam mu myśl.
-Dobrze, że nikt tego nie widział.
-Cego?
-Jak zdejmowałeś tą kurtkę... Nie wiadomo co by sobie ludzie pomyśleli.
-Pewnie to co Pani Hudson.- zaśmiałam się,.- Przy okazji. Jestem nikim?
-Cóż, w sumie to ja sam już nie wiem kim jesteś Robi.- mruknął doktorek.
Nagle na naszych ciałach ponownie pojawiły się kropki lasera.
-Serio?- jęknęłam
Znowu pojawił się przestępca konsultant.
-Zmiana planów, to moja wada. Nie możecie kontynuować. Może próbowałbym Was przekonać ale wiecie wszystko co chcę powiedzieć.
-A Ty znasz moją odpowiedź.- Sherlock znowu celował do niego z pistoletu. Potem jednak wycelował w bombę.
-Moją w sumie też.- mruknęłam-Czemu nas jeszcze nie zabiłeś.
-czekamy jeszcze na kogoś.
Jakby na potwierdzenie tych słów drzwi ponownie otwarły się i stanęła w nich dyrektorka.
-Spóźniłaś się.- mruknął Sherlock.
-Korki były. Robin, nie dostałaś mojej wiadomości?
-Dostałam.
-Więc czemu to zignorowałaś?
-Cóż. Uznałam to za radę. A jako iż rada ta była głupia postanowiłam ją olać.- uśmiechnęłam się lekko.- Poza tym nie będę sie słuchałą kogoś kto ukrywa tak istotne szczegóły jak Pani, Pani dyrektor.
-Powiedziała ta co ukrywa fakt, że jest siostrą Sherlocka.- Mruknął James.
-To nie było istotne. Ale jej powiązanie z tobą Jim to co innego.
-Bystra jesteś, kiedy na to wpadłaś?
-Kiedy włamałam się do jej domu, inaczej nigdy bym tego nie odkryła. Ale wrócimy do tematu? Chcesz nas w końcu zabić, czy co?
Wtedy rozdzwonił się czyiś telefon. Jakaś piosenka, nie wnikałam jaka. Spojrzeliśmy po sobie. James westchnął.
-Dacie chwilkę?
-Nie krępuj się.
-Nadal ten idiotyczny kawałek?- Spytała Annabeth.
Mężczyzna odebrał
-Halo...Wybrałeś zły moment, czego chcesz?... Powtórz to!!!... Bądź świadom, że jeżeli kłamiesz to Cię znajdę i obedrę ze skóry.... czekaj,- spojrzał na nas- Wybaczcie, kiepski dzień by umrzeć.
-Dostałeś  lepszą ofertę?
-Będziemy w kontakcie Sherlocku. Cześć Iris. Do zobaczenia sis.
Wyszedł, plamki lasera zniknęły.
-Czekam na wyjaśnienia.- powiedzieliśmy jednocześnie ja, Sherly i Ann.
-Ty pierwsza.- powiedziała kobieta wskazując na mnie.
-A nie możemy w innym miejscu? 
-Baker street?
-Byle z daleka od Mycrofta.
Wyszliśmy z basenu, przy drzwiach zastałam Lisę. Okazało się, że była tam cały czas i wszystko słyszała. Postanowiliśmy zabrać ją ze sobą.
Wróciliśmy do mieszkania mojego brata. Usiedliśmy w fotelach i na kanapie, Sherly wskazał mi krzesło dla klientów.
-To nie Fair.
-Siadaj. I wyjaśnij co się dzieje.
Usiadłam.
-Co chcecie wiedzieć?
-Czemu uciekłaś?
-Wiesz...
-Chcę to usłyszeć.
-Bo nei chcę pracować jako rządowy sługus. Mike chciał wysłać mnie do szkoły specjalnej za granicę i sprawić bym później pracowała dla niego.
-Czemu nic mi nie powiedziałaś?
-Masz własne życie Sherlocku, z resztą i tak byś się tym nie przejął. Mimo, że byliśmy ze sobą bliżej niż z "Panem Parasolką" to i tak w pewnym momencie zacząłeś mnie ignorować i traktować jak piąte koło u wozu.
-Przynajmniej miałaś ode mnie spokój. To źle.
-Wiesz jak bardzo chciałam się z Tobą pokłócić? Tak rzadko przyjeżdżałeś do domu. Rodzice mnie nie rozumieli, Mycroft chciał bym była jego marionetką a Ty jako jedyny kiedykolwiek traktowałeś mnie stosunkowo normalnie. Chciałam być jak Ty, wiesz? I nadal mam taki zamiar. Poza tym, chciałam iść do Pani szkoły- zwróciłam się do dyrektorki- ale Mike nie przyjmował tego w ogóle do wiadomości. Szczerze to wszystko. Nie mówiłam kim jestem bo bałam się, że Mycroft, który mnie szukał, jak się dowie o wszystkim to nie da mi spokoju. A ryzyko było spore. Takie wyjaśnienie wystarczy?
-Na początek.
-Teraz Annabeth.- wskazałam dyrektorce krzesło.- Ja mam dwa pytania. Pierwsze, czemu nie powiedziałaś nam o tym, że James Moriarty to Twój brat przestępca?
-A czy Ty byś o tym powiedziała?
-Gdybym mogła w ten sposób uratować ludzkie życia? Tak.
-Ja i Jim jesteśmy sierotami. Jako dzieci zawsze trzymaliśmy się razem. On, od zawsze przejawiał skłonności... psychopatyczne. Ale nigdy nie chiał mnie skrzywdzić. W pewnym momencie jednak zaczął się zmieniać. Zawierał coraz bardziej niebezpieczne znajomości, znikał i wracał z dużymi ilościami pieniędzy. Nie wiedziałam skąd. Mówił, że znalazł pracę. Pewnego dnia jednak, miałam piętnaście lat, wrócił z krwią na koszuli, jemu nic nie było. Nie wiedziałam co o tym myśleć ale wkrótce wszystko połączyło się w całość. Postanowiłam uciec, zmieniłam nazwisko. Wyjechałam do stanów gdzie szybko rozpoczęłam studia. Jakiś czas później poznałam Twojego brata, pracowaliśmy razem...
-Od razu drugie pytanie, co było między Tobą a Sherlym. Coś Was poróżniło.
-Powiedzmy, że podczas naszej ostatniej wspólnej sprawy miało miejsce zdarzenie które mocno wpłynęło na moją psychikę. Miałam później depresję a Sherlock, jako socjopata, zbytnio nie pomagał. Obwiniałam go o to co się stało. Dlatego też, nie chciałam byś z nim pracowała, zwłaszcza gdy doszła do tego sprawa Jima. Nie wiedziałam, że jesteście rodzeństwem. Szkoda, powinnam była się domyślić, jesteście podobni. Tak samo inteligentni...
-Ostatnie pytanie, co się wtedy stało?- podałam wycinek artykułu.
Kobieta spojrzała na niego, zobaczyłam łzy w jej oczach.
-Jim, gdy odeszłam... zaczął mnie szukać, prześladował. Przez lata udawało mi się od niego uciekać ale mnie znalazł. Ta dziewczyna, Amanda Reyes, była moją przyjaciółką. Kazał zabić ją by mnie ukarać za ucieczkę. Nie robiono z tego rozgłosu, upewniłam się co do tego. Potem zniknął... aż do teraz.
-Ktoś ma jeszcze jakieś pytania?
-Nie.
-Nope.
-...- Sherlock milczał.
-Brat, co masz zamiar teraz zrobić?- Spytałam cicho.
-Wracajcie do siebie. 
Spojrzałam na niego pytająco.
-Moriarty na razie powinien dać nam trochę spokoju, coś mu pokrzyżowało plany. Ale musimy uważać. Iris, nie powiem o niczym Mycroftowi ale...
-Mam się trzymać z dala?
-I tak tego nie robisz. Ty, Annabeth i...
-Lisa?
-Spróbujcie się pilnować.
-Co ja mam do tego?- spytała moja koleżanka.
-Jesteś moją najbliższą przyjaciółką, to chyba oczywiste, ze możesz być w niebezpieczeństwie.
-A, no tak.
-Od kiedy tak się nami przejmujesz braciszku?
-Po prostu uważam, że było by szkoda gdyby ktoś tak inteligentny nagle został znaleziony martwy.- wzruszył ramionami.
-Taaa, jasne- mruknęła z sarkazmem Lisa.- Po prostu martwi się Pan o siostrzyczkę i swoją dziewczynę.
Parsknęłam śmiechem.
-Co?
-Nic, po prostu jesteś chyba jedną z nielicznych osób które nie mówią, że Sherlock jest gejem.
-A... Ok...
-Dobra, koniec pogaduszek. Jutro... dzisiaj, macie szkołę.- przypomniała dyrektorka.
-O nieee, a nie może nas Pani zwolić?
-Same tego chciałyście, no. żegnać się, podwiozę Was do akademika.
-Do widzenia Panie Holmes, do widzenia Doktorze.- Lisa pożegnała się i wyszła.
-Dobranoc John... Pa brat.
-Pa Iris...
-Na razie.
Wyszłam ale dyrektorka na chwilę została. W końcu usłyszałam jak cicho powiedziała "Pa Sherlocku" i wyszła.
-Rozwiązywanie spraw?- spytałam sarkastycznie.
-Jak widać. Nie wytężaj jednak za bardzo tej swojej głowy, to tylko Wasze spekulacje.
Pokręciłam głową.
-Co teraz?
-To co powiedział Sherlock. Staramy się funkcjonować jak wcześniej i czekamy.
-Nie podoba mi się to.
-Mnie też, ale jaki mamy wybór?
Żadnego.
Wsiadłyśmy do samochodu, w akademiku byłyśmy po piętnastu minutach. Nie przebrałam się nawet w piżamę. Po prostu padłam na łóżko i zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro